Człowiek uśmiechu
wywiady / o książce Jean Ward Joanna LisiewiczRozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRecenzja Joanny Lisiewicz, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
Tadeusz Różewicz to artysta, który na świat miał słuch absolutny. Niezależnie od tego, czy w polu jego aktualnych obserwacji znalazły się dom, kasztan, Word Trade Center, młodzi ludzie mówiący szybko i niewyraźnie, stare kobiety spacerujące brzegiem morza, świńska grypa, globalizacja czy esemesy, zawsze z tą samą przenikliwością punktował wyłowione z rzeczywistości sprawy. Oko poety z niesamowitą precyzją nie tylko dostrzegało ważne problemy współczesnego świata, ale też konsekwentnie od pierwszego tomu do ostatniego szukało dla ich wyrażenia formy, zarówno na poziomie kompozycji, jak i języka. Nieustanne szukanie, bycie w drodze – jak sam poeta określał to w tytule Kup kota w worku (work in progress) (2008) – podejmowanie, przetwarzanie, porzucanie i powracanie do różnych wątków – stanowią znamienne cechy jego pisarstwa. Różewicz był twórcą, który dokonywał niekończących się oglądów i korekt tego, co w słowie powołał do istnienia, a „nienazwane nazywał milczeniem” [2]. Rekonstruował przez dekonstrukcję, rozkładał i składał na nowo, nieustannie budował i burzył, był nieufny wobec kategorycznych stwierdzeń, raz na zawsze ustanowionych sądów. Dlatego jego utwory to konstrukcje oparte na antytezach i antynomiach, pełne szczelin, przez które mogą uchodzić stare sensy, wyciekać wątpliwości, ale też może nieustannie docierać nowe światło z zewnątrz. Tadeusz Różewicz pozwalał swoim utworom oddychać. Dlatego właśnie wciąż żyją, pulsują w zbiorowym krwiobiegu świadomości, zaskakują aktualnością mimo upływu czasu, pozwalają zaglądać w przyszłość. Aby wskazać na przyczynę trwałości i autentyczności głosu Różewicza, należy zatrzymać się przy źródłach, z których czerpał poeta. Autor Twarzy trzeciej nie zatrzymuje się nad Mickiewiczowską „wodą wielką i czystą”. „Ciesząc się dobrym zdrowiem, w samo południe”, samotnie „odwiedza brzegi Acheronu”. „Serce jego bije normalnie, kiedy staje nad brzegami kanału”: „w strunach deszczu/ na czarnym błocie/ rozkładały skrzydła/ bielinki i żałobniki/ we wodzie tłustej i czarnej/ pląsały nimfy”. W tej antyromantycznej przestrzeni pozbawionej tajemniczości, w świetle dnia, bez twórczego szału i poczucia nieobecności, przypisywanych w tradycji natchnieniu, z normalnie bijącym sercem – zanurza się w „gęstej zupie” życia.
Gdy czyta się Różewicza, można doświadczyć wyjątkowego poczucia spójności między tym, co pomyślane, przeżyte, a tym, co wypowiedziane. Dbałość o każde słowo, układ graficzny wiersza, retoryka pauzy i milczenia sprawiają, że na twórczość poetycką autora to i owo składają się genialne kompozycje semantyczno-wizualne. Może właśnie dlatego po jego dzieła, zarówno dawne, jak i te z początku XXI wieku, tak chętnie sięga młodzież. Fenomen pisarstwa Różewicza polega także na tym, że młodzi czytelnicy uważają go za twórcę, któremu można wierzyć, którego się rozumie, który jest prawdziwy. Dlaczego? Najpewniej między innymi dlatego, że w wyjątkowy sposób czerpie nie tylko z tradycji literackiej, z którą w różnych konwencjach dialoguje, ale także z języka potocznego. Z zasobów tego ostatniego poeta komponuje minimalistyczne konstelacje metafor czy porównań odwołujących się do wspólnotowych doświadczeń, obserwacji, przeżyć i pragnień każdego odbiorcy, niezależnie od wieku czy czasu historycznego, w którym żyje. Różewicz potrafi w niezwykły sposób uruchamiać zarówno pojedyncze słowa, jak i przestrzenie między słowami, wszystko to, co wyrażone, ale też przemilczane. Nadzwyczajny słuch i plastyczna wyobraźnia poety sprawiają, że jego wiersze chłonie się wielozmysłowo, a przez to bardziej intensywnie. Niepokój, który nie opuszcza poety od debiutu poetyckiego w 1947 roku, a który pozostaje wyczuwalny także w kolejnych tomach, nie jest niepokojem mrukliwego nihilisty, który nie wierzy w ludzi i idee. To wyraz (do ostatniego tomu konsekwentnie budowanego) przekonania o konieczności obrony przed „konturowością i mityzacją opowieści o wojnie czy choćby w duchu literatury martyrologicznej, czemu udatnie służyć będzie zarówno starannie opracowywana koncepcja języka poetyckiego, poetyka «ściśniętego gardła», jak również przeświadczenie o dekompozycji pojęcia piękna, kryzysie obrazu poetyckiego i potrzebie odbudowy kategorii estetycznych w sztuce” [3].
Gdy mówi się o charakterystycznej dla Różewicza ekspresji w języku, który przenika do jego wierszy niemal wprost z szumu ulicy, telewizji, instytucji i gazet, oraz o sposobie konstruowania obrazów poetyckich, trzeba pamiętać o fascynacji poety malarstwem, historią sztuki, o jego wielkich przyjaźniach z malarzami, z którymi prowadził przez całe życie rozległą korespondencję. Malarska wyobraźnia i myślenie obrazami znajdują odzwierciedlenie w kształtowaniu się warsztatu poetyckiego Różewicza. Jak pisze Ryszard Przybylski: „Należy go [tekst poetycki] podać ze świadomością istnienia płaszczyzny, którą wypełnia, domyka, fragmentuje. Wchodzą w nią cytaty, kursywy, nawiasy – to wszystko są przecież sygnały wizualne!” [4].
Tom Kup kota w worku (work in progress) jest przykładem zbioru, w którym poeta synkretycznie przedstawił, czy może raczej skomentował, współczesną sobie rzeczywistość, dzieląc się z czytelnikami swoim odsłuchem świata zza okna. Wgłębiając się w Różewiczowską narrację, słyszymy diagnozę polskiej składni, ortografii, interpunkcji, leksyki. Kup kota w worku to niezwykle błyskotliwa i pełna humoru relacja ze świata, której osobnym bohaterem jest język, oddzielony niejako od coraz mniej świadomego swojego indywidualizmu, osobności i tożsamości użytkownika. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że Tadeusz Różewicz to poeta o niezwykłym poczuciu humoru, które wynika przede wszystkim z umiejętności patrzenia na wydarzenia i ludzi, także na siebie, z dystansem, w optyce groteski, karykatury i farsy. W „Áladerridzie” czytamy: „Ja sam nie jestem człowiekiem śmiechu, jestem raczej człowiekiem uśmiechu i uśmiechów. Nigdy nie ryczałem ze śmiechu, nie umierałem ze śmiechu, nie pękałem ze śmiechu, choć czasem śmiałem się do łez, np. patrząc na obrady naszego sejmu”[5]. Różewicz podejmuje też w tym tomie stale powracający w jego twórczości temat kondycji poety, przekornie wyznaje swoje wątpliwości dotyczące bycia zbyt normalnym jak na poetę: „czasami niepokoję się tym/ że jestem taki zwyczajny/ (…) już czas wykreować siebie/ poetyckiego malowniczego szalonego/ (trochę) schizofrenika trochę kochającego/ inaczej bieda w tym że kocham «po bożemu»” [6]. Profetycznie dodaje w co słychać (jakby robił wpis na facebooku): „siedzę na ławce którą/ zaprojektuje ktoś na moją cześć/ skamieniały zgipsiały/ z głową w chmurach/ z głową na którą niebieskie/ ptaszki załatwiają/ czarne i białe odchody dochody” [7]. Różewicz posiada wyjątkowy zmysł filtrowania świata okiem satyra, który gorzkie obserwacje potrafi podać w komediowym tonie, choć jest to oczywiście najczęściej czarna komedia. Zalew bylejakości, który – jak pisał wcześniej – „ogarnia masy i elity”, świat, w którym „wszyscy są zaszczyceni, zanika język polan”, pełno w nim „zakichanych futurologów lingwistów, filozofów za kuchennym stołem”, twórca zanurzył w metodycznie uruchamianej logorei. Organizacja tekstu na stronie, forma zapisu w postaci strumienia świadomości, swoistej lingwistycznej partytury fonetyczno-semantycznej, porzucenie interpunkcji, zasad ortograficznych, mówienie „po amerykańsku” i z dużą dawką kolokwializmów – to wszystko doskonale oddaje jakość naszego funkcjonowania w języku. Otwierający Kup kota w worku tekst „przyj dziewczę przyj” jest wyraźną aluzją do prozy debiutującej w 2002 roku Wojną polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej, która w 2006 roku otrzymała Literacką Nagrodę Nike za Pawia królowej. Sama autorka wspominała, że: „Rapowaną recenzję napisał Tadeusz Różewicz, co było oczywiście zaszczytem, chociaż była miażdżąca”. Trudno powiedzieć po latach, czy była to miażdżąca krytyka, czy jednak dostrzeżenie wyjątkowego zjawiska we współczesnej prozie polskiej. Dziś Masłowska, autorka nie tylko powieści, ale także sztuk teatralnych, jak chociażby Między nami dobrze jest, to artystka, o której bez wątpienia można powiedzieć, że – podobnie jak Tadeusz Różewicz – ma na świat słuch absolutny.
Celowe odchodzenie od zasad ortografii czy interpunkcji („może to być trendi”), ważny wiersz „Wyprzedaż w firmie TADZIO”, słynne zdjęcie Różewiczowskich butów z podpisem: „A może Ty, drogi Czytelniku, wejdziesz w moje stare buty i pomaszerujesz dalej” umieszczone na końcu tomu – to już zapowiedź utworów, które ukażą się w zbiorze to i owo, który miał premierę w 2012 roku, dwa lata przed odejściem poety. Różewicz pozostaje wierny sobie, swojej poetyce, mimo że wypowiada zaledwie „to i owo”, głosem ledwo słyszalnym wśród natłoku przywołanych słów innych, dalszych i bliższych znajomych, przyjaciół. I wciąż, mimo słusznego już wieku, nie zawodzi go szósty zmysł, który od zawsze pracuje z najwyższą ostrością: „Widzę i opisuję, czuję i opisuję, myślę i opisuję (…) milczenie i wściekłość” – tak określa swoje powinności w rozpoczynającym tom wierszu pod znamiennym tytułem „zawód – literat”. Widzi bylejakość wypełniającą rzeczywistość, dostrzega tych, którzy chcą robić to, co lubią. A ponieważ nie wiedzą jeszcze, co lubią najbardziej, albo lubią wszystko, to bez oporu i namysłu robią wszystko, jak ona z wiersza „To lubię”, która „lubi siebie, lubi też pisać, malować, reżyserować, spać”. Poeta widzi teatr ciała, w którym „każda panienka jest dyrektorem, dramaturgiem, kierownikiem artystycznym teatru swojego ciała”. Czuje postępującą kruchość życia, odczuwa smutek (zauważalny wyraźnie już w Szarej strefie) i dojmującą samotność w świecie, z którego odeszli bliscy, ważni ludzie. To bodaj najbardziej przejmujące wyznanie w to i owo: „Bohater – lat 91, sam ze swoimi myślami, których nie słychać, wszyscy i wszystkie osoby wymarły”. Ze świata, zredukowanego do tapczanu i obserwacji siedzącej na suficie muchy, gdzie przed oczami tylko „czarny punkcik, plamka”, nie ma wyjścia. „Ostatnia Kartoteka” kończy się bowiem przekonaniem, że tak już będzie: „i tak dalej, i tak dalej”. Poeta przeczuwa nieudolność literatury, bezsilność słów, które nie mają mocy stwórczej, by „jeszcze raz powołać do życia”. Przygląda się wspomnieniom, mgnieniom, „zdjęciom zrobionym swoimi oczami”. Jak zawsze, wyszedłszy od szczegółu, zasłyszanego, wyłowionego z zewnętrznego chaosu, śladu, Różewicz potrafi celnie skomentować osaczający go świat – nachalny rozwój języka nienawiści, pozorną walkę o prawdę i sens historii, zarażanie przez starców „trupim jadem nienawiści młodych serc i głów wnuków”. O tym, jak bardzo aktualne są diagnozy Różewicza, może przekonać się każdy, kto uważnie śledzi doniesienia z kraju, ze świata i z kosmosu. W rzeczywistości, z której każdego dnia musimy zdawać egzamin w formule prawda/fałsz, co krok weryfikować, czy stąpamy po prawdziwym, czy zmyślonym gruncie, rozstrzygać nieudolnie, czy mówi do nas żywy człowiek, czy tylko jego awatar, bot albo inna sztuczna inteligencja, gdzie mimesis, jakie zostawili nam starożytni, rozlało się na obszary, których sami nie rozumiemy i nie umiemy się już w nich poruszać, trudno jest wciąż trzymać się w pionie. Trudno też osiągnąć solidne dno, ponieważ nie można już na nie upaść, bowiem – jak pisał poeta w poemacie Spadanie – spadamy we wszystkich kierunkach jednocześnie, wysyłając do siebie spiesznie esemesy, w których oznaczamy jakieś „to i owo”, wszystko i nic jednocześnie: KC, NWM, CR, CT, FR, IDKN, YOLO, LOL, XD – tajne kody, z których dziś poeta mógłby ułożyć kakofoniczny poemat lub postabsurdalną sztukę o postczłowieku i jego postżyciu. Scenografia jest gotowa: „Na ogromną pustą scenę wchodzi jakiś facet i wygłasza Wielką Improwizację Konrada Hamleta Makbetowej Papkina Jankiela… Na scenę wbiega odmłodzona babcia i robi szpagat potem gotuje spaghetti” [8]. Albo: „Na scenę może też wbiec VACCEK (chłopak ogolony na pałę) który spuszkipijepiwo [9] i chce rozpalić grilla, żeby osuszyć rzęsy swojej dziewczynie PUPPIE”.
Różewicz jest poetą w drodze. Zbliżanie się i dystansowanie, budowanie i dekonstruowanie, nieustanne powroty do fundamentalnych dla niego problemów – to nieodłączne cechy jego myślenia i procesu tworzenia. W tym kontekście niezwykle ważny wydaje się tomik Ostatnia wolność (2015), o którym Jan Stolarczyk pisze w nocie wydawniczej, że zawiera 15 wierszy z ostatnich lat życia Tadeusza Różewicza, z których 14 ukazało się wcześniej w czasopismach, a tylko utwór „Listy od W…” ma swój pierwodruk. Gdy myśli się o twórczości poetyckiej Różewicza jako całości, można odnieść wrażenie, że tom Ostatnia wolność to szept poety, spokojny, cichy szept człowieka, który znalazł się w wyjątkowym momencie życia. Słychać w tym szepcie odważne podsumowania, spokojne domknięcia, dotkliwe westchnienie, wreszcie wielką wdzięczność. „Ciężko jest wracać do ziemi po takim długim życiu” – czytamy w wierszu bez tytułu. W innym miejscu poeta wyzna, że „gdzieś zapodziała mu się kraina młodości” i „przegrał walkę o Boga swoją siedemdziesięcioletnią wojnę religijną”. Szczególnie poruszające są jednak „Listy od W…” (utwór w całości będący apostrofą do żony) oraz „Znalezisko”. Różewicz z właściwą sobie powściągliwością i minimalizmem, znanym dobrze z tomu Na powierzchni poematu i w środku, odpowiada na fundamentalne pytania, których być może sami z różnych powodów nigdy nie zadaliśmy głośno. Odpowiedź brzmi: miłość. Głos autora pulsuje spokojnym rytmem: „szukałem szukałem siebie/ znalazłem CIEBIE”, „Wzruszają mnie twoje listy (…) nigdy nie odkryłem w twoich listach/ pozy/ twoje zdania/ mają składnię życia/ twoje listy mówią prawdę/ uczę się z nich/ do dnia dzisiejszego”.
Poeta prosi o uszanowanie swojej ostatniej wolności – wolności milczenia.
Niezależnie od tego, czy twórczość Tadeusza Różewicza kształtowała nasze życie, czy pojawiła się w jakimś jego momencie i znamy tylko wybrane fragmenty jego tekstów poetyckich, prozatorskich, dramatów czy listów, zawsze pozostaje on poetą ważnym, który potrafi zatrzymać uwagę jedną metaforą, jednym słowem unieruchomionym w osobnym wersie. Pisanie to bowiem dla Różewicza specjalny rodzaj organizowania płaszczyzny, gruntowanie, proces twórczy przypominający akt malarski. W listach poety wymienianych z Mieczysławem Porębskim czytamy: „Różewicz patrzy na tekst jak na powierzchnię, którą trzeba opracować wizualnie, dlatego tak mu ostatnio zależy na tym, żeby reprodukować rękopisy. (…) Podobnie jak malarz ujawnia fakturę na płótnie, tak on ujawnia fakturę wiersza, który nie jest od początku krystalicznie czysty, ale zawiera skreślenia, dopiski, strofy, które się później wyrzuca, odskoki w bok, notatki zupełnie prozaiczne, bo coś mu się skojarzyło, więc odnotował to na marginesie. Niektóre zakotwiczenia w realiach ulegają potem eliminacji” [10]. To włączanie, szczególnie do ostatnich tomów, rękopisów oraz rysunków poety jest znamienne i pozwala poznać Różewicza jako artystę poszukującego, który nieustannie weryfikuje zarówno tworzywo, jak i formę. Tadeusz Różewicz pozostaje konsekwentny w swojej metodzie twórczej, która jest spójna z jego malarską wyobraźnią – to konstruktor, architekt wiersza. Jego teksty stanowią swego rodzaju rusztowania, surowe i solidne konstrukty, które nieustannie podlegają dekompozycji. To twórca, który zaprasza do niekończącej się „nauki chodzenia” we wciąż zmieniających się dekoracjach. Poezja Różewicza pozwala trzymać się w pionie. Nie dlatego, że daje gotowe wskazówki, dobre rady, złote myśli. Trzyma w pionie, bo wymaga totalnego skupienia, koncentracji i uwagi. Nie oferuje podpórek. Jego wiersze to rusztowania pełne dziur, brakujących elementów. Czasem trzeba się przeciskać między szczelinami pytań bez odpowiedzi, zatrzymywać się, a nawet stać bez ruchu i czekać. Można nie iść dalej. Czuć niepokój. Stawać twarzą w twarz z wątpliwościami. Z niewiedzą. Z niepewnością. Z prawdą.
Doktor nauk humanistycznych, autorka książki Milczenie w teatrze Samuela Becketta i Tadeusza Różewicza, nauczycielka i wykładowczyni akademicka, teatrolożka; od lat związana z Katedrą Teatru Dramatu i Widowisk Uniwersytetu Gdańskiego; członkini Zespołu Badań nad Twórczością Samuela Becketta na wydziale Anglistyki i Amerykanistyki Uniwersytetu Gdańskiego; na stałe współpracuje z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim oraz Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w realizacji projektów edukacyjnych. Badaczka i popularyzatorka twórczości Tadeusza Różewicza. Jurorka Alternatywnej Nagrody Dramaturgicznej podczas 10. edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Inicjatorka, organizatorka i kuratorka wystawy Tadeusz Różewicz w Karkonoszach na IX Festiwalu Literatury i Teatru Between.Pomiędzy 2018 na Uniwersytecie Gdańskim; prelegentka na wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych; autorka artykułów o współczesnym teatrze; publikuje w miesięczniku „Teatr” oraz kwartalniku „Tekstualia”.
Rozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejRecenzja Joanna Lisiewicz z książki to i owo Tadeusza Różewicza.
WięcejRozmowa Joanny Lisiewicz i Jean Ward, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza, wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.
WięcejFragmenty książki Tadeusza Różewicza Wiersze ostatnie, która ukaże się w Biurze Literackim 15 kwietnia 2024 roku.
Więcej