Aleksandra Kasprzak w swoim debiucie literackim Wydrąż mi rodzinę w serze z precyzją rzeźbiarki kształtuje groteskowy, ale jednocześnie realistyczny obraz współczesnej polskiej rzeczywistości. Jej narratorka, młodociana Gryczanka, z ostrym humorem i ironiczną czułością prowadzi czytelnika przez obraz rodzinnych absurdów, w którym każda z postaci zdaje się wycięta z innego materiału, a mimo to tworzy spójną, choć chaotyczną całość. Powieść dziennikarki z „ASZdziennika” to jednak nie kolejne stadium melancholii czy przeżuwanie przeszłości w formie autobiograficznych, poszarpanych okruchów. Zamiast tego dostajemy opowieść, w której język – pulsujący, kąśliwy – staje się narzędziem walki, swoistym nośnikiem doświadczenia.
Gryczanka Kaspijska, narratorka tej brawurowej powieści, dorasta w Sierpcu, prowincjonalnym, nieco zapomnianym miasteczku, z którego jednak paradoksalnie wyłania się przestrzeń dla rozwijania jej podmiotowości. W tej scenerii młodziutka bohaterka zaczyna poszukiwać swojego miejsca w świecie, a dorastając w otoczeniu, w którym świat zewnętrzny wydaje się zdeterminowany przez ograniczenia i stereotypy, Gryczanka uczy się, jak je rozbrajać – nie tylko przez bunt, ale przez wnikliwą, wyrozumiałą obserwację i humorystyczną ironię.
Kasprzak kreśli rodzinne portrety, które choć pozornie oparte wyłącznie na stereotypach, wcale nie okazują się jednolite czy przewidywalne. Gryczanka nie oszczędza nikogo – ani swojej matki, „skitranej” feministki modlącej się do matki i córki, i duszki świętej, ani ojca, niespełnionego artysty, obecnie członka rady nadzorczej pijaków, ani siostry dewotki czy drugiej siostry, która była bratem. Nie są to jednak groteskowe opowieści o małomiasteczkowych przegrywach, lecz refleksja nad ludzką kondycją, zakorzenioną głęboko w polskiej prowincji. Kasprzak nie stroni od tematów takich jak prawa osób LGBTQ+, aborcja, prawa kobiet, patriarchat czy klasowe nierówności. Gryczanka prowadzi nas przez ten znajomy świat – w końcu wszyscy jesteśmy uczestnikami tej samej farsy – który budzi niepokój swoją intensywnością. W tej intensywności kryje się jednak celność spostrzeżeń, która nie pozwala na ucieczkę, bo oto Kasprzak pokazuje, że przed rzeczywistością nie ma ucieczki. Jednak to, co mogłoby stać się ciężką, oskarżającą narracją, w jej ujęciu nabiera nieoczywistości, nie oferując jednak łatwych odpowiedzi.
Siłą napędową Wydrąż mi rodzinę w serze jest język. Język–sklejka, mieszczący w sobie soczyste porównania, zajadłe monologi, stare i nowe memy, oślizgłą groteskę, raperskie flow i współczesną popkulturę, tworząc niespotykaną turpistyczną mieszankę. Kasprzak w swojej powieści nie tylko kreśli obraz świata pełnego kontrastów, ale także brawurowo majstruje przy samym języku, którym ten świat opisuje. Gryczanka, nie tylko narratorka, ale przede wszystkim bohaterka, zanurza się w idiomach, fonetycznych niuansach, oddając z niezwykłą autentycznością lokalną (polską?) rzeczywistość. Niekiedy deformuje gramatykę, wyciąga na światło dzienne słowne dziwactwa, przestawia akcenty i niespodziewanie rymuje („życie matki – rzyg z nudów. Życie ojca – śmiech ludu. Krew jego, stare browary, a imię jego – mój stary”), które stają się nieodłącznym elementem tożsamości bohaterów. Tak jak sama rodzina Gryczanki, tak i język, którym Kasprzak się posługuje, jest rozbity, chaotyczny, miejscami absurdalny, a jednak autentyczny w swojej brutalności.
I chociaż we współczesnej prozie postać narratorki jako małoletniej dziewczynki nie jest niczym nowym – weźmy choćby Niepokój przychodzi o zmierzchu, Najbardziej niebieskie oko czy Przechodząc przez próg, zagwiżdżę – Gryczanka wyróżnia się na tle swoich literackich rówieśniczek za sprawą jednej, kluczowej broni: humoru. I to nie byle jakiego, bo humoru kąśliwego, cynicznego, będącego nie tyle narzędziem rozrywki, co sposobem na opanowanie rzeczywistości, która ją otacza. Humor, którym Kasprzak nasyca swoją powieść, nie służy wyłącznie rozprężeniu atmosfery, nie jest odskocznią od trudnych tematów, ale sposobem na przetrwanie w brutalnym świecie. To metoda radzenia sobie z chaosem życia rodzinnego, z deformacją relacji, z poczuciem wyobcowania i z codziennym dyskomfortem. Gryczanka przejmuje żarty od napastników, by zyskać kontrolę nad tym, co ją boli, co ją przerasta, nie pozwalając, aby rzeczywistość ją zdominowała.
Humor, jaki wprowadza Kasprzak, jest więc formą oporu, ale także narzędziem demaskacji. Narratorka śmieje się z ojca, z matki, z siostry dewotki, z własnych słabości, a przez ten śmiech wyciąga na wierzch wszystkie rysy na idealizowanej fasadzie rodziny i społeczeństwa. Formą obrony swojej niewinności jest więc śmiech, chociaż bywa, że przez łzy.
Aleksandra Kasprzak swoim debiutem udowadnia, że można pisać o trudnych tematach z humorem i dystansem, nie tracąc przy tym z oczu istoty rzeczy. Jej powieść to nie jest kolejną ciężką narracją o palących współczesnych problemach czy moralnych niepokojach, choć te wszystkie tematy pulsują pod powierzchnią opowieści. To proza, która rzuca wyzwanie współczesnej literaturze, jednocześnie redefiniując granice tego, co może znaczyć zaangażowana opowieść o współczesnej Polsce.