utwory / zapowiedzi książek

Bezbronna kreska (2)

Tadeusz Dąbrowski

Fragment zapowiadający książkę Bezbronna kreska Tadeusza Dąbrowskiego, która ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Szli­śmy ponad pół godzi­ny, lecz w oko­li­cy nie było żad­nych fast foodów. Zapo­mnia­łem, że jeste­śmy w Upper East Side, gdzie o śmie­cio­wym żar­ciu moż­na tyl­ko poma­rzyć. Mija­li­śmy dzie­siąt­ki posęp­nych kamie­nic z tysią­ca­mi szczę­śli­wych męż­czyzn i kobiet w środ­ku, i wypie­lę­gno­wa­nych psów, a na par­te­rze każ­dej z nich czu­wał por­tier, dobro­dusz­ny jak kon­duk­tor kolej­ki wąsko­to­ro­wej w weso­łym mia­stecz­ku gdzieś na połu­dniu Włoch.
Wresz­cie spo­mię­dzy rusz­to­wań wyło­ni­ła się knajp­ka, wło­ska zresz­tą, o wdzięcz­nej nazwie Gio­co. Kie­row­nik sali zapro­po­no­wał nam jedy­ny wol­ny sto­lik, tuż przy oknie. Bia­łe obru­sy, świe­ce, lek­ki jazz jak gaz roz­we­se­la­ją­cy, pogwar klien­te­li, ciche pobrzę­ki­wa­nie sztuć­ców i taniec kel­ne­rów, ule­pio­nych z lizu­so­stwa i aser­tyw­no­ści w pro­por­cji trzy do jed­ne­go.

– Kli­mat jak z Woody’ego Alle­na – rzu­ci­łem.
– Nie znam Woody’ego Alle­na – odpo­wie­dzia­ła Megan z miną tak naiw­ną, że byłem skłon­ny jej uwie­rzyć.
Otwo­rzy­łem menu, zaczą­łem czy­tać i… mój wzrok pogrą­żył się w czar­nej toni jezio­ra, na dnie któ­re­go tkwi­ły zato­pio­ne cmen­ta­rze, kiku­ty drzew, wra­ki stat­ków, topiel­cy z czasz­ka­mi zamiesz­ka­ły­mi przez węgo­rze, nie­na­ro­dzo­ne dzie­ci zaplą­ta­ne w sie­ci. Gdzie łoso­sie ze szpi­na­kiem na grzbie­cie i komik­so­wą chmur­ką przy pysku, a w każ­dej chmur­ce napis: „100 $”. Naj­tań­sze danie kosz­to­wa­ło sie­dem­dzie­siąt. Ale za póź­no już było na tek­sty w rodza­ju: „Nie podo­ba mi się muzy­ka, poszu­kaj­my cze­goś bar­dziej wytwor­ne­go”. W grę wcho­dzi­ło tyl­ko zamó­wie­nie sobie wody mine­ral­nej, a jej co tam już chce. Choć i ten plan miał wady. „Nie rób obcia­chu, sta­ry” – powie­dzia­łem do sie­bie i z trza­skiem zamkną­łem menu. W tej sekun­dzie poja­wił się kel­ner.
– Czy już wybra­łaś? – pytam, a ser­ce wali mi jak młot, jak mło­tek aukcyj­ny.

Mam jed­ną strasz­ną przy­pa­dłość: lubię auto­ma­ty do gry. Znam dokład­nie mecha­nizm ich dzia­ła­nia i wiem, że na dłuż­szą metę nie dają szans, bo to nie gra, a pro­gram, nie loso­wa­nie, lecz paro­dia prze­zna­cze­nia. Że wynik nie ma nic wspól­ne­go z wiru­ją­cy­mi na ekra­nie owo­ca­mi, z pry­mi­tyw­ny­mi dźwię­ka­mi gwał­cą­cy­mi zmy­sły. I cho­ciaż pogo­dzi­łem się z fak­tem, że gram dla samych emo­cji, że pła­cę za napię­cie, za cie­ka­wość, za ból, to od cza­su do cza­su poja­wia się we mnie typo­wa dla hazar­dzi­stów nadzie­ja, nie­za­leż­nie od tego, czy ich hazard to gra na auto­ma­tach, malar­stwo, muzy­ka, lite­ra­tu­ra lub życie, nadzie­ja – że pew­ne­go dnia maszy­na im odda, przy­naj­mniej nie­wiel­ką część tego, co prze­gra­li przez lata. Ktoś powie – kup sobie maszy­nę, wstaw ją do domu, będziesz miał kupę zaba­wy i pew­ną wygra­ną każ­de­go mie­sią­ca. Ale będzie to rada czło­wie­ka nie­mą­dre­go. Maszy­na musi być przy­pad­ko­wa, napo­tka­na w skle­pie spo­żyw­czym, hote­lu albo na dwor­cu. Pod­nie­ca­ją­ce jest, że tylu pró­bo­wa­ło, ale to wła­śnie ty zgar­ną­łeś ich kasę.

– Mam ocho­tę na te rolad­ki jagnię­ce z bro­ku­ła­mi, sosem kur­ko­wym i gril­lo­wa­nym ziem­nia­cza­nym purée.
– OK, to ja wezmę to samo.
– Coś do picia? – zapy­tał kel­ner. – Mamy dosko­na­łe czer­wo­ne wino, dopie­ro od dziś w ofer­cie.
Megan przy­zwa­la­ją­co ski­nę­ła gło­wą.
– A dla pana?
– Tak, tak, też chęt­nie spró­bu­ję – odpo­wie­dzia­łem z ner­wo­wym pochrzą­ki­wa­niem. – To teraz będziesz mówić o sobie, a ja będę słu­chał – zwró­ci­łem się do Megan z piesz­czo­tli­wą apo­dyk­tycz­no­ścią.
– A co chciał­byś wie­dzieć? – odpar­ła w taki spo­sób, że zaczą­łem się zasta­na­wiać, czy chciał­bym wie­dzieć cokol­wiek.
– Jakie było naj­bar­dziej sza­lo­ne wyda­rze­nie w two­im życiu?
– Nie wiem… – zamy­śli­ła się, spusz­cza­jąc wzrok, a zaraz potem jej źre­ni­ce zapa­li­ły się od świec. – Spo­ty­ka­łam się z chło­pa­kiem – to było parę lat temu – któ­ry stu­dio­wał na wydzia­le sztu­ki w tej samej uczel­ni co ja, w Cor­nell, i w cią­gu tygo­dnia stał się innym czło­wie­kiem, kom­plet­nie zwa­rio­wał, zda­wa­ło mu się, że jest wiel­kim mala­rzem, że malu­je na zamó­wie­nie milio­ne­rów, przez wie­le dni nie zmru­żył oka, nie mył się, nie jadł, chlał whi­sky i machał te swo­je boho­ma­zy, któ­re były jaki­miś jego… fan­ta­zja­mi na mój temat. Liczył się z moim zda­niem, dla­te­go bez prze­rwy pytał, co myślę o jego płót­nach, mówi­łam, że ich nie czu­ję, że są pre­ten­sjo­nal­ne, wtór­ne. Pew­ne­go dnia przy­je­cha­ła jego mat­ka, zanie­po­ko­jo­na fak­tem, że syn od mie­sią­ca nie odbie­ra tele­fo­nu. Nikt nie otwie­rał, więc spro­wa­dzi­ła poli­cję. Micha­el leżał podob­no na pod­ło­dze zakrwa­wio­ny i powy­gi­na­ny jak sta­ra tub­ka po far­bie. Cza­sa­mi mam do sie­bie pre­ten­sję, że nie chwa­li­łam jego obra­zów. Lecz było­by to nie­szcze­re. Ja napraw­dę ich nie czu­łam.

Potrze­bo­wa­łem kil­ku chwil, żeby zma­zać z twa­rzy zdzi­wie­nie.
– To się zda­rzy­ło napraw­dę? – spy­ta­łem z nad­zwy­czaj uda­ną obo­jęt­no­ścią.
– Pew­nie, że nie. Ale przy­znaj, że zabrzmia­ło nie­źle – zaśmia­ła się z pierw­szym kęsem jagnię­ci­ny w ustach.
Dopie­ro teraz dostrze­głem, jak się dla mnie zro­bi­ła, mia­ła na sobie asce­tycz­ną czar­ną bluz­kę skro­jo­ną w kwa­drat, na szyi ser­dusz­ko od Tiffany’ego, będą­ce w isto­cie anty­ser­dusz­kiem – kawał­kiem meta­lu podob­nym do blach, na jakie w dzie­ciń­stwie łowi­łem szczu­pa­ki, a jej bla­dy make-up gryzł się z czer­wo­nym błysz­czy­kiem jak Uma Thur­man z Tra­vol­tą w sce­nach, któ­rych nie poka­za­no w fil­mie.

O autorze

Tadeusz Dąbrowski

Urodzony w 1979 roku,  poeta, eseista, redaktor dwumiesięcznika literackiego „TOPOS”. Publikuje m.in. w „The New Yorker”, „Paris Review”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Ogłosił siedem tomów wierszy, ostatnio Środek wyrazu (a5, 2016), oraz powieść Bezbronna kreska (Biuro Literackie, 2016). Laureat m.in. Nagrody Fundacji Kościelskich (2009) oraz Nagrody Fundacji Kultury Polskiej, którą otrzymał od Tadeusza Różewicza. Tłumaczony na ponad dwadzieścia języków. Mieszka w Gdańsku.

Powiązania