utwory / premiera w sieci z Połowu

chóry podziemne

Zofia Kiljańska

Premierowy zestaw wierszy Zofii Kiljańskiej chóry podziemne. Prezentacja w ramach projektu „Połów. Poetyckie debiuty 2021”.

Biuro Literackie

Zeznanie

Od kie­dy zamiesz­ka­ła w kre­ciej norze wraz z Leoka­dią Bogu­tą,
kole­żan­ką z przed­szko­la,
jej życie ule­gło wiel­kim zmia­nom.
Jed­nak potra­fi nie sły­szeć praw­dzi­wych gło­sów,
nie bawić się w sztucz­ne ognie w Syl­we­stra.

Podob­no kolo­ry śni się tak­że i po utra­cie wzro­ku, więc:
Obie­ca­ła prze­cze­sy­wać po omac­ku krza­ki na pola­nie.
Obie­ca­ła dołą­czyć do poko­jo­we­go ruchu mró­wek.
Obie­ca­ła mieć środ­ko­we oko, środ­ko­wą ner­kę,
jeden zdro­wy ząb. Doty­kać świa­ta usta­mi,
czuć smak każ­dej rze­czy. Kłaść uszy
w sobie, do snu.


Mama mówiła, żeby chwycić się truskawki jak dnia

ona wycią­gnie toną­ce­go. Ale wosk zasy­cha pod powie­ka­mi,
zła­mie go świt.

Rano zbie­ram swo­je czę­ści, tam­ci tań­czą, rozu­miesz?
Ja tyl­ko – kawa­łek po kawał­ku, palu­szek, pazno­kieć, łez­ka, ucho.
Żeby móc wstać. Uło­żyć kro­ki na chod­ni­ku jak kloc­ki.
A wosk zasy­cha pod powie­ka­mi, topi go świt.

Mamo,
moje dło­nie utkwi­ły w czar­nej zie­mi,
ktoś mógł­by zawo­łać: jesteś taka zmę­czo­na, śnij,
a ja tyl­ko zasy­czę, z wia­trem odcho­dzi krew, wypi­ja ją
zie­mia – w środ­ku

nicze­go nie sły­chać
Wiesz?

(31.12.20 // 01/01/21)


Raport!

Woła­łam, czoł­ga­łeś się oko­pem snu. Pod języ­kiem nio­słeś kamyk, mały i cie­pły.

Z nudów poły­ka­łam świersz­cze, aż zro­bi­ło się cicho.

Wte­dy weszłam na drze­wo – zoba­czyć świat z bez­piecz­ne­go brzu­cha lor­net­ki. Mimo to nie chcia­łeś wyjść na powierzch­nię.

Nocą bałam się żoł­nie­rzy, tego, że zauwa­żą mnie, ścią­gną w dół i będą się bawić jak dziec­kiem. Cią­gle było cicho, nawet krzy­ki spod zie­mi udo­bru­chał wiatr.

Kie­dy zamknę­łam oczy, pod­nio­słeś się, a nagłe huki porwa­ły kolej­no ciszę i two­ją pierś. Kamyk wypadł ci z ust.

I ja cią­gle tam idę, żeby go ze sobą zabrać.


Makroskop

Pamię­ci O.

Two­je nie­ru­cho­me cia­ło
w mojej per­spek­ty­wie:

oczko drzwi, kata­rak­ta
okien – to tyl­ko tyle.

Gdy­by ist­nia­ła odpo­wiedź

trze­ba powy­dzie­rać wszyst­kie dro­gi
moje­go cia­ła, wznieść się popio­łem nad mia­sto, wrza­snąć
chmu­rą, spaść sykiem w las, wyjść.

Z jaką łąką chcę dzi­siaj wal­czyć Czym podzie­lę się
w ocze­ki­wa­niu, żeby uwol­nić oko, w imię pędu dachów

Pła­czą­ce pola – przy­wo­łu­jesz cen­trum,
mój szloch rwie się jak nie­bo
ścię­te szkłem i sło­wem zostań.

I okna
wynio­są dro­gę w ciszę

O autorze

Zofia Kiljańska

Urodzona w 2001 roku w Warszawie. Zadebiutowała w almanachu Wiersze i opowiadania doraźne (2020).

Powiązania