utwory / zapowiedzi książek

Nie gódź się (1)

Filip Łobodziński

Patti Smith

Fragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.

Biuro Literackie

Wytwórnia szczyn

Szes­na­sta czas się roz­li­czyć, dosta­łam robo­tę w wytwór­ni szczyn, kon­tro­lu­ję rur­ki
Czter­dzie­ści godzin trzy­dzie­ści sześć dola­rów tygo­dnio­wo ale cze­kiem, Jack
A upał tu, upał jak na Saha­rze
Moż­na zemdleć z gorą­ca ale te flą­dry to takie mato­ły że nie poj­mu­ją, takie wdzięcz­ne za tę cho­ler­ną robo­tę, nie wie­dzą że dają się dymać.
Te kobie­ty nie mają zębów dzią­seł cza­szek
I jesz­cze jak wcią­ga­ją gorą­ce parów­ki, ale ja to w sumie też nie gada­łam za wie­le
Byłam porząd­ną uczen­ni­cą zaha­ro­wa­ną palan­cia­rą, a wymy­śli­łam sobie że jestem moto­rem wyści­go­wym, muszę nastu­kać szma­lu muszę nastu­kać szma­lu.

Ale nie, trze­ba, trze­ba poczuć zwią­zek (mała), tak, trze­ba zła­pać pod­skór­ny rytm
Szef zmia­ny pod­jeż­dża na wrot­kach i mówi: E sio­stra, za szyb­ko zasu­wasz.
Roz­pie­przasz plan pro­duk­cji.
Za szyb­ko odwa­lasz przy­dział.
Wyska­kuj z mustan­ga Sal­ly, tak doni­kąd nie doj­dziesz, tak doni­kąd nie doj­dziesz.
Daję na luz.
Hamu­ję ner­wy.
Pocią­gam syrop z dek­sem pod­cho­dzę do tej roz­pa­lo­nej jak cho­le­ra Dot Hook i mówię
Heja, sta­ra, nie­waż­ne, robię szyb­ko czy powo­li i tak zawsze zosta­je jesz­cze coś do robo­ty.
A to taka praw­dzi­wa kato­licz­ka, co nie.
Krzy­żu­je pal­ce i mówi: Jest zasa­da.
Jest zasa­da.
Robisz po moje­mu albo robi­my ci nura.
Jak nie wysko­czysz z mustan­ga to rzu­ca­my cię na gle­bę, mor­da w bar­da­chę, Sal­ly, trza kumać rytm.
Kumaj rytm, mała. Twist i czad.
O bym mogła mieć tu może radio
James Brown śpie­wał­by że Stra­ci­łem kogoś.
Wzor­ce i Tref­ni­sie i Geo­r­gie Woods ten gość to wódz i Poci­ski Ste­ro­wa­ne…
Ale nie, nic nie mam, zero odmia­ny, zero okna tyl­ko szyb­ka w gip­skar­to­nie w gip­skar­to­nie, patrzę przez nią w dół, w dół na klasz­tor Tere­ni, ach te zakon­ni­ce, te mnisz­ki roz­bie­ga­ją­ce się kwit­ną­ce kor­ne­ta­mi jak koty w żało­bie, o stąd wyglą­da jak­by cho­le­ra były zupeł­nie wol­ne, zupeł­nie bo nie muszą przy­ci­skać tych gład­kich, nie muszą gła­dzić ręka­mi roz­pa­lo­nej sta­li, nie muszą się mar­twić licz­ni­kiem dogma­tem licz­ni­kiem robo­czo­go­dzin, o stąd wyglą­da jak­by cho­le­ra były zupeł­nie wol­ne, i jak pach­ną jak pach­ną a ja tu pew­nie pach­nę jak aku­szer­ka tej Dot Hook.

Wola­ła­bym pach­nieć jak chło­pa­ki o te ucznia­ki co to ich nogi klasz­czą pod ław­ka­mi w kla­sie, czuć ten odo­rek róż i amo­nia­ku, i jak ich fiut­ki dyn­da­ją jak kwia­ty bzu.
Albo jak pach­ną tym zaka­za­nym kwa­skiem.
Ale nie, w noz­drzach mam różo­wą lep­ką jej­mość.
Ona za kół­kiem, ja za kół­kiem
O ta powol­na kon­tro­la dopro­wa­dza mnie do sza­łu, pośród rur obok Dot Hook, o pew­nie wyglą­da­my tak samo ramię w ramię, pot się leje, sto dzie­sięć stop­ni
Ale ja nie zemdle­ję.
Śmie­ją się cze­ka­ją aż zemdle­ję, ale ja nie zemdle­ję, nie zga­dzam się utra­cić, nie zga­dzam się upaść, bo wie­cie to ta mono­to­nia dopa­da mnie każ­de­go popo­łu­dnia jak ostat­nio, każ­de­go popo­łu­dnia jak powtór­ka, obok Dot Hook, no napraw­dę wyglą­da­my iden­tycz­nie obie dmu­cha­my w rury obie spo­co­ne

Ale wie­cie, ona nie ma nicze­go do ukry­cia a ja tak, ukry­wam tu pożą­da­nie,
mam do ukry­cia coś zwa­ne pożą­da­niem.
I ja się stąd wyrwę wie­cie, bo elik­sir lęku jest bli­sko.
W nosie czu­ję zapach cukru i nie mam nic do ukry­cia oprócz pożą­da­nia
I odej­dę pój­dę stąd sobie, zła­pię pociąg i poja­dę do Nowe­go Jor­ku i będę kimś, zła­pię ten pociąg i poja­dę do Nowe­go Jor­ku i będę roz­ra­biać.
Zosta­nę gwiaz­dą i już nie wró­cę, nie wró­cę nie, nie wró­cę spło­nąć w tej wytwór­ni szczyn.
I będę pły­nąć w świe­tle
Uwa­żaj­cie sobie


Ptaking

Umarł mu ojciec i zosta­wił mu gospo­dar­stwo w Nowej Anglii
dłu­gie czar­ne kara­wa­ny już się roz­je­cha­ły
chło­piec stał teraz cał­kiem sam
patrzył na czer­wo­no lśnią­cy trak­tor
na któ­rym sia­dy­wa­li z tatą
objeż­dża­li sine pola i oli­wi­li noc
jak­by ktoś nasma­ro­wał masłem koniusz­ki gwiazd
bo kie­dy spoj­rzał, zaczę­ły się zsu­wać.
Oparł więc gło­wę na skrzy­żo­wa­nych rękach
i jął pły­nąć, pły­nąć ku brzu­cho­wi stat­ku
sta­tek roz­su­nął się na oścież, on do środ­ka wszedł
i zoba­czył tatę za pul­pi­tem wśród mnó­stwa świa­te­łek
zoba­czył tatę za pul­pi­tem
wyglą­dał zupeł­nie ina­czej
bo nie był czło­wie­kiem, nie był czło­wie­kiem

Twarz chłop­ca roz­bły­sła naj­czyst­szą rado­ścią
aż słoń­ce roz­ja­rzy­ło mu powie­ki, a oczy sta­nę­ły jak dwa słoń­ca
biel powiek, biel opa­li, widział wszyst­ko aż nad­to wyraź­nie
rozej­rzał się, ale nie zoba­czył już czar­ne­go stat­ku
czar­nych kara­wa­nów, nicze­go, był tyl­ko on, kruk
i padł na kola­na, i spoj­rzał w górę, i zawo­łał:
Nie, tato, nie opusz­czaj mnie
zabierz mnie, tato, do brzu­cha twe­go stat­ku
niech sta­tek roz­su­nie się na oścież, a ja wej­dę do środ­ka
tam, gdzie nie jesteś czło­wie­kiem, nie jesteś czło­wie­kiem.

Ale nikt nie sły­szał, jak chło­piec krzy­czy
nikt oprócz pta­ków krą­żą­cych po oko­li­cy
zla­ty­wa­ły się we wszyst­kich kie­run­kach, jak róże się roz­pierz­cha­ły
były jak turzy­ce na wydmie, co wień­czą bukiet sza­ma­na
roz­sz­cze­pi­ły mu się w nosku, cała resz­ta wsz­czę­ła kano­na­dę
a on ujrzał świa­tła ulicz­ne, co macha­ły ku nie­mu niczym ręce Blake’a
chwy­ta­ły go za policz­ki, wyszar­py­wa­ły mu kark
powy­krę­ca­ne miał już człon­ki i wszyst­ko, i powie­dział:
Nie pod­dam się, nie pod­dam, spraw, bym się nie pod­da­wał
nie pod­dam się, przyjdź, weź mnie tam szyb­ko
zabierz mnie pręd­ko, zabierz tam, tam do brzu­cha stat­ku
sta­tek roz­su­nie się na oścież, a ja wej­dę tam, gdzie nie jestem czło­wie­kiem.

Jestem kru­kiem z helu i mój jest ten film.
Zawo­łał więc, roze­pchnąw­szy nie­bo
roz­cią­ga­jąc je niczym latek­so­wą plan­szę kre­sków­ki
Czy tyl­ko ja jestem tu z całej gene­ra­cji?
Dzień i noc o ani­ma­cji będzie­my tak śnić
nie pod­da się, nie pod­da, widzę już, jak nad­la­tu­ją
o, wcze­śniej ich nie sły­sza­łem, ale już sły­szę
ekran rada­ru cały w srebr­nych i pla­ty­no­wych roz­bły­skach
nad­cią­ga­ły niczym czar­ne stat­ki
nad­cią­ga­ły tu cały­mi stru­mie­nia­mi
a on uniósł dło­nie i rzekł:
To ja, to ja, dam wam swo­je oczy, zabierz­cie mnie tam
pro­szę, zabierz­cie mnie już tam, jestem kru­kiem z helu
cze­kam na was, pro­szę zabierz­cie mnie tam, nie zosta­wiaj­cie mnie.

To syn, to sen, to krzyż, niby postać drę­czo­nej kobie­ty
real­na postać drę­czo­nej kobie­ty, mat­ki, któ­ra stoi
w pro­gu, wypusz­cza synów, już nie pre­zy­den­tów, a pro­ro­ków.
Wszyst­kie śnią, że uro­dzą pro­ro­ka
a on będzie biec przez pola śniąc ani­mo­wa­ne sny
od nich roz­pad­nie mu się czasz­ka, roz­prze­strze­ni się wszyst­ko
jak czar­ny lśnią­cy bukiet, jak pięść, któ­ra wystrze­li ich tam
jak błysk, jak Bok­ser Muham­mad, zabie­rze ich tam tam tam tam tam tam.
O, leć­my tam tam zabierz mnie tam pole­cę tam lecę tam lecę tam.
Zabierz mnie tam, lecę tam, pole­cę tam.
Lecę tam lecę tam lecę tam lecę tam tam tam tam tam tam tam tam
tam tam ku brzu­cho­wi stat­ku. Niech roz­su­nie się na oścież.
Wej­dzie­my do środ­ka tam, gdzie nie jeste­śmy ludź­mi, nie jeste­śmy ludź­mi.
Tam, gdzie był piach, były tafle
słoń­ce sto­pi­ło piach i ten prze­isto­czył się w rze­kę szkła
gdy zasty­gła, chło­piec spoj­rzał na powierzch­nię, zoba­czył wła­sną twarz
i zamiast oczu miał dwa bia­łe opa­le, dwa bia­łe opa­le
zamiast oczu miał dwa bia­łe opa­le
i spoj­rzał w górę, pro­mie­nie strze­li­ły i zoba­czył, że kruk nad­la­tu­je
i pod­cią­gnął się na ple­cach, i ule­ciał tam tam tam tam tam tam tam

Sha da du wop da sha­man do way
sha da du wop da sha­man do way
sha da du wop da sha­man do way
sha da du wop da sha­man do way
sha da du wop da sha­man do way

Wiwat pta­king

O autorach i autorkach

Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

Patti Smith

Urodzona w 1946 roku. Amerykańska wokalistka, autorka piosenek, poetka, feministka. Jedna z najważniejszych kobiet w historii rocka. W 2005 roku została odznaczona Orderem Sztuki i Literatury przez francuskiego ministra kultury. Napisała kilkanaście książek prozatorskich i poetyckich, m.in. Poniedziałkowe dzieci, Pociąg linii M, Obłokobujanie. Jej wiersze przetłumaczono na kilkadziesiąt języków.

Powiązania