utwory / premiery w sieci

Godzina wychowawcza

Tomasz Ważny

Premierowy zestaw wierszy Tomasza Ważnego.

Dar

Co noc, jeże­li tyl­ko nasta­je nie­dzie­la,
jestem spóź­nio­na o całe wspól­ne lato.
Muszę je dla nas wykrze­sać, a nie myśl,
że zaszy­ta w bie­lo­nej skó­rze tego domu,
wiem wię­cej niż kamień kale­czą­cy oko.

Peł­na jestem spoj­rzeń, ich namia­stek.
Tyle mia­łeś zamiast mnie, cze­go teraz
nie widać. Dobrze wiesz: tyle mogłam
mieć zamiast cie­bie. Tego też nie widać.
Dobry Bóg zapro­wa­dził cichy porzą­dek.

To lato, któ­re sobie dziar­sko śpie­wam
splu­wa­jąc pest­ka­mi prze­gni­łych cze­re­śni
w char­czą­cy kor­pus wła­śnie roz­pru­tej Julii
(nie ma tam maleń­kich ludzi pod kurzem
ste­reo, ale gniew mój ocho­czo chi­cho­cze).

To lato, bez któ­re­go prze­mie­niam się
w coraz bar­dziej zapusz­czo­ne miej­sce.
Lubię tak mówić. Gryźć kli­szę, odmie­niać
sło­wo po sło­wie w szkieł­ku. Wię­cej nic.
Wię­cej już było, ale sobie zanie­cha­łam.

Co noc obra­cam, obra­cam sie­bie w szkieł­ku.
Bał­tyc­ka musz­la star­ta na miał jak ched­dar.
Pod pal­ca­mi ziar­na (skru­sza­ły porzą­dek)
i ani jed­nej wycią­gnię­tej dło­ni. To chwi­la,
kie­dy moje źre­ni­ce trwa­le dosłow­nie­ją.


Rebellio Carnis

I będziesz mia­ła kla­wo. Choć może nie do koń­ca.
Mia­sto cię spo­nie­wie­ra, jesień – szorst­ka i lep­ka -
roz­rzu­ci brud­ne liście, bez­dom­ni wyru­cha­ją
niczym dziew­czyn­kę, któ­ra nie usłu­cha­ła bozi.

Bozia ją spo­nie­wie­ra i będziesz mia­ła, wybacz,
co krok pro­roc­two stra­chu, żywe, upar­cie żywe
pod powie­ka­mi, jak­by robac­two w fał­dach mokrej
zie­mi. Nie będzie kla­wo i – nie ma co ukry­wać –

echo kamien­nych ulic, lam­py nabrzmia­łe świa­tłem
poru­szą wątłą pamięć, pod­su­ną dni, zda­rze­nia
niczym dale­ki krew­ny nie­wi­dzia­ny przez lata.
Wszyst­ko pro­roc­two stra­chu, przy­cza­jo­ne i ciche.

Nad mia­stem lep­ka jesień. Kobie­ta, bli­zna życia,
albań­skie papie­ro­sy, ziar­na świe­żej musz­tar­dy
i buda w sute­re­nie, cień ostrych wież Saint-Béni­gne.

Histo­ria się powta­rza. Czy tak jest bar­dziej kla­wo?
Mia­sto cię ponie­wie­ra. Otwie­rasz, skła­dasz pamięć
jak­by smu­kły scy­zo­ryk. Co krok pro­roc­two stra­chu,
echo cichych uli­czek, lam­py cię­żar­ne w świa­tło,
kal­ki mar­twych owa­dów. Histo­ria cię powta­rza.


Fares

Wcze­sne lato pyli ogniem,
zewsząd chce się wie­ścić. Nagły nawrót,
praw­da dla praw­dzi­wych ludzi, więc zasu­wa­my
powie­ki, kota­ry, klę­czy­my w kątach, koty kurzu
upcha­ne do ust niby kul­ki zeschłe­go chle­ba.

Nie­bo strą­ca okru­chy błę­ki­tu.
Two­je cia­ło, potem mech, sko­rup­ki pasi­ko­ni­ków.
Wsu­wam dłoń pod żebro, żeby poczuć,
co tam sobie pęcz­nie­je, rośnie jak cień
w naświe­tlo­nych płu­cach (ripo­sta cza­su).

Za rze­ką świat, o ile ist­nie­je.
Zawsze o krok od nas, uwi­kła­nych w spra­wy
płci, rozu­mu i smro­du, co go nie­siesz ze sobą,
sko­ro tyl­ko tak chce wyglą­dać ta czło­wie­cza
nagość. Mru­żysz oczy. Rowek trą­ca igłę.

Sny bar­dziej peł­ne zapa­chów,
ty już nie­do­ty­kal­ny. Mój oddech w two­ich
ustach, kie­dy nocą wycho­dzisz, wyjesz i już.
Echo nie ma dokąd wró­cić. Par­ka kosów myli
zaklę­cia. Sły­chać plusk, kie­dy spa­da­ją w nie­bo.


Cytrynowy twist

Zna­ki szcze­gól­ne? Pyza­ty pysk, nie­dba­ła fizis,
błysk dwu gór­nych koro­nek. Nie było mnie
tyl­ko chwi­lę, kapu­jesz? A tutaj zmia­ny bez odwro­tu,
a wiek mam taki, że lepiej tkwić w miej­scu
jak mię­to­wa orbit pod szkol­ną ław­ką.
Banał, ale nigdy wcze­śniej nie widzia­łam
pust­ki. Jest gra­tis, smu­ci jak pacz­ka macz­ków
zżar­ta przez współ­lo­ka­to­ra. Zawsze ma się jakieś
wido­ki, ale teraz wiem: zde­chło. Na kur­sie tań­ca
powie­dzia­łam pust­ka. Sam widzisz, głu­pie­ję.
Jak­bym sta­ła pośrod­ku kościo­ła w dżin­sach
z ceki­na­mi licząc na ser­decz­ny uśmiech, jabł­ko­we­go
cuk­sa. Okrop­nie to brzmi – pust­ka. Odcho­dzi­łam
wie­le razy, jak ostat­ni pociąg na tra­sie do likwi­da­cji.
To tu, to tam. Zmie­rzać doni­kąd było w modzie.
Potem ci dobrzy ludzie; dali, co mogli. W zamian
ścią­ga­łam majt­ki. Tyl­ko wte­dy poru­sza­li usta­mi.
W bez­piecz­ne poran­ki spusz­cza­łam nogi z mostu
myśląc: ktoś cię jesz­cze wypo­wie, ktoś porwie,
będzie bawił jak kicię na mięk­kim fote­lu.
Świat hulał, doskwie­rał niby ząb krzy­wo wbi­ty
w dzią­sło. Wró­ci­łam. Ojciec, o któ­rym kie­dyś
tyle dobre­go, mil­czy. Cze­kam jak na przy­dział
miesz­ka­nia, ale nic z tego. Nie byłam przez chwi­lę,
kapu­jesz? Ale on, zda­je się, wybył na lata.
Jest jed­nym z tych, co to upar­cie nie uno­szą gło­wy
mie­sza­jąc lód w szklan­ce wód­ki. Kon­se­kwent­ny
jak trup. Moje oczy to jaskół­cze gniaz­da.
Tat­ko z bożej baj­ki ukła­da w nich cięż­kie
kamie­nie, żeby już nigdy nic nie wyj­rza­ło.

O autorze

Tomasz Ważny

ur. 1979. Wiersze publikował m.in. w „Akcencie”, „Kresach”, „Lampie”, „Kursywie” , „Pro Libris” i „Odrze”. W roku 2007 ukazał się jego arkusz poetycki „Różne rodzaje”, będący zwieńczeniem projektu „Połów 2006”. Mieszka w Jeleniej Górze, gdzie pracuje jako lektor języka angielskiego.

Powiązania

Połów 2007

dzwieki / WYDARZENIA Różni autorzy

Zapis całe­go spo­tka­nia autor­skie­go z udzia­łem Toma­sza Fijał­kow­skie­go, Julii Szy­cho­wiak, Toma­sza Waż­ne­go i Kami­la Zają­ca pod­czas Por­tu Wro­cław 2007.

Więcej

Etui

dzwieki / RECYTACJE Tomasz Ważny

Wiersz z arku­sza Róż­ne rodza­je, zare­je­stro­wa­ny pod­czas spo­tka­nia „Połów 2007” na festi­wa­lu Port Wro­cław.

Więcej

O Pocałunku na wstecznym

recenzje / NOTKI I OPINIE Różni autorzy

Komen­ta­rze Karo­la Mali­szew­skie­go, Toma­sza Waż­ne­go, Anny Kału­ży i Łuka­sza Jaro­sza.

Więcej