[…]
Golgota rozpoczęła się w dniu buntu naukowców. U dyrektora generalnego jak zwykle gruchnęła strzelba, a zapach prochu zdążył przeniknąć do mojego gabinetu. Elżunia przyniosła kawę i właśnie jęła narzekać na puszczalskie koty, które już dwie noce koncertowały pod jej oknami – zapytała nawet, czy nie mam trutki na szczury – kiedy na korytarzu ktoś dwa razy strzelił z pistoletu. Tych dźwięków nie dało się pomylić z piekielnym hukiem flinty akademika. Elżunia pobiegła do swojej kanciapy, tymczasem ja schowałem się za globusem. Do gabinetu wtargnęło dwóch naukowców w białych kitlach: Amazonka i Książę Hetytów. Od razu mnie znaleźli i wydyszeli swoje roszczenia:
– Ukryj nas! W tym globusie zmieścimy się obaj.
Jeden szarpał mną z lewej, drugi z prawej strony. Zaraz znów gwałtownie rozwarły się drzwi, do środka wpadły dwie szwaczki: pachnąca cebulą Julka oraz Czerwony Kapturek o manierach wycieraczki do butów i wyglądzie hycla z końską szczęką.
– Ręce do góry, zafajdane psy, kurwa wasza wszawa mać! – krzyknęła łagodna Julka. Jej partnerka bluzganie zostawiła sobie widocznie na deser albo po prostu nie chciało się jej wypluwać gumy.
Naukowcy natychmiast spotulnieli. Posłusznie unieśli w górę ramiona, na co szwaczki zareagowały prymitywnym rechotem.
– No już, dziwkarze w krótkich spodenkach, idziemy! – raz jeszcze zawyła łagodna Julka.
Wkroczyłem do akcji.
– Oni nigdzie nie pójdą.
Stanowcze postawienie sprawy nie spodobało im się, ale musiały się pohamować, w końcu byłem drugim człowiekiem w instytucie.
– Proszę ich nie bronić, towarzyszu Carze Piotrze – zwrócił mi uwagę Czerwony Kapturek, po czym wypluł gumę na uchwyt mojego mosiężnego dzwonka. – Nie wchodźmy sobie w kompetencje. Te kanalie strajkują!
– Prawda to? – zapytałem starszego o kryptonimie Amazonka, który na własne nieszczęście jeszcze w latach sześćdziesiątych wykładał na uniwersytecie komunizm naukowy. Uchylając się od odpowiedzi, oświadczył:
– Najpierw weźcie stąd te oziębłe samice. Wtedy wszystko powiem, Carze Piotrze.
Skinieniem głowy dałem do zrozumienia szwaczkom, że za drzwiami będą miały więcej miejsca. Mrucząc coś pod nosem, wyszły. Poczekałem, aż panowie trochę odsapną, i zapytałem:
– No, co wam leży na sercu?
Głos zabrał Książę Hetytów.
– Starczy tego wyzysku. Jeśli chcecie, od razu postawcie nas pod ścianą.
– Drogi towarzyszu Książę, z czego wnosicie, że ktokolwiek was tu wyzyskuje? Wszakże jesteście naszymi najcenniejszymi współpracownikami, przewodzicie wiedzy ludowej.
– Skończmy tę farsę, Carze Piotrze – wtrącił się Amazonka. – Lepiej nas ukryjcie, póki nie wrócą tu te aseksualne suki.
– Aseksualne suki? Przecież to bez sensu. Jedno albo drugie. Trzeba się zdecydować.
– Nieważne. I tak nas wykończą.
– Ale kto?!
– No wy!
Bardzo mnie to rozbawiło. Że my! Księciu Hetytów nie było jednak do śmiechu.
– Nie macie wyboru – stwierdził. – Jeśli jakiś zachodni dziennikarz wyniucha, co się tu dzieje, będzie z tego skandal na cały świat.
Tymczasem szwaczki ściągnęły posiłki. Razem z nimi w progu pojawił się Microfil, na widok którego naukowcy z mety narobili w spodnie. Ten zmierzył ich pogardliwym spojrzeniem i wydał dziewczynom polecenie:
– Pokażcie im salę gimnastyczną, tam jest reszta.
Czerwony Kapturek spytał, czy ma nałożyć buntownikom kajdanki.
– Nie trzeba – orzekł kadrowy – to mądrzy ludzie, nie bandyci. Najtęższe umysły w kraju.
Zostaliśmy sami. Starałem się zatuszować swoją bezradność, ale czułem, że Microfil wie, co myślę, i wcale mu się nie podoba to moje wtrącanie się do cudzych spraw. Szwaczki, które służyły pod jego komendą, były mu szczerze oddane, starczyłoby łaskawsze spojrzenie czy miłe słówko, a skoczyłyby za nim w ogień. Mnie też imponowało, jak potrafił zapanować nad sytuacją, zdławił rebelię bez jednego wystrzału. „Jest zupełnie inny niż my” – pomyślałem, odcinając się od tych nadętych naukowców. Patrzyli nań z góry pewnie tylko ze względu na strój. W tej kwestii nie miał bowiem dużych wymagań. Teraz też na plecach opinała mu się źle skrojona marynarka. Chciałem przeniknąć jego intencje, lecz nie dopuszczał do nich nikogo, nawet towarzysza akademika. Przy całej skrytości był jednak całkowicie wolny od pychy, co przydawało mu niepokojącej zagadkowości.
– Wszystko wam powiedzieli, Carze Piotrze? – zapytał.
– Tak – skłamałem za podszeptem złego ducha.
– W takim razie wszystko już wiecie – stwierdził i jednym tchem wypuścił z płuc całe zgromadzone w nich powietrze.
– Tak jest.
– Proszę więc ze mną.
Wszedłszy na pogrążone w półmroku ostatnie piętro, szpalerem kutych szaf – każda była zamknięta na kłódkę – przedostaliśmy się na korytarz, gdzie przez brudne okna wpadało trochę wiosennego światła, w którym jakby odmłodnieliśmy, szczególnie Microfil. Z jego oczu biło przyjemne ciepło, a głos nabrał miękkiej złocistobrązowej barwy.
– Moje kwiaty – westchnął.
Na ciągnącym się bez końca wewnętrznym parapecie, obracając liście ku słońcu, stały rozmaite rośliny doniczkowe. Spragnione czekały na troskliwego ogrodnika, czyli swojego pana. Kadrowy napuścił z kranu wody do czerwonej plastikowej konewki i zaczął je podlewać. Wyjaśniał mi przy tym, ile poszczególne kwiaty potrzebują dziennie wilgoci: jedne raptem kilka kropel, inne zaś, jak wytrawni pijacy, więcej niż pięćdziesiątkę na godzinę.
– Oto moje królestwo – oznajmił. – Wynająłem tu sobie pokój, bo mieszkanie, które mam w mieście, jest za zimne, a otaczające je ulice są zbyt gwarne. Proszę dalej, pokażę wam, jak się urządziłem.
Jego dziupla przypominała gabinety z niższych pięter, więc nawet się nie zdziwiłem, kiedy w kącie zobaczyłem globusik, nieporównywalnie mniejszy od mojego, a przez to i bardziej zabawny. Microfil nieśmiało wyznał:
– Przepadam za globusami. Wiecie, największego szoku w życiu doznałem w chwili, gdy dowiedziałem się, że Ziemia jest okrągła. Długo nie chciałem w to wierzyć. Do dzisiaj zachodzę w głowę, czy nie tkwi w tym żaden podstęp. Przecież Ziemia musi być płaska. Pytanie tylko, w interesie jakich tajnych organizacji leży, byśmy wyobrażali ją sobie w postaci kuli.
– Masonów, imperialistów i innych kosmopolitów – zasugerowałem.
– To całkiem prawdopodobne – zadumał się Microfil – utylitaryzm kosmopolitów i imperialistów wyrządził już postępowi wiele szkód.
Wkrótce okazało się, że ów podobny do biura pokój naprawdę był biurem. Za nim znajdowała się część mieszkalna: sypialnia z oknem i szerokim francuskim łóżkiem. Moją uwagę najpierw przykuł wiszący tam impresjonistyczny obraz, a dopiero później naga młoda kobieta, która siedziała na poduszkach i malowała sobie paznokcie. Wyglądała, jakby przed chwilą sfrunęła z tego płótna. Nie zdziwiłbym się, gdyby zaraz na nie wróciła, lecz ona tylko pogłaskała Microfila po czuprynie i pozwoliła mu pocałować się w pępek oraz wzgórek łonowy.
– Stłumiliście powstanie? – zapytała.
– To nie było trudne – stary cap machnął ręką.
Kobieta wyciągnęła do mnie dłoń.
– Jestem Miriam – przedstawiła się.
– Też szwaczka?
– Owszem – potwierdziła, po czym z uroczym uśmiechem dodała: – Ale w randze podpułkownika.