Jovan nie przestawał mówić o mojej matce. Pewnego dnia zupełnie nagle spytał kiedy zamierzam ją odwiedzić. Chyba zabiłam go wzrokiem, bo nic już nie odpowiedział, choć wcześniej widać było, że wyraźnie chciał coś dodać. „Pojadę sama”, odpowiedziałam. Ale nie pojechałam. Nie chciałam. Oboje, Jovan i matka, byli w pewien sposób odrażający, czasem naprawdę życzyłam im śmierci.
Jovan nie przestawał jednak pytać kiedy pojedziemy odwiedzić moją matkę. „Nie ma żadnych powodów, byś jechał tam razem ze mną”, odpowiedziałam mu na któreś z takich pytań. „Nigdy jej wcześniej nie odwiedzałeś, nigdy nie widziała też Lile, a teraz nagle twierdzisz, że oboje powinniśmy ją odwiedzić? Chcesz ją jeszcze obrazić? Myślisz, że nie ma dość cierpienia?”.
Schylił głowę tak nisko, że widziałam kitkę opadającą zwykle na jego kark. Wyglądał jak dziecko, które zestarzało się zbyt wcześnie. „Więc przynajmniej pojedź tam sama”, błagał. Wyjąwszy z kieszeni trochę pieniędzy, wcisnął mi je w dłonie. Mnóstwo pieniędzy, a nie trochę.
– Nie jedź pociągiem – powiedział – weź taksówkę, jeśli trzeba, ale pojedź. Mamy dość pieniędzy.
Wzięłam pieniądze i kiedy Jovan pojechał następnego dnia do pracy, wsunęłam je do kieszeni i wyszłam. Nie miałam najmniejszego zamiaru odwiedzać matki. Skierowałam się w stronę centrum, zaliczając po drodze kilka sklepów. W jednym kupiłam skórzane rękawiczki, w innym jedwabny szal. Takie rzeczy łatwo można ukryć do chwili, gdy będę mogła powiedzieć, że przydałyby mi się akurat skórzane rękawiczki i nowy szal. Wepchnęłam je do torby, by móc za chwilę przysiąść w spokojnym miejscu i przyjrzeć się im raz jeszcze, były takie delikatne, pachniały nowością. Zdecydowałam, że wybiorę się do restauracji. Usiadłam w kącie, tak by nikt mnie nie widział. Nie byłam specjalnie głodna, ale nie miałam nic innego do zrobienia, a w tej restauracji nigdy jeszcze nie byłam. Z braku apetytu zamówiłam zapiekany bakłażan z serem i chlebem. Jedzenie było ciepłe i świeże, co postawiło mnie na nogi. Poczułam się odprężona i zamówiłam burgera z ziemniakami i warzywami oraz czerwone wino. Czekając aż kelner poda drugie danie, wypakowałam rękawiczki i szal. Były takie przyjemne w dotyku. Pochłonęłam drugie danie i zamówiłam na deser bakławę, a zaraz potem lody. Znów wyjęłam rękawiczki i szal z torby i oglądałam. A ponieważ miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam pójść do kina. Nie miało dla mnie znaczenia jaki film się akurat zaczynał. Okazało się, że był to film historyczny. Ucięłam sobie krótką drzemkę w wielkim fotelu kinowym, a kiedy film się skończył, wróciłam do domu.
– Jak się czuje twoja matka? – spytał Jovan, gdy tylko wrócił z pracy.
– Jak zwykle – odpowiedziałam, nieoczekiwanie dostając czkawki. W moim oddechu wyczuć można było cebulę, przestraszyłam się, że Jovan mógłby się zorientować.
– Co jadłyście? – spytał, jakby czytał w moich myślach.
– Przygotowałam klopsiki z cebulą – odpowiedziałam – kupiłam mięso jeszcze przed wyjazdem – dodałam, zdziwiona jak gładko układa się cała historia.
– Mmm. Brzmi świetnie! – odparł Jovan, uśmiechając się do mnie. Podszedł, przytulił mnie, ale stałam sztywna jak kolumna.
– Powinnaś pojechać znów za tydzień – powiedział.
– W porządku – zgodziłam się.
Matka zmarła sześć i pół miesiąca później niż Lilka. Poczułam ulgę, ale Jovan był wyraźnie rozbity. Chodził za mną krok w krok, przyglądał się mi, pytał czy czegoś nie potrzebuję, robił kawę, podawał ciastka. Raz nawet zaoferował, że przygotuje lunch. Opłacił pogrzeb, kupił płytę nagrobną, mimo że udało mi się go przekonać, byśmy nie uczestniczyli w samej ceremonii. Powiedziałam moim szwagrom, że po prostu nie byliśmy w stanie znieść kolejnego pogrzebu. Rozłączyli się.
Christiana przyszła z wizytą, kiedy dotarły do niej wieści o śmierci matki. Unikałam jej od śmierci Lilki. Usiadłyśmy w kuchni, po dwóch stronach stołu, tego samego, przy którym zwykle piłam kawę z przyjaciółmi, zanim jeszcze Lilka umarła. Patrzyła na mnie, pochlipując i nerwowo obgryzając paznokcie.
– Jak się trzymasz? – spytała.
– W porządku.
– Przytyłaś – zauważyła.
Nie odpowiedziałam. Nie obchodziło mnie, czy jestem gruba, czy chuda, i wydawało mi się, że nie był to także jej problem. Nie przestawała gadać o mojej matce – jaka to ona była wspaniała i jak ciężkie miała życie. Potem dodała jeszcze coś głupiego, co miało chyba podnieść mnie na duchu – coś o tym, że matka urodziła dwójkę dzieci, z których była taka duma.
– Dumna? – spytałam, nie mogąc już dłużej gryźć się w język – Porzuciłam ją, kiedy leżała schorowana i nawet nie pojechałam jej odwiedzić przez dwa lata. Kiedy zabrałam tam z sobą Lilkę nawet jej nie odwiedziłam. Umarła, nie zobaczywszy wcześniej swojej wnuczki a mojej córki. Nawet nie nazwałam dziecka jej imieniem.
– Ona wiedziała, jak to z tobą jest – odpowiedziała na to Christiana. – Na pewno rozumiała twoją sytuację – twój ojciec także był trudnym człowiekiem.
Zapadła cisza. Nagle chwyciła mnie za rękę, mocno uścisnęła i sama nie wiem kiedy, wybuchłam płaczem. Christiana też zaczęła płakać.
– Jovan musi wiedzieć – powiedziała.
– Co musi wiedzieć?
– Sama wiesz co – odpowiedziała.
– Skąd ci przyszedł do głowy tak głupi pomysł? – wykrzyknęłam. – Niby dlaczego miałabym mu o tym mówić? Chcesz, bym i ja długo nie pożyła?
– Nie pożyjesz, jeśli mu nie powiesz. Będzie cię to prześladować na zawsze. Sekrety zżerają od środka – odparła i znów zaczęła płakać. – Mi samej śni się to co noc. Obawiam się, że może stać się cos strasznego, jeśli mu nie powiesz.
– Co jeszcze gorszego może się stać. Opowiadasz głupoty.
– To nie w porządku wobec niego. Nie widzisz jak się zmienił? Skacze wokół ciebie jakby myślał, że to wszystko jego wina.
– Bo to jest jego wina – odpowiedziałam.
Tej samej nocy słyszałam jak Jovan płacze w swoim łóżku.
– Co się stało? – spytałam.
– Przepraszam – odpowiedział.
– Za co?
– Za twoją matkę.
Przez moment żadne z nas nic nie mówiło.
– Bałem się jej choroby – zaczął po chwili. – Bałem się, że coś może się stać tobie albo Lilce, kiedy do niej pojedziecie. To wszystko wydawało mi się takie odrażające i straszne – ten dom, ta wieś, wszystko. Chciałem utrzymać was od tego z daleka.
Wciąż milczałam. Jovan starał się zapanować nad głosem. – Ale Lilka odeszła przeze mnie. Jej choroba przyszła do niej z mojej rodziny. To moja wina – powiedział, a głos załamał mu się na dobre.
To twoja wina, chciałam powiedzieć. To twoja wina i nikogo innego. To twoja wina, twoja wina, twoja wina, powtarzałam w myślach. Ale powiedziałam tylko by się uspokoił i przestał opowiadać bzdury, że próbuję zasnąć i by nie dramatyzował z powodu śmierci mojej matki.
Tej nocy śniło mi się, że razem z Christiną ukręcałyśmy przed blokiem ajwar w wielkim kotle. Pasta była gęsta i nienaturalnie czerwona. Śmiałyśmy się i plotkowałyśmy jak kiedyś. Towarzystwo Christiny było bardzo miłe i czułam wyraźną ulgę. Wtem nagle cała okolica zamilkła. My także ucichłyśmy, choć nie przestawałyśmy mieszać powoli pasty. Ręce i paznokcie miałyśmy czerwone od obierania papryki. Coraz trudniej było mieszać w kotle wielką łyżką. Spojrzałam na Christianę. Miała czerwone i spuchnięte oczy. „Powiem to”. „O nie, nie możesz” powiedziałam, wiedząc w jakiś sposób, że moje słowa mają magiczną moc i że Christina zrobi dokładnie to co jej w danej chwili powiem. Wtedy łyżka utknęła w paście. Ajwar był czerwony niczym rozżarzony węgiel i gładki niczym tafla wody. Łyżka była w coś zaplątana tak, że ledwo mogłam ją unieść. Zwisały z niej kępki czarnych loków. Upuściłam łyżkę i wyjęłam z ust czarny włos. Od razu poczułam, że w ustach mam już cały lokowany kosmyk. Spojrzałam nerwowo na Christinę, ale zamiast niej zobaczyłam naprzeciw siebie matkę w kolczykach Lilki. Mieszała ajwar, uśmiechając się do mnie. Z jej ust dolatywał mnie zapach zgnilizny. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nade mną stoi Jovan. Z jego ust czuć było podobny zapach jak z ust matki. Potrząsał mną, by mnie wybudzić.
(przełożyła Aleksandra Kamińska)
Projekt Nowe głosy z Europy realizowany przez Biuro Literackie wraz z międzynarodowymi instytucjami literackimi działającymi w ramach platformy Literary Europe Live i finansowany z unijnego programu Kreatywna Europa.