utwory / premiery w sieci

Linea nigra

Izabela Kawczyńska

Premierowy zestaw wierszy Izabeli Kawczyńskiej.

NA WYSOKOŚCIACH, NA KOLANACH, NIEBO

To jest mój pre­zent dla cie­bie,
to wca­le nie jest pre­zent,
powie­dzia­łeś, ta tęsk­no­ta, ale co moż­na zro­bić
z wido­kiem na mia­sto, któ­re odjeż­dża?
Dużo moż­na: spraw­dzić dokąd się­ga makie­ta z gołę­biem,
doma­mi, nagrob­ka­mi, rze­ką gdzieś w środ­ku
i ludź­mi, o któ­rych wiem tyl­ko tyle, że lepiej jak ich nie ma.
Trud­no kochać się z tymi ludź­mi, powie­dzia­łeś,
cho­ciaż chcia­łeś i tak, a ja wola­ła­bym rze­kę,
powie­dzia­ła­bym jej, rze­ko, teraz będzie­my się modlić,
będzie­my się modlić i to nam wystar­czy:
baran­ku boży, któ­ry gła­dzisz.


CZWARTA KWADRA CIAŁA

Tej wio­sny wio­sna jest pra­wem,
rzą­dzi życiem we wszyst­kich nie­zli­czo­nych posta­ciach.
A jed­nak myślę, że mogła­bym być mnisz­ką,
wła­ści­wie jestem mnisz­ką. Om shan­ti shan­ti shan­ti.
Usta otwie­ra­ją się jak skrze­la. Oce­any płyn­ne­go sre­bra.
Nawet kie­dy śpię, mój umysł
doma­ga się opo­wie­ści o małych leśnych dra­pież­cach,
o ich mor­der­czej godo­wej pie­śni,
o krwi, któ­ra nie­wie­le róż­ni się od krzy­ku.
Rów­nie dobrze mogła­bym uda­wać,
że nigdy nie cho­dzi­ło o nie­wła­ści­we rze­czy:
zęby w szka­tuł­kach, kości pod zie­mią. Moje cia­ło,

moja dobra mat­ka, poda­je mi nie­bo,
któ­re jest kamie­niem.


TAK TO JUŻ JEST W MIŁOŚCI

Zno­wu śnił mi się ojciec:
jego jabłoń uschła zanim wyda­ła pierw­szy owoc.
Naj­póź­niej za rok zro­zu­miem: trze­ba być wdzięcz­nym
za skrzy­nie na książ­ki, na zawsze,
na kości naszych dzie­ci.
Ze wszyst­kich ludzi kocha­łam cię naj­bar­dziej,
zro­zu­miesz to naj­póź­niej za rok.
Ale moż­li­we, że ten sen to wyraz mojej nie­zgo­dy
na układ spraw tego świa­ta:
rodzi­my się i umie­ra­my, i pew­ne­go dnia
nie będzie mię­dzy nami nic,
poza tym, któ­re nas roz­dzie­li, morzem.


WYJAŚNIJ MI COŚ, SŁOŃCE

Ona nigdy wię­cej nie zało­ży butów,
wypu­ście mnie, pro­si,
weź­cie, gdzie nie będzie łąk zmro­żo­nych łodyg,
jak­bym była per­łą, czymś napraw­dę małym, jak­by­ście mogli
scho­wać to w sobie, a nie tyl­ko pła­kać, żebym nie umar­ła,

a niżej, w kost­ni­cy, dzie­ci o cia­łach lek­kich jak koli­bry
i jeśli w tym wszyst­kim nie cho­dzi o podróż,
cho­dzi o sztucz­kę z cylin­drem,

to jasne, twój jest ten kamień
i będziesz go jeść,
zamiast chle­ba, powie­trza, będziesz go jeść,
zamiast poca­łun­ków, póki two­je oko nie zmie­ni się
w proch, póki nie zoba­czysz,

co widzi ona, czer­wo­ne słoń­ce, gdy umie­ra,
że nie pój­dzie do nie­ba i chce wie­dzieć dla­cze­go
nasze cie­nie nas gonią.


PĘKNIĘTY UL NIESIESZ W SOBIE, DZIECKO

Jeśli sły­szysz melo­dię o świ­cie, wiedz jed­no,
to nie szum jasz­czu­rek stu­dzo­nych przy­pły­wem,
kie­dy szorst­kie grzbie­ty biją o nie­my kamień,
nie suchy sze­lest fali z gar­dzie­li morza roz­war­tej jak zawias,
to kobie­ta ukry­ta w jaski­ni pochwal­ną pieśń śpie­wa, ja śpie­wam:

korzyść wyni­ka z wszyst­kie­go, co ist­nie­je,
lecz uży­tecz­ność z tego, cze­go nie ma. [1]

Męż­czyź­ni i kobie­ty łączą się w porze zmierz­chu,
po wszyst­kim śle­pe posąż­ki ich ciał
odsu­wa­ją się od sie­bie łagod­nie jak chmu­ry.
Dzie­ci wstę­pu­ją w mat­ki, by w nich prze­zi­mo­wać,
prze­spać czas zamie­ci i szkła.


Przy­pis:
[1] „Tao Te King” Lao Tsy

O autorze

Izabela Kawczyńska

Pisarka, poetka. Wydała powieść Balsamiarka (2015) oraz zbiory wierszy: Luna i pies. Solarna soldateska (2008), Largo (2009), Chłopcy dla Hekate (2014). Debiutowała opowiadaniem w „Odrze”. Publikowała m.in. w „Pograniczach”, „Arteriach”, „Akcencie”, „Dyskursie”, „Tekstualiach”, „Toposie”, „Re:presjach”, „Frazie”, „Blizie”, „Helikopterze”, „8 Arkuszu Odry”, „Dwutygodniku”. Za książkę Luna i pies otrzymała II nagrodę w konkursie Złoty Środek Poezji. Jej wiersze tłumaczono na język francuski.