utwory / premiera w sieci z Połowu

Łobuzy

Marcin Czerniawski

Premierowa proza Marcina Czerniawskiego Łobuzy. Prezentacja w ramach projektu „Połów. Prozatorskie debiuty 2022”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Od Zakrystii (fragment pierwszego rozdziału)

Wcho­dzisz do Zakry­stii. Jest tam cicho, woń kadzi­dła mie­sza się z odo­rem zjeł­cza­łe­go cia­ła. Sta­ry prze­bie­ra się za para­wa­nem, zzu­wa z sie­bie prze­po­co­ną sutan­nę. Pół­mrok nie­wiel­kie­go pomiesz­cze­nia dzia­ła na cie­bie usy­pia­ją­co. Powie­ki robią się cięż­kie, człon­ki drę­twie­ją. Jezu­sa nie ma dzi­siaj z tobą, jesteś sam. Na sam ze sta­rym. Jezus nie pomo­że ci, choć nigdy mu nie ufa­łeś. Zacho­dzisz w gło­wę dla­cze­go zosta­łeś przy­dzie­lo­ny do nie­go, a może to jego przy­dzie­lo­no tobie? Popa­dasz w hip­no­tycz­ną zadu­mę. Sły­szysz chrząk­nię­cie sta­re­go, któ­re wybi­ja cię ze sta­nu pół­snu. Ostry smród jego spo­co­ne­go ciel­ska draż­ni two­je noz­drza. Nie masz ocho­ty dłu­żej tu prze­by­wać. Przy­świe­ca ci jed­na jedy­na myśl. Jest jasna, wyra­zi­sta i kry­tycz­na: wynieść się stąd czym prę­dzej i zapo­mnieć o raz po raz odna­wia­nej far­sie. Coś jed­nak przy­ku­wa two­ją uwa­gę. Na nie­wiel­kim drew­nia­nym kre­den­sie stoi taca wypeł­nio­na po brze­gi haj­sem. Są tam dzie­siąt­ki, są dwu­dziest­ki, a zda­rza­ją się i set­ki. Spod ster­ty bank­no­tów miło prze­świ­tu­ją pęka­te piąt­ki. Patrzysz na tacę dłuż­szą chwi­lę. Coś kieł­ku­je w two­jej czer­stwej łepe­ty­nie. Nie jest to jesz­cze myśl ani tym bar­dziej plan. To tyl­ko przy­jem­ne pobu­dze­nie neu­ro­nów mózgu.

Dzwo­ny, dzwo­necz­ki. Biją, dzyń-dzyń czy­nią. Wszyst­ko ci się mie­sza: tem­po, kolej­ność, czę­sto­tli­wość ude­rzeń. Rudy­men­tar­ny porzą­dek obrząd­ku zagi­na­ny przez cza­so­prze­strzeń. Kościel­ny ślub ludz­kich zaso­bów Haj­lów­ki. Koń­ców­ka. Po chwi­li koniec. Scho­dzisz do Zakry­stii z wypeł­nio­ną po brze­gi tacą. Sta­ry wita się i żegna się z owiecz­ka­mi, uro­czy­stą swą trzód­ką uro­czą. Bło­go­sła­wi nowo­żeń­ców tłu­stym jak ser­de­lek pal­cem. Za tobą w bazie insta­lu­je się Jezus. Pręd­ko zzu­wa z sie­bie prze­po­co­ną kom­żę mini­stran­ta. Spod bia­łej sza­ty wyła­nia się czar­na jak grdy­ka sza­ta­na koszul­ka zespo­łu Kat. Jezus pręd­ko ulat­nia się z Zakry­stii, a co za tym idzie z kościo­ła. Zosta­wia za sobą nie­co słod­ka­wy, a nie­co siar­ko­wy zapa­szek pro­ku­ro­wa­ny przez gru­czo­ły poto­we jego nasto­let­nie­go cia­ła. Przy­glą­dasz się wypeł­nio­nej po brze­gi tacy. W jed­nej chwi­li myśl. Bar­dziej może impuls przed myślą, ale nie bez­myśl­ny. Rzut­ki ruch tak­tycz­ny. Pod­cho­dzisz, bie­rzesz dwie stó­wy z gór­ki, wsa­dzasz do kie­sze­ni spodni. Pod kom­żę. Eks­cy­ta­cja i strach, jak dwa wcze­śnia­ki z nie­chcia­nej cią­ży. Tuż pod ser­cem. Po chwi­li wcho­dzi Sta­ry. Uśmie­cha się do cie­bie dwu­znacz­nie. Zzu­wasz kom­żę, w pośpie­chu wycho­dzisz z Zakry­stii. Zzu­wa­nie Sta­re­go odpro­wa­dza cię do domu jak wiecz­no­tr­wa­ły smród.

Jeśli uda­ło się raz, uda się i dru­gi. Nie poprze­sta­niesz na pro­stym haśle: do trzech razy sztu­ka. Juwe­nil­ny trans ponie­sie cię w świe­tla­ną przy­szłość kolej­nych prób. Mne­mo­tech­ni­ka kocich ruchów i tak­tycz­nej zwin­no­ści to two­ja nie­za­wod­na broń nic­po­nia. Jest póź­ny piąt­ko­wy wie­czór. Zapach eks­ce­su mie­sza się z cie­le­snym mia­zma­tem swoj­skich inwen­ta­rzy. Spa­ce­ro­wym kro­kiem podą­żasz w stro­nę lasku. Mijasz oko­licz­ne pło­ty, budy i koty. Wcho­dzisz do lasu jak­byś wkra­czał w doro­słość. Odnaj­du­jesz cień przy­ja­cie­la, cień czło­wie­ka. Boży­da­ra. Z Boży­da­rem pijesz tanie wino do ścię­cia biał­ka. Sie­dzi­cie na skra­ju lasu jak dwa zde­pra­wo­wa­ne fau­ny ani myślą­ce myśleć o flo­rze. Noc będzie dłu­ga i dusz­na. Natę­że­nie mro­ku słusz­ne. Tym razem do rana nie zasną demo­ny czu­wa­ją­ce nad two­ją dys­kre­cją. Jesz­cze nie czas na ujaw­nie­nie.

Nur­ku­jesz w ciem­nię Zakry­stii jak jesiotr. Ana­dro­micz­nie, gib­ko i głę­bi­no­wo. W jed­nej ręce masz tacę, a w dru­giej nega­cję ducha świę­te­go w posta­ci skrę­ta z mari­hu­aną. Scho­dzisz do kruch­cia­nych kaza­mat, piw­nicz­ki, w któ­rej wino mszal­ne przy­oble­ka się w naj­wy­kwint­niej­sze rocz­ni­ki bur­gun­da. Sta­ry roz­ga­dał swo­je ogło­sze­nia dusz­pa­ster­skie do roz­mia­rów mono­lo­gu na górze Mont Blanc. W nagro­dę za prze­wle­kłą i bra­wu­ro­wą nawij­kę o dzie­ciach nie­na­ro­dzo­nych nale­wasz mu wiń­ska do kie­li­cha mszal­ne­go. Trzep­nie sobie, bo naj­pew­niej zaschło mu w gar­dle od kom­pul­syw­nej dia­try­by. Ty odpa­lasz sobie skrom­ną pen­syj­kę za tę dobro­dusz­ność. Dzi­siaj jedy­nie sto zło­tych. Cho­wasz je do kie­sze­ni. Po scho­dach wpeł­zasz na górę jak zdra­dli­wy wąż z Ede­nu. Sta­ry już tam na cie­bie cze­ka. Patrzy na cię spod byka. Pra­we oko zani­ka pod jarz­mem tiku. Lewe świ­dru­je, jak­by coś podej­rze­wa­ło. Jed­nak­że Sta­ry tyl­ko dwu­znacz­nie się do cie­bie uśmie­cha i roz­po­czy­na pro­ces zzu­wa­nia. Szczę­ścisz mu boże jesz­cze i może, a następ­nie ulat­niasz się z Zakry­stii i co za tym idzie z kościo­ła. Naj­chęt­niej w ogó­le byś już tam nie wra­cał. Pusz­czasz się cwa­łem w stro­nę lasku. Sia­dasz na zwa­lo­nym pniu, wypusz­czasz z ulgą powie­trze z płuc, zapa­lasz skrę­ta. Jak miło.

Zawsze byłeś poucza­ny. Stro­fo­wa­no cię z patriar­chal­ną kon­se­kwen­cją. Wma­wia­no ci błę­dy, złe zacho­wa­nie, leni­stwo. Celo­wa­li w tym przed­sta­wi­cie­le star­szy­zny, któ­rej prze­wod­ni­czył Sta­ry. Twoi sta­rzy trak­to­wa­li jego reli­gianc­ką kazu­isty­kę jak sądy nie­omyl­nej wyrocz­ni. Auto­chto­ni nagi­na­li się krę­go­słu­pa­mi moral­ny­mi do jego „boskie­go” cia­ła. Spi­ja­li mu z ust tru­pią man­trę obu­rze­nia. Ich usta sinia­ły w potę­pień­czym sza­le hiper­bi­go­tów. Twa­rze wykrzy­wia­ły się w gry­ma­sie suro­wych sędziów. Wyglą­da­li strasz­nie i gro­te­sko­wo, głu­pio i groź­nie. Nie­ludz­ko. W duchu z nich szy­dzi­łeś i tyl­ko wycze­ki­wa­łeś dnia, w któ­rym ode­grasz rolę zuchwa­łe­go mści­cie­la. Chy­ba nad­szedł już czas, by zała­twić się z nimi za wszyst­kie cza­sy.

Pod­czas mszy wiel­ka­noc­nej dewo­cja obfi­cie przy­sy­pu­je tacę kabo­ną. W myślach sza­cu­jesz przy­pływ kapi­ta­łu. Usta­na­wiasz pułap bez­piecz­ne­go urob­ku. W Zakry­stii wdzię­czysz się do lustra jak demo­nicz­ny nar­cyz. Pod­cho­dzisz do tacy usta­wio­nej na zydel­ku pod wiel­kim Cor­pus Chri­sti. Chwy­tasz szyb­kim ruchem dło­ni dwa bank­no­ty o nomi­na­łach sto i dwie­ście zło­tych. W tym samym momen­cie wpeł­za do pomiesz­cze­nia krót­ko­wi­dzą­ca ultra­po­boż­ni­sia, prze­wod­ni­czą­ca kół­ka różań­co­we­go, pani Eula­lia. Mru­ga ner­wo­wo ocza­mi i cmo­ka z nie­sma­kiem. Tobie język skle­ja się z pod­nie­bie­niem i drga tęt­ni­ca szyj­na z prze­ra­że­nia. Cno­tli­wa matro­na Eula­lia rze­cze peł­nym obu­rze­nia gło­sem: Na Boga! Wywie­trzyć tu mini­strant, raz dwa! Trzy, szep­czesz sam do sie­bie.

Robisz to po raz czwar­ty, siód­my, dzie­sią­ty. Po osiem­na­stym prze­sta­jesz liczyć. To two­je wkro­cze­nie w peł­no­let­niość prze­stęp­stwa czy­ni cię pew­nym swe­go i spo­koj­nym. Powo­li sta­jesz się ruty­nia­rzem. Usta­na­wiasz swój wła­sny, wewnętrz­ny kodeks zbó­ja. Prze­strze­gasz jego reguł z god­ną naj­wyż­sze­go uzna­nia skru­pu­lat­no­ścią. Nigdy nie bie­rzesz wię­cej niż trzy­sta zło­tych, nie mniej niż sto. Wystrze­gasz się bilo­nu, pre­fe­ru­jesz papier. Chwy­tów, bo tak nazy­wasz tę w grun­cie rze­czy pospo­li­tą kra­dzież urwi­poł­cia, doko­nu­jesz w pierw­sze piąt­ki mie­sią­ca, w co dru­gą nie­dzie­lę i każ­de moż­li­we kościel­ne świę­to. Ta czę­sto­tli­wość to swo­isty rytu­ał, któ­re­mu ani myślisz uchy­biać. Nie masz dla nie­go racjo­nal­ne­go uza­sad­nie­nia, ale gdzieś tam w odmę­tach łepe­ty­ny, w jej miej­scu odpo­wie­dzial­nym za kom­bi­na­to­ry­kę z zakre­su teo­rii zabaw, do gło­su docho­dzi wątła intu­icja zwią­za­na z ogól­ni­ko­wym hasłem: Reduk­cja Ryzy­ka.

Nigdy nie doko­nu­jesz Chwy­tu w trak­cie zzu­wa­nia przez sta­re­go prze­po­co­nej sutan­ny. Musi to być tuż przed albo tuż po tej czyn­no­ści. Nigdy w trak­cie! To kolej­ny prze­sąd, któ­ry niczym zna­mię rze­zi­miesz­ka wypa­lasz w swym zuchwa­łym, nasto­let­nim ser­cu, ogniem nie­wzru­szo­nej deter­mi­na­cji. Natę­że­nie potne­go odo­ru jest rodza­jem sygna­łu dla twej szyb­kiej dło­ni. Noz­drza wręcz ste­ru­ją łok­ciem, mię­śnia­mi przed­ra­mie­nia, nad­garst­kiem. Gdy feto­rek jest led­wo ćmią­cą obiet­ni­cą cze­goś więk­sze­go – możesz chwy­tać, gdy wszech­ogar­nia­ją­cy smród bie­rze w swo­je posia­da­nie powie­trze Zakry­stii – chwy­tać już powi­nie­neś. Nic pośrod­ku, nic pomię­dzy. Akt zzu­wa­nia jako swo­ista blo­ka­da, nie­na­ru­szal­ny zakaz.

Doko­nu­jesz pierw­sze­go ujaw­nie­nia. Jego bene­fi­cjen­tem sta­je się Boży­dar. W krót­kich, har­cer­skich sło­wach prze­ka­zu­jesz mu znak woj­ny. Roz­pę­ta­łeś ją w swo­im umy­śle. Prze­ciw­ni­kiem usta­no­wi­łeś obraz sta­re­go, a może ide­olo­gię, któ­rą repre­zen­tu­je. Sam tego do koń­ca nie poj­mu­jesz. Jesteś kłęb­kiem ener­gii nie­pa­nu­ją­cym nad myśla­mi. Jesteś bun­tow­ni­kiem peł­nym pasji, gnie­wu i non­sza­lan­cji. Jesteś nie­dziel­nym natu­ra­li­stą. Tak jak przy­pusz­cza­łeś, two­je wyzna­nie nie mia­ło pra­wa wpra­wić Boży­da­ra w kon­ster­na­cję. Jego entu­zjazm pod­bech­tu­je two­je ego, jego dzie­cię­cia apro­ba­ta tyl­ko utwier­dza cię w słusz­no­ści twej pry­wat­nej kru­cja­ty. Zna­kiem odwró­co­ne­go krzy­ża bło­go­sła­wisz nad­cho­dzą­ce czy­ny świę­to­krad­cze­go zbó­ja. Zni­ka­ją wszel­kie wąt­pli­wo­ści. Pro­ce­der trwa w naj­lep­sze.

Idzie ci coraz lepiej. Wpra­wiasz się w fachu drob­ne­go zło­dzie­jasz­ka. Gro­ma­dze­nie mszal­nej mamo­ny spra­wia ci coraz więk­szą fraj­dę. Oszczęd­no­ści, któ­re uda­ło się poczy­nić, pozwa­la­ją ci na spra­wia­nie sobie kon­sump­cyj­nej fraj­dy. Na więk­szą i mniej­szą ska­lę. Jesteś próż­ny i poży­tecz­ny, roz­rzut­ny i hoj­ny. Kupi­łeś sobie desko­rol­kę i wybu­do­wa­łeś drew­nia­ną wia­tę na dział­ce ojca, sakra­menc­kie­go piju­sa. Poma­lo­wa­łeś płot i naby­wa­łeś dro­gi, nie­do­stęp­ny two­im rówie­śni­kom alko­hol, któ­rym upi­ja­łeś się z Boży­da­rem do nie­przy­tom­no­ści. Wszyst­ko zasi­la­ne para­fial­nym skarb­czy­kiem, drob­ną cząst­ką świę­to­je­bli­we­go szmal­cu. To pry­wat­ny poda­tek od kościo­ła, któ­ry odpro­wa­dzasz na wła­sne kon­to zamiast pań­stwa, któ­re zapo­mnia­ło o tobie, ale nie myśli zapo­mi­nać o dobro­sta­nie wła­snych świą­ty­ni.

Ostry smród prze­po­co­nych szat. Przy­kry swąd mie­sza ci w gło­wie. Posta­na­wiasz uchy­bić wewnętrz­ne­mu kodek­so­wi zbó­ja. Sta­ry zzu­wa swą sutan­nę ospa­ły­mi rucha­mi syte­go kota. Impuls, któ­ry sta­je się wykro­cze­niem prze­ciw­ko same­mu sobie, prze­ciw­ko wła­snym zasa­dom. Chwy­tasz z tacy pięć stów w trak­cie star­cze­go zzu­wa­nia. Podwój­ny błąd w sztu­ce. Nie masz cza­su na wyrzu­ty sumie­nia. Sta­ry wyła­zi zza para­wa­nu. Jego nie­sy­me­trycz­ne ciel­sko prze­je­dzo­ne­go kano­ni­ka wywo­łu­je w tobie mdło­ści. Sta­ry uśmie­cha się do cie­bie dwu­znacz­nie. Two­je myśli czer­stwie­ją. Otwie­ra­ją się drzwi od stro­ny kruch­ty. Do dusz­ne­go pomiesz­cza­nia wta­ra­ba­nia się Jezus. Pół­mrok sal­ki kom­po­nu­je się z gry­ma­sa­mi jego dzie­cin­nej twa­rzy, dając zgo­ła lucy­fe­rycz­ny efekt. Zzu­wasz kom­żę, świe­żo upra­ną, więc jesz­cze nie­cuch­ną­cą. W pośpie­chu wycho­dzisz z Zakry­stii. Do domu odpro­wa­dza cię przy­tłu­mio­ny odgłos szep­tów. Seria złych zna­ków.

Złe prze­czu­cia zwy­kły tra­fiać w punkt. I tym razem, niczym boha­ter grec­kiej tra­ge­dii, padasz ofia­rą samo­speł­nia­ją­cej się prze­po­wied­ni. W kaza­ma­tach kościo­ła, tuż pod pod­ło­gą Zakry­stii, przy­dy­bu­je cię Jezus. Jego demo­nicz­ny wzrok będzie ci się śnił po nocach. Szu­ka­cie zaku­rzo­nych dewo­cjo­na­liów na świę­to Prze­si­le­nia Pań­skie­go. Sły­szy­cie świń­ski chrum­kot sta­re­go docho­dzą­cy z góry. Jezus zda­je się być fatal­nym pro­ro­kiem. Oka­zu­je się, że odkrył twój sekret. W szo­ku­ją­cych szcze­gó­łach opi­su­je ci swo­je spo­strze­że­nia. „Wiem wię­cej, niż ty sam. Przej­rza­łem cię gał­ga­nie.” Jest bez­względ­nym dema­ska­to­rem zde­ter­mi­no­wa­nym ujaw­nić każ­dą nie­go­dzi­wość. Jezus łapie twą duszę we wny­ki pod­łe­go szan­ta­żu. Jego zda­niem Chwy­tasz zbyt wie­le flo­ty. Powi­nie­neś się z nim podzie­lić. Tyl­ko za cenę wej­ścia z nim w spół­kę możesz liczyć na jako taką dys­kre­cję. W prze­ciw­nym razie sprze­da cię sta­re­mu jak psa.

Jezu­so­we dic­tum dopro­wa­dza cię do bia­łej gorącz­ki. Nie spo­dzie­wa­łeś się takie­go obro­tu spraw. Po pod­wie­czor­ku grzech Ona­na roz­luź­nia twe napię­te mię­śnie, w żyłach mądrzej pły­nie krew. Wyda­jesz się być jeśli nie zupeł­nie spo­koj­ny, to przy­naj­mniej spo­koj­niej­szy. Jesteś nie­dziel­nym natu­ra­li­stą, biki­nia­rzem ona­ni­stą, mlecz­nym hedo­ni­stą. Roz­wa­żasz w duchu róż­ne moż­li­wo­ści. Jesteś skon­fun­do­wa­ny, wewnętrz­nie roz­bi­ty, roz­dar­ty jak ser­ce pogrze­bo­wej płacz­ki. Potrze­bu­jesz rady, dobre­go sło­wa, pocie­sze­nia. Posta­na­wiasz nie skła­dać bro­ni. Następ­ne­go dnia, gdy budzą cię koty szcza­ją­ce na pło­ty, zapra­gniesz roz­mó­wić się z Boży­da­rem. Spo­tka­cie się w lasku fau­nów na nara­dę. Mar­twe słoń­ce buj­nej pro­win­cji, zawie­szo­ne wyso­ko na nie­bo­skło­nie, będzie przy­świe­ca­ło waszej gorącz­ko­wej wymia­nie myśli. Lęgną się wywro­to­we pomy­sły w maków­kach dwóch narwa­nych chło­pa­czysk. Prym w sza­leń­stwie wie­dzie Boży­dar. W tym sza­leń­stwie jest nie­zgo­da.

Docho­dzi­cie do jako takie­go kon­sen­su­su. Decy­zja odno­śnie czy­nów może być jed­na. Posta­na­wia­cie skle­pać maskę Jezu­so­wi. Uci­sze­nie przez zastra­sza­nie to wasz maje­stat, wasza god­ność. Obmy­śla­cie chy­try plan. Macie zamiar schwy­tać Jezu­sa w zasadz­kę. Po mszy zacza­icie się na nie­go na skra­ju lasu. To ten dzień, w któ­rym nie doko­nu­jesz kolej­ne­go Chwy­tu. Ta ostat­nia nie­dzie­la. Jutro się rozej­dzie­cie. Być może. Dzwo­ny, dzwo­necz­ki. Biją, dzyń-dzyń czy­nią. Woń kadzi­dła mie­sza się z odo­rem zjeł­cza­łe­go cia­ła. Sta­ry zzu­wa prze­po­co­ną sutan­nę. Obra­zy nakła­da­ją się na sie­bie, dźwię­ki inter­fe­ru­ją. Zapa­chy wybu­cha­ją wie­lo­wąt­ko­wą burzą. Zmy­sły wariu­ją, myśli kła­dą do snu moral­ność. Kościół trzesz­czy w szwach od bru­tal­ne­go kocio­kwi­ku hor­mo­nów. Będzie się dzia­ło!

Pot i krew, śluz. Wydzie­li­ny. W cie­niu wie­ko­wych modrze­wiów, w zgrzeb­nej niszy paro­wu, w samym ser­cu dzi­kiej gęstwi­ny, spusz­cza­cie bez­względ­ne man­to Jezu­so­wi. Zacza­ili­ście się na nie­go za wyzna­czo­ną wcze­śniej skar­pą, tuż przed godzi­ną zero. W mro­ku stu­mi­lo­we­go lasu pod­ci­na­cie nogi dłu­go­wło­se­go dra­ba. Chwy­tasz Jezu­sa za kudły. Boży­dar wali go z kopa w  żebra, a potem z bań­ki w mostek. Dokła­dasz pra­wy sier­po­wy w pocią­głą, przy­stoj­ną twarz syna nie­bo­że­go. Jezus zale­wa się krwią i zło­rze­czy. On wam jesz­cze poka­że. „Wy chu­je papla­te, wy prąt­ki sza­ta­na ska­żo­ne rogo­wa­ci­zną odby­tu”. Nie zwykł nad­sta­wiać dru­gie­go policz­ka ani myśli rzu­cać sło­wa na wiatr. Z jego kino­la ciek­ną smar­ki wymie­sza­ne z krwią. Drze się jak potę­pie­niec. Obie­cu­je zemstę pie­kieł. Nie wiesz. co robić, nie masz pomy­słu na dal­szy roz­wój wypad­ków. Z maja­ków dzie­cin­nej bra­wu­ry nie spo­sób spre­pa­ro­wać choć­by namiast­kę pla­nu B. Wasza chwiej­na odwa­ga, wasz kna­jac­ka dezyn­wol­tu­ra, wasza bez­względ­ność mło­do­cia­nych katów, wyrżnę­ła mlecz­ny ząb o pierw­szy tward­szy kant rze­czy­wi­sto­ści.

Pod­ku­lasz ogon. Cho­wasz się, cho­wa­cie z Boży­da­rem, na dział­ce two­je­go sta­re­go, sakra­menc­kie­go piju­sa. Pięć kilo­me­trów od Haj­lów­ki. To jest twój azyl, tu możesz wyli­zać rany i prze­my­śleć wła­sne poło­że­nie w struk­tu­rze cha­osu. Przed wami dłu­ga noc, peł­na kosz­ma­rów na jawie i oni­rycz­nej hiper­re­al­no­ści. Będzie­cie zakład­ni­ka­mi sprzecz­no­ści, kozła­mi ofiar­ny­mi ilu­zji, więź­nia­mi błę­dów logicz­nych. Wasze zapi­ja­czo­ne mor­dy smar­ka­tych łobu­zów swo­im wykrzy­wie­niem zga­szą blask księ­ży­ca, roz­kwa­szą porzą­dek nocy  wyzie­wy waszych ciał. Jed­ną nogą będzie­cie kro­czyć przed upad­kiem pychy, pod­czas gdy dru­gą sto­pę cie­lacz­ka ssa­ła będzie pokor­na mat­ka (tor­tu­ra). Wasza głu­po­ta się­gnie szczy­tów, a wasza chuć wybie­gnie poza hory­zont. W kro­to­chwil­nej wizji zje­cie cia­ło Jezu­sa w towa­rzy­stwie same­go Bel­ze­bu­ba po lobo­to­mii, któ­ry oka­że się być waszym cuch­ną­cym krew­nym. Dia­beł­kiem stró­żem. Coś zosta­ło zaprze­pasz­czo­ne i nic jesz­cze nie­stra­co­ne. Wiru­ją obra­zy, kołu­ją emo­cje. Plą­czą się nici wasze­go fil­mu. Star­szy­zna o was zapo­mnia­ła. Pociąg do upodle­nia, do zatra­ce­nia, do wnie­bo­wzię­cia! Wła­śnie odjeż­dża. Cała naprzód! Na zdro­wie rze­tel­ni gamo­nie!

Budzisz się, więc jesteś… nie­dziel­nym natu­ra­li­stą, biki­nia­rzem ona­ni­stą, mlecz­nym hedo­ni­stą. Do roz­ła­do­wa­nia wewnętrz­ne­go napię­cia potrze­bu­jesz aktu miło­ści wła­snej; ego­tycz­nej, kom­pul­syw­nej i cia­snej. Samo­speł­nia­ją­ca się prze­po­wied­nia wyno­si auto­ero­tycz­ny akt poran­ka na ołta­rze. Wiel­ki Strzał kła­dzie się cie­kłym na posadz­ce. Jesteś spo­koj­ny i odprę­żo­ny, choć nie pozby­łeś się trosk ści­ga­ne­go. Zda­niem Boży­da­ra, dziś nastą­pi dema­ska­cja twe­go nie­cne­go pro­ce­de­ru. Jezus słu­ży do mszy, a ty masz dzi­siaj wol­ne. Ide­al­na oka­zja do zdra­dy. Wisi nad tobą wid­mo pro­win­cjo­nal­nej infa­mii. Histe­rycz­ne fana­tycz­ki z kół­ka różań­co­we­go już śli­ną się do wizji sto­su, na któ­rym zapło­nie twój mlecz­ny kor­pus. Miej­sco­wi dewo­ci z nagła ostrzą scy­zo­ry­ki potę­pie­nia, mrocz­ni gra­ba­rze inten­sy­fi­ku­ją tel­lu­rycz­ne namięt­no­ści. Twe tru­chło zosta­nie zhań­bio­ne, a kości obgry­zio­ne przez psy din­go. Zosta­niesz pierw­szym potę­pio­nym Haj­lów­ki, zaka­łą czer­stwej pro­win­cji, wiel­kim bluź­nier­cą. Tu nikt nigdy nie był z cie­bie dum­ny. Od teraz będziesz na wiecz­nym cen­zu­ro­wa­nym.

W akcie despe­ra­cji wysy­łasz do Jezu­sa sms o tre­ści: „zapra­szam do współ­pra­cy”. Godzi­ny mija­ją. Odpo­wiedź nie nad­cho­dzi. Wiesz, że jest już raczej po her­ba­cie. Odcho­dzisz od zmy­słów. Uwa­żasz, że nie ma dla cie­bie ratun­ku. Zosta­niesz odsą­dzo­ny od czci i wia­ry, pod­da­ny ostra­cy­zmo­wi lokal­sów, na wie­ki prze­klę­ty. Wszel­kie związ­ki z lokal­ną spo­łecz­no­ścią będą sys­te­ma­tycz­nie odci­na­ne. Zosta­niesz wydzie­dzi­czo­ny z wła­sne­go mikro­ko­smo­su, z cie­płej macie­rzy, z małej ojczy­zny. Nie masz nadziei, nie znaj­du­jesz w sobie słów pocie­sze­nia. Jesz kanap­kę, pijesz zsia­dłe mle­ko, palisz ostat­nie­go papie­ro­sa ska­zań­ca. Dra­piesz się po pęp­ku, walisz gło­wą w ścia­nę, kopiesz sto­pą w drzwi. Pod­da­jesz się, cze­kasz na nie­unik­nio­ne. Wypa­tru­jesz kata.

Na dział­ce two­je­go sta­re­go, pod­łe­go piju­sa, pijesz tanie­go beł­ta do ścię­cia biał­ka pospo­łu z Boży­da­rem. Jest to wasz poże­gnal­ny trip, final­na liba­cja, ostat­nia wie­cze­rza. Sądzi­cie, że nie zosta­ło wam wie­le cza­su. W każ­dej chwi­li ocze­ku­je­cie wizy­ty Sta­re­go w towa­rzy­stwie lokal­nych orga­nów ści­ga­nia, rze­czo­nych psów goń­czych Haj­lów­ki. Będzie to z całą pew­no­ścią spek­ta­ku­lar­ny nalot, w któ­rym szy­ki zewrą stró­że pra­wa i obroń­ca moral­no­ści. Jer­ry, Janu­ary i Sta­ry. Śnię­ta Trój­ca. Wskrze­szo­ny zosta­nie pło­mień świę­tej zemsty. Pije­cie łap­czy­wie i wiel­ko­dusz­nie. Pra­gnie­cie znisz­czyć do cna swo­je mło­de orga­ni­zmy nim nadej­dzie świt. Wtem! Sły­szy­cie gło­sy, kro­ki, sze­lest. Two­je ser­ce zamie­ra. Spo­dzie­wasz się naj­gor­sze­go. Two­im pija­nym w sztok oczom uka­zu­je się postać Jezu­sa (sic!); wisu­sa, skunk­sa, gał­ga­nu­sa. Pod dachem wia­ty ster­czy roz­ma­za­ny cze­rep, a dłu­gie blond wło­sy świe­cą ską­pa­ne cie­płym bla­skiem, jak­by zło­ci­stą aure­olą. Masz otwar­tą sze­ro­ko buzię. Boży­dar czy­ni znak krzy­ża, choć nigdy nie prze­stą­pił pro­gu jakiej­kol­wiek świą­ty­ni. Jezus uśmie­cha się szel­mow­sko i powia­da w te sło­wa: „Szu­ka­łem was, a teraz wy przy­szli­ście do mnie. Wcho­dzę w ten układ skur­ko­wań­ce.”

O autorze

Marcin Czerniawski

Ur. 1989 w Węgorzewie. Ukończył studia filozoficzne. Mieszka w Gdańsku. Dżentelmen pośród blokowisk, łagodny biorca podłych fuch, okazjonalnie człowiek bez właściwości. Po godzinach prozaik

Powiązania

Rozmowy na koniec: odcinek 32 Marcin Czerniawski, Agata Dyczko, Karolina Krasny, Ewa Tondys-Kohmann, Łukasz Wojtysko

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Trzy­dzie­sty dru­gi odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Nowe poetyckie i prozatorskie głosy z polski 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022 z udzia­łem Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, Aga­ty Dycz­ko, Miło­sza Fle­sza­ra, Jaku­ba Gra­bia­ka, Jaku­ba Gut­kow­skie­go, Karo­li­ny Kra­sny, Joan­ny Łępic­kiej, Ewy Ton­dys-Koh­mann, Łuka­sza Woj­tysk i Ame­li Żyw­czak w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2022 (proza)

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Maszynka naiwnego bluźnierstwa na podobieństwo Maszyny Pragnącej

wywiady / o książce Karolina Krasny Marcin Czerniawski

Roz­mo­wa Karo­li­ny Kra­sny z Mar­ci­nem Czer­niaw­skim, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Do boju automaty, leśne skrzaty, maszyny do szycia fraz!

debaty / ankiety i podsumowania Marcin Czerniawski

Głos Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go w deba­cie „Czy pró­bu­jesz zmie­nić świat swo­im pisa­niem?”.

Więcej

Historia jednego akapitu: Pochwała flegmatycznego rozumu?

recenzje / KOMENTARZE Marcin Czerniawski

Autor­ski komen­tarz Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Że czułość może być kształtem

wywiady / o pisaniu Karolina Krasny Marcin Czerniawski

Roz­mo­wa Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go z Karo­li­ną Kra­sny, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie / Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 32 Marcin Czerniawski, Agata Dyczko, Karolina Krasny, Ewa Tondys-Kohmann, Łukasz Wojtysko

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Trzy­dzie­sty dru­gi odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 18 Miłosz Fleszar, Jakub Grabiak, Jakub Gutkowski, Joanna Łępicka, Amelia Żywczak

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Osiem­na­sty odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Nowe poetyckie i prozatorskie głosy z polski 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022 z udzia­łem Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, Aga­ty Dycz­ko, Miło­sza Fle­sza­ra, Jaku­ba Gra­bia­ka, Jaku­ba Gut­kow­skie­go, Karo­li­ny Kra­sny, Joan­ny Łępic­kiej, Ewy Ton­dys-Koh­mann, Łuka­sza Woj­tysk i Ame­li Żyw­czak w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 28. Muzy­ka Resi­na.

Więcej

Roz-połów się… Gawęda o debiutach

recenzje / ESEJE Karol Maliszewski

Recen­zja Karo­la Mali­szew­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Wspólne podwórko

wywiady / o książce Aleksandra Byrska Iwona Bassa

Roz­mo­wa Iwo­ny Bas­sy i Alek­san­dry Byr­skiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

Slalom między obrazami

wywiady / o pisaniu Amelia Żywczak Jakub Grabiak

Roz­mo­wa Jaku­ba Gra­bia­ka z Ame­lią Żyw­czak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Wciąż czcimy pomniki ciemiężycieli, zbieramy się w lasach, by śpiewać do przebranych za bóstwa plantatorów i morderców, posłuszeństwo wobec władzy i silnego wrośnięte mamy w grubą od doświadczeń skórę

wywiady / o pisaniu Agata Dyczko Łukasz Wojtysko

Roz­mo­wa Łuka­sza Woj­ty­ski z Aga­tą Dycz­ko, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

(O)patrzenie

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Ame­lii Żyw­czak, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza: „praga”

recenzje / KOMENTARZE Amelia Żywczak

Autor­ska impre­sja Ame­lii Żyw­czak, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Dojrzeć międzygatunkowy transfer

recenzje / ESEJE Aleksandra Grzemska

Impre­sja Alek­san­dry Grzem­skiej na temat pro­zy Aga­ty Dycz­ko, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego akapitu: Stado

recenzje / KOMENTARZE Agata Dyczko

Autor­ska impre­sja Aga­ty Dycz­ko, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2022 (proza)

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

międzymiastowie

utwory / premiera w sieci z Połowu Amelia Żywczak

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Ame­lii Żyw­czak mię­dzy­mia­sto­wie. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

High hopes

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Jaku­ba Gut­kow­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza zawęzić kontekst

recenzje / KOMENTARZE Jakub Gutkowski

Autor­ski komen­tarz Jaku­ba Gut­kow­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Nie pisze się w próżni

wywiady / o pisaniu Amelia Żywczak Jakub Gutkowski

Roz­mo­wa Ame­lii Żyw­czak z Jaku­bem Gut­kow­skim, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2022 (poezja)

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2022, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 14 sierp­nia 2023 roku.

Więcej

livestream

utwory / premiera w sieci z Połowu Jakub Gutkowski

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Jaku­ba Gut­kow­skie­go live­stre­am. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Maszynka naiwnego bluźnierstwa na podobieństwo Maszyny Pragnącej

wywiady / o książce Karolina Krasny Marcin Czerniawski

Roz­mo­wa Karo­li­ny Kra­sny z Mar­ci­nem Czer­niaw­skim, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Współczesna powieść łotrzykowska: Marcin Czerniawski, Łobuzy

recenzje / IMPRESJE Adam Kaczanowski

Impre­sja Ada­ma Kacza­now­skie­go na temat pro­zy Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego akapitu: Pochwała flegmatycznego rozumu?

recenzje / KOMENTARZE Marcin Czerniawski

Autor­ski komen­tarz Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Sztuczne (k)raje

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Miło­sza Fle­sza­ra, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza: „inferno clubbing”

recenzje / KOMENTARZE Miłosz Fleszar

Autor­ski komen­tarz Miło­sza Fle­sza­ra, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

O zastygniętym czasie, lepiącym się do podniebienia?

wywiady / o pisaniu Jakub Gutkowski Miłosz Fleszar

Roz­mo­wa Jaku­ba Gut­kow­skie­go z Miło­szem Fle­sza­rem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Sekstans

utwory / premiera w sieci z Połowu Miłosz Fleszar

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Miło­sza Fle­sza­ra Sek­stans. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

W domach z betonu nie ma wolnych relacji

recenzje / ESEJE Aleksandra Grzemska

Impre­sja Alek­san­dry Grzem­skiej na temat pro­zy Łuka­sza Woj­ty­ski, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego akapitu: „Alejki z chodnikowych płyt”

recenzje / KOMENTARZE Łukasz Wojtysko

Autor­ski komen­tarz Łuka­sza Woj­ty­ski, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Oki to pa

utwory / premiera w sieci z Połowu Łukasz Wojtysko

Pre­mie­ro­wa pro­za Łuka­sza Woj­ty­ski „Cien­ka gra­ni­ca” z tomu opo­wia­dań Oki to pa. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022.

Więcej

Piramida Achillesa

wywiady / o pisaniu Ewa Tondys-Kohmann Łukasz Wojtysko

Roz­mo­wa Ewy Ton­dys-Koh­mann z Łuka­szem Woj­ty­ską, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Zeszyt ćwiczeń

utwory / premiera w sieci z Połowu Joanna Łępicka

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Joan­ny Łępic­kiej Zeszyt ćwi­czeń. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza: „City of Zeugma”

recenzje / KOMENTARZE Joanna Łępicka

Autor­ski komen­tarz Joan­ny Łępic­kiej, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Porzeczka, poziomka, nieczytelny podpis

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Joan­ny Łępic­kiej, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Uwertura do posłowia

wywiady / o pisaniu Joanna Łępicka Miłosz Fleszar

Roz­mo­wa Miło­sza Fle­sza­ra z Joan­ną Łępic­ką, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Sześćset stron do końca świata

wywiady / o pisaniu Agata Dyczko Ewa Tondys-Kohmann

Roz­mo­wa Aga­ty Dycz­ko z Ewą Ton­dys-Koh­mann, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego akapitu: „Pętko prawdy”

recenzje / KOMENTARZE Ewa Tondys-Kohmann

Autor­ski komen­tarz Ewy Ton­dys-Koh­mann, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Nie nazywajmy tego po imieniu

utwory / premiera w sieci z Połowu Ewa Tondys-Kohmann

Pre­mie­ro­wa pro­za Ewy Ton­dys-Koh­mann Nie nazy­waj­my tego po imie­niu. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Preppering na mikrokryzys

recenzje / ESEJE Aleksandra Grzemska

Impre­sja Alek­san­dry Grzem­skiej na temat pro­zy Ewy Ton­dys-Koh­mann, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej

Historia jednego wiersza: „[las odszedł na kurzej nodze]”

recenzje / KOMENTARZE Jakub Grabiak

Autor­ski komen­tarz Jaku­ba Gra­bia­ka, lau­re­ata 17. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Prometeusz i Neron podają sobie dłonie

recenzje / ESEJE Jakub Skurtys

Impre­sja Jaku­ba Skur­ty­sa na temat poezji Jaku­ba Gra­bia­ka, lau­re­ata 17. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Ludzie w strażackich kaskach mają dzisiaj wolne

utwory / premiera w sieci z Połowu Jakub Grabiak

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Jaku­ba Gra­bia­ka Ludzie w stra­żac­kich kaskach mają dzi­siaj wol­ne. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2022”.

Więcej

Współczesna powieść łotrzykowska: Marcin Czerniawski, Łobuzy

recenzje / IMPRESJE Adam Kaczanowski

Impre­sja Ada­ma Kacza­now­skie­go na temat pro­zy Mar­ci­na Czer­niaw­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2022”.

Więcej