utwory / premiery w sieci

Los na loterii

Ian Kemp

Opowiadanie Los na loterii Iana Kempa. Prezentacja w ramach projektu „Opowiadania i powieści 2018”.

prze­moc, nęka­nie i pro­pa­go­wa­nie nie­na­wi­ści – w naszej rodzi­nie znaj­dzie­cie wszyst­ko – mówi FRANK, młod­szy brat ANNY, przy­rod­ni brat DAVIDA i BERTY – tyl­ko nam mogło się coś takie­go przy­tra­fić – śmie­je się histe­rycz­nie, jak­by nie wie­rzył, że to jest śmiesz­ne, albo oba­wiał się mojej reak­cji, w każ­dym razie to tro­chę pokrę­co­ny facet, mam nadzie­ję, że za chwi­lę się zamknie i pozwo­li jej mówić – pew­nie dla innych rodzin była­by to wiel­ka tra­ge­dia, nawra­ca­ją­ca jak nowo­twór, dla nas był to kolej­ny cios. wca­le nie taki moc­ny – boże facet mówi o znik­nię­ciu bra­ta, popier­do­lo­nej sio­strze, któ­ra zabi­ła sie­bie i dzie­ci, ojcu, któ­re­go okradł – szko­da, że ANNA nie ma takie­go poczu­cia humo­ru – spo­glą­da na nią wymow­nie, jak­by liczył, że zacznie się śmiać z jego żar­tu. boże! nie mylił się.

1

to nie wszyst­ko – jego sio­stra wyglą­da na zmę­czo­ną, ale jed­no­cze­śnie jest bar­dzo pew­na sie­bie – jest tego o wie­le wię­cej: roz­sze­rzo­ne samo­bój­stwo, moje samo­oka­le­cze­nia, zdra­dy, uza­leż­nie­nie, cho­ro­bli­wa zazdrość – mie­li­śmy i takie pro­ble­my, prze­stań się śmiać do jasnej cho­le­ry, niech pan na nie­go nie zwa­ża, jest pija­ny, BERTA cią­gle histe­ry­zo­wa­ła, była zagu­bio­na, bar­dzo cho­ra – FRANK, prze­stań, dobrze wiesz, że mam rację, zabi­ła nawet psa! – zapra­sza­ją mnie do sto­łu, on wycią­ga szkla­necz­ki, napeł­nia je alko­ho­lem, wzno­si toast, nie cze­ka­jąc na naszą reak­cję wypi­ja i zaczy­na bawić się z psem.

2

FRANK i ja ina­czej oce­nia­my nie­któ­re wyda­rze­nia. kie­dy BERTA umar­ła… prze­pra­szam, chy­ba nie chcę o niej mówić – daję jej chwi­lę na uspo­ko­je­nie, nie naci­skam, nawet się nie odzy­wam, po chwi­li jest goto­wa kon­ty­nu­ować – naj­pierw umar­ła nasza mat­ka, potem maco­cha nas zosta­wi­ła. cza­sa­mi trud­no mi w to uwie­rzyć. wycho­wy­wał nas samo­dziel­nie, nie byli­śmy łatwy­mi dzieć­mi – wsta­je od sto­łu i pod­cho­dzi do tele­fo­nu, wybie­ra numer i zama­wia 3 dania – lubi pan ryby? – ANNA budzi moje współ­czu­cie, FRANK bywa zabaw­ny, ale też cho­ler­nie iry­tu­ją­cy.

musi jej być strasz­nie cięż­ko, mówie­nie o mat­ce, któ­ra zmar­ła, maco­sze, któ­ra ją porzu­ci­ła koja­rzy mi się z ana­li­zo­wa­niem sta­nu zdro­wia oso­by, w któ­rej cie­le zespół naby­te­go nie­do­bo­ru immu­no­lo­gicz­ne­go poczy­nił nie­od­wra­cal­ne zmia­ny. pije­my dru­gą kolej­kę. nie lubię moc­ne­go alko­ho­lu. pytam czy nie mają piwa – FRANK jest bar­dziej uprzej­my niż myśla­łem przez ostat­nie 30 minut. pro­po­nu­je, pyta i w koń­cu poda­je mi butel­kę – to kolek­cjo­ner­skie piwo, mamy kil­ka­na­ście skrzy­nek. powin­no ci sma­ko­wać. rze­czy­wi­ście, jest bar­dzo dobre.

3

nie widzie­li­śmy DAVIDA odkąd skoń­czył 18 lat, nie jestem pew­na czy wie, że jego sio­stra się zabi­ła. ojciec nie szu­kał go nigdy, po śmier­ci BERTY jesz­cze bar­dziej stra­cił do tego ocho­tę. z FRANKIEM zawsze łączy­ła nas sil­na więź, odwie­dza­my się bar­dzo czę­sto – ANNA robi na mnie bar­dzo dobre wra­że­nie, jest sil­na, choć chy­ba czu­je się bar­dzo samot­na. prze­cho­dzi mi przez myśl, by zapro­sić ją do kina albo poka­zać jej dziw­ne miej­sce na pobli­skiej łące. nawet nie wie­dzą, jaki­mi są szczę­ścia­rza­mi, co może być lep­sze­go od prze­ży­wa­nia życia z oso­bą, z któ­rą możesz się wszyst­kim dzie­lić i nie musisz o nic rywa­li­zo­wać?

mają pięk­ny stół, mam ocho­tę go pogła­skać. jest sta­ry i przy­jem­nie gład­ki.

4

HONEKER zmarł w wie­ku 77 lat. pamię­tam bar­dzo dobrze jego ostat­nie uro­dzi­ny – rano zdmuch­nął świecz­ki na brą­zo­wym tor­cie, któ­ry zamó­wił dla nie­go FRANK, wypo­wie­dział na głos życze­nie, roz­pa­ko­wał pre­zen­ty, a potem poszedł do swo­je­go poko­ju obej­rzeć wia­do­mo­ści i powtór­kę meczu. kibi­co­wał hoke­istom, zawsze podzi­wiał siłę i agre­syw­ność tych dup­ków – pięk­na, ele­ganc­ka kobie­ta, nie mogę prze­stać na nią patrzeć.

5

zosta­wia­ją mnie na chwi­lę same­go, mogę się zasta­no­wić i uło­żyć wszyst­ko na nowo.

oczy­wi­ście, by umrzeć HONEKER musiał się uro­dzić, uro­dził się jed­nak z cią­żą­cym na nim prze­kleń­stwem – tak przy­naj­mniej utrzy­my­wał odkąd skoń­czył stu­dia, a więc przez więk­szą część życia – przy­szedł na świat nie dość, że w mie­ście małym, to jesz­cze obrzy­dli­wie nud­nym.

nigdy nie widział na jego uli­cach pro­te­stów, nikt nie orga­ni­zo­wał tam demon­stra­cji, nie­win­nych mor­do­wa­no raz na deka­dę, w gaze­tach nie moż­na było prze­czy­tać o gwał­tach, tym bar­dziej o zuchwa­łych kra­dzie­żach, pra­sa mil­cza­ła tak­że o związ­kach zawo­do­wych, wizy­tach kolej­nych pre­zy­den­tów.

kil­ka­dzie­siąt tysię­cy robot­ni­ków sie­dzia­ło w domach i dzie­cin­nia­ło przez skle­ro­zę albo cier­pia­ło z powo­du nie­wy­dol­no­ści ser­ca. w rodzin­nym mie­ście HONEKERA nie było nawet bur­de­lu. każ­dy, kto chciał je porów­nać do LAS VEGAS, czy rów­nie porą­ba­ne­go miej­sca, musiał czuć się dziw­nie. choć był jeden facet, któ­ry zawsze sta­rał się dostrzec w tym mie­ście coś dobre­go – DAVID kie­dyś miał powie­dzieć – być może to jedy­ne mia­sto na świe­cie, w któ­rym ludzie się nie nudzą, gdy­by się nudzi­li wyrwa­li­by wszyst­kie krze­sła na try­bu­nach, a potem ukrzy­żo­wa­li dla zaba­wy tutej­szych księ­ży – wycho­dzi na to, że DAVID miał bar­dzo maka­brycz­ne poczu­cie humo­ru.

6

dowie­dzia­łem się, tu i ówdzie, że nawet w mło­do­ści ludzie widzie­li w nim sta­re­go dzia­da, takie­go zanie­dba­ne­go dzia­da, pogrą­żo­ne­go w roz­my­śla­niach – HONEKER dłu­go nie był świa­do­my tego, jak go postrze­ga­li, ale gdy w koń­cu się dowie­dział, poczuł się dum­ny. całe życie czuł się jak sta­ra, dopa­la­ją­ca się świecz­ka. podob­no jego fla­ko­wa­te cia­ło cią­ży­ło ku zie­mi bar­dziej niż jakie­kol­wiek inne cia­ło na tej pla­ne­cie.

7

ojciec zmarł we śnie, los był dla nie­go łaska­wy. nie cier­piał. mógł prze­cież skoń­czyć jak dzia­dek, wszyst­kich HONEKERÓW wykoń­czy­ły nowo­two­ry – naj­gor­sze z naj­gor­szych – bole­sne, odpor­ne na dzia­ła­nie mor­fi­ny. rze­czy­wi­ście nie miał szczę­ścia w życiu, ale śmierć miał dobrą. pogrzeb tak­że. nikt nie pła­kał. poże­gna­li­śmy go tak, jak się żegna kogoś kto wyjeż­dża na dru­gi koniec świa­ta. w dniu śmier­ci miał bar­dzo dobry humor, śmiał się przez kil­ka godzin, zupeł­nie nie rozu­mie­jąc swo­ich emo­cji – kur­wa, chy­ba tra­wa, któ­rą pali­łem 50 lat temu zaczę­ła dzia­łać – wybuch­nął śmie­chem z taką siłą, że patrzy­li­śmy na nie­go osłu­pia­li – nie mógł prze­stać, a potem mach­nął weso­ło ręką i powie­dział, że nic go to nie obcho­dzi, bo dziś umrze. i umarł o 17.

8

nie sądzę, by cokol­wiek miał nam za złe.

9

DAVID od lat był nie­obec­ny w jego życiu – nie tyl­ko z powo­du kłót­ni, jakie nie­ustan­nie toczy­li, ale przede wszyst­kim z powo­du uza­leż­nie­nia – BERTA nie żyła od kil­ku lat, a ja i FRANK uda­wa­li­śmy, że nie mamy cza­su.

10

czło­wie­ku! HONEKER nie był dobrym ojcem, zakli­nał się, że to nasza wina, ale tak napraw­dę nie lubił dzie­ci i sam był roz­wście­czo­nym bacho­rem – nosił błę­kit­ne szor­ty, bia­łe skar­pe­ty i teni­sów­ki, wyglą­dał, jak­by zszedł wła­śnie z kor­tu. wiel­ki jak wie­żo­wiec, nie­po­rad­ny i do tego humo­rza­sty – kie­dyś obra­ził się na BERTĘ, gdy zaczę­ła się spo­ty­kać z chło­pa­kiem miesz­ka­ją­cym w wie­żow­cu – HONEKEROWIE pocho­dzą z zamoż­nej kla­sy śred­niej, blo­ko­wi­ska napa­wa­ją ich prze­ra­że­niem – powie­dział jej, że to ban­dy­ta i że musi się zasta­no­wić, gdzie chce dojść w życiu – ona mia­ła dopie­ro 13 lat i cho­dzi­ła z tym chłop­cem na lody, nic wię­cej nie robi­li, rozu­miesz? – mój ojciec zro­bił mu zdję­cie z ukry­cia, spre­pa­ro­wał list goń­czy i zagro­ził jej, że roz­le­pi go w całym mie­ście. gdy BERTA się posta­wi­ła nie odzy­wał się do niej przez pra­wie rok – mam nadzie­ję, że wydo­ro­śla­łaś – tak zakoń­czył tę absur­dal­ną sytu­ację.

dam ci inny przy­kład – kie­dy DAVID miał 14 lat wiel­kie burze zła­ma­ły gałę­zie w naszym ogro­dzie, HONEKER wezwał face­ta, któ­re­mu zle­cił ich ucię­cie. DAVID umie­rał z cie­ka­wo­ści, chciał bar­dzo zoba­czyć jak wspi­na się na drze­wo, w jaki spo­sób się zabez­pie­cza, zazdro­ścił mu uprzę­ży i spraw­no­ści z jaką się poru­szał na wyso­ko­ści 16 metrów, oto­czo­ny kują­cy­mi gałę­zia­mi i chma­rą owa­dów. przy­sta­wił dłu­gą dra­bi­nę do sąsied­nie­go drze­wa, wspiął się po niej, potem wspiął się po gałę­ziach i będąc tyl­ko 8 metrów niżej od tego face­ta, przy­glą­dał się jego pra­cy. HONEKER nigdy nie tra­cił gło­wy. gdy zoba­czył DAVIDA nie krzyk­nął na nie­go, nie kazał mu zejść, nie wyra­ził tro­ski, przez chwi­lę się przy­glą­dał, a potem poszedł gdzieś, gdy wró­cił DAVID nadal sie­dział na drze­wie jak mał­pa.

nasz ojciec pod­szedł do dra­bi­ny i popchnął ją, odci­na­jąc syno­wi dro­gę powro­tu. widzia­łem wszyst­ko z okna. DAVID sie­dział jesz­cze chwi­lę, zupeł­nie nie prze­jął się zmia­ną sytu­acji, ale widzia­łem, że z minu­ty na minu­tę nie tyl­ko odczu­wa coraz więk­szą nie­wy­go­dę, ale też zaczy­na się zasta­na­wiać jak bez­piecz­nie zejść. gdy­by spadł z pew­no­ścią musie­li­by­śmy zawieść go do szpi­ta­la.

powo­li, bar­dzo ostroż­nie zaczął scho­dzić w dół. nim posta­wił sto­pę na gałę­zi spraw­dzał czy może na niej pole­gać. na wyso­ko­ści oko­ło 6 metrów nie było już żad­nych gałę­zi. gdy tam dotarł pod drze­wem cze­kał na nie­go HONEKER, ale nic nie mówił, nie zwra­cał na nie­go uwa­gi, zapi­sy­wał coś w note­sie, jestem pewien, że gdy­by DAVID spadł nie rzu­cił­by się na ratu­nek, tyl­ko spo­koj­nie patrzył­by jak jego adop­to­wa­ny syn wije się z bólu – żona HONEKERA zosta­wi­ła swo­je dzie­ci pod opie­ką ojczy­ma. z dnia na dzień. bez uprze­dze­nia. bez zapy­ta­nia go o zda­nie. bez poczu­cia tra­ge­dii. na zawsze. dowie­dzia­łem się tu i ówdzie, że zało­ży­ła nową rodzi­nę i uro­dzi­ła kolej­ną dwój­kę.

w koń­cu mój brat miał dość sie­dze­nia na gałę­zi i posta­no­wił na niej zawi­snąć, a potem sko­czyć na nie­rów­ną zie­mię – nadal mógł się poła­mać lub skrę­cić nogę. nie pro­sił ojca o pomoc, bo dosko­na­le wie­dział, że jej nie dosta­nie, zacho­wy­wał się tak, jak­by go nie było, HONEKER stał 2 metry od nie­go, mógł przy­sta­wić dra­bi­nę, ale nie zro­bił tego. i do dziś nie mogę zro­zu­mieć dla­cze­go. ta lek­cja nigdy nie wyda­wa­ła mi się poucza­ją­ca. no może dawa­ła wyobra­że­nie do cze­go ten sta­ruch był zdol­ny.

w koń­cu DAVID spadł z drze­wa, tro­chę się potłukł, ale szyb­ko się otrze­pał i pod­szedł do ojca. ten poło­żył mu rękę na ramie­niu i zaczął mu opo­wia­dać o kosz­tach usu­wa­nia zła­ma­nych gałę­zi.

11

FRANK go nie lubił? to mało powie­dzia­ne, on go po pro­stu nie­na­wi­dził! FRANK ma takie powie­dze­nie – to dzię­ki PEPSI zro­zu­mia­łem, że nie lubię COCA-COLI – zawsze je powta­rza, gdy mówi o ojcu.

12

przed śmier­cią HONEKER zdo­łał znacz­nie pomno­żyć mają­tek, w koń­cu uda­ło mu się tak­że sprze­dać pra­wa do sce­na­riu­sza nad któ­rym pra­co­wał od daw­na. cią­gle gdzieś podró­żo­wał. zaczął nawet czy­tać.

13

pamię­tam, co mi powie­dział, gdy nie przy­ję­li mnie do pra­cy – nie nada­jesz się do tego zawo­du, nie dzi­wię się tym ludziom – roz­pła­ka­łam się, a potem chcia­łam coś im odpo­wie­dzieć, im, bo jemu i tak wszyst­ko było jed­no – napi­sa­li – tym razem ci się nie uda­ło, ale trzy­ma­my kciu­ki – co za ban­da skur­wy­sy­nów! – infor­mu­je­my, że nie zakwa­li­fi­ko­wa­li­śmy pani do kolej­ne­go eta­pu rekru­ta­cji, życzy­my powo­dze­nia – ale, co moż­na odpo­wie­dzieć ludziom, któ­rzy cię nie chcą? chło­pa­kom dają­cym mi kosza zawsze umia­łam popsuć humor. nie­do­szli kole­dzy z fir­my wyda­wa­li mi się nie­do­stęp­ni jak suk­ce­so­rzy tro­nów kró­lew­skich.

14

dowie­dzia­łem się, że BERTA zała­ma­ła się po odej­ściu mat­ki, dosta­ła pier­dol­ca – zro­bi­ła 13 ope­ra­cji w cią­gu 15 lat – bez maki­ja­żu wyglą­da­ła okrop­nie, czu­ła się coraz gorzej, aż w koń­cu zabi­ła dzie­cia­ki, a potem sie­bie – podob­no bar­dziej niż poczu­cia winy bała się odsiad­ki.

15

to praw­da, widok był okrop­ny, musie­li­śmy ziden­ty­fi­ko­wać zwło­ki, ojca nie było, wyje­chał z jakąś kobie­tą – FRANK jest coraz bar­dziej pija­ny, odno­szę wra­że­nie, że uda­je, mogę się zało­żyć, że nadal nie może wyba­czyć ojcu tej nie­przy­jem­nej koniecz­no­ści, któ­ra na nie­go spa­dła.

16

ANNA jest bar­dziej kon­kret­na, w koń­cu uda­ło mi się ją namó­wić na zwie­rze­nia – powie­si­ła się, ale nie na drąż­ku, tyl­ko w łazien­ce na kalo­ry­fe­rze, któ­ry zamon­to­wa­li­śmy rok wcze­śniej, ojciec się uparł i kalo­ry­fer zawi­snął tuż pod sufi­tem. BERTA od daw­na była cho­ra, ale nie chcie­li jej przy­jąć do żad­ne­go szpi­ta­la. FRANK nale­gał, ja nie chcia­łam mieć z nią nic wspól­ne­go, ojca to nie obcho­dzi­ło – tak, gro­zi­ła, że mnie zabi­je, nie chcę nawet myśleć, co jej dzie­ci prze­ży­ły w ostat­nich chwi­lach, dziw­nie jest pro­sić wła­sną mat­kę o litość.

17

HONEKER przez całe życie gry­wał w LOTTO, bez więk­szych suk­ce­sów, ale też gry­wał bez więk­szych nadziei na wygra­ną, zupeł­nie się nią nie przej­mo­wał, po pro­stu lubił zakła­dać się z losem, nawet jeśli wie­dział, że przy każ­dej pró­bie wynik będzie dokład­nie taki sam, jak ostat­nim razem. podob­no to był pomysł ANNY, ale ona przy­pi­su­je go swo­je­mu bra­tu, któ­ry miał na nie­go wpaść wie­le lat temu, jej zda­niem wszyst­ko prze­wi­dział.

18

gdy poja­wi­li się w domu pogrze­bo­wym HONEKER był już przy­go­to­wa­ny do pochów­ku – w czar­nym gar­ni­tu­rze, wypo­le­ro­wa­nych butach, bia­łych ręka­wicz­kach wyglą­dał jak chło­piec przy­stę­pu­ją­cy do komu­nii we WSCHODNIEJ EUROPIE.

FRANK przy­glą­dał się ojcu przez dłuż­szą chwi­lę, potem pod­szedł do trum­ny, popra­wił mu kra­wat i wsu­nął nie­po­strze­że­nie kupon do wewnętrz­nej kie­sze­ni mary­nar­ki – spoj­rzał wymow­nie na ANNĘ i obo­je wyszli zaczerp­nąć świe­że­go powie­trza.

pogrzeb prze­biegł zupeł­nie typo­wo. trum­nę naj­pierw zło­żo­no w gro­bie, potem zasy­pa­no zie­mią, koniec koń­ców przy­gnie­cio­no toną kwia­tów, by mieć pew­ność, że HONEKER nie wydo­sta­nie się z trum­ny jak dżin z butel­ki.

19

następ­ne­go dnia ANNA wyje­cha­ła na wieś do przy­ja­ciół­ki, a FRANK posta­no­wił pozbyć się wszyst­kich rze­czy, któ­re koja­rzy­ły mu się z ojcem. gdy skoń­czył, stał na środ­ku miesz­ka­nia pozba­wio­ne­go drzwi wewnętrz­nych, pod­łóg, mebli, far­by na ścia­nach – czu­ję się bar­dzo dobrze w ich towa­rzy­stwie. jeste­śmy dla sie­bie mili i potra­fi­my się roz­śmie­szyć, choć to, co ich spo­tka­ło nie wyda­je się śmiesz­ne. ani ANNA, ani FRANK, obo­je nie czu­ją opo­rów, są roz­luź­nie­niu i chęt­nie odpo­wia­da­ją na moje pyta­nia.

20

kur­wa! – to prze­kleń­stwo nadal dźwię­czy mi w uszach, nie mogłem uwie­rzyć, że wygra­li­śmy. spraw­dza­łem kil­ku­krot­nie, pamię­tasz pro­si­łem cię byś też to zro­bi­ła, na zdję­ciu kupo­nu były te same, co na stro­nie wyni­ków LOTTO. pamię­tam jak zaczę­łaś się śmiać i spy­ta­łaś – no pięk­nie, i co my teraz zro­bi­my? kur­wa mać!

sta­ry leżał 2 metry pod zie­mią! wpraw­dzie nie pada­ło od jego pogrze­bu, ale kupon mógł prze­cież ulec znisz­cze­niu. poza tym, nie wie­dzie­li­śmy czy zakraść się do nie­go nocą, czy może prze­pro­wa­dzić legal­ną eks­hu­ma­cję pod byle pre­tek­stem.

pamię­tam jak na mnie spoj­rza­łeś, gdy powie­dzia­łam, że chy­ba nie chcę ryzy­ko­wać – poka­za­łeś mi wygra­ną – 60 000 000 EURO! – powie­dzia­łeś – prze­stań pier­do­lić! cała pula jest nasza, wiesz ilu gra­czy poko­na­li­śmy? – dopie­ro to ostat­nie zda­nie mnie prze­ko­na­ło.

21

zaczę­li­śmy od spraw­dze­nia pogo­dy, pora roku nam sprzy­ja­ła, pro­gno­zy na naj­bliż­szy tydzień były bar­dzo zachę­ca­ją­ce. chy­ba dla­te­go podzie­li­li­śmy się zada­nia­mi. ona czy­ta­ła o pro­ce­sach gnil­nych, roz­kła­dzie cia­ła, ja zają­łem się kwe­stia­mi praw­ny­mi – mali dege­ne­ra­ci, dobrze się bawi­li, teraz dobrze się bawią, to histo­ria ich życia, bez dwóch zdań. cze­ka­łem na taką histo­rię lata­mi i w koń­cu się poja­wi­ła. boże, w koń­cu się poja­wi­ła! HAHA!

22

wie­czo­ra­mi spo­ty­ka­li­śmy się przy tym sto­le, oma­wia­li­śmy wszyst­kie za i prze­ciw i pili­śmy. pili­śmy jak nasto­lat­ki, na umór. cięż­ko jest znieść świa­do­mość bycia tak boga­tym, ale jesz­cze cię­żej było znieść wizję doko­py­wa­nia się do tej for­sy, dobi­ja­nia się do kry­jów­ki HONEKERA.

23

nie mogłam sobie pora­dzić z obra­za­mi, jakie widzia­łam po zamknię­ciu oczu – wyda­wa­ło mi się, że wiem, co czu­je mój ojciec, gdy sły­szy głu­che, potem coraz bar­dziej wyraź­ne odgło­sy kopa­nia, prze­kleń­stwa, gdy czu­je naszą obec­ność, żywych, cie­płych i prze­ra­ża­ją­co zachłan­nych. wyda­wa­ło mi się, że wiem jak go zabo­li, gdy nie­chcą­cy szpa­del ude­rzy go w kola­no, albo prze­bi­je się przez cien­ką trum­nę i roze­tnie mu czo­ło. o ile jesz­cze miał jakieś czo­ło.

24

pod­ję­li­śmy decy­zję w cią­gu 2 dni – myślisz, że to szyb­ko? – tak napraw­dę FRANK chce mi zdać inne pyta­nie – myślisz, że dobrze zro­bi­łem? – tak się pyta przy­ja­cie­la i nie ukry­wam pochle­bia mi jego zaufa­nie. zaczy­nam go lubić, choć zna­my się rap­tem kil­ka godzin.

ponow­ne oglą­da­nie cia­ła HONEKERA napa­wa­ło nas obrzy­dze­niem i lękiem. ale wizja dostat­nie­go życia tro­chę łago­dzi­ła te uczu­cia. byli­śmy sobą znie­sma­cze­ni i urze­cze­ni. nie da się opi­sać dziw­no­ści tego emo­cjo­nal­ne­go kok­taj­lu. nie mogli­śmy znieść napię­cia, wymio­to­wa­nia, natręt­nie powra­ca­ją­cych myśli, marzeń, któ­re mogły się ziścić – za taką kasę mogłem zbu­do­wać wła­sną dziel­ni­cę, rozu­miesz taką moż­li­wość? – oczy­wi­ście, że nie rozu­miem, tego nie moż­na sobie wyobra­zić.

25

kopać czy nie kopać? – oto jest pyta­nie! – zażar­to­wa­łem i od tego momen­tu wie­dzie­li­śmy, co mamy robić.

26

oczy­wi­ście, że pamię­ta­my te licz­by – 12, 01, 17, 03, 23, 07 – uro­dzi­łem się 12 stycz­nia, ANNA przy­szła na świat 17 mar­ca, nasza maco­cha ulot­ni­ła się 23 lip­ca. nigdy nie byłem ate­istą i nigdy nie będę, nie po czymś takim – FRANK w tej dekla­ra­cji wyda­je mi się pierw­szy raz szcze­ry do bólu, mówiąc to nie musi ase­ku­ro­wać się humo­rem, pierw­szy raz jest tak pew­ny sie­bie – a mnie to zwi­sa, nie widzę w tym nic prze­ra­ża­ją­ce­go, oczy­wi­ście jest to tro­chę dziw­ne, ale nie skła­nia mnie do wia­ry – mali dege­ne­ra­ci, napraw­dę was lubię.

O autorze

Ian Kemp

ur. 1990, prozaik, dramaturg. Publikował w m.in. w "Lampie", "Arteriach", "Ricie Baum". Mieszka w Hamburgu, Krakowie i Warszawie.