z moją śmiercią zgiń, ziemio, w płomieniach
na barkach podlasia obozem się kładę!
wszyscy to jeden i ten sam snop.
Swetoniusz opisał, lecz właśnie on dzierżył
pochodnię, to on miał w garści wiatr.
suniemy powoli, powoli do przodu:
Cirrus fibrarus, Cumulus humillis.
o której godzinie przebiegł po nas tętent,
a ilu zostanie pod brzuszkiem?
kamieniarz I
proboszcz puchnie jak balon. orzeł płacze,
gdy my płaczemy. dlatego zrywamy się z przyrki,
lekką dłonią markując podpis? w parku grzebią
liście. zgodnie stwierdzamy, że z liści schodzi skóra.
jesteśmy prawie na miejscu. on był kwarcowym homarem,
wspinającym się po ścianie jak pod szczupły szczyt.
teraz jest stuletnim żółwiem. wpuszcza nas, ale nic
nie mówi, zaniechał mowy, tak jak można zaniechać się.
nie pokażę wam języka, nie przetłumaczę zaklęć.
w kieszeniach ciuła kamyczki. karmi nimi wróble.
wesołe miasteczko
gdy miasto śpi, drzewa zbliżają się do siebie,
mizdrzą. po wszystkim wypuszczają źródło.
policja w tym czasie sporządza protokół:
niebo to zbyt duży mundur, bóg się wprawdzie
topi, wciąż musi salutować, strącać samoloty.
gniazdo możemy uwić w ustach, schować się
w środku, ale to właśnie ucho jest najczulszym
punktem – troszkę zagilgocze i zjedziemy po szyi…
dotknij tylko tych miękkich kulek!
kamieniarz II
wanna jest pełna, ale nie wiem, czy się zgadza.
puszczam oko. łyse klepisko, na nim tytuł
wymachuje łopatą, chociaż to nie jest jego łopata,
to nawet nie jest jego dom. baldachim nad łożem
w połowie przerwany. w połowie baldachim.
wtedy wyłożyła na ladę wszystko, co miała, i tak
uczyniłem z niej pierwszą ladacznicę! w tym zdaniu
przeczytaj starożytną kajutę, chadzenie na palcach.
gliniane dzieci i gliniane słońce napinają żagiel.
rączka w rączkę. to jest zielona szkoła, o, kapitanie…