Macham białym wierszem do waszego think tanku
Krzysztof Kleszcz
Premierowy zestaw wierszy Krzysztofa Kleszcza.
MAZUREK
Wybierz sobie sprężynkę – brzmi przekaz mendialny.
Czy tę z tapczanu, na którym siedziała ta, co wzięła
odprawę? Oprawcy! Z waszych wysokich stołków człowiek
to atrapa, gnomon, który rzuca smętny cień. To nie ma
uczuć. Demokracja, mokra sprawa: zimny prysznic.
Jednym – business-klasa, botoks, drogi alk, proste drogi,
przyciemniane szyby hybrydy, kwadrofonia i x‑bass.
Drugim – podwyżka dwanaście pięćdziesiąt, chińszczyzna
i kit, wieczne akademie ku czci, hymny. Wzrost PKB,
wzrost liczby dyskontów – serce roście! A serce gruda,
ściśnięta, że żal. Nie umiem was słuchać, kamandy
mądrali, ustawiających się co miesiąc po kasę i ordery.
Gdzie jest miejsce, żeby was nie słyszeć, celebrycka
bohemo Behemothów? Częstująca głodny naród
sucharami, skrzecząca z emfazą: nienawidzę Polski,
żyjąca z Polski, dojąca Polskę, ciągnąca tłuste UHT?
Patrzę na flagę, w której czerwony się gotuje,
patrzę na orła. Gdyby spojrzał na wprost. Wybieram bicie
w tarabany, ban dla klasy próżniaczej, graczy, raczących się
winem. Obca przemoc się nie bała, wzięła.
Macham białym wierszem do waszego think tanku.
WESOŁYCH
Etos jak zwietrzały Pedros, humus, na którym nad
przepaścią wyrosła chuda sosna, której starcza światła
i nie chce się piąć, której gałązki łamią kolejne ekipy
i życzą wesołych świąt pastuchom i chamom. Igiełki
mają kształt victorii, a na igiełkach wiszą ciężkie łańcuchy,
dużo waty. Magiczny czas – mówi prezenter ubrany
jak prestidigitator. Zatem wszyscy dyskretnie sprawdzają,
czy mają portfele i zegarki. Powiesz: To kpiny z naszych
PIN-ów, ale nie powiesz. Masz pracę i dobre i to.
Postęp to miała być łatwizna, bułka z masłem. I żremy
teraz tę bułę, patrząc na poświęcenie komorników,
na ich życzliwość, gdy mówią nam: Polaku, uśmiechnij się,
jesteś na Allegro! Wiedziałeś, że Jowisz ma ponad
sześćdziesiąt księżyców? Tam dopiero wyć się chce!
Na Jowisza! A tu masz wolność! Mordor za jednym
kliknięciem! Masz równość – wszyscy to mówią:
Jesteście równiachy, pracujecie za tysiąc dwieście!
Masz braterstwo: drenaż mózgów, Lewandowski
w Bayernie. Generalnie rzeczywiście Wesołych.
Aparaty zwolnią migawki dopiero gdy wykrzywimy się
niemiłosiernie.
WRZUTKA
pojawia się jak kometa (jej warkocz jest z lodu,
zimnego jak pięść – wszyscy bledną, tabloidy zwiększają
nakład). Potem kolejna i kolejna, jakby była wytworem
chińskiego przemysłu. Ludzie zaczynają ziewać, snują się
jak ofiary wampirów. Ich nie jest nieme, górnicy
nie umieją już podnieść kilofów (opcja kill off).
Kiedy duszne powietrze położy się na szyjach,
ludzi nabija się na słupki sondaży. Ocaleją nieliczni,
rozumiejący mechanizm hucpy. Złoty wiek?
Raczej wiek zła, snu, w którym kilku prostych drwali
tnie wzdłuż blizn. Z jednej drzemki w kolejną,
a w tle ten sam prezent od Stalina. Kanalia, który kanał
nie włączysz, czwarta władza przybija im piątki.
Nikt nie woła, z dala coś błyszczy, ale #obłok nie może się
jakoś przebić na Instagramie.
ORLE, MEGA WYKON!
Ogarnij to: zegar smaży się na słońcu, nawinięty na kant,
na pęknięte drzewo. Cieknie jak ser. Łączymy się
ze studiem: manekin od wpisów i medialnych wrzutek
mieli przy śniadaniu swoją brudną brednię. Wydaje się
błyszczeć. Ujęcie z kamery nr 2 pokaże jednak, że jest
spięty na sztywno, pobielony gipsem. Bryka celebryty
srebrna jak srebrniki, zaparkowana w miejscu
dla niepełnosprawnych. A on w studiu wiesza na haku
tłuszcz (jak sikorkom, łaskawca). A on cofa rękę,
by tłuszczyk dyndał, wałkuje temat. Trochę goni w piętkę.
Drży mu żyła. Przeczuwa? Mdli go zapach. Jego pot jest łzą
ze świętego obrazu. Jesteście tu? Dacie się pocałować?
Dzieciaki się nudzą, chcą cukierków, żelków, czapek
z daszkiem. Ich rodzice pragną spokoju. Starsi potrzebują
wykupionych recept, ciszy nocnej. Słabszych się wytyka,
w imię demonkracji robi się z nich bekę. Prawa
człowieka? One są dla wybrańców, jurorów,
dla partnerów A i B, partyjnych, bezpardonowych
morderców. Ty masz być wieszakiem, mieć kredyt, zły sen.
Możesz uczestniczyć, słać SMS‑y. Tylko płać haracz,
chamie. Pod gruszą zrób sobie all inclusive (kotlet oraz
kluski). I czekaj: końca tygodnia, końca spłaty raty, aż
w dzienniku powiedzą, w gazetach napiszą. Europa – ropa,
strupy zaklejone plastrem, pakowane w złotko. Dużo
reklam leków, na ból i na wzdęcia. Resztę można nabić
w 0,7, a naród to łyknie. Pompować balon, mówić,
że nie pęknie. Zaśpiewać: leć orle, zdaliśmy, bezwzględnie!
Czas inaczej będzie gadał, gdy zmięknie.
ZAANGAŻOWANY
Wyklułem się z ja. Długo pukałem w skorupę.
Teraz troskliwie jak ojciec przewijam my. My natrętne,
którym zajmować się jest ponoć słabo. Słyszę: poeto,
pielęgnuj swoje drzewko, nie hektar lasu. Jak Hektor
będziesz martwy, przywiązany do rydwanu, wleczony
wokół murów. Poczujesz bezradność kropli frazy
wobec zalewu i potoków. Rozedrzesz koszulę i położysz się
– przejdą przez ciebie. Gdy sprawdzisz swoją skrzynkę,
będą tam czekały linki do sklepów z odzieżą.
O autorze
Krzysztof Kleszcz
Urodzony w 1974. Autor dwóch książek poetyckich: Ę (2008) i Przecieki z góry (2012). Wkrótce ukaże się Pański płaszcz. Wyróżniony w konkursie Złoty Środek Poezji. Publikował felietony i poezję w „Arteriach”, poezję w „Odrze” i „Red.”. Prowadzi bloga Biała Fabryka, na którym publikuje m.in. recenzje tomików i płyt. Mieszka pod Tomaszowem Mazowieckim.