utwory / zapowiedzi książek

Morze Karaluchów

Tommaso Landolfi

Fragment książki Morze Karaluchów Tommasa Landolfiego, która ukaże się w przekładzie Haliny Kralowej i Anny Wasilewskiej w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Morze Kara­lu­chów (2)

Na wodzie uno­si­ło się sen­nie kil­ka wiel­kich kara­lu­chów, koły­sa­nych łagod­ną falą, któ­rą wywo­ła­ło przej­ście stat­ku. Nie­co dalej widać było następ­ne, a im bli­żej otwar­te­go morza, tym bar­dziej woda gęst­nia­ła od roba­li, ciem­nie­jąc w bla­sku tro­pi­kal­ne­go słoń­ca.
Kapi­tan, a w ślad za nim mece­nas, sko­czy­li gwał­tow­nie do dru­giej bur­ty. Sta­tek był już pra­wie oto­czo­ny przez kara­lu­chy. Obaj rzu­ci­li się w kie­run­ku dzio­bu. Stam­tąd uka­zał im się widok dość nie­zwy­kły. Jak okiem się­gnąć, pod roz­pa­lo­nym skle­pie­niem nie­ba roz­ta­cza­ło się bez­kre­sne, czar­ne jak atra­ment morze o żałob­nym bla­sku: nie­prze­bra­na masa kara­lu­chów pokry­wa­ła tak gęsto całą powierzch­nię, że nie prze­ni­ka­ła spod nich nawet woda. W głę­bo­kiej ciszy wyraź­nie dawał się sły­szeć suchy chrzęst pan­ce­rzy roz­trą­ca­nych dzio­bem okrę­tu. Sta­tek sunął powo­li, z tru­dem, natych­miast po jego przej­ściu kara­lu­chy z powro­tem zbi­ja­ły się w cia­sny mur.
Kapi­tan jak osza­la­ły zbiegł na dol­ny pokład, aby z bli­ska przyj­rzeć się owa­dom.
– Tędy, tędy! – krzy­czał po dro­dze do mary­na­rzy. – Chodź­cie tutaj, patrz­cie! Trze­ba utłuc to wstręt­ne robac­two!
Kara­lu­chy, zwy­czaj­nych roz­mia­rów, jed­ne więk­sze, dru­gie mniej­sze, nie róż­ni­ły się zbyt­nio od swych lądo­wych bra­ci. Tyl­ną, deli­kat­niej­szą część cia­ła pokry­wa­ły bruz­dy. Za każ­dym przy­pły­wem fali dłu­gie czuł­ki roba­ków lek­ko drga­ły. Kapi­tan z krzy­kiem wbiegł z powro­tem na pokład.
– Wy sukin­sy­ny! Trze­ba coś zro­bić, mówię wam, trze­ba je uka­tru­pić!…
Wareg dopadł go w jed­nej chwi­li i chwy­cił za nad­garst­ki.
– Ty psie, bez­wstyd­ny pyszał­ku! – zary­czał głu­cho. – To taka two­ja odwa­ga?
Nad­bie­gli pozo­sta­li męż­czyź­ni. Wszy­scy trzę­śli się, nie­któ­rzy szczę­ka­li zęba­mi.
– Jeśli myśli­cie, że zapu­ści­my się na te wody… – zaczął któ­ryś, zdo­by­wa­jąc się na odwa­gę.
– Próż­nia­cy! Za dar­mo zamier­za­cie jeść mój chleb! Chce­cie dotrzeć na wyspę, a trzę­sie­cie się na widok paru nędz­nych kara­lu­chów?
– Zrób­my przy­naj­mniej coś, żeby odpły­nę­ły – dorzu­cił inny mary­narz.
– Dur­nie! Chce­cie je roz­draż­nić, żeby zaata­ko­wa­ły nas i przy­gnio­tły ohyd­ny­mi odwło­ka­mi?
– My… my… – zaczę­li wszy­scy razem – my chce­my zawró­cić, wyspa nas już nie obcho­dzi. Chce­my się stąd wydo­stać. Za wszel­ką cenę, a jeśli to koniecz­ne, przej­dzie­my nawet po waszym tru­pie. – Męż­czyź­ni zbli­ża­li się, groź­ni. Stat­kiem, któ­rym nikt już nie ste­ro­wał, zarzu­ca­ło nie­bez­piecz­nie, a wśród spo­łecz­no­ści kara­lu­chów zapa­no­wał nie­po­kój.
– A więc to tak? – zagrzmiał Wareg. Szyb­kim ruchem wycią­gnął zza pasa oba pisto­le­ty. – Pły­nie­my na wyspę i na wyspę was dowio­zę, czy chce­cie tego, czy nie. Wszy­scy na miej­sca, i strzeż­cie się, jeśli wam skó­ra miła! Zresz­tą to już bez zna­cze­nia, czy zawra­ca­my, czy też pły­nie­my dalej. – Fak­tycz­nie kara­lu­chy zwie­ra­ły cia­sno swo­je zastę­py tuż po przej­ściu stat­ku i teraz całe morze było czar­ne, jak okiem się­gnąć, aż po linię hory­zon­tu.
W tym momen­cie z rufy roz­le­gły się krzy­ki i dał się sły­szeć gwał­tow­ny tupot. Nad­biegł jeden z męż­czyzn w pirac­kim kape­lu­szu.
– Wiel­ki Ware­gu, robak uciekł! – Wię­zień, umiesz­czo­ny na pod­ło­dze pod szkłem, sko­rzy­stał praw­do­po­dob­nie z zamie­sza­nia i umknął, prze­śli­zgu­jąc się przez szpa­rę pomię­dzy dwie­ma deska­mi.
Wareg, a w ślad za nim inni rzu­ci­li się w kie­run­ku rufy. Ucie­ki­nier wyda­wał się nie do odna­le­zie­nia. Wresz­cie dostrze­żo­no go, gdy z tru­dem peł­znął po pokła­dzie, zamie­rza­jąc dotrzeć do luku. Dopa­dli go w jed­nej chwi­li. Czu­jąc nad­cią­ga­ją­cą burzę, robak odwró­cił się dum­nie i wypro­sto­wał nie­wiel­ki łebek. Męż­czyź­ni instynk­tow­nie utwo­rzy­li koło: w środ­ku, oko w oko, sta­nę­li obaj rywa­le.
Wareg mie­rzył pogar­dli­wym wzro­kiem leżą­ce­go u stóp insek­ta. Ów uważ­nie przy­glą­dał się olbrzy­mie­mu nie­przy­ja­cie­lo­wi. Nastą­pi­ła chwi­la ciszy. Wresz­cie robak prze­mó­wił: – Rober­cie Śmia­ło­boj­ny – ode­zwał się zwy­kłym chra­pli­wym gło­sem, nie oka­zu­jąc naj­mniej­sze­go oży­wie­nia – gdy­byś roz­gniótł mnie obca­sem, był­byś zwy­kłym tchó­rzem. I tak nim zresz­tą jesteś, bo nie robisz tego tyl­ko dla­te­go, że się mnie boisz. W ten spo­sób nasz poje­dy­nek nigdy się nie roz­strzy­gnie. Dla­te­go też chcę zapro­po­no­wać ci układ, jaki zawie­ra­ją zwy­kle ludzie hono­ru. Posłu­chaj: pozo­staw­my wybór samej Lukre­cji – będzie nale­ża­ła do tego z nas, któ­ry potra­fi kochać ją lepiej. Przyj­mu­jesz?
– Nie inte­re­su­ją mnie, roba­czy­no – z rów­nym spo­ko­jem odparł Wareg – ani two­je obe­lgi, ani two­je pro­po­zy­cje. Wsadź­cie go z powro­tem pod szkło albo raczej zamknij­cie w pudeł­ku od zapa­łek. Stam­tąd już nie uciek­nie.
Męż­czyź­ni ruszy­li się z miej­sca dopie­ro na widok pisto­le­tów Ware­ga. Opór ich nie był już podyk­to­wa­ny wyłącz­nie obec­no­ścią kara­lu­chów. Odrzu­ce­nie wyzwa­nia moc­no obni­ży­ło w ich oczach auto­ry­tet wodza. Ponad­to zamknię­cie prze­ciw­ni­ka w pudeł­ku od zapa­łek wyda­ło się tym nie­okrze­sa­nym awan­tur­ni­kom szczy­tem mało­dusz­no­ści.
Wkrót­ce jed­nak cała wro­gość siłą rze­czy wyga­sła; dro­ga odwro­tu była odcię­ta, za wszel­ką cenę nale­ża­ło posu­wać się naprzód, toro­wać sobie przej­ście wśród chrzę­stu uno­szą­cych się na powierzch­ni wody pan­ce­rzy. Męczą­cy ów manewr i towa­rzy­szą­ce mu napię­cie pręd­ko wyczer­pa­ły ener­gię zało­gi.
[…]
Od cza­su do cza­su jakiś mniej sen­ny kara­luch wdra­py­wał się na bur­tę i masze­ro­wał spo­koj­nie po pokła­dzie, przyj­mo­wa­ny z respek­tem przez zało­gę, któ­ra oba­wia­ła się roz­ją­trzyć jego towa­rzy­szy. Wareg pod­niósł ostroż­nie jed­ne­go z nich i postą­pił parę kro­ków w stro­nę dziew­czy­ny. Jej twarz przy­bra­ła bar­wę fio­le­to­wą, a zaraz potem powle­kła się śmier­tel­ną bla­do­ścią. Dziew­czy­na zagry­zła jed­nak war­gi i nie powie­dzia­ła ani sło­wa. Wareg przy­su­nął insek­ta do jej twa­rzy, a potem deli­kat­nie poło­żył go z powro­tem na deskach pokła­du.
– To na nic… na…wet w ten spo…sób nic nie wskó­ra­cie – powie­dzia­ła dziew­czy­na, szczę­ka­jąc zęba­mi. – Rober­cie Śmia­ło­boj­ny, nie dość, że macie łupież, to jesz­cze jeste­ście pod­łym tchó­rzem. Sły­sza­łam, jak on rzu­cił wam wyzwa­nie, a wy… wy – sło­wa jej się plą­ta­ły i nie mogła mówić dalej.
Kapi­tan, z nagim tor­sem lśnią­cym od potu, trzy­mał się w nie­wiel­kiej odle­gło­ści, usi­łu­jąc dobrać się do beczuł­ki z wodą. Wareg dostrzegł ten manewr.
– Dosta­li­ście już waszą rację, zmy­kaj­cie stąd – upo­mniał go.
– Wiel­ki Ware­gu, ja pło­nę, umrę, jeśli nie…
– Zmy­kaj­cie w tej chwi­li – powtó­rzył Wareg, uno­sząc zwi­sa­ją­cą z nad­garst­ka szpi­cru­tę.
– Dobrze, zabij­cie mnie, ale wiedz­cie… muszę wam powie­dzieć, że… dziew­czy­na ma rację! Tak, nie przy­ję­li­ście wyzwa­nia roba­ka, już… my nie mamy już do was zaufa­nia. Ja, my… wszy­scy nie­na­wi­dzi­my was. – Męż­czy­zna opadł na zie­mię wyczer­pa­ny i tra­wio­ny gorącz­ką.
– Ty psie! – wysy­czał przez zaci­śnię­te zęby Wareg i potrą­cił nogą bez­wład­ne cia­ło. Lecz kapi­tan wyda­wał się mar­twy. – Ty psie! – Wareg wyła­do­wy­wał złość na jego znie­ru­cho­mia­łym cie­le.  – Jeże­li raz jesz­cze wtrą­cisz się w te spra­wy… – Potem, zmie­sza­ny, zwró­cił się do dziew­czy­ny:
– Zro­bi­łem to dla cie­bie, Lukre­cjo. Jeże­li chcesz tego, to się zga­dzam. Teraz. Zaraz.
Lukre­cja zaśmia­ła się drwią­co. Wareg obu­dził szarp­nię­ciem jed­ne­go z męż­czyzn w pirac­kim kape­lu­szu i jesz­cze na wpół zaspa­ne­mu kazał przy­nieść pudeł­ko z roba­kiem. Zerwał się lek­ki wie­trzyk. On to wraz z wie­ścią o nie­zwy­kłym wido­wi­sku, któ­ra bły­ska­wicz­nie obie­gła sta­tek, w jed­nej chwi­li oży­wił odrę­twia­łą ban­dę. Wszy­scy cisnę­li się na rufę, teatrum oso­bli­we­go poje­dyn­ku.
– Chcę to zoba­czyć na wła­sne oczy – mówił nie­mal­że roz­we­se­lo­ny och­mistrz – chcę zoba­czyć, jak robak będzie się z nią kochać. Dia­bła tam, w jaki spo­sób taki roba­czek może kochać się z dziew­czy­ną?
Wydo­by­to roba­ka z pudeł­ka.
– No i? – zapy­tał pogar­dli­wie.
– No i  – odparł Wareg – przyj­mu­ję wyzwa­nie. Zaczy­na­my. Goto­wi?
– Zawsze do usług.
– A ty, Lukre­cjo, jesteś goto­wa?
– Tak.
Rzu­co­no losy. Pierw­szeń­stwo przy­pa­dło w udzia­le Ware­go­wi.

(prze­ło­ży­ła Anna Wasi­lew­ska)

O autorze

Tommaso Landolfi

Urodzony w 1908 roku w Pico w rodzinie o szlacheckich korzeniach. Prozaik, poeta, tłumacz (z literatury francuskiej, niemieckiej i rosyjskiej). Studiował nauki humanistycznie w Rzymie i we Florencji, gdzie uzyskał dyplom na podstawie pracy o Annie Achmatowej. Debiutował w roku 1930, w kilka lat później ukazał się drukiem pierwszy tom jego opowiadań Dialogo dei massimi sistemi (1937). Współpracował m.in. z gazetami „Il Mondo” czy „Il Corriere della Sera”. Po wielu kryzysach zdrowotnych, powodowanych niespokojnym trybem życia, jaki prowadził, zmarł 8 lipca 1979 roku w szpitalu w Ronciglione.

Powiązania

Debiuty dawniej

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie autor­skie z udzia­łem Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, Jerze­go Jar­nie­wi­cza, Anny Wasi­lew­skiej, Szy­mo­na Żuchow­skie­go i Ada­ma Lip­szy­ca w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Morze Karaluchów

utwory / zapowiedzi książek Tommaso Landolfi

Frag­ment książ­ki Morze Kara­lu­chów Tom­ma­sa Lan­dol­fie­go, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Hali­ny Kra­lo­wej i Anny Wasi­lew­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Nieobecność dzieła

recenzje / ESEJE Tomasz Kunz

Recen­zja Toma­sza Kun­za z książ­ki Morze Kara­lu­chów Tom­ma­sa Lan­dol­fie­go, wyda­nej w prze­kła­dzie Hali­ny Kra­lo­wej i Anny Wasi­lew­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 28 listo­pa­da 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 22 maja 2017 roku.

Więcej

Nad Morzem Karaluchów*

recenzje / ESEJE Dagmara Tomczyk

Recen­zja Dag­ma­ry Tom­czyk z książ­ki Morze kara­lu­chów Tom­ma­sa Lan­dol­fie­go, wyda­nej w prze­kła­dzie Hali­ny Kra­lo­wej i Anny Wasi­lew­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 28 listo­pa­da 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 22 maja 2017 roku.

Więcej

Gracz

wywiady / o książce Anna Wasilewska Bartosz Sadulski

Roz­mo­wa Bar­to­sza Sadul­skie­go z Anną Wasi­lew­ską, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Morze Kara­lu­chów, wyda­nej w prze­kła­dzie Anny Wasi­lew­skiej i Hali­ny Kra­lo­wej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 listo­pa­da 2016 roku.

Więcej

Wirtuoz

recenzje / ESEJE

Szkic Moni­ki Woź­niak, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Morze Kara­lu­chów Tom­ma­sa Lan­dol­fie­go, wyda­nej w prze­kła­dzie Anny Wasi­lew­skiej i Hali­ny Kra­lo­wej w Biu­rze Lite­rac­kim 28 listo­pa­da 2016 roku.

Więcej

Morze Karaluchów

utwory / zapowiedzi książek Tommaso Landolfi

Frag­ment książ­ki Morze Kara­lu­chów Tom­ma­sa Lan­dol­fie­go, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Hali­ny Kra­lo­wej i Anny Wasi­lew­skiej w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej