Pierwiastki przejściowe
w tym gorszym półroczu zwykle trwoniło się uwagę.
tusz niedbale barwił zeszyty albo rękawy,
zamiast układać się w prawo okresowości.
na marginesie sami odkrywaliśmy pierwiastki; przygodnie,
w surowych złożach (dla tej postaci pewne związki są nieosiągalne).
włosy marty z dnia na dzień zyskały barwę miedzi,
więc myśleliśmy raczej o stopach
metali. język grzązł w monologach, także popołudniami,
i trudno było wyjść poza ukradkową chłonność,
gdy łamał się szyk, gdy mówili, że trzeba naświetlić problem
kobaltem. zbyt wiele zmiennych miał oddział,
ciało nagląco tarło o pościel, wsiąkało w rubieże.
byle przemilczeć objawy, które można tylko złagodzić.
Rozkład połączeń
rozstroiła się mowa, w atmosferze wisi bielmo
i stąd brodzenie: od drobnych spękań do kolein,
aż po stateczność radiowych wież, gdzie widać rdzę
w ścięgnach, łączeniach. operator nie zawodzi,
tylko abonent bywa niedostępny
- to tylko dystans pomiędzy punktami,
wymiana elektronów. zbyt małe dawki albo szum
na liniach i jest zgiełk z najmniejszych ruchów:
obrót zamka, pogłos w korytarzu.
wieczorem kontrola zniekształceń,
gdy w kuchni, przy stole, jeszcze utlenia się ciało.
Neosecesja / Nie o secesji
(I)
wciąż odległa, gnie się w rozszczepionym świetle,
a sen jeszcze skropliną, dżdży i spływa po szyi
w bluszcz, owija ciało niby macierzyństwo
i chciałbym złudzenia, że geometria nie ma skazy,
gdy co dzień jest tracona w jedzącej cokolwiek,
wpatrzonej w zawieszeniu, nie dla uwiecznienia
w scenie rodzajowej. przez zbytek czułości
w ruchu widelca, odlanego zgrubnie z polipropylenu,
chciałbym złudzenia skazy już poza geometrią.
z perspektywy, jaką zapewnia mi rząd
podmiejskich garaży z rzędem latarń, myślę o wykresach
i obnaża się trend w przebiegu krzywej.
a ona, na powrót senna, zgrzebnie się okrywa,
powtarza bezwiednie jedno tylko słowo,
(II)
które ością w gardle
porasta, robiąc użytek z negatywnej przestrzeni.
Anarchitektura wnętrz
gdzie zza powierzchni wygłuszanej – hałas bytowy,
wykarmi się i deweloper skończony,
a na architekturę poczeka. w tej dzielnicy
ciało przy ciele zamieszkuje, nie mieszka,
nie dostrzegając celi mierzonej w dioptriach.
dla adaptacji dobiera niepokój, nie pokój.
jego zabudowa nie zna sutereny,
co ledwie mogę wywęszyć z obostrzeń,
gdy problem rozbić o pozycję w stadzie –
miedzę, zza której pobudzi mój układ nagrody
złudzenie ściany, byle przepierzenia
roszczącego sobie prawo do znaczenia
czasu. zawartość wabi
się domostwo. przyjęta za wartość, bawi
się okostną, jej wilgoć
podciągana od posadzki wzdłuż naroża,
ćmi bliżę moją powłoką –
tępym narzędziem dla technik wyjścia.
Bielmo
pamiętać, że przy każdej okazji patrzyła na wróble
kąpiące się w kałuży. zapomnieć, że kałuża była na plandece
ciężarówki ojca. reszta niech zblednie. chwilę później
patrzeć na bielone ściany. od nich syn człowieczy
mniej niźli reszta odbijał się, przedzierał ku drzwiom.
od tygodni przychodziłem żegnać się bez znaku krzyża.
zażegnywać kryzys, odżegnywać od bieli prześcieradeł
aż wspólny został tylko pozór. opioidy zamiast obiadu,
w nocy znów będzie w zaczarowanym domu.
póki co oczy. jakby wypatrywały większych drapieżników.
Dla zrozumienia istoty laktacji
dany jest moment, który wypiera wrzawa,
i więźnie w gardle tłuszczy to, co miotano w kocioł.
dane niech będzie też ciało o masie m,
rzucone ukośnie, odbite sprężyście od dna
reperkusji, a zatrze światłocień w rozkładzie akcentów,
gdy nie dostrzegasz już tła poza pierzeją.
w parterze wietrz, skąd wydziela się pokarm,
poprzez fleksję z mąki, deklinację z plew, i niech będzie oddalony
sposób, w jaki megafon zniekształca głos.
niech będzie oddalona mamka, niebyła,
nie doszła, nazbyt pieszczona ręką rynku.
znajdź wartość m, dla której zostaniesz objęty poczęciem
na mocy gwałtu, tuż pod kreską, w transakcji wiązanej.
czyj tlen, czyj rachunek określi pozycje?
Masa jest miarą energii
miasto jest płaskie