Cienka granica
Pracował jako scout i kazał tak do siebie mówić również prywatnie. Część znajomych nawet nie kojarzyła, jak ma na imię. Wszyscy natomiast wiedzieli, co robi, bo chętnie o tym opowiadał: wyszukiwał lokacje do filmów, planował, gdzie stanie baza ze sprzętem, catering albo charakteryzatornia. Sprawdzał, co widać w oku kamery oraz czy jest to zgodne ze scenariuszem. Właśnie znalazł przestrzeń do nowej produkcji zatytułowanej Cienka granica. Wyszperał to dziwactwo w sieci i pokazał reżyserce filmu, Hannie, a ona się zachwyciła i powiedziała, że musi tam kręcić. Miejscówka wyglądała, jakby ktoś nie znał zasad aranżacji lub je celowo łamał, co w ciekawy sposób korespondowało z ideą filmu.
‒ Latarnia przy łóżku? O kurwa, to będzie tam zajebiście wyglądało – stwierdziła Hanna. – Uwielbiam z tobą pracować. Jesteś ge-nial-ny.
‒ Thanks – odpowiedział Scout.
‒ Tylko proszę, uprzedź właścicielkę, to produkcja niskobudżetowa! – ostrzegła. – Mamy dużą ilość dni zdjęciowych w tym mieszkaniu. Zbijaj cenę.
Na dokumentację pojechał następnego dnia z samego rana. Tak szybko, jak to tylko możliwe. Wreszcie zobaczy to cudo na własne oczy. Wsiadł do taryfy, potwierdził adres i po chwili zmierzał do centrum. Podczas przejazdu zajął się ulubioną czynnością – wszystko wokół dokładnie obserwował. Musiał sprawdzić, co dziewczyna siedząca za kierownicą wozi ze sobą po mieście. Na wstecznym lusterku wisiorek – biały, owalny, z otworami na oczy i usta. Była to śliczna, mała twarz ducha, trzęsło nią na wszystkie strony. Wyciągnął szyję niczym Inspektor Gadżet i zerknął na przedni fotel pasażera. Leżało tam niebieskie OSHEE, Prince Polo XXL oraz megapaka fioletowych Airwavesów. Taksówkarka przypadła mu do gustu. Pomacał również tapicerkę ‒ miękką i przyjemną w dotyku. Zawsze to robił. Lubił oglądać cudze wnętrza: mieszkania, samochody, obojętne. Poza tym miał oko do detali i za to ceniła go reżyserka. Właśnie Hanna wciągnęła go do filmu, pewnego dnia powiedziała: „Moim zdaniem totalnie się do tego nadajesz”, i zaproponowała współpracę. Nie musiała go długo namawiać, szybko zrezygnował ze stania za barem i dołączył do artystycznego zespołu. Utożsamił się z nowym zajęciem jak aktor z serialową rolą, która sprawia, że staje się rozpoznawalny. Cienka granica była ich czwartą produkcja, wcześniej zrobili świetnie przyjętą Księgę wieczystą, niezłą Osobę z klasą oraz o wiele słabsze Pochopne wnioski. Reżyserka miała nadzieję, że najnowszy film okaże się tak samo dobry, jeśli nie lepszy od Księgi. Scout także liczył na sukces, wyobrażał sobie recenzenckie zachwyty nad miejscem akcji filmu.
Przyjechał punktualnie. Na parterze była kawiarnia z ogródkiem, kelner właśnie rozkładał parasole, puste stoliki czekały na pierwszych gości. Scout podszedł do bramy i zadzwonił domofonem. Drzwi zostały otwarte. Stanął w nich i spojrzał w głąb klatki schodowej, gdzie znajdowała się recepcja. Było duszno, chodził wentylator, za biurkiem siedział portier i łypał okiem. Wyglądał na rutyniarza.
– Hello! Jestem umówiony na spotkanie z właścicielką kamienicy – rzucił Scout.
– Uno momento – odpowiedział portier, po czym chwycił za telefon.
W tym czasie Scout zaczął wszystko skanować, miał wrażenie, jakby trafił do filmowego raju. Po pierwsze, wszędzie wisiały zasuszone kwiatki. Mnóstwo nawiedzonych bukiecików z dzwoneczkami. Po drugie, fototapety – powiększone fragmenty jakiegoś starego obrazu. Znane motywy: jednorożec, nogi wystające z czarnej muszli, perły, ludzie mieszkający w jaskini i lew zagryzający antylopę. W hallu naliczył ich kilka, ale za chwilę miało się okazać, że jest ich o wiele więcej. Too much.
– Właścicielka już jedzie – oznajmił.
– Ouuukeeey – Scout wrócił do lustrowania budynku.
Teraz jego uwagę przykuły drzwi wejściowe. Drewniane, masywne, bogato zdobione. Na obu skrzydłach zostały wmontowane okrągłe soczewy z grubego szkła, które – jeśli przez nie wyjrzeć – obracały wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Scout pomyślał, że są idealne do sceny w Cienkiej granicy, w której bohaterka uświadamia sobie, że w jej życiu wszystko jest na opak. Przyłożył oko do jednego z okienek. Parasol w kawiarnianym ogródku zwisał w dół, jakby ktoś go powiesił na niebie. Kelner siedział przy stoliku i palił papierosa, a dym spadał zamiast ulatywać. Nagle w soczewce pojawiła się postać. Wysiadła z samochodu zaparkowanego do góry kołami. Szła w stronę budynku, z każdym krokiem coraz bardziej kulista i zniekształcona.
Po chwili drzwi się otworzyły, a kobieta weszła do kamienicy. To była pani Beata Johnson.
‒ Shit – pomyślał Scout, patrząc na jej stylizację. Miała na sobie piżamo-płaszcz, coś, w czym można i spać, i łazić po mieście. Do tego chusta zawiązana na głowie, skórzane pantofle oraz kuferek wyglądający jak minifuterał na jakiś instrument. Przedstawili się sobie, po czym Scout przypomniał, że szuka przestrzeni do filmu. Słowo film wypowiedział z angielskim akcentem.
Weszli we dwójkę do windy. Drewniane ścianki oklejono kartkami z nadrukowaną panoramą miasta. Jedna obok drugiej, w linii ciągłej, na wysokości brzucha.
– Ptasia perspektywa – stwierdził Scout. – Widok niczym z wieży widokowej, a przecież jestem w windzie.
Pani Johnson nacisnęła bakelitowy przycisk z cyfrą trzy. Stare liny skrzypiały, winda jechała powoli. Scout nagrał cały przejazd, pomyślał, że Hanna będzie zachwycona, gdy zobaczy panoramę i taki oldschool. Wjechali na trzecie piętro, na którym znajdowały się dwie pary drzwi. Te po prawej właścicielka otworzyła dużym, ozdobnym kluczem.
– Chciałem od razu zapytać, czy jest szansa na promocyjną cenę, jeśli wynajmiemy na dłuższy czas?
– Szansa jest – odparła Beata Johnson.
Weszli do czegoś w rodzaju przedpokoju. Kobieta położyła kuferek na biurku wykonanym z tafli szkła i nóg z cegieł, obok stała drewniana ławka pomalowana na zielono. Scout wiedział, że jest tam dziwnie, ale ogłoszenie w sieci nie oddawało rozmiaru tej dziwności. Na suficie wisiał plafon z wydrukowanym na folii przeskalowanym obrazem. Zwierzęta pijące ze stawu.
– Jeeez – pomyślał, kiedy właścicielka zapaliła światło i kiepska, rozpikselowana reprodukcja zajaśniała na wysokim suficie.
Zrobił krok do przodu, wtedy poczuł coś miękkiego. Popatrzył w dół. Nie była to zwykła podłoga, tylko rozsypany piach, a na nim alejki z chodnikowych płyt. Ulica i pokój w jednym. Wnętrze i zewnętrze. Dom-nie-dom. Zrobił zdjęcie i wysłał reżyserce.
– Mega pojebane – odpisała napalona. – Ko-cham-to.
Przyglądał się drewnianym drzwiom na wprost. Był ciekaw, co za nimi zobaczy. Gdy pani Johnson nacisnęła klamkę, ich oczom ukazało się następne pomieszczenie, a za nim kolejne i kolejne. Pokoje miały różne funkcje, był salon, gabinet, jadalnia, ale wszędzie płyty i piasek. Scout nie mógł w to uwierzyć. W ostatnim znajdowało się łóżko, a obok niego niby latarnia. Pani Johnson ją zapaliła, sypialnia wypełniła się żółtym, sodowym światłem.
– Nigdy czegoś takiego nie widziałem – wyznał.
– To mój projekt. Na marginesie zajmuję się wystrojem wnętrz – odparła.
Wielka kuweta. Koty miałyby tu paradise – pomyślał Scout, ale nie powiedział tego na głos.
Spacerował chwilę po wszystkich pomieszczeniach. Stukał butami po płytach chodnikowych, jakby łaził po alejce w parku, a nie po mieszkaniu. Brakowało tylko, drzew, kałuży, porzuconych kiepów, gum do żucia i rozwalonego kosza, z którego sroki wyciągałyby opakowanie po jogurcie. Jak na przykład takie miejsce odkurzać? – zastanawiał się. Jak decydować, co jest śmieciem, a co nie?
Scout sprawdził każdy detal, niemal wszystkiego dotknął. Właścicielce schlebiało, że ekipa filmowa z takim zainteresowaniem ogląda jej mieszkanie, więc powiedziała do Scouta:
– Coś panu jeszcze pokażę. Proszę za mną.
Weszli do windy i zjechali piętro niżej. Beata Johnson nie chodziła po schodach.
Scout myślał, że wejdą do podobnego mieszkania jak to na górze, tymczasem znaleźli się w sali na eventy. Rozległe pomieszczenie przystrojone wojskową siatką kamuflażową, ze świetlówkami zwisającymi z sufitu.
Zaraz po wejściu Scout spostrzegł na skórzanej sofie chłopaka w slipkach i podkoszulku. Wyglądał na świeżo obudzonego. Przeciągał się, ignorując świeżo przybyłych gości. Właścicielka speszyła się i zaczęła przepraszać za niezręczną sytuację.
– Zmykaj do siebie – powiedziała do chłopaka. – Przepraszam za syna. Ma swoje mieszkanie piętro niżej, ale czasami sypia tutaj. Mówi, że to miejsce ma świetną energię.
Scout i chłopak nie mogli oderwać od siebie oczu. „On jest cute” – pomyślał jeden. „Totalnie w moim typie” – powiedział do siebie drugi, wkładając spodnie.
Kiedy Scout skończył oględziny i wychodził na klatkę, syn Pani Johnson podszedł do niego i powiedział mu do ucha, że zaraz zejdzie na dół, tylko poczeka, aż matka zniknie.
Scout usiadł w ogródku kawiarni, poprosił o menu i czekał. Po kilkunastu minutach w kadrze pojawił się chłopak.
– Chcesz coś do picia? – zagaił Scout.
– Wino. Ale to może już u mnie – odpowiedział. – A tak w ogóle to Marcin jestem, dla znajomych Martin.
– Piękne imię.
Dzięki randce Scout miał okazję zobaczyć mieszkanie Martina, kolejne dzieło Beaty Johnson. Tym razem przegięcie poszło w innym kierunku. Wszedł do ceglanego świata pełnego podświetleń. Jakieś zamczysko. W salonie toporny, drewniany stół na kilkanaście osób, a na nim mosiężna lampa-świecznik z żarówkami typu led imitującymi żywy płomień. Ścianka oddzielająca kuchnię od jadalni miała formę poszczerbionych schodków. Przy prysznicu podobnie. Plus koło toalety blaszane wiaderko. Stylizacja na ruiny. Bardzo romantycznie.
Chłopcy przystanęli. Popatrzyli sobie prosto w oczy. Najpierw całowali się z lekką nieśmiałością, chwilę później łapczywie. Jeden gryzł drugiego, a potem na odwrót. Rozebrali się na środku pokoju. Różnice tempa, ciągłe zamiany ról, bardzo przypadły Scoutowi do gustu, serce mocno mu biło. Ze względu na stylizację wnętrza miał wrażenie, że są w jakimś średniowiecznym romansie i zrzucają z siebie zbroje i rajtuzy. Za chwilę wejdą do drewnianej bani pełnej gorącej wody. Nie mogli się od siebie oderwać, więc spędzili razem cały dzień. Rozmawiali o serialach, muzyce i nieudanych relacjach. Mieli w sobie coś podobnego. Lubili te same zespoły, albumy, fasony ich spodni były niemal identyczne. Martin co chwilę wrzucał angielskie słówka, a Scout piał z zachwytu.
Wieczorem poszli na górę do amfiladowego mieszkania, Scout chciał zobaczyć, jak całość wygląda w sztucznym świetle. Zrobił sporo zdjęć, na kilku z nich był Martin w samych slipkach. Całowali się pod zapalonym plafonem, a nad nimi wisiały zwierzęta pijące ze stawu. Chłopcy byli nienasyceni. W końcu zmorzył ich sen, a obok leżały płyty chodnikowe i piasek. Noc w parku.
Po godzinie Scout obudził się zlany potem, wyobraził sobie, że wchodzi do nich pani Johnson i natychmiast, jak poparzony, pojechał do siebie. Cały następny dzień spędził w łóżku, nadrabiał zaległości w pracy z poprzedniego tygodnia. Jego mieszkanie, wyglądem przypominające tramwaj, miało jedną ogromną zaletę – widok na całe miasto i niezwykłe, psychodeliczne zachody słońca, przypominające atomowe wybuchy. Znajomi, którzy do niego przychodzili, zazwyczaj pytali na wstępie: „Jak ty znalazłeś to miejsce?”. Scout leżał i odpisywał na maile, ogarniał pozwolenia, wykonywał znienawidzoną robotę papierkową. Miał zaległości, bo nie był specjalnie sumiennym pracownikiem, ratowały go inne umiejętności.
Przed południem przyszła wiadomość od Martina.
– Dzięki za spotkanie. Co tak szybko uciekłeś? Zobaczymy się dziś?
– Przepraszam, ale dziś nie mogę – odpowiedział Scout.
– To jutro. Bądź u mnie o 19. – odparł Martin.
Scout nie zdążył mu odpowiedzieć, a tamten już wyznaczył godzinę. Wydało mu się to nieprzyjemne. Przecież mógł mieć jakieś obowiązki, wypada w takich sytuacjach najpierw zapytać.
– A w piątek pójdziemy do kina. Już wybrałem film – Martin napisał kolejny sms.
Wieczorem przyszedł jeszcze jeden:
– Nie chcesz do mnie wpaść? Czekam.
– Hej. Tak jak pisałem, dziś nie mogę. Zobaczymy się jutro, ok?
Rano znów wiadomość.
– Hej. Jak się spało? Ja już wstałem. Tak się cieszę, że pojedziemy razem na weekend.
Scoutowi zapaliła się druga lampka. Ten chłopak jest cute, but psycho. Wszystko działo się za szybko. Kiedy Martin wysłał kolejną wiadomość: „Musimy któregoś dnia zjeść obiad z moją mamą”, Scout postanowił wyrazić swoje potrzeby.
– Słuchaj, musimy troszeczkę przystopować.
Martin nie zareagował. To prawda, że szybko wchodzi w relacje, już ktoś zwrócił mu na to uwagę, ale równie szybko potrafi z nich wychodzić. Następnego dnia wieczorem napisał do Scouta:
– Przystopujmy.
– Uff – odpisał drugi.
Tyle że chwilę później przyszedł jeszcze jeden sms:
– Zapomnij o lokacji. Możecie sobie poszukać do filmu czegoś innego.
Te trzy zdania sprawiają, że Scoutowi robi się hardkorowo gorąco. Pulsują mu skronie. Przed oczami ma mnóstwo nawiedzonych bukiecików z dzwoneczkami. Twarze. Dużo nudesów. Slipki. Blaszane wiaderko. Poszczerbione schodki. Rajtuzy. Widzi jednorożca. Lwa zagryzającego antylopę. Chodzi po swoim długim, klaustrofobicznym pokoju, patrzy na niebo za oknem, a jego serce wali w przyspieszonym, nierównym rytmie, jakby wrócił naćpany z imprezy. Zastanawia się, co w tej sytuacji zrobić. Dzwoni do chłopaka, ale ten nie odbiera. Pisze wiadomość, ale ten nie odpisuje. Jeszcze raz dzwoni i jeszcze raz pisze. I znowu. „Najpierw mnie stalkuje, a teraz ghostuje. Standard” – myśli Scout. Postanawia chwilę odczekać. Chwilę, to znaczy ile? Kilka minut? Godzinę? Dzień? W południe pisze kolejną wiadomość: „Możemy pogadać? Bardzo mi na tym zależy”. Martin nie odpisuje, a Scout nie może uwierzyć w to, co się dzieję. Naprawdę nie będą mogli nakręcić tam filmu?
Jedzie pod kamienicę, bez pomysłu, co miałby tam zrobić. Stoi chwilę przy kawiarnianych ogródkach, kręci mu się w głowie, ma wrażenie, jakby parasole zwisały w dół. „Muszę to jakoś odkręcić, obrócić, zachować się w sposób opanowany i mądry, tak, żeby był happy end. Niech rzeczy wrócą na swoje miejsce” – mówi do siebie.
Nie ma ochoty wracać do domu-tramwaju, przez cały czas będzie przecież wszystko analizował. Woli być na zewnątrz. Odwiedza znajomą i podczas rozmowy opowiada o akcji z Martinem. Radzi się. Ta proponuje, żeby wysłać Martinowi jakieś nudesy.
– Może to sprawi, że coś ci odpisze! A przynajmniej będziesz miał gwarancję, że odczytał wiadomość.
Wieczorem Scout idzie na imprezę. W kolejce do toalety spotyka znajomego, natychmiast zwierza się z kłopotów. Gada jak najęty. O pracy, o Martinie, usta mu się nie zamykają.
– Zupełnie nie wiem, co robić. To jest jakiś mad koleś – mówi do znajomego. – Sorry, że tak cię zamęczam.
– Nie zamęczasz – uspokaja znajomy.
Scout prosi go, by nikomu nic nie mówił, ale historia zaczyna krążyć w towarzystwie i już następnego dnia trafia w formie anegdoty do Hanny, która wysyła do Scouta krótką wiadomość:
– Ja pierdolę. Jak mogłeś tak przejebać to miejsce. Nie dzwoń nawet do mnie.
Scout dzwoni i tłumaczy całe zajście. Dokładnie opisuje sytuację, próbuje przykryć wtopę detalami dotyczącymi mieszkania.
– Tylko bez detali – mówi złośliwie Hanna. – Jak w ogóle mogłeś romansować w trakcie pracy? Do chuja pana.
– A ty gdzie poznałaś swojego obecnego chłopaka? – punktuje ją Scout.
– To była zupełnie inna sytuacja.
– Według mnie taka sama, przespaliście się w charakteryzatorni.
– Pewnie ci się znudził.
Po tym zdaniu Scout się rozłącza. Faktycznie często spotyka się na randki, ale nie chodzi mu o seks. Umawia się z kolesiami przez aplikacje, żeby oglądać ich mieszkania. Najbardziej go ciekawi, jakie mają sypialnie, łazienki, kuchnie i dodatki do wnętrz. W jakich śpią pościelach i czym one pachną.
Scout uświadamia sobie, że to zaszło za daleko. Give me a break! Z kolei Hanna ma przebłysk świadomości – sytuacja jest jak z jej scenariusza.
– Zachowujemy się jak postaci z Cienkiej granicy. Pomysł trafiony, intuicja dobrze mi podpowiadała – mówi reżyserka, jakby stała na mównicy i odbierała zasłużoną nagrodę z rąk jury ekumenicznego.
Scout z kolei czuje się, jak w laboratorium sztuki, jeśli zaraz zacznie mówić dialogami z filmu, zwariuje.
– Są chyba jakieś granice eksperymentu! – krzyczy.
‒ Sam się w to wjebałeś, a teraz masz pretensje do mnie – zarzuca mu Hanna.
‒ Nie znoszę tego twojego wyższościowego, wulgarnego tonu.
‒ Od-pier-dol-się!
‒ Okłamujesz się.
‒ Ty się okłamujesz.
‒ Jesteś hipokrytką.
‒ Stary, zjebałałeś do chuja. Przekroczyłeś granicę.
‒ Sama ją nieraz przekraczałaś, ale sobie dajesz do tego prawo.
‒ Przegiąłeś w chuj…
‒ To ty przegięłaś w trakcie tej rozmowy.
‒ Gdyby ci naprawdę zależało na filmie, to załatwiłbyś to jakoś. Nie pierdol, to chyba żaden kłopot dla ciebie, żebyś się z nim jeszcze raz przeruchał. W tych szybkich relacjach to chyba nie ma takiego znaczenia.
Z początku wydaje mu się to krzywdzące, ale po kilku dniach zaczyna tak myśleć i sam już nie wie, co jest zasłyszaną u innych opinią, a co jego wewnętrznym poczuciem, myślą wypracowaną doświadczeniami, godzinami przemyśleń. Brak mu w sobie oparcia. Obce słowa zasadziły się w jego wnętrzu i rosły jak ukorzeniona roślina. W końcu jest mu już wszystko jedno. Wysyła do Martina wiadomość. Inną od poprzednich. W niezwykle wiarygodny sposób przekonuje, że się przestraszył, bo coś poczuł. I że to było fucking real, a nie przelotna znajomość. Sam daje się nabrać na własne słowa. Spotykają się jeszcze tego samego dnia, spędzają razem noc w ceglanym świecie pełnym podświetleń.
Scout dzwoni do Hanny wprost ze średniowiecznej łazienki i mówi, że wszystko już załatwione: umowa podpisana, stawka wynegocjowana. Mega tanio. Mogą kręcić Cienką granicę w upragnionej miejscówce.
‒ Wiesz co, zmieniłam zdanie, będę szukała jakiejś innej lokacji.
Scout łapie się za głowę i mówi:
‒ Żaden problem. Nic się nie stało.