utwory / zapowiedzi książek

Palamedes (2)

Piotr Matywiecki

Fragment poematu Piotra Matywieckiego Palamedes, który ukaże się w Biurze Literackim 1 maja 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

RÓD ODYSEUSZA

Kie­dy zesta­rzał się Ody­se­usz
czę­sto rodził się z wła­snej opo­wie­ści o sobie.

Uwiel­biał opo­wia­dać o swo­im rodzie,
sta­wiał przy­droż­ne kamie­nie przod­ków,
owi­jał opo­wieść wokół nich,
kom­po­no­wał odstę­py poko­leń jak cie­ka­wą wędrów­kę
i był prze­wod­ni­kiem.

Szedł ze stro­ny ojca – pra­dzia­dem był Zeus.
Szedł ze stro­ny mat­ki – pra­dzia­dem był Her­mes.
Zeus jest wszyst­kim – Her­mes wybie­ga z wszyst­kie­go.

A wszyst­ko w chło­dzie, w Zeu­sie.

Ody­se­usz opo­wia­dał o sobie, mówiąc: „Opo­wia­da­no o nim”.
Opo­wia­da­no, że imię jego idzie od słów:
„Zeus padał desz­czem na dro­dze”.
Po dro­dze tego zda­nia jego imię
było kalam­bu­rem tych słów.

Her­mes biegł swo­imi dro­ga­mi
a Zeus był pogo­dą dobrą i złą na jego dro­gach.

Ody­se­usz pro­wa­dził się obok dro­gi Her­me­sa.
Bie­gnąc przez wszyst­ko spo­glą­dał na życie spo­za życia,
prze­pla­tał życie naro­dzi­na­mi jak­by nie swo­imi,
i śmier­cią tych, któ­rych zabi­jał.
Żeglo­wał jak krwa­wa medu­za,
jak tar­cza śmier­ci w nie­śmier­tel­nym morzu.
Cho­dzi­ło o kalam­bur nie­śmier­tel­ny, o śmier­tel­ny spryt życia.

Bie­gnąc obok dro­gi Her­me­sa
wyprze­dzał go albo pozo­sta­wał za nim,
żeby nie spo­ty­kać Zeu­sa panu­ją­ce­go nad dro­gą.
Ody­se­usz chciał być wła­snym dobrem, wła­snym złem.

Zabi­jał na lud­nej dro­dze, na dro­dze pustej,
bez Zeu­sa.
W sta­ro­ści było pusto na dro­dze.
Spo­koj­nie umie­rał.

Wte­dy szedł i widział – teraz idzie i zna­czy.

Her­mes wymie­nia wzrok na zna­cze­nie,
wte­dy na teraz, teraz na wte­dy.

To nic nie zna­czy – nie ma kalam­bu­ru:
śmierć ludzi, któ­rych Ody­se­usz zabił
jest nie­wy­mien­na –

bo rodzi­li się.

*

Rody Pala­me­de­sa i Ody­se­usza: wspól­ne rody wro­gów!

Suk­ce­sje naro­dzin, „wyda­wa­nia na świat”, suk­ce­sje roz­dzie­ra­nia łon, któ­re wyszły z łon poprzed­nich – mają w sobie dra­stycz­ność cie­le­sną rów­ną zabi­ja­niu.

Z łon wycho­dzi suk­ce­sja życia i suk­ce­sja zabi­ja­nia.


NAUKI CHEJRONA

Co koń­czy się, przez fakt skoń­cze­nia
Zabi­ja przed zabój­stwem.

Mie­czy­sław Jastrun

Naj­pierw two­ja ręka poło­żo­na na ręce mat­ki. Na koniec poło­żo­na na drew­nie trum­ny, na kamie­niu gro­bo­wym – jak na ręce mat­ki. Two­je nie­mow­lę­ce oko prze­świe­tlo­ne na bie­li prze­ście­ra­deł, na różo­wo­ści jej cia­ła. Twój słuch wibru­ją­cy na gło­sach mat­ki, wody, pta­ka, ognia.

Kie­dy to wszyst­ko zauwa­żysz i znaj­dziesz tam sie­bie i two­je cia­ło, będziesz bez­wied­nie znaj­do­wał rze­czy, czas, kobie­ty i męż­czyzn, zły i dobry los. Będziesz odrzu­cał i na nowo znaj­do­wał, nie pamię­ta­jąc, że wyrzu­ci­łeś, będziesz pod­no­sił ręką do oczu i nasłu­chi­wał.

W pod­ręcz­nych sprzę­tach, w godzi­nach, w ludziach, w losie, znaj­dziesz sie­bie po raz dru­gi i schwy­cisz, kie­dy dowiesz się, że umrzesz. Znaj­dziesz – i to będzie two­je mie­nie do śmier­ci. Umyśl­nie będziesz wynaj­dy­wał świat, aby tym pew­niej dać się świa­tu zasko­czyć.

Gru­da gli­ny albo metal albo ludz­kie cia­ło. Two­rzy­wo jest tu! Weź sobie i zapo­mnij skąd wzią­łeś. Teraz jest w two­ich rękach i oczach i umy­śle. Dotknij, przyj­rzyj się i zamyśl – tam skąd wzią­łeś pozo­stał nie­byt albo czy­jaś tęsk­no­ta (niech cię ona nie wcią­ga!) a tu, na powierzch­ni tego co od wszyst­kich stron ode­rwa­ne, co ze wszyst­kich stron wzię­te, jest ślad po świe­cie poza tobą, jest pamięć, któ­rej nie znasz. Zmie­niaj ten ślad, nazy­waj, ura­biaj wedle zamy­słu, spoj­rze­nia, ręki. Jest twój. Zro­bi­łeś mały świat. Nową pamięć.

A teraz połóż ten świat na innym miej­scu. Pozwól mu żyć tym, co wyrzeź­bi­łeś na jego powierzch­ni i tym, czym zdzi­wi się powierzch­nia duże­go świa­ta czu­jąc ten mały świat – czu­jąc te wszyst­kie pomniej­szo­ne gli­ny i ręce, meta­le, oczy i umy­sły. Przy­po­mnij sobie, że two­je śla­dy pamię­ta­ją o tobie.

Zna­le­zi­ska i rze­czy zro­bio­ne, jeże­li bywa­jąc w two­im ist­nie­niu zuży­wa­ją i unie­ru­cha­mia­ją two­je zmy­sły, usu­waj (zapo­mi­naj). Rób miej­sce dla coraz innych ist­nień (albo swo­je zmie­niaj w inne). Pozna­nych ludzi, jeże­li cie­bie pozna­li, zabi­jaj. Ból, któ­ry tobie zada­li, wpę­dzaj do ich ciał. Zatrzy­muj ich ser­ca aby ból nie mógł cie­bie pora­zić zabój­czym odru­chem ich złej krwi. I zaśle­piaj ich oczy, aby twój ból ich ocza­mi nie lito­wał się nad tobą. Zabi­jaj, aby umar­li. Mów o nich, aby umar­li. Mów jak rdzeń wytry­sku­je z prze­rą­ba­nych krę­gów, jak ręce przy­gię­te­go do zie­mi trzy­ma­ją wnętrz­no­ści otwar­te­go brzu­cha, jak węgo­rze obgry­za­ją tłuszcz nad ner­ka­mi w otwar­tych ranach. Wszę­dzie nie żyje ten, któ­re­go zabi­łeś. Zapo­mi­naj – aby umar­li.

Kie­dy poczu­jesz ból, zamknij go w sobie, a jak­by poza sobą. To jest jedy­ny lek, jeśli zdo­łasz go sobie spo­rzą­dzić: nic two­je­go w two­im bólu, nic dla cie­bie i nic prze­ciw­ko tobie – ani w świe­cie ani w myśli. Wszyst­ko cia­sno jak kamień. Musiał­byś rzu­cić się aż za hory­zont swo­je­go ja – tyl­ko wte­dy unik­nął­byś śmier­ci. Ale jesteś za sła­by, a wyobraź­nia jest bole­sna i tobą zaję­ta.

Krzycz.

*

Chej­ron – naj­star­szy na Zie­mi. Rzeź­biarz, a wła­ści­wie nauczy­ciel rzeź­bie­nia, bo tyl­ko naucza­ją­cym sło­wem wni­ka w mate­rie świa­ta i w mate­rię wła­sne­go cia­ła obra­bia­ją­ce­go świat. Uczy bogów i hero­sów naj­pierw widzieć swo­je życie, a póź­niej dopie­ro tym życiem zmie­niać żywio­ły i rze­czy.

Dwie są głów­ne nauki Chej­ro­na:
Tek­to­ni­ka – nauka o podzia­łach świa­ta.
Rów­no­waż­nia – nauka o rów­no­wa­że­niu czę­ści świa­ta.

Te dwie nauki odróż­nia­ją czło­wie­czeń­stwo od zwie­rzę­co­ści, któ­ra nicze­go nie odróż­nia i nicze­go nie porów­nu­je, żyje w życiu.

W poko­le­niu Pala­me­de­sa i Ody­se­usza tek­to­ni­ka roz­wi­nę­ła się w naukę o kate­go­riach ist­nie­nia w świe­cie, a rów­no­waż­nia w naukę o trans­ak­cjach, o wymia­nie towa­rów i pie­nię­dzy.

Pala­me­des bro­nił się przed tymi roz­wi­nię­cia­mi nauk Chej­ro­na, Ody­se­usz chęt­nie je dosko­na­lił. I oka­za­ło się, że dzię­ki temu mógł wpro­wa­dzić w świat nie-etycz­ność, mógł posłu­gi­wać się pod­stę­pem.

Łatwo bowiem moż­na fał­szo­wać kate­go­rie, ponie­waż są sztucz­ne. Trud­niej wymien­ność rze­czy, bo jest bar­dziej natu­ral­na, ale da się to zro­bić dzię­ki wyna­laz­ko­wi pie­nią­dza. To pozwa­la Ody­se­uszo­wi „wyku­py­wać” zło etycz­ne – będąc pod­łym wobec Pala­me­de­sa, zako­pu­jąc pie­nią­dze pod jego namio­tem, moż­na o k u p i ć to dziel­no­ścią i spry­tem w grec­kiej służ­bie pod Tro­ją.

O autorze

Piotr Matywiecki

Urodzony 5 czerwca 1943 roku w Warszawie. Poeta, eseista, krytyk literacki, autor antologii poetyckich, edytor. Wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1980–1989 działacz Solidarności jawnej i w konspiracji. Autor wielu tomów poezji, m.in. Zdarte okładki – wiersze zebrane (2009), a ostatnio Poematy biblijne (2020) i Cykle (2024). Napisał kilka książek eseistycznych, w tym Kamień graniczny (1994) poświęcony filozoficznym i egzystencjalnym problemom Zagłady Żydów, a niedawno tom esejów o sztukach wizualnych Własne oczy (2024).

Powiązania