utwory / zapowiedzi książek

Pamięć rozmawia z wiatrem

Roman Honet

Fragment zapowiadający książkę Pamięć rozmawia z wiatrem Romana Honeta, która wkrótce ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

ciało otwarte

ta ręka powsta­ją­ca z upal­ne­go lata
pod­nie­sio­na nad oczy
i czas, nagle znisz­czo­ny,
nie do napra­wie­nia

o: nie lato było pięk­ne, ale dni i życie,
słoń­ce w porze zacho­du, gdy biło się z dymem
o nie­do­łęż­nych pilo­tów tań­czą­cych nad rdzą
w par­ku maszy­no­wym

o tę, któ­ra szep­ta­ła – nie płacz po mnie, bo mnie tam już nie ma,
star­cy wplą­ta­ni w pró­bę zna­le­zie­nia skaz
w tym, na co bóg zasnął – wiecz­nie, zanim
stał się mło­dy

i ojciec, mój, sto­ją­cy z zapa­lo­ną świecz­ką
przy licz­ni­ku gazo­wym, kie­dy bra­kło prą­du,
i pies, i mat­ka moja – cia­ło otwar­te
w celu oglą­da­nia.

oży­li oni


ulica galaktyczna

ja byłem złym czło­wie­kiem, nie zna­la­złem cię
w bogu ani na zie­mi, ani nawet szept
nie opo­wie­dział mi cię nigdy wię­cej.
ty. two­je buty wyso­kie, obca­sy ze sta­li. i kurt­ka,
ta gra­na­to­wa kurt­ka z orta­lio­nu, gdy prze­jeż­dża­ły
pocią­gi, prze­peł­nio­ne skła­dy, śmiech
się­ga­ją­cy cza­sów maho­me­ta – och,
mocha­mo­don, mocha­mo­don diar­ra. kłam­stwa. ale w zachwy­cie.
nie ma więk­sze­go oszu­sta
niż allah. wyrzy­ga­no nas w ciem­ność,
rodzaj zgni­łej tka­ni­ny, odwrot­ne lite­ry,
cierń wbi­ty mię­dzy nic a galak­ty­kę:

spo­tka­my się w val­hal­li,
nie ma muzuł­ma­nów


joseph von unruh próbuje pokarmu

śmierć poko­cha­ła morze. bra­mę do języ­ków
roz­pro­wa­dzo­nych w wodzie tam­tej nocy, daw­no. doko­ła mnie
upio­ry (cesarz napo­le­on). wejdź.
tu nic nie boli. pusty okręt

list, któ­ry tu napi­sa­łem,
tra­fi do cie­bie, naj­droż­szy,
lecz wcze­śniej dotkną go tysią­ce rąk

jak­by więc w odwró­ce­niu: jeden jest czas bez­mia­ru i ośle­pie­nia,
i pro­wa­dze­nia za rękę przy nabrze­żu,
i jesz­cze jeden, nie pamię­tam wię­cej

morze mnie odrzu­ci­ło,
sól zbu­do­wa­łem z rze­czy nie­po­trzeb­nych,
lekarz zapi­sał mi ogień, uba­wi­łem się,
a fran­cja przy­szła z chin, to odumarsz­czy­zna
i ja w niej – tru­mien­ny

zawo­łaj więc do pust­ki, tak samo odpo­wie:
tyle było! nic. bąble w butel­ce
wody – fak­ty mine­ral­ne.

dzie­ci kaler­gie­go. i sło­wo,
sło­wo – owrzo­dze­nie ciszy. i pta­ki,
lata­ją­ce czy nama­lo­wa­ne, nie­waż­ne,
pta­ki ponad fala­mi – owrzo­dze­nie chmur

nie spo­tkam już tak wie­lu dni
ani mnie cze­ka­nie nie spo­tka

– czy pan admi­rał nie zna nie­miec­kie­go?
– znam, jem gło­wę ojca
i patrz­cie, jak mnie oce­an, kate­chu­men, przy­odział.
a świ­nie były wszę­dzie.

nie zje­dli­śmy swo­ich


z temperatury cienia, z długości popiołu

wybrzmie­wa­ją­ce prze­pro­si­ny,
może w kró­le­stwie spa­da­ją­cych listów,
teraz już uży­wa­nych, skre­ślo­nych przez rodzi­ców
do umar­łych dzie­ci. zde­chłych psów i kotów – wsta­ją
z mojej mgły, z tem­pe­ra­tu­ry cie­nia,
z dłu­go­ści popio­łu. otrzy­ma­li­śmy
żyw­ność, opie­kę lekar­ską
i prysz­nic

krwa­wo ume­blo­wa­ne mózgi
i pustą żyłę, aby je oćwi­czyć


sylweriusz i mietta

śni­łam, zbie­ra­łam agrest,
pośród krze­wów, z sio­strą. na zie­mi
leże­li zmar­li, peł­za­ły węże. lato
sta­nę­ło ogrom­ne. przy­bra­ne w peł­nię krwio­bie­gów
lato wzbie­ra­ło, bez­cze­ści­ło się. a zmar­li pra­gnę­li
naszych rychłych zaślu­bin i pra­gnę­li nas,
bo ich upodo­ba­nie w życiu było roz­le­głe. poprzez błę­kit
sukien­ki czu­łam uką­sze­nie i moja sio­stra
wysy­sa­ła jad. i wte­dy ktoś, nie ty,
wyszedł z krze­wów i mówił: lato nie zna cza­su.
zna tyl­ko jed­ną chwi­lę. i w tej jed­nej chwi­li
nasz wzrok i żądzę zmar­łych złą­czy­ło dokład­nie.
oto leży. umar­ła, ale patrzy na mnie


o astronaucie roztrzaskanym w głogu

dobie­gła koń­ca two­ja podróż w rybie,
ustał szum tam­tych skrzy­deł i sta­dio­nów.
wró­ci­łeś. wyzwo­li­ły cię fio­le­to­we rze­ki
galak­tyk (były jak ręce kobiet – zwin­ne
i sumien­ne), w two­ich zmru­żo­nych oczach
nie ma już sate­li­tów – poga­sły

boha­te­rze leżą­cy w gło­gu,
pamię­tasz? wró­ci­łeś osma­lo­ny od nad­mia­ru ognia
na kar­tach manu­skryp­tów, schy­lo­ny
nad zega­ra­mi wyiskrzo­nej kap­su­ły,
zbu­dzo­ny nagłym szarp­nię­ciem prą­du
w elek­tro­dach

wita­ły cię cho­rą­gwie
dane­go cza­su, męż­czyź­ni w uni­for­mach
chi­rur­gów i małp, dzie­ci nabie­ga­ją­ce
z tą nie­wy­po­wie­dzia­ną proś­bą czy pyta­niem – co widzia­łeś? mów!

a ty z gło­gu mówi­łeś – widzia­łem.
nie ma innej ciem­no­ści przed nami

O autorze

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania