FUNDACJA
Od imienia ukrytego w róży po bezzębne kopie sług
kapłanów – resztki, resztki. Zostawione sobie palniki,
pożary w małych mieszkaniach. Niebezpieczne związki
i trujące rośliny w progresywnym mieście.
Albo – już nie?
Katastrofa jako zadanie do wykonania, wyzwanie dla wspólnoty.
Popatrz – z wszystkich kości na świecie twoje układają się najładniej;
z wszystkich paznokci twoje wyglądają najzdrowiej. Są mocne i błyszczą
jak muzealne sztylety wykradzione nocą przez drobnych przestępców.
Znasz ten rodzaj doświadczeń – polityka miejskiego reżimu i słomki
w plastikowych kubkach na sztucznych choinkach. Możesz mieć wpływ
na swoje otoczenie i na serce róży,
a może już nie chcesz?
PRZYSZŁOŚĆ, ZUPEŁNIE INNE CELE
Niewinnie, bez matryc i wskaźników
swetry naszych poetów wypełniają pustkę
po naszych poetach. Linieją zwierzęta.
Niektóre dramaty rozgrywają się wcześnie rano,
inne dopiero nocą. Gdy na głowy opadają sufity,
buty naszych poetów okazują się dziwnie podobne
do naszych problemów i języków wykluczonych.
A kiedy usypiamy, to nie jest sen, tylko układ
wydarzeń niechlujnie przełożony na dyskurs miłosny.
Będą w nim kiedyś swetry mieniące się feerią barw,
mieszkania w świątyniach, a nawet miejscowości
wspanialsze niż te, w których rodzili się nasi poeci.
Tymczasem czytamy szyfry, śledzimy przesyłki.
W pudle po sprzęcie RTV gość od przeprowadzek
zamyka łagodne oko błękitu rozlane na swetrze poety.
MAN OVERBOARD
Kto naniósł ślady stóp na jasne prześcieradła, które zamiast zasłon
miały chronić oczy przed kolejnym dniem? Kto ułożył piosenkę
z przepisanych w pośpiechu notatek, z rozmów o pękniętym dnie
garnuszka?
Jakby można było sobie odpowiedzieć na pytanie bez związku
z jakąkolwiek stratą. Jakby można było sobie opowiedzieć o skali
niepowodzeń w związku z brakiem miejsca. Na kolejny dokument,
na zdjęcie z zamkniętymi oczami.
Z którego się wyrasta, wychodzi się jak z domu i wraca się, układa
w łóżku ze sprawami jak w pudle ze szkłem między styropianem
a tekturką. Przychodzą jacyś ludzie, wyścielają dno. Piorą pościel,
mówią: nie przygryzaj warg, bo spadniesz.
KWESTIE, KTÓRE MOGŁYBY SIĘ WYDAĆ
Dać się przeniknąć, rozmieścić i przyjąć
na wiarę, że światła samochodów poradzą sobie
nawet z taką ciemnością.
Być dla innych widzialnym, spieszyć z wyjaśnieniami.
Bo nic nie sprzyja życiu, co wydaje się bliskie.
Co nawzajem się bierze, żeby nadal się działo.
Z niczym sobie porównaj odbitą na masce twarz.
Oczy otwórz pod wodą, pewny na obcym gruncie, że
trzeba się jakoś bronić, trzeba mieć dokąd uciec.
Co jest skutkiem zmiany albo barwną plamą, ślepą
plamką przed światłem. Gdy ktoś jak ty teraz czuje, że
zamiast mówić do ściany chciałby dla tej ściany żyć.
POZA ZASADĄ WZAJEMNOŚCI
Jakby próbując objąć wewnętrzny mechanizm
ciepłym i czułym gestem lub kościstym ramieniem –
łapać się za słowa bez lepkich paluszków między
Lebenswelt a zespołami wtajemniczeń.
W cichym wycieku ekranów znaleźć sobie zjawę,
okryć kocem mokre świecące wciąż stópki, zabić
wejście do środka kilkoma kodami. Ułożyć serce
z wykluczonych słów, zaśpiewać: aaa, aaa
która nie zakłada własnej ukrytej istoty jak nowej
sukienki, lecz ukazuje się bez reszty – jest nieustannie.