Przekreślam twoje imię
Piszę, przekreślam, piszę, przekreślam wszystko, im więcej piszę
tym więcej przekreślam
na przykład: piszę twoje imię
a ty wychodzisz spomiędzy liter w postaci gazeli
skubiesz ziele wierszy
i tańczysz na rosie piosenek
więc skubię…
Nie tak cię napisałem!!!
Więc przekreślam twoje imię
i nakreślam moje
po czym przekreślam się
żebyśmy mogli się spotkać za zasłoną tuszu
W naszym łóżku
Wchodzisz
jak rzeka wpływająca do spragnionej wioski
i wychodzisz
a ja patrzę za tobą oczami zakochanej, której ukochany odchodzi na wojnę
Byliśmy razem
zanim nie urodził się w naszym łóżku kot
w niczym do nas niepodobny
zanim Amman nie zabił się
i zanim wilk nie umknął ofierze, a myśliwy nie umarł z rozpaczy
Byliśmy razem
Owijam się twoją bielą
a ty odkrywasz się
Wyskakuję na środek pełnej samochodów ulicy
jedziesz przed siebie
biegnę za twoim samochodem
jakbym biegł przez pole minowe
jednonogi
z amputowanym sercem
Wiem, że się zmieniłaś
Od dwóch lat obserwuję, jak tyjesz
i tracę ochotę
Rozmiar twojego biustu zmienia się
a moje serce rośnie
I mimo, że pieprzyk ukryty obok twojej piersi nadal jest na swoim miejscu
stałaś się bardziej porywcza
Twój śmiech stał się żywszy
Żyjesz teraz na naszym łóżku
z wieloma kotami, które mnie nie poznają
ja zaś żyję ze zniedołężniałą staruszką zwącą się moją pamięcią
i śmiejesz się
jak śmieją się ludzie do bochenka świeżego chleba
a ja śmieję się do twojego śmiechu
i zasypiam głodny
Rzeź
Chciałbym, żeby wszystkie umarły
obojętnie, jak
i nie obchodzi mnie, jak okrutna będzie ich śmierć
Chcę, żeby umarły
Jak cudownie byłoby
gdyby umarły wszystkie w jednym dole czasu
i w jednym dole w przestrzeni
Chciałbym, żeby pomieściła je jedna mogiła zbiorowa
jak po rzezi
i żeby zapomniano o nich jak gdyby ich nigdy nie było
bez nagrobka, imienia czy wspomnienia
– twoja przeszłość, moja przeszłość i każda chwila, w której nie byliśmy razem
Ocaleni
Wyszliśmy z Damaszku jak wychodzą paznokcie
Byliśmy sami
Ty, samotniejszy od naszego smutku
Sami czekaliśmy na odgłosy pożegnania
i na głosy kobiet, które zszywają rany wygnania własnym smutkiem
Więc byliśmy sami
jedno z nas zawieszone w ocaleniu
a drugie wyczerpane długim porankiem
To ty powiedziałeś mi raz:
Nie zasypiaj, kiedy smutek będzie wyrażał swój smutek
nie pytaj dokąd idą ci, którzy za swoim smutkiem odchodzą
nie idź za tymi, którzy do Najwyższego Drzewa Lotosu zmierzają
I to ty powiedziałeś mi przecież:
Nie bój się o nas, jeśli kiedyś opuścimy nasz kraj
ale bój się o tych, którzy pozostaną samotni
Byliśmy sami, a może i nie
Tak więc przeszliśmy tędy, ukochany
obok komory gazowej
obok żołnierskich przyśpiewek
i pod granatem, który nie obudził się jeszcze po pijackiej nocy
obok naszego smutku
przed tymi, którzy odmierzają nasze oddechy kulami
i za plecami tych, którzy płakali nadmiernie
Czekaliśmy długo
jakbyśmy zapragnęli napić się wina z tęsknoty
Wycisnęliśmy nasz smutek, jak wyciska się stopami smutek winnych gron
i powiedzieliśmy: jutro Bóg dojrzeje i wyrośnie z tej dziecinady
jutro będzie mu wstyd
Najdroższy, czekaliśmy tak długo
i nie doczekaliśmy się wina z tęsknoty
Tak więc ocaleliśmy, jak to wypisują na naszych twarzach
Ocaleliśmy razem, więc poczekaj na mnie
Mówią, że ocaleliśmy
Sama nie wiem, czy rzeczywiście ocaleliśmy
Nie wiem, czy jest się ocalonym, kiedy dotrze się do innych
tak jak nie wiem, czy zostawiliśmy Damaszek tam
niczym umarli, pozostawiający życie
Tak jak nie wiem, czy Damaszek kiedykolwiek zostawi nas w spokoju
Zatem ocaleliśmy, jak powiedział ptak ocalony od nieba
Ocaleliśmy niczym węgorz uratowany od wody
Byliśmy sami
Byliśmy sami
Byliśmy…
Ocaleliśmy, a na brzegu innych ludzi odwróciliśmy się i powiedzieliśmy Damaszkowi:
No więc ocaleliśmy
Byliśmy sami i rozeszliśmy się, zgodnie z wolą tego, kto tym kieruje
Zwróciliśmy się do miasta słowami uwięzionych ptaków
Zwróciliśmy się doń słowami węgorza na suchym lądzie
Powiedzieliśmy: „Cóż, Damaszku, a więc ocaleliśmy”
On jednak nie zwrócił na nas uwagi
Moje pięć zmysłów
Twój głos wczorajszy kłamliwy
Twoja twarz lepka od rysów kogoś innego
Twój dziecięcy strach
Drżenie twojego ciała niczym trzęsienie ziemi
Twoja skóra jak przebita chmura
Twoje zamknięte w bransoletkę palce
Twoje usta jąkające się, gdy mówisz coś, czego nie chcesz powiedzieć
Poznaję je, jak dzieci pustyni poznają swoją matkę,
moimi pięcioma zmysłami
instynkt żon
porywczość poetów
zgroza uciekających
smutek jeńców
i wiedza grzeszników o ich własnych sekretach
Tymi pięcioma zmysłami poznaję je
i udaję, że ich nie widzę
jakby były bolesną przeszłością
Jestem twoim osobistym wykrywaczem kłamstw
twoją wagą, rzuconą w ciemny kąt
wróżką twojego smutku i twoich złośliwości
twoim domem, który zasłania ściany przed twoją nagością, zamyka dla ciebie drzwi
i daje ci klucz do wolności
twoim kotem, który wie, gdzie chowasz jedzenie, ale lubi cię wołać
twoją przeszłością, która jeszcze nie przyszła, więc nie możesz się od niej uwolnić
i twoją przeszłością, która zna cię lepiej od ciebie samej
Wiem, jak zmieniło się twoje ciało, aż stałem się za ciasny
wiszę więc w szafie niczym przewinienie na szubienicy
– twoje palce cofają się i drżą, gdy go dotkną –
i jak zmieniły się twoje rysy
Z naszych pamiątkowych zdjęć patrzą na nas obcy ludzie
I jak nie zmienił się wcale twój głos, kiedy kłamiesz
jakbyś zapomniała jego brzmienie, od kiedy ostatni raz powiedziałaś mi:
„Kocham cię”
Wyciągam cię teraz z mojego mięsa
jak kulę
po tym, jak kiedyś piłem twoją ślinę
jakbym pił truciznę żmii na odtrutkę
po tym, jak ufałem ci
po tym, jak wychodziłem dla ciebie z własnej skóry niczym wąż
zostawiając wspomnienia ziemi i robakom
po tym, jak byłaś dla mnie niczym największe pragnienie wygnańca
usuwam cię z mojej skóry niczym pieprzyk, który zmienił kolor
z mojego oka niczym skamieniałą łzę
z mojego serca niczym krew
i z mojej głowy jak odłamek, który nigdy nie widział wojny
usuwam cię, jak usunął mnie Damaszek
Życie
Chcę mieć życie krótkie
jak ten wiersz