utwory / zapowiedzi książek

Przestworzone rzeczy (2)

Filip Łobodziński

John Lennon

Fragment zapowiadający książkę Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukaże się w Biurze Literackim 9 listopada 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nasz tato

Wkrót­ce nasz sta­ry tato stał się
namol­nym, zrzę­dłym dziad­kiem.
Chy­ba to pojął, bowiem jął
pako­wać swe manat­ki.

„Jam sta­ry i kale­ki – mówił –
więc już mnie macie dość”.
„Psia­mać, tak jest” – chcie­li­śmy rzec, lecz
sił zbra­kło jak na złość.

Pako­wał cały wiek i lepiej
swe szpu­chy i ciar­ga­ły.
Chcąc go popę­dzić, śmy pod drzwia­mi
grom­ko pochrzą­ki­wa­li.

„Pożyt­ku ze mnie zwierz ni czło­wiek
już nie ma” – rzekł spła­ka­ny.
„Dla­te­go wła­śnie, bury dzwoń­cu,
się cie­bie pozby­wa­my”.

Zwró­cił ku nam zmarsz­czo­ną twarz,
szu­ka­jąc jakichś szans;
grosz dostał, jesz­cze hak mu
domy­li­śmy na glans.

„To nie tak, że cię nie lubi­my –
wzrok błą­dził nam po pla­cu –
chcie­li­śmy zro­bić na tym biz­nes,
uwię­dły ty paja­cu!”.

Aż w koń­cu wszyst­ko już spa­ko­wał,
w tym swą żela­zną rękę.
Wziął też peni­sa, co go wygrał,
gdy poszedł na lote­rię.

„Skre­śli­cie choć dwa sło­wa, praw­da?” –
swym drę­czył nas fra­sun­kiem.
Spi­sa­li­śmy mu więc na gębie
koniecz­nych spis spra­wun­ków.

„Bywaj­cie, dzie­ci, darz wam los,
nie winię was, ser­deń­ka,
to waszej mat­ki płod­nej wina,
mia­ła ze mną na pień­ku”.

My w krzyk: „Mat­kę w spo­ko­ju zostaw
i spra­wy nie pogar­szaj!
Ona zara­bia, choć od cie­bie
jest ze dwa razy star­sza!”.

„Głód wolę od kure­stwa! – rze­cze
zbo­la­ły sta­rzec z pasją. –
Nie bio­rę spro­śnej for­sy, nie chcę
żyć dzię­ki jej plu­ga­stwu!”

„Jest pomy­wacz­ką! – my mu na to,
wzru­sze­nie mając w gło­sie. –
Ją na coś stać, a cie­bie na nic,
więc zamilcz, ty alfon­sie!”

Na pry­gu sta­nął, spoj­rzał na nas
i nim już był na dwo­rze,
powie­dział: „Bóg w opie­ce, dzie­ci,
spra­wuj­cie wy się dobrze”.

„Niech los ci szczę­ści, sta­ry tato! –
sumie­nie przez nas rze­kło. –
„W przy­tuł­ku będzie faj­nie!”
(Wia­do­mo – raczej pie­kło).

„Precz odszedł” – rzekł ktoś przy obie­dzie,
sos ocie­ra­jąc z warg,
pogna­li­śmy więc do poko­ju,
gdzie zwy­kle mył swój garb.

„Ależ nam man­na z nie­ba spły­wa!
Prócz for­sy – taki skarb!
Ksią­żecz­ka eme­ry­ta leży –
to wstręt­ny, śli­ski parch!

Zapro­śmy wszyst­kich, zrób­my bib­kę,
niech wpad­ną nasi przy­ja­cie­le,
czy­li ta jed­na, lecz umie­my
nią ład­nie się podzie­lić”.

Po tacie prze­padł słuch na wie­ki
i tak już pew­nie będzie,
lecz mamy go w pamię­ci cie­płej
i wspo­mi­na­my wszę­dzie.


Ulewna Ścieżka i tak z Siedmiu Zasnoludków

Daw­no temu owe­mu za góra­mi i Disney­ami – daj­my na to, ze trzy­sta lat wspak – w cwa­nym lesie żyło sobie tak z sied­miu zasno­lud­ków, czy­li przy­głu­pów, a ich imio­na to: Pier­dzio­szek, Gde­rek, Abzik, Pędrak, Urą­ga­łek, Ali­ce? Nie­chcia­łek – i Ćpap­cio. W każ­dym razie cała feraj­na pra­co­wa­ła w kopal­ni dia­men­tów, któ­rej bogac­two prze­cho­dzi­ło ludz­kie poczę­cie.
Co czło­wie­czór, gdy zwra­ca­li do domu po papra­cy, śpie­wa­li piosn­kę – jak to popa­prań­cy mają w zwy­cza­ju – piosn­kę, któ­ra lecia­ła jakoś, że „Ju-ho! Ju-ho! Popa­prać by się szło!” – w sumie idio­tycz­ne, zwie­rzyw­szy, że zwra­ca­li do domu. (Chy­ba że mie­li jesz­cze jakieś domo­we porób­stwo w zapa­sie).
Pawia­nie­go dnia szwa­grze przy­by­li (w sen­sie Zasno­lud­ki) do domu jakoś tak w oka­pli­cach szó­stej i kogóż to – ach, kogóż widzą? – jak nie Ulew­ną Ścież­kę, któ­ra smacz­nie śpi sobie w łóż­ku Gder­ka. Po nim to spły­nę­ło jak po gęśli. „Ktoś tu pod­kar­mił moją owczan­kę!” – wrza­snął Ćpap­cio, ubra­ny w jasno­nie­bie­ski pulo­we­rek.
A tym­cza­sem w wiel­kim Ziom­czy­sku, wzno­szą­cym się nie­opo­dół, nie­wior­sta spodglą­da w maga­zyn zwier­cia­dło i nawo­łu­je: „Lustro, zdradź mi tajem­ni­cę, kto tu ma papie­ry wróż­ki?” – co się nawet w ogó­le nie rymu­je. „Kasan­dał!” – odpo­wia­da lustro. „Jeżu z Łód­ki!” – jak nie ćwiek­nie nie­wior­sta, któ­ra naj­wy­raź­niej jest Kró­lo­wą albo cza­row­ni­cą, albo może żołę­dziem.
„Zno­wuż gada do lustra, koj­cze? – odzy­wa się pian­na Cradock[1]. – Dopie­ro co widzia­łam, jak znów gada do lustra”. Ojciec Cra­dock odwra­ca się powo­li od książ­ki, któ­rą aku­rat spo­ży­wa, i wyja­śnia, że ona musi przejść przez ten twarz­ny okres w życiu i że wszyst­kie w jej wie­ku tak mają. „Ależ to okrop­ne, cyc nie?” – kąty­mi­łu­je pian­na Cra­dock. Ojciec Cra­dock odwra­ca się powo­li od książ­ki, któ­rą aku­rat spo­ży­wa, i wyja­śnia, że może i okrop­ne, po czym natych­miast pod­pa­la sło­nia. „Sło­nia tego nor­mal­nie potąd mam – bur­czy – potąd mam tego, że gdzie­kol­wiek się obró­cić, to wszę­dzie żre jak słoń”.
Wtem złów w domu tak z Sied­miu Zasno­lud­ków Ulew­na Ścież­ka wyro­sła na abso­lut­ną naboż­ni­cę, zwłasz­cza że mogli liczyć na jej pomoc­ne ramię, któ­rym wymia­ta­ła ich malut­kie bob­ki. „Poczci­wa Ulew­na Ścież­ka! – chrza­ni­li ją w głos. – Poczci­wa Ulew­na Ścież­ka to nasz hit!”. „Ja też was dłu­bię! – radu­je się Ulew­na Ścież­ka. – Wszyst­kich moich zasno­lud­ków bez wymiąt­ku!”.
Ni z grusz­ki, ni z pogróż­ki sły­szą sma­gle głos, któ­ry nie­usta­mil­czą krzy­pi i wrze­śnie o jakichś jabł­kach na sprze­daż. „Nowe jabł­ka za sta­re! – oznaj­mia powyż­szy głos sły­szal­nie. – Spró­buj­cie tych jabłu­szek, jak rany gościa!”. Gde­rek jak nie rzep­nie na to plu­ska­wicz­nie: „A po co?” – po czym wszy­scy gapią się na nie­go.
Kli­ka dzion­ków pło­tem ten­że sam głos pohu­ku­je coś nady­mat jabłek na sprze­daż, chło­piaż tym razem ze znacz­ko­wo solid­niej­szym bak­cen­tem: „Te jabł­ka są abso­lut­nie na sprze­daż”. Ulew­na Ścież­ka, tym razem do cna pod­ja­ra­na z cie­ka­wo­ści, wysta­wia głów­ki przez okno. No i jest tak, że jed­no kupi­ła – co jed­nak w ogó­le nie popra­wi­ło defi­cy­tu han­dlo­we­go. Skąd mogła sie­dzieć, obie­racz­ka, że jabł­ko było zaplu­te śmier­cio­woź­nym aste­ni­kiem. Nie­wia­sta (któ­ra była łzą Kró­lo­wą, tyl­ko w prze­gra­niu) pogda­ka­ła pro­sto do ziom­czy­ska w górach, grze­cho­cząc do roz­pu­ku, aż ple­cho nio­sło.
No ale przy­stoj­ny Ksią­żę, któ­rym była tak napraw­dę pian­na Cra­dock, przej­rzał spra­wę i rychło zeżarł Złą Kró­lo­wą, po czym stłukł lustro. Cze­go doko­naw­szy, wyru­szył do domu z Sied­miu Zasno­lud­ków i zamiesz­kał z nimi. Odmó­wił ślu­bu z Ulew­ną Ścież­ką ze wzglę­du na stan zdro­wia, że niby mia­ła w sobie tru­pi­znę i takie tam, ale jed­nak doszli do jakie­goś poro­zu­mie­nia, ku nie­za­do­wa­le­niu Wsiosz­ka – Gder­ka – Kab­zi­ka – Pędra­ka – Urą­gał­ka – Ali­ce? Nie­chciał­ka i Ćpap­cia. Zasno­lud­ki zbi­ły się w kupę i nie zaku­pi­ły nowe­go lustra, ale zawsze mia­ły na nado­rę­dziu weso­łą piosn­kę. Żuli dłu­go i rzę­śli­wie aż do cza­su, gdy pomar­li – a któ­ryś z nich to nawet cał­kiem natu­ral­ną śmier­cią.

Przy­pis:
[1] Nawią­za­nie do pani Crad­dock, tytu­ło­wej boha­ter­ki powie­ści Wil­lia­ma Somer­se­ta Mau­gha­ma z 1902 roku [przyp. F.Ł.].

O autorach i autorkach

Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

John Lennon

ur. w 1940 roku w Liverpoolu. Brytyjski muzyk, kompozytor, piosenkarz i autor tekstów. Jeden z Beatlesów. W 1965 roku muzyk otrzymał z rąk królowej Elżbiety II Order Imperium Brytyjskiego (MBE). Zamordowany 8 grudnia 1980 roku. W 1994 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.  

Powiązania