PEPSI MAX
Kilka międzypokoleniowych
jointów.
Do języka podobno
ciężko się
wedrzeć.
Siema, narka, siema & narka –
i zobaczyliśmy się znowu
po długich
pięciu latach.
Zaczął w międzyczasie studiować.
Z patosem powiedział,
że woli Dziady
od twórczości
Wojaczka.
Piliśmy
pepsi max
(no sugar). Wolno
cedził słowa:
Czerwony pająk jest wszędzie,
wróg integruje grupę.
Na pożegnanie
szepnął: Do zobaczenia…
Następnym razem
będę już znał na pamięć
wszystkie Kazania
Hozjusza.
Nie wiem, czy je naprawdę
przeczytał i co się dalej
z nim stało.
Nigdy więcej się
nie spotkaliśmy.
SKATALITES
Nieźle musiałeś popłynąć,
wyglądasz jak
święty Mikołaj
– śmieje się kopenhaski
gitarzysta
z dredami.
Afgan dobrze nam wchodzi.
Jeszcze nie wpadliśmy
pod ławkę.
Czyli lubisz The Skatalites?
– pyta.
A co z Doreen Shaffer?
– chce poznać prawdę
do końca.
Może być Doreen Shaffer
albo Prince Buster
– mówię mu.
Jasne, Doreen Shaffer
albo Prince Buster.
Byle tylko chodziło
o Skatalites
– zaciąga się.
Tym razem udało się wymienić
sygnały.
The Skatalites!
(Obłoki
wyraźnie
zniżyły się
w stronę kwiatów…)
Na Ziemi
możliwe jest
porozumienie.
TCHICAI
Czyli… Czyli występowałeś
z kimś takim jak John Tchicai?
– nerwowo pyta wydawca z obgryzionym
paznokciem.
Jasne, występowałem – mówię zdziwiony.
Ale przecież… Przecież wiesz, że Coltrane
wydał płytę Ascension
i tam grał z nim na saksie właśnie Tchicai – ciągnie wątek
wydawca.
Ale Ascension… To było w 1965… – próbuję zrozumieć,
o co mu chodzi.
I w dodatku działali z nim wtedy Archie Shepp
i Freddie Hubbard
– przerywa.
Ale jaki to ma związek z moimi wierszami?
– zaczynam wpadać w delikatną
panikę.
Tutaj liczy się styl gentlemana. Ma taki związek,
że jesteś
przegrany – podsumowuje i stanowczym gestem
wskazuje
drzwi.
Nie będę zmieniał biografii, ostatecznie zawsze byłem
przegrany – pożegnałem się
i wyszedłem
na pełne smogu powietrze.
Pomyślałem, że John Tchicai oddycha teraz pełną piersią
w astralu.
Z powodu wierszy nie warto rzucać się
z mostu.