Kodeks Pomylonych
nagrania / transPort Literacki Bronka Nowicka ResinaCzytanie z książki Kodeks Pomylonych z udziałem Bronki Nowickiej w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejOpowiadanie Bronki Nowickiej, zamieszczone w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzające wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
Szalona Mario, Urszulo, pomylona Nino, nawiedzona Agnieszko, prowadźcie mnie. Pozwólcie mi wsadzać ręce w kiszenie waszych podomek, gdzie w zawiniątkach z chustek śpią klucze. Dajcie je kraść, uchylać drzwi do królestwa.
Nocą Nina zagniata chleb, w który płacze. W kuchni przyświeca jej mleko, póki wlane do burej mąki, nie zgaśnie. Wtedy kobieta po ciemku wyrabia masę. Skrzypi popychany brzuchem stół. Kiedyś jak na drożdżach rosły w nim dzieci, ale wymykały się stamtąd przed czasem. Umierały niedopieczone. Po trzecim synu z zakalcem Nina przestała palić w brzuchu. Zrobiła się gorzka i już nie smakowała mężowi. Kiedy jej próbował, spluwał piołunem.
Teraz ma razową glinę, z której udaje się wypiec wszystko oprócz ludzi. Ciasto puchnie pod dłońmi pracującymi w miednicy. Palec zahacza o stalowy zadzior. Krew przesiąka w zaczyn.
– Będę w chlebie – cieszy się Nina.
O świcie wsadza ciepłe pajdy w ziemię.
– Smacznego – mówi swoim chłopcom, którzy się tam schowali.
Rano zaciąga się papierosem do życia – na służbę, podczas której rany odnosi się w domu. Paląc w progu, ma za sobą korytarz, z przodu ogród. Oczami wpatruje się w słońce, tyłem głowy widzi swoją matkę. Gdy Nina patrzy skórą, cierpnie. Czuje mrowienie na plecach, za którymi czai się stara. Przez drzewa przechodzi podmuch, słychać liście. Matka podbita filcem nie szeleści, sięgając po broń. Przeładowuje wzrok, mierzy córce w krzyż. Jeśli spojrzy celnie, pocisk przejdzie na wylot.
– Po co ci torba na dzieci, skoro nie umiesz donosić? – syknie matka.
Przed Niną jest jasno. Słońce i papieros tkwią na jednej linii. Dwa kółka żarzą się naprzeciw siebie. Jeśli tytoń zgaśnie, kobieta wychyli się w przód i odpali go wprost od gwiazdy. Za Niną jest mrok. Oczy matki wysłały dwie kule – ostrzą się, tnąc przez sień. Stojąc między ciemnością a światłem, Nina całą sobą pojmuje, czym są. Dwiema stronami tego samego obrazu.
Pewnej nocy słyszy, jak coś w niej mamrocze. Czyjś głos przemieszcza się pod skórą. Od strony serca ktoś się dobija.
– Czego chcesz?
– Otwórz mi – prosi krew. – Ktoś mnie tu zamknął. Chodzę w tobie w kółko w zupełnej ciemności. Nie widzę nawet swojego koloru. Dla siebie samej jestem czarna.
– Po co chcesz wyjść?
– Muszę nadać sens własnemu biegowi. Znaleźć źródło.
– Gdy cię wypuszczę, uciekniesz.
– Wrócę – obiecuje krew.
Rano Nina bierze brzytwę męża. Idzie tam, gdzie kończą się ulice i zaczynają pola.
*
Klekoczą drzwi i jak kościana igła wciska się w tłuszczę chuda Agnieszka, tramwajowa święta od języka w gębie.
– Szykować słowa – krzyczy, kulejąc przez wagon. Pasażerowie mylą usta z kieszeniami, przeszukują nie te czeluści co trzeba.
– Okazać słowa – każe niepokalana kaleka.
Tylko niemym odpuszcza przejażdżkę na gapę. Podstawia ludziom pod brody tackę jednej dłoni, drugą klepie ich w plecy, by coś wykrztusili. Każde zdanie wsadza w żebraczą torbę pod żebrami. Palcem upycha przekleństwa w przegrody, pakuje w nie kwaśne skargi, wciska gorzkie żale. Tramwaj dzwoni, rozchodzą się drzwi i w miasto zstępuje Agnieszka z workiem pełnym mowy. Kuśtyka w stronę kościoła, gdzie kobiety z kwiatami idą na majowe. Ona na wymowne.
Niedzielnicy wchodzą na dziedziniec, a pod murem stoi święta i głosi kazanie.
– Co wy zjadacie, ludzie? – grzmi, potrząsając torbą ze słowami. – Co jecie do chleba?
Ktoś śmieje się pod nosem i przyspiesza kroku. Kilka osób wymienia spojrzenia. Chłopak kreśli palcem dwa kółka przy skroni.
– Mowa jest pokarmowa, głodomory – woła Agnieszka. – Wyraz przechodzi przez usta, gdzie się je. Zawiera treść: może krzepić jak cukier lub palić jak pieprz. Truje bądź odżywia. Syci albo głodzi. Jedząc to – pokazuje zdania zebrane w tramwaju – pomrzecie.
Nagle – uderzenie. Czyjaś pięść opuszcza chmarę, po czym wraca do swoich. Agnieszka leży. Zarzuca ręce na pękniętą głowę. Widzi, jak słowa wysypują się z torby i toczą pod podeszwy. Deptane, oddają żółć.
*
Myśl to akrobacja, jakiej Maria nie zrobi. Jej język jest zbyt ociężały, by dał się zatrudnić do wydobycia surowca na sens. Taka się urodziła.
Ojciec odgadł to pierwszy i zaczął przy niej majstrować. Brał ją do warsztatu i przeglądał. Pocił się przy tym, bo jego ręce były duże, a części córki małe. Nie znajdował w nich widocznej wady. Po wszystkim składał rozebrane dziecko i bił w głowę. Sądził, że właśnie tam coś się obluzowało. Gdy uderzał radio, zaczynało grać. Maria tak nie działała, była zepsuta na stałe. Inaczej niż jej matka, która nie psuła się nigdy: ciągnęła dom i dawała mleko. Wyprzęgała się tylko w porach przeżuwania. Dbała, żeby wszyscy troje żuli w jednym czasie.
– Tym się scala ludzi – mówiła, pokazując mięso i ziemniaki. Później dawała popis pra- cy szczęk. Uczyła rodzinę, jak przerabiać jedzenie na treść życia. Teraz też siedzą przy stole. Matka stawia na nim kleisty ryż. Maria prawie nie je. Nie chce, żeby ojciec się z nią zlepił. W przerwach między kęsami ma otwartą buzię. Widać w niej milczenie.
– Ile to jeden, Maria? – pyta ojciec.
Słońce to jeden. Jeden to człowiek, sam pod własną skórą. W odpowiedzi dziewczyna pokazuje żółtą tarczę lub siebie. Wie jeszcze, czym jest dwa: skrzydła wróbla, para butów, oczy. Ludzkie ręce – wisząca po bokach miara podwójności – wszystko, co wezmą obie w jednym czasie, znaczy dwa. Dwa posiada swój ciężar, daje się uchwycić. Za dwoma od razu zaczyna się wiele. O wiele za dużo: palców, włosów, lat. Maria nie umie stwierdzić, ile tego ma.
Boi się, gdy widzi u siebie więcej niż dwie dłonie. Te dodatkowe rosną, gdy zostaje z ojcem. Wyłażą jej na udach, piersiach, szyi. Pewnie tam kobiety są najbardziej żyzne. Łapy się plenią, Maria jest urodzajna dla taty. Chciałaby je wyrwać, ale nie potrafi. Porasta chwastami niczym zdziczały ogród. Coraz bardziej nieobliczalna.
*
Za miastem Nina tnie żyły, a mężczyźni trawę. Po jednej stronie łąki chylą się łodygi, po drugiej z nadgarstka wychyla się krew.
– Leć, masz mało czasu – ponagla ją Nina. – Jeśli nie wrócisz w porę, zacznę się martwić.
Puls tyka. Krew kręci się przy ciele, węsząc, szuka drogi. Gdy znajduje trop, daje susa w łan. Kosiarz unosi głowę, odsuwa ostrze od źdźbeł. Nasłuchuje w ciszy. Po chwili chwyta dźwięk idący od ziemi.
– Patrzcie, czerwone zwierzę – mówi do pozostałych.
Tamci widzą i słyszą: w zieleni tętni purpura. Krew biegnie, przecina zagony. Zmierza w miejsce, gdzie się odsłania horyzont.
– Szybciej – szepcze zostawiona Nina. – Stygnę.
Krew zatrzymuje się przed horyzontem. Trąca jego linię. Podbija łbem płachtę nieba i znika za kurtyną.
Nieopodal jest cmentarz. Dwie sknery patrzą na kondukt. Ich wściekłe laski dzióbią bruk: kręcą się pod nogami, jedząc ziarna piasku.
– Powinno się wreszcie skończyć z tą modą na umieranie. Kto powiedział, że każdy musi to mieć, nawet dzieci.
– W końcu nie wszystkich na to stać bez wyrzeczeń.
– Niejeden całe życie odkłada na tę chwilę i wcale nie wiadomo, czy mu się opłaci.
Trumna znika, a one czeszą się na krzyż: każda wyjmuje grzebień i tej drugiej wprowadza ład w przedziałek. Podmuch wieczności popsuł im fryzury.
*
– Chcę się cielić – mówi ciało.
– Jest za późno – tłumaczy mu Urszula.
Wtedy ono ją bije. Robi to, póki się nie zmęczy. Zmęczone wygląda staro.
– Czy mogę jeszcze urodzić, doktorze?
– Twoja architektura już się nie nadaje.
– Widzi pan coś niepokojącego?
– Ubytki w budowli, zgodne z wiekiem.
– Czuję się dobrze.
– Twoja anatomiczna narracja biegnie w drugą stronę.
– Jestem żywotna.
– Więc staniesz się żywym spichlerzem na kości.
– Znam ryzyko, ale chcę spróbować.
– W najlepszym razie wydasz kukłę wędrowną lub zwierzę.
– Jestem gotowa rodzić nawet psa.
– Jeśli się oszczenisz, jakaś część miotu może nie mieć łap.
– A lalka? Zwyczajna lalka, która rośnie w środku.
– Nie będziesz dobrym fałszerzem części naturalnych.
– To chociaż drzewo.
– I na to masz w sobie zbyt mało nawozu.
– Czy istnieje cokolwiek, co mogłabym nosić?
– Nie donosisz nawet pudełka zapałek.
– A wiersz?
– Tego możesz spróbować.
W kamienicy otwierają się okna, a w wychylonych przez nie ludziach – usta. Ulwa się z nich rechot. Szyderczy opad bębni w parapety, nim zleci na podwórze, gdzie w bólach porodowych kurczy się Urszula. Oparta o mur podtrzymuje ciążę z gałganów – worek przywiązany trokami do pleców. Dziecko z papieru i pisma już się w nim układa, głową z pomiętych kartek kieruje się w dół.
– Szykować wrzątek – chichoczą kobiety.
Urszula rozstawia nogi i przykuca. Łapie powietrze, wypuszcza je z krzykiem, który płoszy gołębie. Worek powoli pęka, płótno się rozpruwa.
– Przyj – śmieje się mężczyzna z góry.
– Przyj – wtórują gapie.
W rozcięciu płótna błyska główka, zmarszczone papierzątko. Urszula przerywa sznurek pępowiny, przytula zadrukowaną kukiełkę. Czyta na głos z jej czoła wiersz pierworodny.
*
Ludzie trzymają wewnętrzne monologi w ciałach. Gdyby zabrać te dźwiękochłonne bariery, buchnąłby huk. Fala głośnych myśli rozniosłaby świat. W Marii nic nie mówi. Otworzona, tylko by syknęła. Dziewczyna ma w środku nieme kino. Lubi wyświetlać w nim sobie film z suką. Wciąż wspomina, jak na podwórku zwierzę zabijało pchły: leżąc, wwiercało się grzbietem w piach. Piszczały blaszane drzwi, z warsztatu wychodził ojciec. Suka się zrywała. Wprawiała korpus w półkolisty ruch. Uciekała, gdy otrząsnęła się z drobin. Kołysała bokami, aż wsiąknęła w widnokrąg.
Teraz, kiedy suka znów tarza się w Marii, ona wychodzi na drogę przed domem. Kładzie się w pyle. Trze sobą o bruk. Chce, by się wykruszyły obie ręce ojca. Rozciera obce palce na kamieniach. Później się otrzepuje i rusza za suką. Ochłapy dłoni zostawia na ziemi. Goniąc własne widzenie, przyspiesza. Przechodnie przystają, odwracają głowy za Marią. A ona okręca się, wyrzuca ramiona na boki. Biegnąc za miasto – wolna od rąk – tańczy.
Nad stołem schyla się Agnieszka, obita święta od języka w gębie. Nim zawinie miłość w papier, usuwa z niej zdradliwy koniec. Rozciera w ustach ił, by się językiem dogrzebać do ości. Dwoma palcami wyciąga ze słowa igłę rybiego szkieletu. Wymawia bezpieczny już pokarm na dłoń. Z niej przekłada go na pasek bibuły. Opakowuje tak, jak się owija cukierek. Wyraz gotowy do drogi kładzie do swojej torby, gdzie leżą bliźniacze zwitki. Później łazi pomiędzy domami. Staje na czubkach palców, by dosięgnąć okien. Zostawia w ich niszach słodką żywność. Kładzie ją pod drzwiami na modłę dawnych mleczarzy. Na pętlach zrobionych z nitek zawiesza na klamkach furtek. Na koniec roboty – zmęczona – odwija kilka słów, drobi je na sylaby i rzuca ptakom w rynku.
– Jedzcie i lećcie – mamrocze. Potem człapie przed siebie.
Deszcz jest w miasteczku przelotnie, niecierpliwy szklarz. Przychodzi, rozkłada na ziemi lustra, idzie dalej. Niebo może przeglądać się w nich niezbyt długo, bo parują. W drodze po zakupy Nina z łatwością omija kałuże. Znacznie trudniej obchodzi się żmije. Ktoś ciągle rzuca jej węże pod nogi. Kobieta odsuwa je na bok szpicem parasola.
– Samobójczyni – syczą ludzie. – Sssamobójczyni.
W sklepie wiją się baby. Plotkują, sunąc zygzakiem do kasy. Mają coś na językach. Gadają o tej, która cięła żyły. W gadaniu są gady. Nina staje w kolejce. Trzyma w koszyku mleko, które kiśnie od jadu. Oczy kupujących są twarde, gdzie spojrzą, tam robią kamienie. Dociążają nimi nadgarstki w bandażach. Baby myślą: śmierć jest zaraźliwa, może przejść na człowieka przez dotyk, więc odsuwają się wszystkie od Niny. Ona się uśmiecha.
– Moja krew była za zasłoną – mówi. – Nim wróciła, widziała źródło.
Urszula czyta w podwórzu pierworodny wiersz, a gapie tkwią w oknach, zasłuchani. Każdy nowo narodzony jest nie z tego świata. Migruje do jawy z innego porządku. Przekroczywszy granicę, nosi jego ślady. Wiersz unosi się w górę, podbity przez pogłos studni kamienicy. Mieszkańcy wystawiają ręce poza parapety. Wszyscy chcą przez chwilę trzymać noworodka. Chwycić garść liryki.
Kobieta kończy mówić. Zabiera swoje dziecko i idzie w kierunku bramy. Trzaskają zamykane okna – ludzie też wracają do siebie. Nim wejdą w codzienny spektakl, stoją, wytrąceni z roli. Patrzą na dekoracje do własnego życia: kapie woda z kranów, przeciąga się kot, na kuchence bulgoczą ziemniaki. Lecz wszystko dzieje się jakoś odmiennie. Nawet mucha, lądując na kromce, robi to inaczej. Ktoś siada na krześle i przymyka oczy. Ktoś nuci. W zamku drzwi, przed chwilą zamkniętych, kołyszą się klucze. Ktoś dostrzega w nich przepowiednię innych wrót, które, gdy są otwarte, wiodą do królestwa.
artystka interdyscyplinarna, pisarka, wykładowczyni Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Absolwentka PWSFTviT oraz Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Publikuje w magazynach i antologiach, m.in.: „Poetry Wales”, „Modern Poetry in Translation” (Anglia, 2017), „The Cinnamon Review of Short Fiction” (Anglia, 2018), „Michigan Quarterly Review”, „Tripwire”, „LIT” (USA, 2019), „Znak” (2017/2019), „Pismo” (2019), „Powidoki” (2019/2020). Laureatka Nagrody Literackiej Nike oraz Złotego Środka Poezji za książkę Nakarmić kamień (2016). W 2017 roku została laureatką projektu New Voices from Europe realizowanego w ramach platformy Literary Europe Live i wspierającego wyróżniających się europejskich pisarzy po debiucie.
Czytanie z książki Kodeks Pomylonych z udziałem Bronki Nowickiej w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejRozmowa Johna P. Apruzzesego z Bronką Nowicką i Katarzyną Szuster, zamieszczona w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzająca wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
WięcejRozmowa Jakuba Mikurdy z Bronką Nowicką, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejGłos Bronki Nowickiej w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejFragment zapowiadający książkę Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukaże się w Biurze Literackim 19 października 2020 roku.
WięcejRozmowa Johna P. Apruzzesego z Bronką Nowicką i Katarzyną Szuster, zamieszczona w nowojorskim „LIT Magazine”, poprzedzająca wydanie Nakarmić kamień w USA oraz publikację nowej książki Bronki Nowickiej w Biurze Literackim.
WięcejFragment zapowiadający almanach Wiersze i opowiadania doraźne 2019, który ukaże się w Biurze Literackim 4 września 2019 roku.
WięcejBronka Nowicka odpowiada na pytania w ankiecie dotyczącej książki Nakarmić kamień, wydanej w wersji elektronicznej w Biurze Literackim 1 sierpnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.
WięcejEtiuda do wiersza „Aparat” z książki Nakarmić kamień Bronki Nowickiej, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejRozmowa Aleksandry Olszewskiej z Bronką Nowicką, towarzysząca nowemu i rozszerzonemu wydaniu książki Nakarmić kamień. Obrazy rzeczy, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 11 września 2017 roku.
WięcejAutorski komentarz Bronki Nowickiej w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący nowemu i rozszerzonemu wydaniu książki Nakarmić kamień. Obrazy rzeczy, wydanej w Biurze Literackim 11 września 2017 roku.
WięcejDziesiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Zorana Pilicia.
WięcejDziewiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Ciwanmerda Kuleka.
WięcejÓsmy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Anji Golob.
Więcej6 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
WięcejSiódmy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Clare Azzopardi.
WięcejSzósty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Bruno Vieira Amarala.
WięcejPiąty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Eriki Fatland.
WięcejCzwarty odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Rumeny Bužarovskiej.
WięcejTrzeci odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Árpáda Kollára.
WięcejDrugi odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Alberta Fornsa.
WięcejPierwszy odcinek programu „Nowe głosy z Europy” z udziałem Juany Adcock.
WięcejSpotkania autorskie „Debiut po debiucie” z udziałem Adama Poprawy, Tadeusza Dąbrowskiego, Bronki Nowickiej i Arkadiusza Żychlińskiego w ramach festiwalu literackiego Stacja Literatura 21.
WięcejModuł pochodzi z nowej książki Regnum Bronki Nowickiej, która ukaże się w przyszłym roku w Biurze Literackim.
Więcej5 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej4 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej3 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej2 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
Więcej1 odcinek cyklu „Poręczne pudełka z zagładą. Tryptyki intermedialne” autorstwa Bronki Nowickiej.
WięcejAutorski komentarz Bronki Nowickiej do utworu z książki Nakarmić kamień, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
WięcejRozmowa Katarzyny Fetlińskiej z Bronką Nowicką, towarzysząca premierze książki Nakarmić kamień, wydanej 29 czerwca 2015 roku w Biurze Literackim.
WięcejRecenzja Marka Bieńczyka, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejRecenzja Stanisława Obirka, towarzysząca wydaniu książki Bronki Nowickiej Kodeks Pomylonych, która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
WięcejEsej Joanny Mueller towarzyszący premierze książki Nakarmić kamień Bronki Nowickiej, która ukazała się 29 czerwca 2015 roku nakładem Biura Literackiego.
Więcej