utwory / premiery w sieci

Romantyczność. Współczesne ballady i romanse inspirowane twórczością Adama Mickiewicza (nagrodzone teksty)

Aleksandra Kasprzak

Daniel Tamkun

Helena Burdzińska

Fragmenty książki Romantyczność. Współczesne ballady i romanse inspirowane twórczością Adama Mickiewicza, wydanej w Biurze Literackim 5 września 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Nagro­da głów­na

 

Alek­san­dra Kasprzak

szczot­ka mojej mat­ki

 

1) łodyga

 

moja mat­ka zawsze dzie­li­ła włos na czwo­ro

bluz­ka nie taka cyc­ki jak zwi­sa­ją­ce żalu­zje a mia­łam prze­cież

led­wo pąki różem lukro­wa­ne na mie­ście mówi­li o niej że za pół­ką

z har­le­ki­na­mi upra­wia wol­ną miłość poza­mał­żeń­ską a to nie­praw­da

bo mał­żeń­stwa nie było nigdy więc nie ma też żad­ne­go poza żad­nej pozy

wszyst­ko dla niej musia­ło dziać się wewnątrz sypa­ła obfi­cie baka­lie

             a mi w gar­dle

sta­wa­ły ości i kie­dy pierw­szy raz odmó­wi­łam zje­dze­nia mię­sa zapy­ta­ła

czy wszyst­kie les­bij­ki mają tak wraż­li­we żołą­decz­ki czy tyl­ko mnie za

             prze­pro­sze­niem

coś roz­je­ba­ło w tkli­wym śro­decz­ku któ­ry odzie­dzi­czy­łam nie po niej

a po bez­i­mien­nym męż­czyź­nie znad jezio­ra świ­teź


2) mięsień przywłosowy

 

moja mat­ka mia­ła pięk­ne wło­sy chwa­li­li je wszy­scy prze­chod­nie

             i nie­je­den

adam owi­jał się nimi patrz jak wyglą­dał­bym w two­ich blond strzęp­kach

            mówił

przy­kła­da­jąc sobie do twa­rzy jej war­ko­cze a ona śmia­ła się tak jak­by

            roz­ry­wa­ły się drze­wa

 

moja mat­ka wyry­wa­ła sobie wło­sy z gło­wy i nie lubi­ła gdy ktoś

             prze­szka­dzał jej w czy­ta­niu mic­kie­wi­cza

a ja mówi­łam weź się mama poczy­taj może kopy­ta albo pie­trek

             cokol­wiek byle nie to

star­cze char­ko­ta­nie a ona rwa­ła wło­sy rwa­ła cebu­le i wyra­stał z tego

             cały wszech­włos cały las

kole­żan­kom mówi­łam że po domu szwen­da się dłu­go­wło­sy kot woła­ły

            kici kici w ciszę

w otchłań otwar­tych ust mojej mat­ki

któ­re w nie­od­po­wied­nich momen­tach

ciach ciach ciach sło­wa­mi wiesz­cza pro­sto w moje wewnętrz­ne

            bam­bo­sze


3) gruczoł łojowy

 

dzwo­nią zawsze w nie­od­po­wied­nim momen­cie żeby powie­dzieć

nie ma już mat­ki

zosta­ła tyl­ko szczot­ka

zosta­ła tyl­ko umo­ru­sa­na tłu­sta lep­ka śmier­dzą­ca szczo­ta

ze zma­za­nym lakie­rem pla­sti­ko­wa szczot­ka w któ­rą ktoś wlu­to­wał

            tygry­sie oko

moja nowa maskot­ka szczot­ka patriot­ka szczot­ka zgniot­ka szczot­ka

            beł­kot­ka

któ­rą mat­ka od dzie­się­ciu lat a więc pra­wie tylu lat odkąd ostat­ni raz

widzia­łam jej roz­czo­chra­ną twarz szczot­ka któ­rą mat­ka od dzie­się­ciu lat

tar­mo­si­ła swo­je wło­sy bez­li­to­śnie sunę­ła góra-dół któ­rą mal­tre­to­wa­ła

kosmy­ki wycze­sy­wa­ła piach tru­py i dotyk tych wszyst­kich ludzi z łoju

z któ­re­go sama się wyfik­so­wa­łam szczot­ka któ­ra widzia­ła wszyst­kie

spa­lo­ne omle­ty eks­plo­zje śmie­chu nad roze­rwa­nym kowa­li­kiem ale też

pomi­do­ro­we łabę­dzie wie­czor­ne prze­me­blo­wa­nia tak żeby moż­na było

razem obci­nać paznok­cie nad fili­żan­ką kawy wszyst­ko mdli

szczot­ka bliż­sza cia­łu szczot­ka któ­ra była zawsze po pro­stu tak

gdy ja raczej tyl­ko nie


 4) macierz włosa

 

dzwo­nią zawsze w nie­od­po­wied­nim momen­cie bo mogłam

            przy­kła­do­wo

golić nogi roz­li­czać podat­ki ze sku­pie­niem wyci­skać wyjąt­ko­wo

            upo­rczy­we­go prysz­cza zli­zy­wać tłuszcz z patel­ni

a gdy dzwo­nią

z ekra­nu wyci­ska się trup bez gło­wy i cia­ła

mar­twe wło­sy mojej mat­ki prze­su­wa­ją się po pod­ło­dze

plą­czą się i mówią

to wszyst­ko co zosta­ło po naszym trzo­nie

włos do wło­sa a będzie

mat­ka

 

i zabie­ra­ją mnie do miesz­ka­nia napuch­nię­te­go od kosmy­ków

na zno­szo­nych ubra­niach obkle­jo­nej pod­ło­dze po owło­sio­nym lino­leum

fry­wol­nie suną przez zaduch

daw­no nie­wie­trzo­ne­go miesz­ka­nia w któ­rym jesz­cze dzień wcze­śniej

             moja mat­ka

cze­sa­ła wło­sy tą wła­śnie szczot­ką


5) bro­daw­ka

 

potem dęba sta­ją wło­sy dru­gie i trze­cie

bo cho­dzę z tą szczot­ką jak z dro­go­wska­zem i tak sąsiad­ka opo­wia­da

             mi że moja mat­ka

zawsze prze­szka­dza­ła jej w sika­niu puka­ła dobi­ja­ła się do drzwi aku­rat

             gdy stru­mie­niem

nie­pew­nym odda­wa­ła mocz to musia­ło być połą­czo­ne mat­ka wyci­ska­ła

             z ludzi tok­sy­ny

jed­na po dru­giej aż sypa­ły się związ­ki burzy­ły się gaje któ­re zresz­tą

             lubi­ła ale gejów już nie

wypar­ła więc to że i ja jestem i zawsze byłam gejem jej bli­skość dzia­ła­ła

             na wszyst­kich

moczo­pęd­nie kisz­ko­skręt­nie a jed­nak jakoś tęsk­nię far­bo­wa­ła sąsiad­ce

             wło­sy

zawsze na inny kolor niż pro­si­ła mimo to twier­dzi że była zado­wo­lo­na

              i ludzie

oglą­da­li się za nią

 

tak jak oglą­da­li się za mną gdy z brud­ną szczot­ką wpa­ro­wa­łam do

             salo­nu fry­zjer­skie­go

gdzie fry­zjer­ka odkry­ła przede mną wszyst­kie kar­ty

słu­chaj ona uda­wa­ła że cze­sze cię raz w tygo­dniu mówi­ła uda­wa­ła że

co nie­dzie­lę widzi się ze swo­ją uko­cha­ną córecz­ką któ­rej wło­sy są jak

czą­stecz­ki ane­mo­nów zatrza­śnię­te w falo­wa­ne kło­sy

mówi­ła że cze­sa­ła cię na ślub chrzci­ny dziec­ka jego komu­nię pla­no­wa­ła

             ci nawet fry­zu­rę na pogrzeb

bo mówi­ła że ona nas wszyst­kich prze­ży­je więc do trum­ny

zro­bi­łam jej koka bo tak wyglą­da­ła naj­do­stoj­niej


6) naczynia krwionośne

i to tro­chę tak jak­by tym jed­nym tele­fo­nem tym jed­nym dzwon­kiem
z gatun­ku bez­sen­sow­nie zawłasz­cza­ją­cych prze­strzeń
ktoś wyrwał mi z gło­wy mat­kę pocią­gnął
i wtrą­cił w bez­ma­tek choć led­wo prze­cież byłam w jakimś zmat­ku
trud­no być w tym cho­ler­nym poza gdy nie ma nawet w

na sty­pie kolek­tyw­ne cze­sa­nie wło­sów i te szcząt­ki te buj­ne
kosmy­ki jedy­ne nama­cal­ne pomat­ki zalę­gną się w gło­wach
jej roz­ma­za­nych kole­ża­nek i każ­da z was
sta­nie się po tro­chu moją mat­ką

na prze­kór
nie odmó­wię trzech zdro­wa­siek bez­boż­ną maszyn­ką wygo­lę na gło­wie
tygry­sie oko nawet jeśli już zawsze będziesz prze­szka­dza­ła mi w sika­niu

wczo­raj prze­czy­ta­łam w inter­ne­cie że wło­sy któ­re wypa­da­ją
wło­sy w szczot­ce
odry­wa­jąc się od żywi­cie­la
od daw­na są mar­twe


Mój dziad Mickiewicz

Adam Mic­kie­wicz jest zatę­chłym dzia­dem. Moż­na go odna­leźć w sta­rych książ­kach lub w kącie łazien­ki, tam, pod prysz­ni­cem – wieszcz ple­śnio­wy w spo­inie sili­ko­no­wej, osia­dły wśród fug. W liceum ojciec jesz­cze zama­lo­wy­wał. Mat­ka wodą pola­ła i wiesz­cza-plesz­cza zim­nym stru­mie­niem cuci­ła. Podob­no kuzy­ni obsi­ki­wa­li kafel­ki. W stu­denc­kim miesz­ka­niu na Ada­ma nie ma lekar­stwa – solid­nie wie­je grzy­bem.

Cza­sa­mi myślę, że mogła­bym go odkryć na nowo. Tho­mas Mann napi­sał esej „Brat Hitler”, więc może i do Mic­kie­wi­cza moż­na podejść nie z pozy­cji dwu­dzie­stocz­te­ro­lat­ki uzbro­jo­nej w grzy­bo­bój­czy pre­pa­rat, a jakoś tak ze środ­ka, wprost z trze­wi. Auten­tycz­nie się zachwy­cić, zamiast świę­cie obu­rzać. Ale wte­dy przy­po­mi­na mi się, że gdy byłam dziec­kiem, mama recy­to­wa­ła:

„Kobie­to, ty puchu mar­ny”.
I czu­łam się puchem mar­nym.
„A duszę gor­szą masz niż prze­bóg”.
I duszę mia­łam gor­szą niż prze­bóg.

Prze­bób. I nie jadłam bobu. Ukła­dan­ka wnucz­ki Mic­kie­wi­cza stłam­szo­nej wiesz­czym beł­ko­ta­niem. Żyję, moż­na powie­dzieć, po mic­kie­wi­czow­sku. Widzę go w przed­mio­tach codzien­ne­go użyt­ku – w szczot­ce do wło­sów, w zszy­wa­czu pozba­wio­nym zszy­wek, w roz­la­nym mle­ku sojo­wym.

I prze­śla­du­je mnie ten mic­kie­wi­czow­ski sznyt dzia­der­stwa. Sły­szę chli­pa­nie, bo precz z moich oczu. Posłu­cham od razu? Kapi­tu­lu­ję, kro­jąc na kola­cję cebu­lę.

W księ­gar­ni widzę książ­kę Wszyst­kie kobie­ty Ada­ma Mic­kie­wi­cza. Ile serc zła­mał nasz wieszcz naro­do­wy? Nie­jed­no. W tym moje. Siła wiesz­cza nie ura­to­wa­ła mojej mat­ki, ciot­ki, bab­ki, pra­bab­ki, sąsiad­ki, pani z osie­dlo­we­go.

Nikt nie prze­mó­wił do mnie pod­czas odpra­wia­nia Dzia­dów. W tym roku pozo­sta­je mi odpra­wić Baby.


Wyróż­nie­nia

 

Hele­na Bur­dziń­ska

Bal­la­da emi­granc­ka

Słu­chaj – ona nie słu­cha – o co ci cho­dzi? Wresz­cie wyje­cha­łaś tam, gdzie zawsze chcia­łaś, z zupeł­nie wła­snej woli, nikt cię nie wygnał, nigdy nie chcia­łaś być Polką – a teraz co?

Idziesz uli­ca­mi zachod­nich miast, tam nie ma nic pol­skie­go, to dzień bia­ły, to mia­stecz­ko, a ty wszę­dzie widzisz pol­skość i cze­piasz się jej jak brzy­twy. Wszyst­ko ci o niej przy­po­mi­na, popra­wiasz wście­kle, żeby nie mówi­li „Curie”, tyl­ko „Skło­dow­ska”, cho­dzisz śla­da­mi pol­skich emi­gran­tów, każ­dy dźwięk pol­skie­go przy­ci­skasz do ust. I wszę­dzie widzisz poezję, nie możesz prze­stać nią myśleć, cyto­wać, mimo że po angiel­sku brzmi gorzej.

Idziesz sama amster­dam­ską uli­cą, ale zacho­wu­jesz się, jak­byś z kimś roz­ma­wia­ła. Nie ma przy tobie żywe­go ducha, jest z tobą tyl­ko Naj­więk­szy Pol­ski Emi­grant, zim­ny i bia­ły jak chu­s­ta. Mówi: źle ci w ludzi tłu­mie? Pła­czesz, a oni szy­dzą? Idź za mną, prze­bu­duj swo­ją naro­do­wość, zaufaj mi, z odda­li jest łatwiej być Pola­kiem, ja wymy­śli­łem Pol­skę na odle­głość, home offi­ce w Pary­żu. Łatwiej ją widzieć, kie­dy na nią nie patrzysz. Mówi: odrzuć zachod­nie szkieł­ko i oko. Mówi: popa­trz­my razem sło­wiań­ską nie­ra­cjo­nal­no­ścią. I cho­ciaż idziesz sama, bie­rzesz go za rękę.

*

Po kil­ku kolej­nych roz­mo­wach idzie­cie razem wzdłuż kana­łu, a ty zaczy­nasz się roz­grze­wać w swo­jej pol­sko­ści. Nie ozna­cza już tyl­ko poli­ty­ki i fru­stra­cji, a bar­dziej małe zwy­cza­je, język, książ­ki, sztu­kę – powo­li hodu­jesz w sobie sym­pa­tię do tych rze­czy. Zasta­na­wiasz się: skąd ona przy­szła, jak mokry jaskier na bagnie, prze­cież nigdy nie byłaś patriot­ką? Cze­mu poja­wi­ła się dopie­ro za gra­ni­cą, mia­łaś cze­kać jej przyj­ścia na brze­gach kana­łu? Nie ma cza­su myśleć, bo Mic­kie­wicz zaczy­na być wyma­ga­ją­cy. Mówi: dobrze wresz­cie lubić swo­ją pol­skość? Mówisz: no, chy­ba tak. Mówi: to jak, obie­cu­jesz, będziesz jej sta­ła? Przy­się­gasz, pie­kiel­ne wzy­wasz potę­gi? Nie jesteś prze­ko­na­na, ale to praw­da, dobrze wresz­cie nie nie­na­wi­dzić mówie­nia, skąd jesteś. Kiwasz gło­wą, Mic­kie­wicz wię­cej nie cze­ka, zni­ka.

Idziesz napraw­dę sama kana­łem, błęd­ny krok nie­sie cię do dziel­ni­cy tury­stycz­nej, wiatr szu­mi, ale to nor­mal­ne w Holan­dii. I wte­dy poja­wia się ona: zachod­nia toż­sa­mość, kosmo­po­li­tycz­ność, neu­tral­ność, prze­ci­wień­stwo pol­sko­ści. Jak mgła lek­ka, tak lek­ko być zachod­nią. Mówi: po co żału­jesz pol­sko­ści, któ­ra zwa­bia cię w te knie­je? Może jesz­cze się śmie­je? Porzuć pol­skie fru­stra­cje, do mnie tu, do mnie, będzie­my mówić zawsze po angiel­sku, nie gło­so­wać w pol­skich wybo­rach, wra­cać jedy­nie na świę­ta, prze­sta­nie­my czy­tać pol­skie książ­ki. Czy chcesz obli­cze tyl­ko swo­jej toż­sa­mo­ści muskać, cały dzień w bla­skach Zacho­du się plu­skać? Myślisz: po to tu przy­je­cha­łam. Nigdy nie chcia­łam być Polką, to tyl­ko boli i dener­wu­je. I tak cię to łech­ce, i tak cię nęci, i pol­skość się w tobie roz­pły­wa, już nio­są cię nowe prze­stwo­rza.

Z bli­ska twarz nowej toż­sa­mo­ści wyda­je się jed­nak zna­jo­ma. Sze­ro­kie czo­ło, potęż­ne boko­bro­dy… Patrzy na cie­bie roz­cza­ro­wa­ny, gdzie przy­się­ga, gdzie jego rada, gdzie poświę­ce­nie się idei zbu­do­wa­nia pol­sko­ści na nowych, może zdrow­szych fun­da­men­tach? Tak łatwo zapo­mnieć o tym, skąd jesteś? Pamię­taj, tyl­ko ty możesz to igno­ro­wać, twój akcent i nazwi­sko przy­po­mną wszyst­kim innym. Nie tobie igrać przez srebr­ne tonie, trze­ba było uro­dzić się gdzie indziej, pol­skość to nie wybór. Niech lat docze­ka tysią­ca, ty masz być lawą, masz być pol­ska, nie ma na czym zga­sić gorą­ca.

*

Zbrod­nia to nie­sły­cha­na, emi­grant­ka zabi­ła ducha ojca wszyst­kich emi­gran­tów – albo pró­bo­wa­ła. Tak cię zde­ner­wo­wał tą głu­pią pró­bą, tym kusze­niem, teraz masz dosyć Pol­ski jesz­cze bar­dziej niż zwy­kle. Czy ona musi zja­dać wszyst­ko, prze­rzu­cać się na wszyst­kie czę­ści życia? Czy nie moż­na być Polką hob­by­stycz­nie, casu­alo­wo, friends with bene­fits? Czy od razu trze­ba się jej oświad­czać, umie­rać za nią? Wrzu­ci­łaś Mic­kie­wi­cza do kana­łu, a teraz cała men­tal­nie skrwa­wio­na wsia­dasz na rower, jedziesz jak naj­szyb­ciej, i górą, i dołem, i górą.

Myślisz, że jesteś bez­piecz­na, że się go pozby­łaś, ale wte­dy hamul­ce trza­ska­ją, wiatr zawie­wa, lamp­ki rowe­ro­we gasną. Na dro­dze poja­wia się zna­na oso­ba, zna­ny chód, zna­ny gniew. I mówi pod­ziem­nym gło­sem: mnie się nie da uto­pić, nie możesz ode mnie uciec. Nie ma cie­bie bez pol­sko­ści, nie ma pol­sko­ści beze mnie. Myślisz, że możesz sobie wybie­rać, stop­nio­wać swo­ją naro­do­wość, brać za rękę tyl­ko wte­dy, gdy potrze­bu­jesz się na czymś oprzeć, i wpy­chać do kana­łu, gdy jest nie­wy­god­na? Pol­skość zawsze się wynu­rzy, zawsze jest w tobie, bez niej nie masz sen­su jako oso­ba i postać. To przez nią tak lubisz narze­kać, jesteś cynicz­na, trak­tu­jesz sło­wa jak roz­kosz i potrze­bę, widzisz świat jako tekst. Myśla­łaś, że możesz zry­wać pol­sko­ści jak kwia­ty z gro­bu? Rosną w tobie i one, i chwa­sty. Nosisz w sobie pol­skość jak krę­go­słup i jak wirus. Pol­ski hymn to obiet­ni­ca i klą­twa, wiesz? Dopó­ki żyjesz, ona żyje też.

Rower trzesz­czy, zary­wa się chod­nik. Emi­grant­ka zapa­da w głąb. Woda kana­łu ją z wierz­chu kry­je, a na niej rosną lili­je, a rosną tak wyso­ko, jak pol­skość w niej leży głę­bo­ko.


Lubi­łam Mic­kie­wi­cza w szko­le, ale nie umia­łam nigdy w peł­ni wyja­śnić dla­cze­go – ta rela­cja napraw­dę pogłę­bi­ła się dopie­ro po mojej emi­gra­cji. Two­ja per­cep­cja Pol­ski zmie­nia się, gdy ją opusz­czasz, dla mnie dopie­ro wte­dy sta­ła się czymś napraw­dę istot­nym i defi­niu­ją­cym w moim życiu, a nie po pro­stu miej­scem, gdzie się uro­dzi­łam. Gdy myśli się o Pol­sce poza nią, nie da się unik­nąć tego, któ­ry z jed­nej stro­ny wła­ści­wie wymy­ślił pol­skość tak, jak ją rozu­mie­my, ale z dru­giej stro­ny jest tak­że arche­ty­picz­nym pol­skim emi­gran­tem. Dla­te­go jako emi­grant­ka mam wra­że­nie, że on zawsze gdzieś tu jest, zawsze poza, obser­wu­je moje pró­by zbu­do­wa­nia wła­snej pol­sko­ści z nie­co drwią­cym uśmie­chem, i gdzie­kol­wiek nie pój­dę, wszę­dzie dopa­trzę się jego ducha, bo morzem pły­nie i lądem idzie za mną w dro­gę.


Daniel Tam­kun

Żar w uję­ciach

 

Eko­no­micz­nym

ONA i ON znaj­du­ją się obec­nie w wie­ku przed­pro­duk­cyj­nym. Moż­na zakła­dać, że wej­dą na rynek pra­cy za oko­ło pięć lat. Bio­rąc pod uwa­gę ich zain­te­re­so­wa­nia, kapi­tał rodzi­ców, sytu­ację gospo­dar­czą w ich mie­ście i zakła­da­jąc wspól­ne poży­cie oraz brak poważ­nych scho­rzeń lub wypad­ków, sza­cu­je się, że do wie­ku eme­ry­tal­ne­go wypra­cu­ją łącz­ny przy­chód w wyso­ko­ści oko­ło sze­ściu milio­nów zło­tych brut­to.

Fak­tycz­nym

W par­ku spo­tka­li się wcze­śniej dzie­wię­cio­krot­nie, on – kie­dy wra­cał ze szko­ły, ona – wypro­wa­dza­jąc psa. Nigdy jed­nak ze sobą nie roz­ma­wia­li i nie zapa­mię­ta­li swo­ich twa­rzy.

Astro­lo­gicz­nym

Ascen­dent w Bara­nie spo­tkał się z Mar­sem w Byku. Zda­rzyć się może wszyst­ko. Era Wod­ni­ka zaczę­ła się dwa lata temu.

Komik­so­wym

STRONA SIEDEMNASTA

Panel 1: Kadr na oko­ło 2/3 stro­ny. Rzut z góry na park – wcze­sna jesień, wszyst­ko żół­te i poma­rań­czo­we, poje­dyn­czy spa­ce­ro­wi­cze w lek­kich kurt­kach. Wśród posta­ci, ale nie w cen­trum, ONA razem z PSEM. Czy­tel­nik na razie nie wie, że ONA jest cen­tral­ną posta­cią.

Panel 2: Pierw­szy z trzech rów­nych pane­li pod Pane­lem 1. Per­spek­ty­wa pie­sze­go, na pierw­szym pla­nie kobie­ta pro­wa­dzi wózek dzie­cię­cy przez alej­kę, za nią na ław­ce roz­ma­wia para sta­rusz­ków. Dalej pola­na mię­dzy drze­wa­mi, ktoś upra­wia jog­ging, widać, jak ONA rzu­ca patyk, PIES ma oczy na paty­ku, napię­ty, gotów do bie­gu.

Panel 3: PIES, powy­krę­ca­ny w sko­ku, z roz­cheł­sta­ną skó­rą i sier­ścią, z wykrzy­wio­nym pyskiem łapie patyk w locie.

Panel 4: PIES trzy­ma patyk, zado­wo­lo­ny, sza­leń­czo bie­gnie dalej, kogoś goni albo ucie­ka.

ONA (poza kadrem): Axel!

Inży­nie­rii mate­ria­ło­wej

Ław­ka z modrze­wio­wych desek gru­bo­ści pię­ciu cen­ty­me­trów wspar­ta na sta­lo­wym ste­la­żu na pod­ło­żu z beto­nu B55 mogła unieść pięć­set kilo­gra­mów i za nic mia­ła cię­żar ich ciał. Jej kol­czy­ki w kształ­cie sówek były zro­bio­ne ze sto­pu mie­dzi Z40 uzy­ska­ne­go z odpa­dów kon­struk­cyj­nych. Gdy­by z milio­nów takich kol­czy­ków zro­bić pod­po­ry mostu, praw­do­po­dob­nie zawa­li­ły­by się pod pierw­szą cię­ża­rów­ką. Pozo­sta­wio­ne samym sobie w cią­gu kil­ku mie­się­cy zaczę­ły­by koro­do­wać i odkształ­cać się.

Myśli Xi Jin­pin­ga

Brak zauwa­żal­nej popra­wy w obsza­rach dys­cy­pli­ny par­tyj­nej i bez­pie­czeń­stwa naro­do­we­go. Ich spo­tka­nie nie sprzy­ja­ło świa­do­me­mu krze­wie­niu war­to­ści socja­li­stycz­nych, wpły­wa­ło jed­nak pozy­tyw­nie na ogół zado­wo­le­nia naro­du.

Pedo­lo­gicz­nym

Gle­ba sła­ba, na żwi­rach i pia­skach przy­sy­pa­nych pod­ło­żem warzyw­nym do zasie­wu tra­wy i nasa­dzeń. Na jego kurt­ce, nanie­sio­ne przez psa, znaj­do­wa­ły się śla­dy bło­ta i mułu zebra­ne­go z pobli­skie­go sta­wu.

Spe­le­olo­gicz­nym

W pobli­żu nie było jaskiń.

Sote­rio­lo­gicz­nym

Nie mie­li szans na zba­wie­nie.

Chro­no­lo­gicz­nym

Ich histo­rię jako boha­te­rów opo­wia­da­nia moż­na było czy­tać jak komiks – od począt­ku do koń­ca, albo odwrot­nie, albo z góry na dół, albo co dru­gą stro­nę, albo naj­pierw stro­ny o nume­rach rów­nych licz­bom pierw­szym, potem parzy­ste, potem z dziel­ni­kiem sie­dem, potem wszyst­kie pozo­sta­łe. Ich życie moż­na dowol­nie roz­szar­py­wać i skła­dać, na przy­kład: kupu­ją razem cho­dzik dla nie­go, a następ­nie jej wypa­da ostat­ni mlecz­ny ząb i bio­rą ślub.

Ter­mo­ba­rycz­nym

Bom­ba TBX, w odróż­nie­niu od kon­wen­cjo­nal­nych ładun­ków punk­to­wych, nie zabi­ja gorą­cem czy odłam­ka­mi, ale sko­kiem, a następ­nie spad­kiem ciśnie­nia trwa­ją­cym mili­se­kun­dy. Ścia­na zgęst­nia­łe­go powie­trza wni­ka wszę­dzie i roz­ry­wa orga­ny wewnętrz­ne, powo­du­jąc roz­le­gły krwo­tok. Dodat­ko­wy czyn­nik sta­no­wi pali­wo zawar­te w bom­bie, któ­re jest sil­nie tok­sycz­ne i wywo­łu­je opa­rze­nia skó­ry oraz ukła­du odde­cho­we­go. W samym cen­trum wybu­chu zgon nastę­pu­je natych­mia­sto­wo, w przy­pad­ku odda­le­nia od cen­trum ago­nia może trwać od kil­ku do kil­ku­na­stu minut. Taka bom­ba jed­nak nigdy nie spa­dła w ich oko­li­cy.

Ste­reo­fo­nicz­nym

Ona                                                                A on

poka­zu­je mu                                                  obej­mu­je ją

swo­je                                                              trzy­ma­jąc rękę

socia­le                                                             cen­ty­metr

                                                                       nad jej kar­kiem

Sta­ty­stycz­nym

Zale­d­wie 17% par, któ­re pozna­ły się w wie­ku lice­al­nym, wień­czy swój zwią­zek ślu­bem. Z tego 38% mał­żeństw koń­czy się roz­wo­dem w cią­gu dzie­się­ciu lat od zawar­cia przy­się­gi, odse­tek ten jed­nak male­je do 24%, jeże­li mał­żon­ko­wie pocho­dzą z rodzin o podob­nym sta­tu­sie spo­łecz­nym.

Jed­ne­go ze spa­ce­ro­wi­czów

Przy­cho­dzę do par­ku pra­wie codzien­nie dla zdro­wia i w nadziei, że coś się wyda­rzy. Spo­ty­kam tutaj wie­le mło­dych par, myślę, że wiem, o któ­rą cho­dzi, ale nie wyda­je mi się, żebym widział moment, w któ­rym zaczę­li wspól­ne cho­dze­nie.

Komicz­nym

Kie­dy łap­czy­wie oglą­da­ła jego twarz i po raz pierw­szy zaczę­ła zda­wać sobie spra­wę z rodzą­ce­go się w niej uczu­cia, kil­ka metrów dalej jej pies dostał potwor­nej bie­gun­ki spo­wo­do­wa­nej reszt­ka­mi wyje­dzo­ny­mi ze śmiet­ni­ka. Nigdy się o tym nie dowie­dzia­ła.

Histo­rycz­nym

Cało­wa­li się nad kość­mi umar­łych wojow­ni­ków.

Kyno­lo­gicz­nym

Dzia­dek Axe­la był czem­pio­nem małym mün­ster­län­de­rem i wła­śnie po nim nasz mie­sza­niec miał bia­łą sierść z brą­zo­wą pla­mą na grzbie­cie oraz smut­ne spoj­rze­nie.


Pierw­szy tydzień wyglą­dał tak: wsta­wa­łem rano i czy­ta­łem wszyst­kie wpi­sy z nocy. Każ­dą naj­drob­niej­szą wia­do­mość: o pierw­szej pięt­na­ście sena­tor z Wir­gi­nii potę­pił inwa­zję, dwie minu­ty póź­niej syre­ny w Kijo­wie, potem przy­po­mnie­nie, że Unia roz­pa­tru­je kwe­stię człon­ko­stwa Ukra­iny, brak zde­cy­do­wa­ne­go sta­no­wi­ska Mek­sy­ku, wpół do dru­giej opis dzia­ła­nia bom­by ter­mo­ba­rycz­nej i tak dalej. Przez cały dzień mie­rzy­łem puls Ukra­inie, szu­ka­jąc jakichś prze­ło­mo­wych infor­ma­cji. Ogłu­pia­łem się nagra­nia­mi wybu­cha­ją­cych rosyj­skich kolumn, przez chwi­lę napraw­dę myśląc, że oglą­dam coś, co ma wpływ na ruchy na mapie. Gorącz­ko­wo dok­to­ry­zo­wa­łem się z róż­nic pomię­dzy kon­struk­cją wie­ży­czek czoł­gów zachod­nich i rosyj­skich, z geo­gra­fii Ukra­iny, paję­czyn oraz zawi­ja­sów świa­to­wych soju­szy i powią­zań. Były też mniej oczy­wi­ste, ale zauwa­żal­ne ozna­ki woj­ny wokół mnie. Miesz­kam nie­da­le­ko bazy lot­ni­czej. Ludzie daw­no prze­sta­li zwra­cać uwa­gę na lata­ją­ce MiG‑i, ale tym razem pod mar­ke­tem wszy­scy patrzy­li w górę cie­ka­wi, czy tym razem to nasze. Z kolei dzie­ci zwró­ci­ły mi uwa­gę, że na nie­bie widać jakieś poskrę­ca­ne chmu­ry. Smu­gi kon­den­sa­cyj­ne wyzna­cza­ły tor lotu zawra­ca­ją­cych samo­lo­tów pasa­żer­skich.

W tym pędzie do gro­ma­dze­nia infor­ma­cji było zara­zem coś roz­pacz­li­we­go i zabaw­ne­go. Jak­by bez­sen­sow­ne strzę­py komu­ni­ka­tów mogły pomóc prze­pra­co­wać tę namiast­kę trau­my, któ­rej wszy­scy doświad­cza­li­śmy. Nato­miast kie­dy odświe­ży­łem sobie Mic­kie­wi­cza, ude­rzył mnie kon­trast: poja­wia­ły się jakieś posta­ci, ale nie za bar­dzo wia­do­mo, gdzie i kie­dy, w dodat­ku nie mia­ły geno­mu ani pasz­por­tu. Wiek i wykształ­ce­nie – nie­zna­ne. Ci fik­cyj­ni ludzie nie mie­li toż­sa­mo­ści, żyli i umie­ra­li wyłącz­nie na potrze­by swo­ich histo­rii.

Przy­po­mnia­ła mi się wte­dy mała ksią­żecz­ka, któ­rą daw­no temu dosta­łem od mat­ki na uro­dzi­ny. Bez­miar form i ujęć z Ćwi­czeń sty­li­stycz­nych Quene­au to w grun­cie rze­czy nasz spo­sób postrze­ga­nia i two­rze­nia świa­ta. Po raz pierw­szy prze­ko­na­łem się oso­bi­ście, że cza­sem wycho­dzą z tego rze­czy dziw­ne i zaska­ku­ją­ce.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry, Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go i Spor­tu pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go.

 

O autorach i autorkach

Aleksandra Kasprzak

Slamerka, dziennikarka w ASZdziennik.pl. Nominowana do Nagrody Głównej w XXVIII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina, nagrodzona w Miêdzynarodowym Festiwalu Opowiadañ. Ultraska chipsów koperkowych. Lubi brokat i kaczki.

Daniel Tamkun

Uczestnik warsztatów prozatorskich Biura Literackiego w 2020, 2021 i 2022 roku. Mieszkam w Warszawie, w wolnych chwilach tęsknię za Gdańskiem.

Helena Burdzińska

Studentka mieszkająca w Amsterdamie, pasjonatka historii sztuki i polskiej literatury. Obecnie zajmuje się głównie niezobowiązującym myśleniem o takich rzeczach jak tożsamość i emigracja.

Powiązania

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023 z udzia­łem Karo­la Brzo­zow­skie­go, Mag­da­le­ny Genow, Alek­san­dry Górec­kiej, Julii Jan­kow­skiej, Alek­san­dry Kasprzak, Mał­go­rza­ty Kośli, Edyt Ołdak, Kami­la Pli­cha, Macie­ja Wnu­ka i Łuka­sza Woź­nia­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29.

Więcej

Śmianko przez łzy, czyli Gryczanka superbajaderka

wywiady / o książce Aleksandra Kasprzak Joanna Mueller

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler z Alek­san­drą Kasprzak, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wydrąż mi rodzi­nę w serze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 16 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

Zaglądać ciągle w inne światy

wywiady / o pisaniu Aleksandra Kasprzak Maciej Wnuk

Roz­mo­wa Oli Kasprzak z Macie­jem Wnu­kiem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Życie w Polsce to niezły content

wywiady / o pisaniu Aleksandra Kasprzak Edyta Ołdak

Roz­mo­wa Edy­ty Ołdak z Alek­san­drą Kasprzak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Wydrąż mi rodzinę w serze (fragmenty)

utwory / premiery w sieci Aleksandra Kasprzak

Pre­mie­ro­wa pro­za Alek­san­dry Kasprzak Wydrąż mi rodzi­nę w serze. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Romantyczność 2022

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Romantyczność 2022

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Doświadczanie romantyczności

recenzje / KOMENTARZE Piotr Śliwiński

Autor­ski komen­tarz Pio­tra Śli­wiń­skie­go, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 wrze­śnia 2022 roku.

Więcej

Romantyczność. Współczesne ballady i romanse inspirowane twórczością Adama Mickiewicza

utwory / zapowiedzi książek Joanna Roszak Miłosz Biedrzycki Piotr Matywiecki

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 5 wrze­śnia 2022 roku.

Więcej

Historia o dziewczynie spod znaku sera

recenzje / ESEJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Alek­san­dry Kasprzak, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej