utwory / zapowiedzi książek

Rzeki nas pochłoną

Jakobe Mansztajn

Fragment zapowiadający antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

JOHN BERRYMAN STAJE NAD RZEKĄ MISSISIPI

rze­ka was pochło­nie, krzy­cza­ła wariat­ka
przed bur­de­lem w st. louis, a dzień był upal­ny,
każ­de­mu mogło odbić, więc wci­sną­łem jej do ręki
garść cen­tów i ruszy­łem na pół­noc,

gdzie nic na mnie nie cze­ka­ło, tyl­ko
wscho­dy i zacho­dy, a dni wciąż były
upal­ne i jak zła pio­sen­ka powra­ca­ły do mnie
sło­wa wariat­ki z st. louis, więc przy­sia­dłem

na moście w min­ne­apo­lis i mija­ły
tygo­dnie, nade­szła jesień, a rze­ka pode mną
nigdy nie była tak pięk­na i znów pomy­śla­łem
o wariat­ce z st. louis i ona wte­dy pomy­śla­ła o mnie.


STUDIUM PRZYPADKU

w ’94 czoł­ga­my się pod mebla­mi. znaj­du­je­my
ząb i kar­tecz­kę (autor nie­zna­ny). napi­sa­no:
zacze­kaj na mnie, wró­cę póź­niej i wszyst­ko
ci wyja­śnię. to tyle, jeśli cho­dzi o ’94.

w ’97 nadal jeste­śmy zaję­ci sobą.
przy­cho­dzi pierw­sze umie­ra­nie. na pyta­nie
o życie wiecz­ne mat­ka odpo­wia­da: pobaw się
match­bo­xem. pamię­tam, bo mie­li­śmy z bra­tem

tyl­ko jed­ne­go match­bo­xa. w ’99 prze­no­szę
skrzyn­ki z butel­ka­mi. za odło­żo­ne kupu­ję
pierw­szą w życiu nokię. od nie­daw­na drży
mi ręka. w sierp­niu 2013 zaczy­na mi się ruszać

ząb. kil­ka tygo­dni póź­niej przy­cho­dzi
sms z nie­zna­ne­go nume­ru: prze­pra­szam,
że tyle to trwa­ło, będę za chwi­lę. gdy­bym był
prze­sąd­ny, zakla­skał­bym – ale nie jestem.


O DUSZY

ze scho­dów pada­my sobie w ramio­na. sześć,
może sie­dem lat, sło­wem – mnó­stwo rze­ki
pod tym mostem. bistro, szyb­ki krup­nik, kil­ka
ławe­czek na tra­sie i już opo­wia­dasz o smo­kach

w duszy żar­łocz­nych i książ­kach, któ­rych
nie napi­sa­łeś pod moją nie­obec­ność. idzie­my
przez rze­kę po kamie­niach, park oliw­ski,
cmen­tarz, koro­wód wspo­mnień, a na koń­cu

jest miesz­ka­nie – zła szka­tuł­ka, skąd się wylę­ga­ją
sny. mówisz: stąd się wzię­li­śmy, pamię­tasz?
tutaj pierw­szą zro­bi­li­śmy wód­kę, tutaj poszedł
pierw­szy lolek, na tej sofie nie­udol­nie

pie­przy­li­śmy kole­żan­ki z kla­sy, z tego okna
wypadł jacek i się zabił. z tego okna wypadł
bęc na chod­nik. w tym poko­ju, w tym miesz­ka­niu
smok trzy­gło­wy się naro­dził. sło­wem – mnó­stwo

rze­ki pod tą zie­mią i w tych żyłach cią­gle
prze­szłość szu­mi jak zepsu­te radio. mówisz:
tyle wspo­mnień, taki czar. a nasze dusze smut­ne
mają pyski. leżą na dywa­nie, wyją. nie dają żyć.


PIOSENKA NOCNYCH WIOŚLARZY I, CZYLI NEMECZEK W OPAŁACH

na począt­ku mie­li­śmy tyl­ko for­mę, była jasna
noc i sta­li­śmy wspar­ci o murek. fasa­dy budyn­ków
były gład­kie i przy­jem­ne, mówi­li­śmy:
noc jest gład­ka i przy­jem­na jak te fasa­dy.

mówi­li­śmy: nie ma takiej siły, i rze­czy­wi­ście
nie było takiej siły, któ­ra zrzu­ci­ła­by nas z cie­płe­go
jak krew kra­węż­ni­ka. ale wszyst­ko dzia­ło się
tak szyb­ko, jed­na sta­cja, dru­ga sta­cja,

uli­cę stop­nio­wo wypeł­nia­ło sza­leń­stwo.
mówi­li­śmy wte­dy: przyjdź i wypeł­nij nas,
zie­mio, nawet jeśli to ozna­cza coś złe­go.
a potem zie­mia wez­bra­ła i zaczę­ła nas wypeł­niać


ŚWIAT SKOJARZEŃ JEST OKRUTNY, CZYLI TED HUGHES BUDZI SIĘ WCZEŚNIEJ NIŻ ZWYKLE

mia­łem zapy­tać: dokąd ode­szłaś
i kto odcho­dzi w samym środ­ku
nocy, nie pozo­sta­wia­jąc nawet kart­ki
na lodów­ce? mia­łem zapy­tać: co teraz

z kota­mi, do kogo nale­żą
wspól­ne książ­ki, wspól­ne pły­ty,
wspól­ne życie? śmierć być może
jest lekar­stwem, ale nie jest odpo­wie­dzią,

dokąd wynieść póź­niej rze­czy, co robić
z ręko­ma, gdzie się podziać bla­dym świ­tem,
gdy dzień sta­je w pło­mie­niach,
gdy świa­tło zaczy­na wario­wać.


NASTOLETNI PAUL CELAN WCHODZI W NOWY TYDZIEŃ II

naj­trud­niej­sze są poran­ki, a więc bujam się
jak krze­sło nad dymią­cą popioł­ką i papie­ro­sem
wypa­lam dziu­ry w cera­cie, mówię sobie:
paul, jesz­cze nigdy nie chcia­łeś umrzeć

tak bar­dzo jak teraz, i że to nie­po­waż­ne,
to nic poważ­ne­go, cera­tę moż­na kupić nową.
wczo­raj zadzwo­ni­ła mat­ka, była prze­ję­ta,
w radio znów trą­bią o woj­nie. powie­dzia­łem:

we mnie woj­na spo­koj­na, matu­lu, na razie
liczę dziu­ry w całym, ode­zwę się póź­niej.
nie ode­zwę, to nasza ostat­nia roz­mo­wa.
i mówię sobie: paul, cera­tę moż­na kupić nową.


PAUL CELAN WYCHODZI NA BALKON

była jesień, a pol­ska roz­kwi­ta jesie­nią,
przy takich kolo­rach trud­no nie pomy­śleć,
jaka pięk­na jest przy­ro­da, gdy umie­ra.
jaka szko­da, że nie moż­na tego rów­nież

powie­dzieć o ludziach. z dru­giej stro­ny
rychło byśmy się pocho­ro­wa­li, porzy­ga­li
wszy­scy w domu od nad­mia­ru pięk­na,
a nie o to w życiu idzie, aby na czwo­ra­kach

iść przez życie, ale o to, aby wyjść
nie­raz na bal­kon i zajęk­nąć szep­tem z bólu:
popatrz, matu­lu, jakie pięk­ne tej jesie­ni
są kolo­ry, jakie są obrzy­dli­wie pięk­ne.

O autorze

Jakobe Mansztajn

Urodził się w 1982 roku. Poeta, bloger. Były redaktor kwartalnika literackiego "Korespondencja z ojcem" (2008-2011). Autor książki poetyckiej Wiedeński high life (2009), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius w kategorii debiut roku (2010) oraz nominację do Nagrody Literackiej Gdynia (2010). Laureat plebiscytu "Gazety Wyborczej" Sztorm Roku 2010 w dziedzinie literatury. Tłumaczony m.in. na francuski, białoruski, hebrajski, angielski, norweski. Mieszka w Gdańsku.

Powiązania