Słońce zagląda na tyły ogrodu
Małgorzata Zagajewska
Premierowy zestaw wierszy Małgorzaty Zagajewskiej Słońce zagląda na tyły ogrodu. Prezentacja w ramach projektu "Poetyckie debiuty 2019".
Propozycja podania czy zdjęcie symboliczne?
Ciało wie jedno: przeciwdziałasz suszom.
Dziś rano rozmiękasz jak ciasto
przyniesione ze stypy w styropianowym
pojemniku. Patrzę na ciebie:
leżysz wzdłuż starych desek w milczeniu.
Ciasto obsycha. Jełczeję.
Nagle stajesz przede mną w cudzej osobie:
rozmawiajmy w czasie przeszłym.
(Pisk w głowie oznacza wołanie tamtych
ludzi, o których nic już dziś nie wiemy,
lecz oni są
bardziej niż my.)
…
Potem biegnę w twoją stronę
powidokiem ulicy: stare deski skrzypią
wciąż, choć tylko
echem.
Słońce zagląda na tyły ogrodu
Widzę ją:
wlecze przewlekłe pytanie o
teraz, udrażnia korytarze,
tworzy przeciągi,
rozpamiętuje, czeka na pamięć.
Widzę też, jak
odrąbane przedramię ciągnie się na ścięgnie.
Ona zdaje się widzieć tylko ciała:
bezduszne, skostniałe (i że piwnica
pragnie je posiąść).
Zapomina, że
przybory masy zagrażają kondycji stropu
i nie mieszczą się
w siatce centylowej.
Zapomina, że
kość promieniowa obsycha już na ganku
Potem
wyświetla na mojej twarzy
inną twarz niczym stelarny projektor
o nieznanej prędkości przetwarzania obrazu.
Innym razem
mówi, jakby
wróżyła z łupin orzechów:
będzie dziewczynka.
Musieliśmy urodzić za nią
Popatrz:
tamten człowiek na skarpie,
mgła i jakby deszcz. Pies to wszystko przemilczał.
Cierpki ten ogród pod nami: poślizgi, zapach umarłych
jabłek, śluz nowej pory roku. Niepokojące bywają znaleziska
w trawach, gdy mgła: nóż jest przecież twardy i ostry,
tak jak powinien.
Rozwarcie jest wystarczające, szyjka gotowa. Zamiast
główki: grzbiet powieki, gęste włókna, skraj podbródka.
W dole bez zmian:
myjnia bezdotykowa i węgiel.
Setki miliardów bakterii w naszych jelitach
Kolejny poranek z popiołu: odrętwiałe piersi żywią. Żywioł
głodu wierzga. Wokół: echa, stropy. Nie otwieram oczu ze strachu,
że mogę upuścić niedokończone sny:
obce mieszkania, kochanki, rozprute koty i dym.
Zerka na mnie mały plastikowy bałwan
o dwóch twarzach:
wisi na kolorowych żyłach,
trzymając się ściany.
Zapomniane surowce wtórne połykają
powietrze. Popiół gromadzi się w szparach po moich
spojrzeniach ad hoc.
Nie chciałam wcale umierać,
lecz doraźnie mi się zdarza.
Poczekam:
jutro wywożą zmieszane
uczucia stałe, choć płynne.
Drobnoustroje wciąż są.
Drobne usta wciąż ssą.
(Żywica spływa po brodawkach.) Otwieram jednak
oczy: dochodzi szósta jak
w ostatnią niedzielę maja.
Migracje wielkich brył w przededniu nowej ery
Miękkie tarcze lądolodów przesuwają się
na zachód naszych dłoni:
widać pełnię słońca, pełnie cudzych szczęść.
Za oknem: urojony spokój w pełni wystarcza.
W pokoju: złudzenie ognia w pełni wystarcza.
Zaczekaj, ugaszę jej płacz.
Zaczekaj, przejdę cię wszerz.
Wystarczą: halogenowe paprocie pod sufitem.
Wystarczą: głuche sufity pod nami.
Zaczekaj, spuszczę na sąsiadów jesień.
Zaczekaj, ugaszę pełnie ich szczęść.
O autorze
Małgorzata Zagajewska
ur. w 1987 r. Poetka wyróżniona w 14. edycji „Połowu” Biura Literackiego oraz XXV OKP im. Jacka Bierezina. Wokalistka improwizująca. Współtworzy zespoły: Szpety, Casting Lots, Warsaw Improvisers Orchestra, Word-Sound-Pool. Przez pewien czas związana z Teatrem Powszechnym i Strefą Wolnosłową. Studiowała literaturę francuską w Bordeaux, Brest i Rennes. Mieszka w Koninie.