utwory / premiery w sieci

Teraz jest czas opowieści

Antonina Tosiek

Premierowy zestaw wierszy Antoniny M. Tosiek Teraz jest czas opowieści. Prezentacja w ramach projektu „Pierwsza książka”.

folk vanitas

tu będą śpie­wa­ne pio­sen­ki
ale jeśli nie macie ocho­ty
pro­szę się nie krę­po­wać moż­na sia­dać
w tyl­nych rzę­dach z dłoń­mi sple­cio­ny­mi w krzy­że (albo coś inne­go)

w rogu o tam
stoi pani bile­ter­ka i ubie­ra wcho­dzą­cych w zuży­te stro­je zespo­łu mazow­sze
więc jeśli coś was krę­ci w nosie to tyl­ko pot roz­to­cza i trosz­kę stę­chli­zny

mówi­łam jej:
wola­ła­bym bez tych fal­ban ja tu tyl­ko przy­szłam pośpie­wać bo bar­dzo lubię
ale ona: nie nie pani musi tutaj cała od stóp do głów w żywej jarzę­bi­nie
wzię­ła mnie pod rękę i dalej heja tany

a przy­gry­wał nam ostat­ni wiej­ski zespół pogrze­bo­wy
dzie­się­cio­ro star­ców każ­dy jak­by bar­dziej tam nie tutaj
bile­ter­ka mi na ucho: naj­go­rzej będzie miał ten co umrze ostat­ni bo w ciszy

pół roku póź­niej lekar­ka z rodzin­nej przy­chod­ni poka­zu­je mi
na swo­im xia­omi nagra­nia z tego ciche­go pogrze­bu i mówi:
w tej wio­sze to azbest i mala­ria aż przy­kro patrzeć
ale nasz dom rodzin­ny (mówi dalej) już ele­ganc­ki cały w sty­ro­pia­nie

a mnie ten sty­ro­pian potem w uszach
śpie­wa i śpie­wa


pestki pesteczki

kie­dy nada­jesz im imię
sta­ją się
powo­ła­ne do mówie­nia
odło­wio­ne

nie­wie­le pamię­tam
(nazwij­cie to jak chce­cie
mnie się nawet podo­ba: kla­so­wa amne­zja)
tyl­ko tyle że ojciec naj­bar­dziej to zie­mię kochał
i modlił się do świę­tych
żeby mu dla niej dali jesz­cze chwi­lę żyć
prze­sy­py­wał w pal­cach pył mam­ro­tał prze­sy­py­wał

a mnie sta­je w gar­dle wiśnio­wą pest­ką
imię miej­sca
bli­zny na języ­ku
po zębach-pło­tach
daw­niej wra­ca­ło się pocią­giem w koły­sa­niu

nie ma innych powro­tów tłu­ma­czą mi
kie­dyś odpo­wiesz nam: wiem
teraz jest czas opo­wie­ści

sto­ją w rzę­dach pod sta­rym gie­esem
w pal­cach mają papie­ro­sy moc­ne widzę tam­to „m”
a nad war­ga­mi jasne nie­opa­lo­ne skwa­rem smu­gi
teraz jest czas mówią
bo tutaj mówić to jak­by koły­sać


wykopywane/zakopywane

mówi­li że umarł bo trzy mie­sią­ce oka nie zmru­żył
nocą go zawsze ojce nawie­dza­ły i przez sen mru­czał
jak­by w kar­ty grał albo wódecz­kę wko­ło pole­wał
trzy mie­sią­ce bez wódecz­ki prze­żyć trud­no
ale za pło­tem tyl­ko jęki i mucze­nie jak­by bydło pod batem
więc sen go nie miał jak utu­lić tyl­ko w gołe pię­ty pod­szczy­py­wał
wstu­ku­jąc mia­ro­we (jak rezo­nans w szu­bi­nie):
pan bóg pół­but polej pięk­nych nut

syno­wie i wnucz­ki jego cho­dzi­ły za płot zaglą­dać
jak sąsiad z unii pie­nią­dze w rekla­mów­kach poprzy­wo­ził i teraz
mu w dojar­niach alu­mi­nio­we ręce kro­wy głasz­czą

więc bał się że i jego na śmierć takie ręce przyj­dą dotknąć
że we śnie go zadu­szą bo sąsia­da od niem­ców zwy­zy­wał
i krzy­czał że go pepesz­kiem popie­ści jak krów spod rąk nie puści

(mówi­li na nie­go pepe­szek ja mówi­łam panie pepesz­ku
bo z woj­ny jesz­cze miał zna­le­zio­ny po ruskich ((tajem­ni­ca))
w zie­mi za chle­wem zako­pał i na chu­de cza­sy trzy­mał
ale jak jego żonę w cudzym łóż­ku cał­kiem gołą zna­leź­li
((to było jakoś jesz­cze za gomuł­kow­skich cza­sów))
spod chle­wu wyko­pał i wzdłuż żwi­ro­wa­nej dro­gi
przez całą wieś ganiał a ludzie się z podwó­rek śmia­li i
śmia­li jedli pla­cek z kru­szon­ką ((bo to było na nie­dzie­lę))
i się śmia­li po rów­no na zapas za wszyst­kie wła­sne nie­szczę­ścia)


tren trzeci, barwienie

bor­do­wia­ły nam pal­ce i języ­ki
kie­dy kuca­ły­śmy w porzecz­kach
prze­stra­szo­ne że kie­dyś minie lato

a prze­cież nigdy nie lubi­łam ich cierp­kie­go sma­ku

gła­ska­ła nas po wło­sach mówi­ła
wy jeste­ście moje agre­sto­we pan­ny
gła­ska­ła nas po wło­sach mówi­ła
oby­ście mnie takiej nie zapa­mię­ta­ły
gła­ska­ła nas po wło­sach mówi­ła

jak­by mnie z zie­mi z korze­nia­mi wyrwa­li


daddy’s

sza­now­ne panie sza­now­ni pano­wie dro­gie oso­by

napi­sa­no kie­dyś w wiel­kiej księ­dze poczę­cia naro­du
że będzie­my korze­nia­mi się w zie­mię jak zębem

brzy­dzi was prze­cież to roz­la­ne cia­ło na leża­ku
w nad­mor­skiej miej­sco­wo­ści do któ­rej poje­cha­li­ście
tyl­ko tak jak­by iro­nicz­nie
co to za syf a prze­cież wy jeste­ście ludzie wraż­li­wi
i potra­fi­cie doce­nić kam­po­wo-trans­gre­syj­ny wymiar
neo­no­wej gala­re­ty któ­ra opa­da­jąc na asfalt sta­je się asfal­tem

ale gawiedź par­szy­wa któ­rej co mie­siąc
cebos akwa­re­la­mi na desce por­tret sma­ru­je
gęsty i zwar­ty
w waka­cyj­ną poje­cha­ła pol­skę
a was wzdry­ga
a nas

tatu­siów zapy­taj­cie jak to wte­dy było
kie­dy wio­ski za dwa sta­re milio­ny odku­pi­li

nie no
spo­koj­nie nie waszych tatu­siów
tyl­ko ojców naro­do­we­go kapi­ta­łu

wiem co mówię
spo­ty­ka­my się cza­sem w sytu­acjach zgo­ła bez­na­dziej­nych
i krzy­czy­my to samo tyl­ko mnie chy­ba bar­dziej gry­zie sumie­nie
u tam­tych cisza
zakry­wa­ją usta pal­ca­mi żeby się tyl­ko nie porzy­gać

jeśli wam popsu­łam waka­cje
to bar­dzo prze­pra­szam

O autorze

Antonina Tosiek

Poetka, krytyczka literacka i teatralna, animatorka wydarzeń teatralnych oraz badaczka XX-wiecznej diarystyki ludowej. Doktorantka w Szkole Doktorskiej Nauk o Języku i Literaturze UAM. Autorka debiutanckiej książki poetyckiej storytelling, nominowanej do Nagrody Poetyckiej Silesius.

Powiązania