Terminal
Michał Krawczyk
Premierowy zestaw wierszy Michała Krawczyka Terminal. Prezentacja w ramach projektu „Poetyckie debiuty 2019”.
Park Zdrojowy
Stały brak kontroli skrajni. Nie szukaj tu brukowanych
placów ani szerokich alej. Gałęzie, wszędzie gałęzie.
Brzózki drażniące powieki i wszędobylskie samosiejki.
Ogród poczwarnego internatu. Mrowie zasuwek, a furtki
ani jednej. Jest podle, ale zielono. Zewsząd wystają
konary, a okręgi syreny rozchodzą się po placu tak
nierównomiernie, że doprawdy ciężko utrzymać tu
chwyt. Dwie starsze panie podniesionymi z ziemi
źdźbłami próbują wydłubywać sobie wspomnienia,
jakby to były wągry na skórze. Szczyle kręcą korbą
intensywniej, żeby wreszcie przejść o okrążenie dalej.
Nie tak tu jednak łatwo wygrać dwie partyjki pod rząd.
Co się odwlecze, to nie uciecze – nucą weterani
w geście tępego przerażenia.
Aj Ti
Kolejne imiona wypadają z głów. Dodatnie temperatury
gremialnie podają się do dymisji. Nikt nie wie, czy
inhalacje będą kontynuowane, kiedy się skończą
zbiory oliwy i miodu. A reaktora przecież nikt nie
wyłączył. Reaktor nadal pracuje. Nieustępliwie tłoczy
i emituje konsekwencje. Straszy się nim dzieci.
Widzisz kosmos jego blaszek? Przypełznie, ukłuje cię,
i co? I nic. Całe glissanda oparów wdzierają się pod
podszewki. Jeden kajtek nie zapanował nad emocjami
i popadł w taki gąszcz, że nie wie, jak teraz wyjść.
Control, alt i jak było to trzecie? Znowu niewydolność
anamnezy. Tęczowe rzędy cyfr przebiegają mu przed
twarzą jak radziecka defilada. Bal kontrolek na desce
i grzebanina w biosie. Wystarczą dwa nagłe zakołysania
i można wylecieć za rant.
Stołówka
Szmatława kantyna, do której wejść się da wyłącznie
chyłkiem, nie domaga się osobnego tytułu. Bez_nazwy
zero sześć, nie wiadomo, o co chodzi. Nie zgadniesz,
skąd i dokąd unoszą się tu gęste aromaty. Pytań zresztą
nie ma zbyt wiele, kiedy wśród stołujących się swojski
rozgardiasz i barszcz. Nie usmaruj znowu fartucha,
mecenasie. Mieliśmy niezłą bekę z poprzednich pana
sosów. Niezgorszą krotochwilę – poprawia mnie
zdegradowany mistrz. Ostatnia jego odznaka wisi
już na włosku. Dokąd zejdzie, by jej szukać, gdy
całkiem spadnie? Tu się jednak nic nie dzieje do
ostatka. Żaden kurek się tu nie odkręca do oporu.
Bolesne olśnienia wbijają swoje chorągwie w glebę,
jakby chciały w tej niby definitywnej okolicy
zakładać swoje kolonie.
Monument
Kordon niepowetowanych szans dawno poszedł lulu
i zastygł w chropowate wypustki. I co dalej? Dalej
wyglądają zza zawleczki liczne niedasie i bodajże.
Kojarzysz je na pewno. Pamiętasz wakacje z bunkrami?
Tam budowaliśmy nieforemne kopczyki z glutaminianu
i odtwarzaliśmy martwe legendy w kolorze moro.
Zejdziemy tam kiedyś ponownie. Zaaferują nas
świetliki i ubytki jawy. Małe dziurki można zalepić
papą – tak pi razy śni; w większych poszukamy
choćby łutu zacniejszego kruszca. Czekamy tylko na
okrzyk. Czekamy, aż błyśnie semafor. Marzą nam się
niezachwiane proporcje, tęgie brzmienia i lustra wody.
Punkt obsługi
Mówisz, że nic tu się nie dzieje do ostatka?
Rzeczywiście. Wszystko patykiem po wodzie, czyli
nic na amen. Jedynie słuszna recepcja przyjmuje
w godzinach. Spójrz tu. Kolejny wyczerpany
kuracjusz składa wniosek o wymeldowanie. Był
bliski szaleństwa, kiedy dowiedział się, że wszystkie
jego certyfikowane suplikacje poszły na marne.
Wyjście jest tam – tłumaczą mu – w cylindrze
wielkiego rulonu. Przez ów monumentalny
kalejdoskop być może da się dojrzeć wyjście
z całej tej niepospiesznej sytuacji. Ulga być może
kursuje tam wahadłowo na hulajnodze i pozdrawia
przechodniów rózeczką. Póki co trzeba zaaplikować
możliwie dostępny specyfik i tuptać dalej.
Na tym wniosek zakończono.
O autorze
Michał Krawczyk
ur. w 1990 r. Poeta, eseista. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim. Publikował m.in. w „Odrze”, „Akcencie”, „Twórczości”, „Kontencie” i „Obszarach Przepisanych”. Finalista 14. edycji Połowu. Mieszka w Jeleniej Górze.