utwory / premiera w sieci z Połowu

Umalmu

Łukasz Woźniak

Premierowy zestaw wierszy Łukasza Woźniaka z tomu Umalmu. Prezentacja w ramach projektu „Połów. Poetyckie debiuty 2023”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pokrzywizny

Szu­kam kolo­rów na Zie­mi wyła­wia­jąc
osę ze zmie­lo­nej mira­bel­ki. Widzę
jak two­je sto­py kurzą ja
błon­ki naj­drob­niej­szych śpie­wów.

Łyczek wię­cej to ewo­lu­cja!
A mam też część co się trosz­czy.
W ogó­le to gada­łem dzi­siaj
z bor­do, wy myśl asz.
Z tych stóp dru­gi język
zapło­nie grzyb­nią.

Jabł­ka są dziś wyjąt­ko­wo.
Dzień jest dziś
wyją.
Wil­ki ludz­kich misz­ma­szy.
Msze w koście­le, takie cza­sy.

Opróż­niam noc­leg dłoń­mi ssa­ka.
Muskam pola.
Miesz­kam w walą­cym
noc­ni­ku. Roz­kła­dam.
Myślę na pysz­ne kiście.

Daw­no nie jeź­dzi­łem na rowe­rze,
cho­ciaż kocham wiatr.

Nad­cią­ga muzy­ka pięk­nych ludów.
Jestem neu­ro­prze­kaź­ni­kiem musów.
W jeli­cie czai się przy­ja­ciel snów.
Obgry­zam nów znów.

Ubie­rasz się w piża­mę, któ­rej nie ma.
Ładu­jesz bło­to na moją mor­dę.
Odla­tu­jesz, zagro­żo­nym gatun­kiem papuż­ki
na świą­tecz­ny deser wio­lon­cze­li.

Te obra­zy malu­jesz pod­czas suszy,
gdzie tur dyszy, tło­czy, dusz, tusz, tuczy, mózg, mus
zagu­bio­nej bran­so­le­ty. Wzią­łem ją
jak wygłod­nia­ły zwierz pamię­ci.

Teraz w lesie jest wil­got­no.
Mam spu­ści­znę bie­dy.
Ducho­we­go pusto­sta­nu.
Krew mi jęczy.
Komar drę­czy,
a to tyl­ko tro­chę przy­jem­no­ści.

Trąb­ka jaz­z­czło­wie­ka mówi wciąż to samo:

samo się nie zro­bi synu. Potrze­bu­jesz
mię­sa i kości,
per­ki, któ­rej udrę­ka to rytm ser­ca
zawi­nię­te­go w sre­ber­ko, w paję­czyn­kę pusz­czy.

Recy­kling duszy to jed­no, krze­sło pośród śliw
ślij pręd­ko, jak jesień liść, licz na tęt­no drzwi.
Siedź albo bieg.

Dziś wie­szam pokrzy­wy.


Zimny ślad,

jadę na barszcz, lecę na krach, kru­szę spazm.
Wyda­je mi się że, bli­żej mi do cie­bie.
Jestem ogniem, kie­dy trze­ba żarem duszę
wspak i chy­bię myślą jak tam­bu­ryn,
albo roślin punk.

Śmie­ciu kocham cię jak rat, bie­gnę dalej, traw
mam w płu­cach ślad. Traf chciał, że to perz,

przez ten śpiew czy­ham jak zwierz, na kolej­ny
wers, na zie­lo­ny set. Roba­ku widzę cię.
Spodnie w mech i tro­chę deszcz.
Jak len mnie przędź, ści­śnij krzew, otwórz oczy.

Cza­sem jestem, dłu­żej w nocy.


Żytem go,

orga­nicz­nym of cour­se.
Kie­ru­nek, ba – lot. Słu­chasz te czu­by chmur. Jak mu tam, iglak?

Elo chór, zanuć bór:
uuuuuuuuuuuuuuu.

Pierw­sza pły­ta lasu, pykła nów na rechot snu sie­ci wód.
Uuu, zdro­wie­nie cool. Wiesz paję­czy­na, to moja dziew­czy­na.
A jesz­cze mam w odwy­ku nawyk zapo­mi­na­nia zie­mio,
w ogó­le nie zwra­ca­nia rzy­gu, tyl­ko prze­ły­ka­nia syfu.

Wiesz, w moim cie­le mam nie­bez­piecz­ne prze­strze­nie
i kie­dy ich nie uni­kam i nie zwi­jam żura­wia, jego skrzy­deł, powie­trza
bada­nia, to mi się robi prze­pysz­na rola­da!
Sko­ki do jezior czu­łych ska­li­stej mazi prze­pły­wów.

Ocho­cze dło­nie. Ota­czam się bło­go,                                                stan.
Tyl­ko na powrót.
Zabie­ram poryw.
Pru­szę śnieg, w poko­ju znaj­du­ję nie­po­kój i żwa­wo hyc, ruszam na dwa kro­ki.

Przód, tył, przód, tył, przód, tył.

Świat usły­szy rytm pagór­ków (nie trze­ba słów). Suń suw spo­iw śliw,
wymyśl kurs, bez użyć głów. Cia­łem się pozbaw, pobaw małe ćmy świa­tłem.
Ugoszcz je uni wer­sem. Pleśń pie­śni, mię­dzy oczy odczyń. Krzywd roz­ko­szy
otwórz żebra. Opłacz por, nosy wij pięk­nym, zie­lo­nym stra­chem.

Kocha­ny ssa­ku owoc­nie.

O autorze

Łukasz Woźniak

Uczy się pracy dekolonialistycznej, wspólnototwórczej i ekocentrycznej. Współtworzy kolektyw artywistyczny Przełaj / Pracownia Ducha Miasta, tworzy muzykę w zespole Wieża Rdzeń, mieszka w Domu Wszystkich Stworzeń w Poznaniu. Umalmu to jego debiut poetycki. Kocha komposty i pracę z ziemią.

Powiązania