Uwagi do chwili
Mateusz Melanowski
Premierowy zestaw wierszy Mateusza Melanowskiego.
Street punk
I
– Będziesz moim mężem.
– Ale ja się nie nadaję.
– A kto się nadaje! –
Słyszę za sobą rozmowę.
– To ten? To był ten?
Jakichś dwóch podbiega.
– Nie, to nie ja! –
krzyczy chłopak i zasłania twarz.
Spoglądam na zegarek.
– To moja energia –
Patrzy na mnie otyły mężczyzna.
– To moja energia – powtarza, a ja uświadamiam sobie,
że chodzi mu o mój kaszel.
– To niech pan sprawi, żeby przyjechał.
Po kilku minutach 29 otwiera drzwi.
„Twój fiut zdobywa świat” –
czytam w pierwszej chwili
reklamę samochodu na jego boku
i wpycham się
przed grubasem i parą.
II
Zdejmuję słuchawki
i okazuje się, że dziewczyny
na sąsiednim przystanku
nie tańczą, tylko się rozgrzewają,
a śpiący dotąd na ławce bezdomny
na pytanie, gdzie jest,
dostaje od drugiego dodatek lokalny.
Ktoś mnie zaczepia.
Ledwo poznaję.
Przeszło dwadzieścia lat się nie widzieliśmy.
W szkole średniej mieliśmy kapelę.
– Nie mogę rozmawiać – mówi –
porwali nam prezesa i muszę
obserwować ruchy na jego koncie.
W końcu 45 podjeżdża.
– To ten? To był ten?
– Tak, to byłem ja –
słyszę swoją odpowiedź
i staję tyłem do wejścia.
Zapytałem Rafała
zapytałem rafała
czy pamięta
jak u niego w kredensie
znaleźliśmy dwadzieścia marek
i wydaliśmy w pewexie
na snickersy
odpowiedział że to witek
wyniósł dolary z domu
i że mnie wtedy nie było
ale nie pamiętaliśmy
co na to rodzice
Minuty do wszystkich
Mój drogi przyjacielu, nadszedł w końcu
dzień, w którym miałem ochotę na wszystko.
Nie ruszałem się przez miesiąc i tym razem
poszedłem na całość. Kilkugodzinny spacer
po mieście oraz parku. Uzmysłowiłem sobie
przy okazji, że idzie zima. Na polach wzdłuż
dróg rozciągali siatkę, a na gałęziach siedziały
drapieżniki. I wszędzie tiry. Musi być coś
szczególnego w tym miejscu, skoro kierowcy
tak chętnie wykręcają tu swoje pauzy.
W mieście bardzo szybko zachciało mi się
muzyki, więc usiadłem pod oknem pierwszej
lepszej pizzerii. Wtedy wpadła na mnie
jakaś kobieta. „Ale mnie pan przestraszył!”,
wykrzyknęła. Pomyślałem o tym, co oznajmił
niedawno Andrzej. „Słuchajcie, koniec nastąpi.
Dotarłem do odpowiednich dokumentów”.
Czyżby więc świat miał przestać się napraszać
i zdjąć z ulic bilbordy, z kolorowych gazet
krzykliwe tytuły, a z telewizji tasiemcowe
seriale? Czyżby świat miał przestać
realizować normy oraz wyśrubowane
plany sprzedażowe? Chociaż być może,
prawdziwy koniec już był, i to nie raz,
bo zapisy nie są jasne, przyznał potem Andrzej.
Wiele właściwie by na to wskazywało.
Przedmioty na przykład co rusz odnajdują się
w zupełnie innych miejscach, niż je porzucam,
a niektóre wręcz giną bezpowrotnie.
Tak na dobrą sprawę czegokolwiek nie robię,
to końca nie widać. Do tego moja skrzynka
na listy, mam wrażenie, zaczęła się kurczyć
i pewnie któregoś dnia zupełnie zniknie.
Ogólnie rzecz biorąc coraz więcej
tutaj niewytłumaczalnych zjawisk, anomalii,
rzadkich chorób. Prawie wszyscy coś mają.
Nie potrafię wymówić tych nazw.
(Muszę koniecznie wytworzyć jakieś
przeciwciała). Wyobraź sobie na przykład,
że wczoraj widziałem UFO. Pokazałem je
Jarkowi, a po kolacji Marcinowi. Niestety nie
zainteresowali się. (Jestem właśnie w trakcie
skanowania dysków, może znajdę coś obcego).
Tak więc sam widzisz. Nieprzypadkowo
te wszystkie twarze z portretów pamięciowych,
rysowanych tak namiętnie przez Roberta,
wracają właśnie teraz. Wydaje mi się, że
mogę je nazywać. Do tego ten sen.
„Niech mu ktoś wreszcie powie”, słyszę
za każdym razem i jeden zbiera się
na odwagę. Jednak czuję, że czegoś mi
nie mówi. Próbuję to odczytać z jego
twarzy, ale równocześnie nie chcę
wiedzieć. Mój drogi przyjacielu, właściwie
od dawna sen z powiek spędza mi pytanie,
czy zdążę się pożegnać. Są szczęśliwcy
jak Tim Peak, ten brytyjski astronauta,
członek międzynarodowej stacji kosmicznej,
który zadzwonił do rodziców – Nigela
i Angeli, wiele sobie po tym telefonie
obiecując, jednak nie zastał ich w domu.
Musieli na chwilę wyjść. Zatem Tim
nagrał się na sekretarkę. „Nie szkodzi”,
oznajmił dziennikarzom, „za kilka dni będę
nad nimi przelatywał”. „Nigdy nie skasujemy
tego nagrania”, obiecali natomiast rodzice.
Ach pomyśl tylko – wypłukać z krwi azot
i wejść co najmniej w stratosferę!
Przypomniał mi się automat w moim rodzinnym
mieście. Ilekroć wrzucało się żeton, tylekroć
go pochłaniał i nic. Ale podejmowałem
ryzyko, bo był jedynym w obrębie kilku
kilometrów. Aż pewnego dnia, wyobraź sobie,
pozwolił w zamian za żeton A na rozmowę
zupełnie bez ograniczeń. I to międzymiastową!
Odbyłem ją z Martą, co zajęło bez mała
dwie godziny (wiesz jaka jest Marta).
Musieliśmy przerwać, bo za dużo było
chętnych. Co ciekawe, nikt po mnie
nie zdołał się połączyć. A pamiętasz Maćka?
Miał dwa zawały i nawet o tym nie wiedział.
W takich sytuacjach, przyjacielu, utwierdzam się
w przekonaniu, że wszelkie przepowiednie
się spełniają. Tyle że tego nie widać.
(Czegokolwiek byśmy nie robili).
Tymczasem po powrocie miałem świadomość,
że nie wyłapałem wszystkich smaczków.
Zauważyłem natomiast, że ludzie nadal są
jacyś wystraszeni. Poza tym wszystko było
na swoim miejscu, tak jak pewnie zapamiętałeś.
Oprócz parku, gdzie dotarłem jakoś zbyt
szybko. I wciąż mam na wszystko ochotę,
lecz jednocześnie nie daje mi spokoju myśl,
że to jeszcze nie to. Nie odzyskałem jakby
czucia i ciekawe, w jakim będę stanie, gdy
to odsłuchasz. To tyle, bo końca nie widać.
Retourne o unikach
I tak oto poznajemy się na sobie.
Mamy to coś, ale czegoś nam brak.
Często pierwsi, czasem tylko nie do życia,
które wciąż symulujemy, wychodząc na swoje.
Mamy to coś, ale czegoś nam brak.
Pozostaje więc skupić się na sprawach
naprawdę ważnych. Na przykład na tobie
(bo przecież mamy to i w sobie nosimy).
Więc często pierwsi (czasem tylko będący nie do życia)
pozbywamy się miejsc, bowiem daliśmy z siebie
wszystko, obierając jeden z nieznanych
kierunków, nadając tym samym odpowiedni bieg
życiu (które wciąż symulujemy, wychodząc na swoje).
I tak czas pierwszych podsumowań mija.
Zostaw zatem po sobie, co po tobie mogę poznać.
Daj mi do myślenia, a unikniemy chaosu.
Tam i z powrotem
(piosenka urodzinowa według klucza)
robię co tylko mogę
nie byłbym przecież sobą
podchodzę coraz bliżej
na wszystko mam ochotę
poznałem się na sobie
a za kogo się miałem
otworzę się na ludzi
przejdę siebie samego
pilnuję się i nie wiem
na co sobie pozwolić
dojdę najpierw do siebie
bo sobą być najlepiej
na wszystko mam ochotę
coraz bliżej podchodzę
nie byłbym przecież sobą
robię co tylko mogę
przejdę samego siebie
na ludzi się otworzę
za kogo miałem się gdy
poznałem się na sobie
najważniejsze być sobą
lecz najpierw dojść do siebie
na co sobie pozwolę
pilnuję się więc nie wiem
Dni otwarte
widziałam co tam jest
mówi pani alicja
która niedawno wybudziła się ze śpiączki
czytam to jadąc pociągiem
a obok artykułu
wyświetla mi się reklama:
PRZYJDŹ I SIĘ PRZEKONAJ
DNI OTWARTE W GRUDNIU
Próbka szamponu przeciwłupieżowego
próbka szamponu przeciwłupieżowego
we wczorajszej gazecie
w dzisiejszej krem na noc 40+
gazeta to bezpłatny egzemplarz
dla pasażerów pociągu relacji
szczecin główny – warszawa wschodnia
kiedy wysiadam
mijam gromadę dziewczyn
i każda posyła mi uśmiech
ale właściwie muszę się pospieszyć
jeśli chcę załapać się
na darmową kawę w mcdonaldsie
po drodze dostaję jakiś kupon rabatowy
(na cały asortyment)
jednak od razu go wyrzucam –
świat o mnie zabiega
ale jest nachalny
już tego wszystkiego za wiele
to dzieje się zbyt szybko
i jak tak dalej będzie
to nic nam z tego nie wyjdzie
O autorze
Mateusz Melanowski
Urodzony w 1977 roku w Katowicach. Wychował się w Mikołowie. Debiutował na łamach „Opcji” w 1998 roku. Autor arkusza Do wczoraj, od jutra (2001) oraz książek: Święto Kolorów (2007) i Test na Obecność (2012). Mieszka w Średniej Wsi na Lubelszczyźnie.