utwory / premiery w sieci

Widok na noc która nie śpi

Sylwia Gryciuk

Premierowy zestaw wierszy Sylwii Gryciuk w ramach projektu „Pierwsza książka”.

Narkoza azotowa

to naj­cie­plej­sza zima w moim życiu
zaduch w któ­rym
nie mogę nauczyć się oddy­chać

otę­pia­ły mózg
odma­lo­wu­je naj­pięk­niej­sze świa­ty

zmro­żo­ne czer­nią nie­bo
zda­je się przy­po­mi­nać toń

a jed­nak jest zbyt ide­al­ne
tyl­ko na jego tle
maska zie­mi jaśnie­je czy­stym pra­gnie­niem

cza­sa­mi zda­je mi się że jestem jak płód
chro­nio­ny w lodo­wym łonie
nie mogę nawet poru­szyć się

cza­sa­mi chcia­ła­bym tak trwać

a jed­nak wiem że ten sekret­ny gorąc
roz­to­pi w koń­cu nowy
maleń­ki świat

odwilż
wyobra­żam sobie jej owo­ce
prze­pły­wa­ją­ce pod moimi sto­pa­mi
sło­no-słod­kim poto­kiem obra­zów ubra­nych w sło­wa

tym­cza­sem pew­ne­go dnia pło­mie­nie
budzą się jak furia
pięk­na zie­mia pęka jak twarz
i krwa­wi mie­sią­ca­mi

męt­ny nurt gęst­nie­je od lep­kich śmie­ci
jak nie­do­łęż­na tan­cer­ka manew­ru­ję mię­dzy
zwie­rzę­cy­mi odcho­da­mi, mięk­ki­mi peta­mi
i reszt­ka­mi stwo­rzeń
któ­re nie prze­trwa­ły zimy

nie wiem
co powie­dzieć

w jed­nym ze snów noszę w sobie zagu­bio­ne dziec­ko
cze­kam aż się uro­dzi
godzi­ny zamie­nia­ją się w tygo­dnie
czu­ję jego nie­spo­koj­ne ruchy
z każ­dym kolej­nym coraz bar­dziej wie­rzę
że lada moment roze­rwie mnie by wydo­stać się w koń­cu

ze stra­chu modlę się

w koń­cu ono łagod­nie­je
zasy­pia
i zamie­nia się w kamień

reszt­ki odwil­ży zli­zu­je susza

zanu­rzam się głę­biej


Odwilż

zwra­ca mi świat gład­kich serc
sta­le nabrzmia­ły od uśpio­nej eks­plo­zji krwi

ale teraz to mau­zo­leum wosko­wych ciał
co zamiast top­nieć lśnią w słoń­cu

to nie­zna­ją­ce cza­su lustro
w któ­rym odnaj­du­ję sie­bie w kawał­kach

zła­pa­na tutaj
pomię­dzy
patrzę jak
jed­no z moich odbić wypeł­za
na powierzch­nię słod­kiej wody

jej oko otwie­ra się we mnie ospa­łe

nie roz­po­zna­je mnie

zasy­pia

sny o gład­kiej codzien­no­ści wycie­ka­ją przez czasz­kę pęk­nię­tą
pod napo­rem moich zębów

sączą się leni­wą żywi­cą
peł­ną zasty­głych kształ­tów i barw

zli­zu­ję ją powo­li i odcho­dzę


Widok na noc która nie śpi

w miesz­ka­niu wszyst­kie przed­mio­ty już usnę­ły
cisza i ciem­ność uszczę­śli­wia­ją je
nie muszą już pro­sić o uwa­gę

ja jestem tym nie­do­sko­na­łym przed­mio­tem
bez­sen­nym

poza nami mia­sto roz­dzie­ra się krzy­kiem idio­ty
wzbie­ra rwą­cym spek­ta­klem wiru­ją­cych świa­teł

w tym miej­scu pomię­dzy
ja sta­ję się języ­kiem

powo­li zli­zu­ję ostrą gorycz dymu

jestem wiel­kim płu­cem

albo obo­la­łym mózgiem
zamro­czo­nym na chwi­lę

jak nie­wy­god­nie być całą oso­bą
co za nie­do­rzecz­ne roz­pro­sze­nie uwa­gi

naj­le­piej jest być roz­war­tym okiem
w bez­ru­chu chło­nąć tyl­ko wszyst­ko wokół

jak to węże śle­pie

widzę jak pożół­kłe z bez­sen­no­ści
w osłu­pie­niu
odnaj­du­je sie­bie w czar­nych zmarszcz­kach rze­ki
skon­ster­no­wa­nej obra­zem
wypeł­złym na jej powierzch­nię


Miejski mit

teraz moja rodzi­na uda­wać może że miesz­ka nie tyl­ko
nad wodą ale i na wsi
i choć w gąsz­czu kolo­ro­wych domów nie osta­ły się
pra­wie żad­ne drze­wa
to za dnia pół­dzi­kie koty ści­ga­ją myszy i bażan­ty
a nocą mia­sto­we dzi­ki prze­ko­pu­ją się przez oko­licz­ne śmie­ci i ogród­ki

znad łyse­go po żni­wach pola jaśnie­ją neo­ny
cen­trum han­dlo­we­go w któ­rym za gro­sze
na let­niej pro­mo­cji
kupi­łam wie­le wspa­nia­łych barw
któ­rych nie potra­fię sobie nawet w peł­ni wyobra­zić
jago­do­wa deka­den­cja i różo­wy pieprz
namięt­ny bez i sło­ną od czer­ni lukre­cją

będę jak nowa

po kry­jo­mu odwie­dzam
sztucz­ne jezio­ro któ­re dano nam w zamian za zasy­pa­ny staw
za dnia ludzie cią­gle sku­pia­ją się tu w roje
w week­en­dy zapach wody roz­ta­pia się w woni
gril­lo­wa­ne­go mię­sa

z wnę­trza prze­siąk­nię­te­go potem
tram­wa­ju oglą­dam uło­żo­ne wzdłuż brze­gu
rzę­dy brą­zo­wie­ją­cych ciał

teraz wie­czo­ry sta­ją się coraz chłod­niej­sze
wokół krą­żą już tyl­ko samo­cho­dy
jak otę­pia­łe owa­dy

opusz­czo­ne jezio­ro paru­je
odór mar­two­ty sta­pia się z zapa­chem nie­po­kor­nych żyją­tek
któ­re wylę­gły się pośród niej
by poże­rać ją powo­li

poje­dyn­czy mete­or prze­ci­na sczer­nia­łe nie­bo jak oko
jakie­goś afry­kań­skie­go boga
któ­re­go imie­nia nie mogę sobie przy­po­mnieć

zasta­na­wiam się
cze­mu tym razem pra­gnie się przyj­rzeć

myślę o moim dziec­ku
zamie­nio­nym w kamień

o chwi­li w któ­rej będę mogła je uro­dzić
i pocho­wać na mięk­kim
ciem­nym dnie
pośród spo­koj­nych wód

O autorze

Sylwia Gryciuk

Urodzona w 1991 roku w Szczecinie. Od 2010 roku mieszka i studiuje we Wrocławiu. Obecnie magistrantka filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim.

Powiązania

Komentarz Sylwii Gryciuk do wiersza „ciocia”

recenzje / KOMENTARZE Sylwia Gryciuk

Komen­tarz Syl­wii Gry­ciuk do wier­sza cio­cia.

Więcej