
Żukowo
nagrania / transPort Literacki Agata Dyczko Malina MideraCzytanie z książki „Żukowo” z udziałem Agaty Dyczko w ramach festiwalu TransPort Literacki 29. Muzyka Malina Midera.
WięcejZapowiedź książki Agaty Dyczko Żukowo, która ukaże się w Biurze Literackim 8 lipca 2024.
jeśli cztery myszy przebiegły przez drogę
jeśli cztery myszy
domy i obory schowane są za wzniesieniem
bo silne wiatry ciągną okolicę za trawę i drzewa
i wszystko
ciągnięte jest z zachodu na wschód
pochylił się szpaler drzew przy drodze
pochyliła się cała wieś
wyła podwórzem
i świstała szparami i oknami
o kilometr stąd tańczyło i straszyło
morze
aż plaży nie było
ale nikt nie patrzył, bo wszyscy byli tu
cztery myszy przebiegły
kot z psem bawili się
krowy patrzyły na siebie w cichych oborach
czekały
kobiety we wsi były chore
pięć sióstr leżało na tapczanach
i pięć domów im się przyglądało
ze ścian patrzyli przodkowie i jezus
drzewa i księżyc w niebieskim ogrójcu i paprocie na meblościankach
gotował się rosół i lał w niemiecką porcelanę, której nikt nigdy nie kupił
dym z kominów uciekał szybko na wschód
podwórza wyły
luźne blachy rezonowały w powietrzu
jak święte
Zamieszkałyśmy we wsi, której ściany zostały wypalone w cegielniach górnej Odry jeszcze przed wojną. We wsi były trzy duże stada krów, jedna gospodyni hodowała kaczki i kury, były dwa lisy, których ścieżki ciągnęły się po polach, między lasem a wsią i dalej, przez wieś w stronę morza. Były ruiny cmentarza żydowskiego, a przynajmniej wiadomo, że kiedyś tam był, bo macew użyto do wzmocnienia wypłukiwanego przez rzekę fragmentu wału. Zostały tylko nierówności gruntu, kępy traw i drzewa. Był wał, który odgradzał rzekę od pól. Były pola, które na starych mapach oznaczano jako jezioro, ale niemiecka melioracja zamieniła je w żyzne pastwiska poprzecinane gęstą siecią rowów. (Jak chcesz dojść do lasu, musisz przeskoczyć przez rów jakieś dwadzieścia razy). Tylko jedna gospodyni we wsi trzymała świnie, kiedyś we wsi było ich znacznie więcej. To ona zachorowała jako pierwsza, ta od świń, po niej kolejne, wszystkie w ciągu czterech miesięcy.
Był most.
Przyjechałyśmy do wsi mostem przez rzekę, weszłyśmy do pierwszego domu. Jedliśmy rosół zgromadzeni wokół chorej, którą w łóżku, wspartą na poduchach, karmiła jej najstarsza córka.
Było spokojnie i przyjaźnie. Było niewymownie smutno. Kot patrzył na nas przez szybę, trzymając w pysku jedną z czterech myszy. Zostały trzy. Pomyślałyśmy obie naraz, ja i moja towarzyszka, i spotkałyśmy się wzrokiem. Kobieta odsłoniła wielkie zabandażowane kończyny i zaczęła szlochać. I wszyscy zapłakali.
Ukrywałam wzruszenie pod nałogiem, stałam na podwórzu i paliłam. Na niebie krążył helikopter. Z domu jak granat wypadł syn gospodarzy, biegł tak szybko, że nie zdążył wyhamować, i właściwie zatrzymał się na mnie. Miał około siedemnastu lat, zadarł głowę. Patrzyliśmy. Na sznurkowej drabinie wypuszczonej z maszyny dyndały cztery małe figurki. Zamiast poczekać, aż hałas ucichnie, postanowił wykrzyczeć mi wyjaśnienie do ucha.
– Ćwiczą! Robią pętlę nad naszym domem. Obserwuję to! – chwalił się.
Reżyserka teatralna, twórczyni słuchowisk, osoba pisząca. Współpracuje z Teatrem Wielkim w Warszawie i Operą Wrocławską. W Radiu Kapitał, w ramach „Pasma dla Ziemi”, prowadzi audycję zatytułowaną „w pasiece taty dyczko”. Lubi przyglądać się miejscom i ich mieszkańcom, interesują ją sytuacje wielogatunkowe, w szczególności relacje i negocjacje. Ceni sobie wyobrażanie niemożliwych społeczności, ciał i połączeń. Nigdy nie przestanie czytać o zwierzętach, w szczególności o ich myśleniu i czuciu, jest ciekawa narządów zmysłów, których sama nie posiada. Chciałaby zacząć nurkować.