Powieść o nas
recenzje / ESEJE Filip ŁobodzińskiImpresja Filipa Łobodzińskiego na temat prozy Krystyny Czarneckiej, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte prozą 2023”.
WięcejRozmowa Pawła Tańskiego z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
Paweł Tański: Spotykamy się z okazji opublikowania trzydziestu trzech tekstów piosenek Nicka Cave’a w Pana tłumaczeniach. Rzecz jasna, chciałoby się, by to był zbiór obszerniejszy – jak tomy Dylana czy Patti Smith, które również Pan przełożył. Gdyby miał Pan możliwość, jakie inne songi autora „Red Right Hand” by Pan przełożył?
Filip Łobodziński: Zależałoby mi na przełożeniu wszystkiego, co w takim przekładzie miałoby sens, czyli każdego utworu Cave’a, który dobrze czytałby się w druku bądź też dobrze funkcjonował w śpiewaniu po polsku. Zaznaczam tę drugą opcję ze szczególnym naciskiem, ponieważ w mojej optyce tekst piosenki najlepiej czuje się wraz z muzyką, a jego środowiskiem naturalnym jest wykonanie na żywo, dlatego przekładanie piosenek „na papier” to swego rodzaju działanie desperackie – ale niepozbawione sensu, jeśli ktoś weźmie taki druk do ręki i spróbuje oprzeć na nim swoją reinterpretację oryginału. Myślę, że u Cave’a – jak u wielu mistrzów pieśni-z-tekstem – takich wartych przełożenia piosenek jest większość. Gdybym miał się zabierać do takiej pracy, zapewne chciałbym też uszanować zamkniętą formę, jaką często stanowi album, i w związku z tym spróbować przełożyć na przykład całość Abattoir Blues, Tender Prey czy Ghosteen. Być może potem bym je potasował, jak to robię z Dylanem, a być może nie – na przykład w tomie Patti Smith piosenki ułożone są chronologicznie, a jej debiutancki album Horses jest tam przełożony w całości. Ale tytułów poszczególnych piosenek Cave’a tu nie rzucę, bo to nie ma sensu, za dużo ich jest.
Zaczęliśmy nietypowo – od tego, co, być może, kiedyś uda się opublikować, ale wróćmy na ziemię – proszę nam opowiedzieć, jak zaczęła się w ogóle Pana historia z Nickiem Cave’em? Od którego tekstu Pan zaczął tłumaczyć jego piosenki?
Swoją historię recepcji Cave’a w dużym skrócie zarysowałem w posłowiu do tej książeczki. Wszystko zaczęło się od albumu The Firstborn Is Dead, który zgrałem sobie od kogoś w końcu lat osiemdziesiątych. Nie od razu dałem się przekonać, ale „Tupelo” było ciosem w żołądek. Przez lata nic z tamtym szokiem nie robiłem, był szacunek z oddali, po drodze pojawiły się różne epizody, jak występ w filmie Niebo nad Berlinem, który obejrzałem z opóźnieniem, bo chyba na początku lat dziewięćdziesiątych, no, może w 1989 roku. Ponowne – i już definitywne – odkrycie przyszło banalnie, wraz z Murder Ballads, ale wciąż nie był to sygnał, by zacząć się z nim mocować po polsku. Dopiero w listopadzie 2018 roku siadłem i w ciągu dwóch, trzech dni przełożyłem na polski „Babe, I’m on Fire” z Nocturamy. Wynikało to z mojej wielkiej słabości do piosenek opartych na wyliczankach, jak „Subterranean Homesick Blues” Dylana, „We Didn’t Start the Fire” Billy’ego Joela, „It’s the End of the World (As We Know It)” R.E.M., „Come Together” Lennona i Beatlesów, „Elephant Talk” Adriana Belew i King Crimson, „Let’s Call the Whole Thing Off” Gershwinów, “(Get Your Kicks on) Route 66” Bobby’ego Troupa czy „A Simple Desultory Philippic” Paula Simona. W tym samym czasie zrobiłem też przekład „Tupelo”. Jak widać, mam skłonność do długich kawałków.
Chciałbym teraz Pana spytać o teksty autora Abbattoir Blues, z którymi miał Pan najwięcej problemów translatorskich.
Niemal zawsze najtrudniejsze są te, w których sens nie daje się łatwo pochwycić, ponieważ słowa pojawiają się w umyśle osoby piszącej nie tylko pod wpływem przemyślanych zamiarów, ale też często instynktu bądź intuicji. To dotyczy każdej autorki czy autora. Muszę sobie przełożyć oryginał na własne doświadczenie, postrzeganie, domyślić sobie lub dowyobrazić resztę i dopiero wówczas tworzę polski odpowiednik. Ale nie sposób tego z kolei przełożyć na efektywny czas pracy. Nad częściami pewnej długiej piosenki Dylana siedziałem niemal rok. Zawsze przekłady podpisuję datami dziennymi, kiedy tekst podlegał tworzeniu i modyfikacjom. Gdy patrzę na daty pod utworami Cave’a, nie widzę wielkich i długotrwałych bojów. Z wyjątkiem czterech piosenek całość powstała w styczniu 2022 roku. Najpewniej więc przy niektórych tekstach musiałem dłużej myśleć, zanim zacząłem pisać. Na pewno „Fireflies”, „Bright Horses” i „Carnage” stawiały mi mentalny opór. Łatwiej robi się opowieści, z bohaterami, narracją. „O’Malley’s Bar” powstał w dwie godziny, podobnie „Red Right Hand”. Czasem natchnienie spływa samo jak grom z jasnego nieba i wpadam na pomysł, który wymusza niejako przekład – nie planowałem początkowo przełożyć „From Her to Eternity”, myślałem tylko o tym, że przełożenie tego tytułu to wyzwanie. I kilka godzin później w głowie usłyszałem „Z tą do wieczności”, co igra ze Stąd do wieczności na niemal tej samej zasadzie, co tytuł Cave’a i Anity Lane z tytułem powieści Jamesa Jonesa From Here to Eternity. W jednej trzeciej pracy nad książką wpadłem na pomysł, żeby – skoro pieśni ma być trzydzieści trzy – dać po jednej z każdej płyty, w której Nick Cave uczestniczył jako twórca, również poetycki. Do wszystkich albumów The Boys Next Door, The Birthday Party, Die Haut, The Bad Seeds, Grindermana i duetu Cave/Ellis dołączyłem piosenki filmowe, co dało, o ile pamiętam, liczbę trzydzieści dwie. Dorzuciłem piosenkę z singla na Record Store Day, nieobecną nigdzie indziej, i tak dopiąłem. I myślę, że najtrudniejszy był wybór tych utworów, a nie sama praca translatorska.
Wiem, że to pytanie trudne, ale muszę o to spytać – które songi pochodzącego z Australii wokalisty są Panu dziś najbliższe? I tu możemy podzielić tę kwestię na dwie części: spośród tych, które Pan przełożył, oraz tych, których Pan nie przetłumaczył?
Z tymi, które przełożyłem, czuję się związany choćby przez fakt, że przecież napisałem je sam po polsku, czyli polskie wersje są moimi dziełami – jestem ich współautorem, choć przybłędą, jak Piłat w credo. Nigdy nie planowałem wykonywania tych utworów na scenie, bo w moim wykonaniu nie byłyby przekonujące – chyba żebym je mocno przearanżował, żeby uciec od porównań z oryginałami, co nie jest zakazane, a nawet wręcz wskazane – ale na pewno z pełnym osobistym przekonaniem wykonywałbym „Krwawą prawą dłoń”, „Bar O’Malleya”, „Tupelo”, „Kuglarza”, „KOP, ŁAZARZU, KOP!!!”, „Boży Tron”, „Złe” czy „Nie jesteśmy sami”. A z tych nieprzełożonych – nie wskażę konkretnych tytułów, bo jeszcze nie zacząłem z nimi tak intymnej przygody. Przekład zmienia optykę i percepcję, tłumacz właściwie tarza się w bieliźnie oryginału, gwałci prywatność, grzebie w odpadkach. Cave’a bardzo lubię słuchać, nie wyróżniając żadnego utworu. Dopiero przekroczenie kręgu intymności przy przekładzie staje się czymś na kształt obsikania przez psa. Mam totalnego hyzia na punkcie Dylana, jak Pan świetnie wie, ale choć uwielbiam mnóstwo jego utworów, o tym, że któryś z nich jest mi bliski, mówię dopiero wtedy, gdy podejmę trud zmierzenia się z przeflancowaniem tekstu na grunt polski.
Pozostańmy w kręgu pytać trudnych – która płyta Cave’a jako całość, jako konstrukcyjna struktura w całości – jest dla Pana dziś najważniejsza?
Nie będę się tu rozgadywał, bo to też się zmienia. Na pewno w czołówce są Tender Prey, Let Love in, DIG, LAZARUS, DIG!!! i Carnage. Ale czy mogę przez to dyskredytować Murder Ballads, Nocturamę albo Ghosteen? Nie mogę.
Czy zechciałby Pan nam zdradzić, jak Pan ocenia tłumaczenia Tadeusza Sławka – chodzi mi, oczywiście, o tom Cave’a Pieśń torby na pawia? Które partie tego niezwykłego poematu są dla Pana najciekawsze – jeśli chodzi, rzecz jasna, o kwestię języka – kunsztu translacji?
Nie znam oryginału, zatem oceniam wyłącznie jako czytelnik – i trochę jako współwinny polskiego tytułu tej książki: czyta się to znakomicie. Zarówno w duchu, jak i na głos, czego często się imam. Nie przypominam sobie, bo czytałem to parę lat temu, by jakaś partia wybijała się ponad inne. Ta sympatyczna i wstrząsająca książka smakuje w całości. Podoba mi się to, jak profesor Sławek, czyli Tadeusz, bo zaszczycił mnie „poimiennym” koleżeństwem, wspaniale oddaje w polszczyźnie napięcie między wymiarem eschatologicznym a dosadnym. Bliska mi jest taka dynamika, bo z wykształcenia jestem iberystą, a literatura hiszpańska w dawnych czasach, w późnym średniowieczu, w Złotym Wieku, ale i dzisiaj, żeni ze sobą niebiosa z jarmarkiem, wzniosłość i przyziemność, co uosabia dualizm naszej natury, tak genialnie sportretowany w podwójnej postaci don Kichota i Sancza. Te dwie figury to dopełniające się cząstki. Cave też potrafi świetnie upanierować duchowe przesłanie w karczemnej zalewie i na odwrót, podszyć plebejskie motywy aktem strzelistym.
Wiemy nie od dziś, iż jest Pan wybitnym tłumaczem – zarówno literatury pięknej, z różnych języków, jak i innych prac, w tym, oczywiście, tekstów piosenek, chciałbym Pana zatem spytać o Pana mistrzów sztuki przekładu. Czy wśród nich znalazłby się Stanisław Barańczak? Ten świetny poeta, historyk i krytyk literacki, wybitny tłumacz mówił, że najwięcej czasu w życiu zajęło mu przekładanie na język polski utworów literackich. Wiem, jaka to mordercza praca, bo zdarzyło mi się próbować tłumaczyć… Nawet ukazał się duży tom Septem sidera. Poemat religijny Mikołajowi Kopernikowi przypisany (2010), który w pocie czoła przełożyłem z łaciny…
Mam swoją galerię mistrzyń i mistrzów. Pierwszy z nich to człowiek, który mnie zaraził pasją przekładania, czyli Carlos Marrodán Casas, Hiszpan od dzieciństwa mieszkający w Polsce, mój wykładowca z iberystyki. Nie był pierwszym tłumaczem, jakiego w sposób świadomy skojarzyłem, wcześniej zwrócili moją uwagę Zofia Chądzyńska, która gościła w mojej podstawówce w ramach „spotkania z ciekawym człowiekiem”, oraz Bronisław Zieliński, który w wywiadzie telewizyjnym powiedział, że jego zdaniem każde pokolenie powinno przekładać klasykę literatury światowej na nowo – czym zburzył mit absolutnej świętości istniejących przekładów. I o ile z Chądzyńską potem się duchowo nieco rozszedłem, bo na studiach przyłapywaliśmy ją na różnych drobnych sztuczkach typu opuszczanie trudnych miejsc, o tyle ta myśl Zielińskiego towarzyszy mi, ilekroć pojawia się nowy przekład sławnego dzieła i podnoszą się głosy oburzonych Mamoniów. Nikt nikomu nie każe czytać nowych przekładów, ale dajmy im szansę. Jestem wielkim zwolennikiem Fredzi Phi-Phi Moniki Adamczyk-Garbowskiej, czyli nowej wersji Kubusia Puchatka, niczego nie ujmując pierwszej wersji autorstwa Ireny Tuwim. Obydwie książki chętnie czytam. Inni mistrzowie to chociażby Jolanta Kozak, Anna Sawicka, Michał Kłobukowski, Jerzy Czech, Antoni Kroh, Jerzy Jarniewicz, Maciej Świerkocki, Krystyna Rodowska, Justyna Czechowska, Bogusława Sochańska, Krzysztof Cieślik, Wojciech Charchalis, Piotr Kamiński… Czyli są w tym gronie także metrykalnie młodsi ode mnie. Tych osób jest więcej, bo każda tłumaczka i każdy tłumacz zasługują na mój ogromny szacunek. W końcu swoimi przekładami powiększają zasób literatury polskiej. Nie wymieniłem Barańczaka? Niesłusznie, bo to heros na miarę Boya – aczkolwiek więcej nauczyłem się od tych wymienionych już wyżej.
Gra Pan na gitarze i śpiewa, w tym – wykonuje Pan wraz z zespołem songi Boba Dylana. Czy byłaby szansa, by również utwory autora Idiot Prayer zyskałyby takie polskie wersje – na przykład w projekcie cave.pl?
Już wyżej zastrzegłem, że się na to raczej nie zanosi, ale gdyby już, to nie byłoby to pozbawione sensu – przy przekładaniu piosenek zawsze dbam, by polski tekst dobrze się rozumiał z muzyką oryginału. Niemniej chyba nie mam takiego temperamentu, by wykonywać Cave’a na scenie. Ale… nigdy nie mów nigdy. Nie mam tego w planach, natomiast chętnie współpracowałbym z wykonawcami, którzy byliby chętni sięgnąć po moje przekłady. Były już pewne wysiłki na tym polu, choć mówię tu o wersjach tekstowych przygotowanych przez innych tłumaczy. Im więcej nas będzie, tym lepiej. Gdybym ja miał wykonywać te piosenki, musiałbym włożyć sporo wysiłku, by oderwać je od wzorców znanych z oryginalnych płyt, by nie wypaść na nieudolnego naśladowcę. Ale mam sporo planów związanych z dylan.pl, więc raczej zdam się na los, który mógłby zesłać mi kogoś innego, a ja bym tylko działał jako konsultant, ewentualnie dokonywałbym zmian w tekstach, gdyby taka osoba miała życzenie, by coś tam zmienić, bo „lepiej leży w ustach”.
Czy mogę teraz spytać, co Filip Łobodziński ma na warsztacie? Co teraz przekłada? Co ukaże się w najbliższym czasie?
Może pan, może – nie jest to wielkie dzieło literackie, ale książka potrzebna. Mowa o biografii Boba Dylana (niespodzianka!) autorstwa brytyjskiego dziennikarza muzycznego Howarda Sounesa. Gdy to skończę, pewnie zrobię sobie roczny urlop od przekładów i zacznę wreszcie pisać własną książkę, której zręby już powstały. Nie wiem, czy to ma sens, ale pewien wydawca nalega, więc będę się z tym przeciwnikiem pasował. Natomiast nie jest wykluczone, że po drodze wezmę się za pewien hiszpański poemat późnośredniowieczny, bo chodzi mi ten pomysł po głowie od lat.
Moim marzeniem jest, by przetłumaczył Pan jeszcze teksty piosenek wielu, wielu autorek i autorów. Muszę powiedzieć, że brakowało mi przez wiele lat takiej osoby jak Pan – potrafiącej w tak znakomity sposób ukazać w polszczyźnie warstwy językowe – jak by powiedziała Anna Barańczak – „przekazów słowno-muzycznych”. Wiem, że Depeche Mode to nie pana muzyczne światy, ale czy pokusiłby się Pan o przekłady utworów na przykład takich autorek i autorów, jak Kate Bush, Siouxsie Sioux, George Harrison, Robert Plant, Jimi Hendrix, Robert Smith, Ian Curtis, Tom Waits, Phil Collins, George Michael – i jeszcze paru wspaniałych artystów?
Nie wszyscy wymienieni przez pana artyści tworzą teksty zdolne utrzymać poziom na papierze. Wątpię, by na przykład Hendrix dał radę bez muzyki, choć uwielbiam jego muzykę, zwłaszcza koncerty. Carlos Marrodán uczył nas, że optymalnie jest brać się za przekłady dzieł, które nam się podobają, czyli wyeliminować przymus. To mi się sprawdzało niejednokrotnie. U Collinsa czy Michaela nie dostrzegam motywów, które by mnie uwiodły poetycko. Ba, są tak zwani poeci rocka, którzy ocierają się o grafomanię, jak Jim Morrison. Ale na przykład Waitsa mam kilkanaście piosenek, Curtisa też, Harrisona – również, choć sporo jego piosenek opartych jest na tekście jako szkielecie, tam słowa służą wyłącznie podpórce do melodii. Znacznie ciekawsze są dziełka Lou Reeda, Joni Mitchell, Davida Byrne’a, Davida Thomasa (Pere Ubu), Joe Strummera, Gila Scott-Herona, PJ Harvey, Joanny Newsom, Elvisa Costello, Laurie Anderson, Davida Bowie’ego, Iana Andersona – czy nawet pozornie prostych klasyków jak Hank Williams czy Willie Dixon. Wymieniłem przykładowo twórczynie i twórców, których przekładam do szuflady. No i Leonard Cohen oczywiście, ale on ma w Polsce wytrwałe grono popularyzatorów.
A może ma Pan marzenia translatorskie? Jakieś Dzieła zebrane Dylana albo podobne szalone projekty?
W tym roku zrealizowałem jedno w postaci Historii Opal. Pamiętnika rozumiejącego serca sześcioletniej Opal Whiteley. Marzyłem o napisaniu tego po polsku od ponad trzydziestu lat – i udało się wreszcie, zarówno z przekładem, jak i z wydaniem. To niezwykła opowieść o przedziwnym, ale autentycznym świecie dziewczynki z lasu w Oregonie u progu zeszłego wieku, pisana nieporadnym, ale poetyckim językiem. Inne marzenie pewnie nie zostanie zrealizowane, bo musiałbym dostać ze dwa lata czasu i solidne stypendium – mówię o książce Douglasa Hofstadtera Gödel, Escher, Bach: An Eternal Golden Braid, o paradoksie. To rzecz, na którą powołują się tłumaczeni przeze mnie autorzy, jak Arturo Pérez-Reverte czy Jorge Volpi, zresztą dzięki nim o niej wiem, kupiłem ją przed laty i zacząłem czytać. Bardzo trudne, pasjonujące, niestety pełne wzorów, ale też olśniewających dowcipów i przede wszystkim informacji.
Dylana w całości też chętnie, choć nie wszystkie jego rzeczy nadają się do przekładania, tak mocno są związane z innym światem, że po polsku mogłyby być nieczytelne.
Wspomniany przeze mnie przed chwilą Jorge Volpi to też frapujący pisarz. Meksykanim piszący powieści starające się jak najbardziej uciec od stereotypu prozy latynoamerykańskiej. Przełożyłem dwadzieścia lat temu jego Na tropie Klingsora, później napisał jeszcze dwie powieści stanowiące dalsze części tryptyku, co też mnie kusi – El fin de la locura (Koniec szaleństwa) i No sera la Tierra (To nie będzie Ziemia). To powieści o nauce – bohaterami pierwszej są fizycy w Trzeciej Rzeszy, druga mówi o psychiatrii w dobie kontrkultury, trzecia z grubsza o biologach w czasie upadku ZSRR. Bardzo spłaszczam, ale rzucam przynajmniej drobne światełko, w którą stronę to poszło.
Przy okazji chciałbym Pana zapytać o przekłady poezji. Wielkie wrażenie zrobił na mnie tom Skóra byka i inne wiersze Salvadora Espriu w Pana tłumaczeniu. Czy ma Pan w szufladzie więcej tego typu skarbów? Czy może ma Pan marzenia, by jakieś wiersze przełożyć na język polski?
Wspomniałem o poemacie hiszpańskim, zdradzę teraz jego tytuł: Coplas por la muerte de su padre, a autorem jest Jorge Manrique. Ale niczego nie mam w szufladzie. To dopiero projekt, który nawet nie wiem, czy będzie zrealizowany. Kusi mnie też pewien poeta kataloński, znany pod pseudonimem Pere Quart. Czy rynek w Polsce zniósłby coś więcej niż jednego Espriu? Wątpię, ale nie będzie mnie to wstrzymywać, jeśli wena wyda rozkaz.
Pytanie z kręgu „powidoków codzienności” – by odwołać się do rewelacyjnej książki Rocha Sulimy – z czego żyje wybitny tłumacz? Wiem, że Pana praca jest niebywale niedowartościowana i wielce trudna, a zatem wiem, że geniusze muszą chwytać się prozaicznych zajęć, by po prostu mieć co do garnka włożyć. Jak Pan zarabia na chleb?
Stanowczo protestuję przeciwko nadużywaniu słowa „geniusz”, zostawmy je dla naprawdę wybitnych postaci, ja jestem niezły, ale wciąż się uczę. Nigdy nie łudziłem się, że przekład da mi utrzymanie, i podziwiam tłumaczki i tłumaczy, którzy mają w sobie samozaparcie i zajmują się tylko tym. Wiem skądinąd, że często muszą liczyć każdy grosz, choć pracują bez wytchnienia. Ja mam ten luksus, że pracuję etatowo w urzędzie, więc przekłady literackie, a także działalność muzyczna to są hobby.
Proszę nam powiedzieć, Panie Filipie, czy w ogóle Pan sypia? Bo sądząc z Pana zatrudnień i osiągnięć – chyba w ogóle Pan się nie kładzie. Chciałbym Pana spytać teraz o to, jak w ogóle zaczęła się Pana przygoda z tłumaczeniami?
Zarzucił mnie Pan pytaniami, więc po kolei.
Owszem, sypiam, inaczej nie dałbym rady nawet zrozumieć prostych komunikatów typu „Proszę odsunąć się od torów”. Pracuję często w transie, co pozwala mi uzyskać dobre tempo, a potem dokonuję pierwszych redakcji. Mówię tu o przekładach, bo inne zadania wymagają często innego rytmu. Ćwiczenie na instrumencie czy rozśpiewywanie się to czynności, których nie da się wykonać z marszu. Praca urzędowa też ma swój habitat i swoje parametry. A w tym wszystkim znajduję jeszcze czas na wolontariat i na rozrywkę – czytanie, słuchanie, oglądanie seriali. Myślę, że po prostu udało mi się zredukować w życiu czynności zbędne, a czasochłonne. Nie łażę po knajpach, od lat nie podróżuję, choć pewnie jeszcze kiedyś dokądś pojadę, nie tracę czasu.
A początki przygody z tłumaczeniem to właściwie pewien proces, w którym da się wyodrębnić kolejne etapy, jak fascynacja tym, że to samo pojęcie w różnych językach brzmi inaczej – dzięki tak zwanym loteryjkom, czyli grom planszowym, gdzie obrazki podpisane były w kilku językach; potem odkrycie, że piosenka „posiada tekst”, że podeprę się genialnym sformułowaniem Kaśki Nosowskiej, i że w obcym języku ten tekst też coś znaczy i jest po coś; podobne odkrycie, jak różnie można przełożyć ten sam tekst – na podstawie różnych przekładów Szekspira; wreszcie inspiracja Carlosa, który nas, studentów pierwszego roku iberystyki, w styczniu 1979 roku namówił, byśmy tłumaczyli wiersze współczesnych poetów hiszpańskich. Wkrótce przełożyłem (źle) kilka piosenek Dylana, potem (lepiej) Georges’a Brassensa, potem przyszedł już mój dobry Dylan. Większość tych dziełek albo powstawała na użytek Zespołu Reprezentacyjnego, albo do szuflady. Na samym początku lat dziewięćdziesiątych kolega namówił mnie na przełożenie francuskiej książki socjologicznej La société retrouvée o Kościele katolickim w Polsce, Czechosłowacji i na Węgrzech za komuny. Ukazało się to dopiero w 1995 roku jako Kościół katolicki a totalitaryzm. A potem znów Carlos mnie wziął w obroty i niejako zmusił do przełożeni Klubu Dumas Pereza-Revertego. I posz-ło!
Czy proza Johna Lennona była jednym z trudniejszych wyzwań dla tłumacza literatury i „poezji oralnej cywilizacji przemysłowej”, jak nazywam – za Paulem Zumthorem – teksty songów? Czy raczej utwory Boba Dylana?
Najtrudniejsza była wspomniana wyżej Opal Whiteley, bo wymagała stworzenia pięknego języka dziecka. Ale ani proza Lennona, ani proza Dylana Tarantula nie należą do typowych zadań tłumackich. Przy każdej się napociłem. Ale to pot radosny. W rzeczywistości każdy przekład stanowi odrębny problem i na niewiele przydają się poprzednie doświadczenia. Nie wykorzystam poprzednich sztuczek czy sposobików, bo kolejny tekst to zupełnie inny świat. Muszę wymyślić go sobie i pomeblować polszczyzną.
Skoro przywołałem tutaj nazwisko człowieka, który napisał wiele niezwykle interesujących książek, pozwoli Pan na chwilę moich prywatnych marzeń. Otóż jedna z najciekawszych, moim zdaniem, prac nie wyszła dotąd w języku polskim. Będę marzył o tym, że może uda nam się namówić Pana na jej przekład. Chodzi mi o tom Paula Zumthora Introduction à la poésie orale (Éditions du Seuil, Paris 1983). Przełożono go na język angielski, natomiast po polsku ukazał się tylko fragment – rozdział siódmy tej rozprawy, po polsku pod tytułem Właściwości tekstu oralnego (przełożył Maciej Abramowicz, „Literatura Ludowa” 1986, nr 1, s. 41–58; potem przedrukowany w tomie Literatura ustna, red. Przemysław Czapliński, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2010). A przecież Zumthor poświęca to studium francuskim pieśniarzom i piosenkarzom, więc – moim zdaniem – warto by było tę rzecz przetłumaczyć na język polski i wydać.
Mogę tylko przyklasnąć. Może uda mi się kogoś namówić. Sam mam na razie bardzo dużo planów, które tej książki nie obejmują, bo nawet nie wiedziałem o jej istnieniu.
A skoro jesteśmy przy języku francuskim – czy tłumaczył Pan autorów tekstów piosenek w tym języku? Czy ma Pan może w szufladzie takie prace? Czy myśli Pan o tym, by opublikować coś w rodzaju 33 piosenki francuskie na papierze – antologii najważniejszych les chansons?
Mam sporo przekładów Brassensa, w dawnych czasach tłumaczyłem też innego francuskiego poetę, Guy Béarta. Kilka piosenek Brela błąka się po szufladzie. Parę lat temu miałem marzenie, by uczcić trzydziestą rocznicę śmierci Gainsbourga antologią jego tekstów, ale odbiłem się od ściany. Zostałem z siedmioma przekładami jak Himilsbach z angielskim. Ale temat wymaga ponownego rozważenia. Wiem skądinąd, że w Białymstoku mieszka Piotr Kozłowski, tłumacz-amator, który robi znakomite przekłady piosenek francuskich, udało mi się go „sprzedać” Teatrowi Polskiemu w Szczecinie, więc taką antologię chętnie sporządziłbym wraz z nim. Piotr jest niezwykle zdolny i ma wspaniałe ucho. I znacznie większą wiedzę o francuskiej piosence od mojej.
Pozostańmy jeszcze w kręgu innych niż język angielski lingwistycznych kosmosów. Wróćmy do Pana uniwersyteckiej przeszłości, do korzeni. Czy ma Pan dużo przekładów piosenek hiszpańskich? Czy chciałby Pan przetłumaczyć jakieś teksty songów z tego kręgu kulturowego?
Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tego obszaru w piosence, bardzo mnie fascynuje literatura hiszpańska, poezja i proza, dramat też, a w obszarze piosenek mam luki. Przełożyłem jedną piosenkę Pilú Velver „La otra mitad” na prośbę Nasty Niakrasavej, która to wykonuje jako „Pół tego świata” – mocny hymn feministyczny. Ale poza tym mam tu ogromne zaległości – i nie wiem, czy je nadrobię.
Jeśli Pan pozwoli, wróćmy na chwilę do przeszłości. Zawsze interesowała mnie i interesuje kwestia: „jak to się zaczęło?”. Mam w związku z tym co najmniej trzy pytania do Pana. Po pierwsze – gdzie są początki miłości Filipa Łobodzińskiego do literatury? Kiedy zaczęła się pasja słuchania szeroko rozumianej muzyki? I wreszcie – skąd fascynacja językami obcymi, ich nauką oraz sferą sztuki przekładu? Czy jest jeszcze jakiś język, którego Pan nie zna, a chciałby Pan się nauczyć i z niego tłumaczyć? Pamiętam, że wspaniały poliglota, Ireneusz Kania, wciąż uczy się nowych języków. W roku 2022, czyli teraz, został wyróżniony Nagrodą im. Kazimierza Wyki – tego Panu również życzę, bo wiem, że przygotowuje Pan ciekawą książkę…
To wszystko chyba bierze się z domu. Rodzice mieli bardzo dużo książek, co automatycznie budziło ciekawość. Zaczęło się od tytułów, które sylabizowałem, nie rozróżniając gatunków literackich. Teoria pola brzmiało równie fascynująco, co Tortilla Flat, a Obroty rzeczy były równie zagadkowe, co Žijeme w Praze. Brałem te książki z półek i sobie oglądałem, najpierw tylko strony, potem szeregi liter. Nauczyłem się czytać, mając trzy lata, więc start był wczesny. Ale oczywiście moje rzetelne lektury obejmowały wówczas Chotomską, Brzechwę, Janczarskiego, Kerna, Stannego, Tuwima, te sprawy. Potem pojawił się Gałczyński, Milne, Carroll, potem Lem i nie dam rady wymieniać kolejnych fascynacji. Natomiast ominęła mnie w życiu kompletnie pasja komiksowa, choć Tytusy to moje dzieciństwo. Podobnie nie zaraziłem się Sienkiewiczem i Trylogią. Przeczytałem, ale raz i wystarczyło.
Z muzyką: też dom rodzinny i mnóstwo najróżniejszej muzyki, jakiej słuchali rodzice. Francuska piosenka, muzyka etniczna (i to bardzo egzotyczna, na przykład tańce japońskie czy bębny afrykańskie), jazz, Bach, Mozart i obok Strawiński i Penderecki… Przez sporą część dzieciństwa to rodzice odkrywali przede mną światy muzyczne. Potem to ja ich edukowałem.
A języków nowych już się nie nauczę. Uczę się wciąż tych samych, na przykład polskiego. Kiedyś chciałem nauczyć się szwedzkiego, czeskiego, włoskiego – nie dałem rady. Przełożyłem dwie piosenki z włoskiego, ale korzystając ze słowników i ogólnoromańskiej intuicji. Marzyłem o hebrajskim, ale to też już się nie wydarzy.
Wiem, że w sztuce piosenki powstają co dzień nowe wspaniałe rzeczy, podobnie jak w ogóle w sztuce czy kulturze. Czy jest zatem utwór, utwory, które ostatnio Pana zachwyciły czy zainteresowały, a o których od razu Pan pomyślał: „O, to tekst wart zachodu tłumacza”?
Czy co dzień powstają wspaniałości, tego nie wiem, nie badałem. Ale co miesiąc na pewno. Ale o poszczególnych utworach nie myślałem. Raczej odczuwam pragnienie, by po polsku ukazały się przekłady korpusu pewnych zjawisk poezji zaśpiewanej, żeby mieli swoją polską reprezentację właśnie Tom Waits, Joni Mitchell, Pete Townshend, Gil Scott-Heron, Paul Simon, Suzanne Vega… Oni stworzyli pewien świat w kosmosie muzyki, świat literacki, czy może światy literackie, które warto upowszechniać u nas choćby po to, by wprowadzić jakieś nowe motywy, bodźce, tematy czy poziomy wrażliwości, które mogłyby się przydać także naszym autorkom i autorom. W Polsce mało pisze się piosenek narracyjnych, a w piosence anglosaskiej czy francuskiej to jeden z filarów.
Bardzo ciekawe są Pana wpisy, będące komentarzami do piosenek, nie tylko zresztą w języku angielskim. Sądzę, że warto to kontynuować. Czy są takie teksty songów napisane w języku polskim, które dziś szczególnie by Pan wyróżnił? A może autorki i autorzy? Kto, Pana zdaniem, jest najlepszym polskim autorem tekstów piosenek?
Mamy wspaniałe autorki i autorów. Klasyka to oczywiście Osiecka, Przybora, Młynarski, Kofta. Dalej ograniczę się do tych, którzy piszą czy pisali sami dla siebie, ale są to również oczywistości – Kora, Lech Janerka, Kazik Staszewski, Muniek Staszczyk, Katarzyna Nosowska, Grabaż, Paweł Sołtys, L.U.C, Fisz, O.S.T.R., Zuzanna Wrońska… A jeśli dodać rasowego poetę Marcina Świetlickiego, to jest to armia kosmiczna. Na pewno nie wymieniłem wszystkich. Nie ma tu kogoś, kogo wskazałbym jako zdobywcę czy zdobywczynię podium.
Literacka nagroda Nobla dla Boba Dylana w roku 2016 pokazała, że warstwa słowna songów jest ważna. Głoszę od jakiegoś czasu pogląd, że powinna istnieć osobna kategoria w tych laurach – właśnie nagroda Nobla w dziedzinie sztuki piosenki obok literackiej nagrody Nobla, coś w rodzaju „Nagroda Nobla w sztuce poezji oralnej ery industrialnej”. Kogo dziś zgłosiłby Pan jako kandydata do takiego wyróżnienia? Paula McCartneya czy Toma Waitsa? A może właśnie Nicka Cave’a – bohatera naszej rozmowy?
Pytanie, jakie powinny być kryteria. Czy liczą się tylko żyjący? Bo wtedy odstrzeliwujemy Johna Lennona, Leonarda Cohena, Jacques’a Brela, Joe Strummera… Czy rzecz dotyczyłaby tylko warstwy literackiej? McCartney ma trochę ciekawych tekstów, ale na Nobla bym go nie awansował. Za to Cave, Patti Smith, Waits, Byrne czy Harvey mieliby szansę. A nie mamy przecież wystarczającej wiedzy o artystach z bardziej egzotycznych języków. Literacki Nobel ma funkcję edukacyjną, bo zwraca uwagę świata na takich twórców jak Swietłana Aleksijewicz, Louise Glück, V.S. Naipaul, Derek Walcott czy Szymborska, o których inaczej wiedzieliby tylko fani i znawcy. Dlatego taka nagroda wymagałaby niezłego oblatania w poezji piosenek z całego świata.
W polskiej sferze kultury muzycznej istnieją Fryderyki. Czy śledzi Pan nominacje do tych wyróżnień i ich zwycięzców? Oczywiście, szczególnie interesuje mnie kategoria „autor/autorka/team autorski roku” oraz „utwór roku”. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma Pan czasu na szczegółowe obserwacje naszych rodzimych artystów muzycznych, ale może chociaż w paru słowach skomentuje Pan to zjawisko kulturowe?
Od dawna nie śledzę, ponieważ mam wrażenie, że Fryderyki rządzą się nie dość przejrzystymi regułami. Podobnie zresztą jak Grammy. O ile Nobel jeszcze o czymś mi tam mówi, o tyle Fryderyki to raczej nagroda branżowa i jakoś dawno mnie to przestało ekscytować. To, że na przykład Pablopavo tylko raz miał nominację, a ani razu nie wygrał, jest dla mnie symptomem, że moje gusty i racje kapituły się rozjeżdżają.
Wybitny tłumacz i poeta, historyk i krytyk kultury, prof. Jerzy Jarniewicz, wiele uwagi poświęca przywróceniu należytej rangi pracy tłumaczy literackich. Jak Pan ocenia sytuację osób przekładających teksty sztuki pióra na język polski? Czy współcześnie ich praca jest bardziej widoczna?
Sam fakt, że w tym roku mieliśmy środowiskowy, ale jednak skandal związany z przekładem i jego krytyką, świadczy, że jest lepiej. Jesteśmy dostrzegani, dostrzega się nas jako ludzi zapewniającym lekturę obcojęzycznych dzieł w rodzimym języku. Zaczynamy występować na okładkach książek jako współodpowiedzialni za czytany tekst. Nie jest źle. Gdyby jeszcze poszły za tym honoraria…
Na zakończenie wróćmy do bohatera naszego spotkania – autora Skeleton Tree. Jak pan sądzi, czy uda się kiedyś opublikować po polsku więcej tekstów jego songów? Czy polski słuchacz, czytelnik i miłośnik muzyki może wypatrywać z nadzieją tomu Carnage. Wybór tekstów piosenek Nicka Cave’a?
Jestem przekonany, że tak. Nie wiem, kto się tego podejmie, czy ja, czy kto inny, ale Biuro Literackie wytworzyło już pewien kanon, czy też snobizm, na takie antologie przekładowe. Nick Cave to niezwykły wszechświat literacki, o wielkiej głębi, operujący na wielu poziomach wrażliwości, dlatego należy go przekładać. Ja Rewoltą w niebie robię pierwszy krok.
Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.
Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.
Impresja Filipa Łobodzińskiego na temat prozy Krystyny Czarneckiej, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte prozą 2023”.
WięcejRozmowa Filipa Łobodzińskiego z Grzegorzem Kwiatkowskim, towarzysząca premierze książki Zagadka Grzegorza Kwiatkowskiego, wydanej w Biurze Literackim 18 grudnia 2023 roku.
WięcejSpotkanie z udziałem Filipa Fejzjestma Łuszcza, Marcina Jurzysty, Arkadiusza Wilmana, Hirka Wrony, Filipa Łobodzińskiego w ramach festiwalu TransPort Literacki 28. Muzyka Resina.
WięcejSpotkanie z udziałem Filipa Łobodzińskiego, Tadeusza Sławka i Oli Budki w ramach festiwalu TransPort Literacki 27. Muzyka Hubert Zemler.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego, towarzysząca premierze książki Excalibur Piotra MAGIKA Łuszcza, wydanej w Biurze Literackim 12 grudnia 2022 roku.
WięcejRecenzja Filipa Łobodzińskiego, towarzysząca premierze książki Wiara, nadzieja i krwawa łaźnia Nicka Cave’a i Seána O’Hagana w tłumaczeniu Tadeusza Sławka, wydanej w Biurze Literackim 29 września 2022 roku.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego, towarzysząca premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
WięcejAutorski komentarz Filipa Łobodzińskiego, towarzyszący premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
WięcejOdpowiedzi Filipa Łobodzińskiego na pytania Tadeusza Sławka w „Kwestionariuszu 2022”.
WięcejSiedemnasty odcinek cyklu Książki z Biura. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
WięcejFilip Łobodziński w towarzystwie Wacława Zimpla czyta utwory z książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 22 sierpnia 2022 roku.
Więcej17. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej16. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej15. odcinek cyklu Filipa Łobodzińskiego Kartoteka 25: „Piosenki”.
WięcejAutorski komentarz Filipa Łobodzińskiego w cyklu „Historia jednej książki”, towarzyszący premierze przetłumaczonej przez niego książki Przekraczam Rubikon Boba Dylana, wydanej w Biurze Literackim 18 października 2021 roku.
WięcejRozmowa Marcina Kwietnia z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca premierze książki Przekraczam Rubikon Boba Dylana, wydanej w Biurze Literackim 18 października 2021 roku.
Więcej14. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Przekraczam Rubikon Boba Dylana, w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 18 października 2021 roku.
Więcej13. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Przekraczam Rubikon Boba Dylana w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 18 października 2021 roku.
Więcej12. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej11. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
WięcejRecenzja Filipa Łobodzińskiego towarzysząca premierze książki Marty Sokołowskiej Imperium Dzieci, która ukazuje się w Biurze Literackim 12 lipca 2021 roku.
Więcej10. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej9. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej8. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego.
Więcej7. odcinek cyklu „Kartoteka 25: Piosenki” Filipa Łobodzińskiego
WięcejSiódmy odcinek cyklu Książki z Biura. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
Więcej6. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
Więcej5. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
Więcej4. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
WięcejSpotkanie wokół książek Wyspa na Księżycu Williama Blake’a, świnia jest najlepszym pływakiem Mirjoluba Todorovicia, Kielich upojenia Otona Župančiča oraz Skóra byka Salvadora Espriu z udziałem Tadeusza Sławka, Jakub Kornhauser, Miłosza Biedrzyckiego, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Orskiej i Jakuba Skurtysa w ramach festiwalu Stacja Literatura 25.
WięcejTrzeci odcinek cyklu Książki z Biura. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
Więcej3. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
WięcejSzkic Filipa Łobodzińskiego, towarzyszący wydaniu książki Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukazała się w Biurze Literackim 30 listopada 2020 roku.
WięcejRozmowa Adama Poprawy z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukazała się w Biurze Literackim 30 listopada 2020 roku.
Więcej2. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
WięcejFragment zapowiadający książkę Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukaże się w Biurze Literackim 9 listopada 2020 roku.
Więcej1. odcinek cyklu Kartoteka 25: Piosenki.
WięcejFragment zapowiadający książkę Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukaże się w Biurze Literackim 9 listopada 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Johna Lennona Przestworzone rzeczy, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, którą ukaże się w Biurze Literackim 9 listopada 2020 roku.
WięcejGłos Filipa Łobodzińskiego w debacie „Ludzie ze Stacji”.
WięcejSpotkanie wokół książek Santarém Elizabeth Bishop, Samotność przestrzeni Emily Dickinson i Nie gódź się Patti Smith z udziałem Tadeusza Sławka, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Mueller oraz Juliusza Pielichowskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRozmowa Xaviera Farrégo Vidala z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
WięcejKomentarz Filipa Łobodzińskiego towarzyszący wydaniu książki Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Salvadora Espriu Skóra byka i inne wiersze, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
WięcejSpotkanie z udziałem Ramiego Al-Aszeka, Konrada Góry, Filipa Łobodzińskiego, Jana Rojewskiego, Beaty Stasińskiej i Magdaleny Rigamonti w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejRozmowa Filipa Łobodzińskiego z Grzegorzem Kwiatkowskim, towarzysząca premierze książki Karl-Heinz M. Grzegorza Kwiatkowskiego, wydanej w Biurze Literackim 18 listopada 2019 roku.
WięcejSpotkanie wokół książki Obcy astronom Grzegorza Ciechowskiego z udziałem Anny Skrobiszewskiej, Rafała Skoniecznego i Filipa Łobodzińskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 23.
WięcejSpotkanie autorskie wokół książek Tarantula Boba Dylana oraz Pieśń torby na pawia Nicka Cave’a z udziałem tłumaczy Filipa Łobodzińskiego i Tadeusza Sławka w ramach festiwalu Stacja Literatura 23. Prowadzenie Jerzy Jarniewicz.
WięcejRozmowa Artura Burszty i Oli Olszewskiej z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Patti Smith Nie gódź się, która ukazała się w Biurze Literackim 18 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego towarzysząca premierze książki Pieśń torby na pawia Nicka Cave’a, w przekładzie Tadeusza Sławka, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 9 kwietnia 2018 roku.
WięcejRozmowa Dawida Mateusza z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca premierze książki Tarantula Boba Dylana w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, wydanej nakładem Biura Literackiego 15 stycznia 2018 roku.
WięcejSpotkanie autorskie „Muzyka z poezją” wokół książek Duszny kraj Boba Dylana i Tańczę boso Patti Smith z udziałem tłumacza Filipa Łobodzińskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 22. Prowadzenie Kamil Sipowicz.
WięcejKoncert piosenek Boba Dylana z książki „Duszny kraj” z udziałem Filipa Łobodzińskiego i Jacka Wąsowskiego w Aparthotelu Czarna Góra w ramach festiwalu Stacja Literatura 22.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tarantula Boba Dylana, w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 8 stycznia 2018 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tarantula Boba Dylana, w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 8 stycznia 2018 roku.
WięcejRecenzja Filipa Łobodzińskiego towarzysząca premierze książki Tańczę boso Patti Smith, wydanej w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017.
WięcejSzkic Pawła Tańskiego towarzyszący nowemu, poprawionemu i rozszerzonemu wydaniu książki Kory Stoję, czuję się świetnie, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 24 lipca 2017 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tańczę boso Patti Smith w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017 roku.
WięcejRozmowa Jerzego Jarniewicza z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca premierze książki Duszny kraj Boba Dylana, wydanej w Biurze Literackim 20 lutego 2017 roku.
WięcejKomentarz Filipa Łobodzińskiego o trudnościach z tłumaczeniem Boba Dylana, towarzyszący premierze książki Duszny kraj, wydanej w Biurze Literackim 20 lutego 2017 roku.
WięcejGłos Pawła Tańskiego w debacie „Biurowe książki roku 2016”.
Więcej11 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej10 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej9 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej8 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej7 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej6 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej5 odcinek cyklu „Śpiew języka” auotorstwa Pawła Tańskiego.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Pawła Tańskiego.
WięcejGłos Pawła Tańskiego w debacie „Nowe muzyczne głosy z Polski”
Więcej4 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej3 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej2 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
Więcej1 odcinek cyklu „Śpiew języka” autorstwa Pawła Tańskiego.
WięcejGłos Pawła Tańskiego w debacie „Jak zapodawać poezję”.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego z książki Dialog w ciemności Władysława Sebyły w wyborze Wojciecha Bonowicza.
WięcejGłos Pawła Tańskiego w debacie „Z uwagi na tekst”.
WięcejRecenzja Filipa Łobodzińskiego z książki Radości Grzegorza Kwiatkowskiego.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego z książki Manatki Bogusława Kierca.
WięcejSzkic Pawła Tańskiego o płycie Bartosza (Fisza) Waglewskiego i zespołu Kim Nowak.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego z książki Na skrzyżowaniu słówKrzysztofa (Grabaża) Grabowskiego.
WięcejEsej Pawła Tańskiego towarzyszący premierze książki Śpij Aniele mój / Bez kolacji Lecha Janerki.
WięcejRecenzja Pawła Tańskiego, towarzysząca premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
WięcejAutorski komentarz Filipa Łobodzińskiego, towarzyszący premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
WięcejRecenzja Roberta Ziębińskiego, towarzysząca premierze książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, wydanej w Biurze Literackim 29 sierpnia 2022 roku.
WięcejSiedemnasty odcinek cyklu Książki z Biura. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
WięcejFilip Łobodziński w towarzystwie Wacława Zimpla czyta utwory z książki Rewolta w niebie Nicka Cave’a. Nagranie zrealizowano w ramach projektu Kartoteka 25.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 28 sierpnia 2022 roku.
WięcejFragmenty zapowiadające książkę Rewolta w niebie Nicka Cave’a w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 22 sierpnia 2022 roku.
Więcej