
Obiecuję ci niewidzialność
utwory / premiery w sieci Robert JóźwikPremierowy zestaw wierszy Roberta Jóźwika Obiecuję ci niewidzialność. Prezentacja w ramach projektu „Pierwsza książka 2018”.
WięcejRozmowa Krzysztofa Sztafy z Robertem Jóźwikiem. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.
Krzysztof Sztafa: Pewnie od jakiegoś już czasu bawisz się w literaturze, nie? Innymi słowy: what’s your story?
Robert Jóźwik: Historia jest bardzo prosta. Coś tam sobie piszę od lat nastoletnich, czyli już ładny kawał czasu, z tym, że dotychczas pisałem chyłkiem, w konspiracji, do przysłowiowej szuflady.
Czym jest dla Ciebie Połów i jaka jest jego stawka? To po prostu któryś z kolei konkurs poetycki, szansa na wejście do literackiego środowiska, jednorazowa przygoda?
Połów to pierwszy konkurs literacki w jakim biorę udział i pierwsza próba jakiegokolwiek upublicznienia mojej pisaniny.
Oczekiwania? Fajnie, że moje wiersze spodobały się jurorom, że ukażą się drukiem w almanachu – w sumie o tym właśnie skrycie sobie roiłem, wysyłając zestaw na konkurs. Miło będzie pokazać kiedyś synkowi almanach – patrz, twój stary sztukę uprawiał, poezją się parał. Wynik Połowu dodał mi sporo wiary we własne siły, to niewątpliwe. Czy będzie ciąg dalszy? Chciałbym, ale niezbadane są wyroki poetyckiego parnasu.
Dobrze bawiłeś się w Stroniu? Czy udział w Pracowni Twórczej był udany? Który z prowadzących zrobił na Tobie największe wrażenie?
Warsztaty były czymś tak bardzo odmiennym od mojej codzienności, że za każdym razem wychodziłem z nich w lekkim szoku. Trudno mi wskazać faworyta. Tadeusz Dąbrowski z subtelną ironią mitygował niektórych nadmiernie upoetycznionych uczestników Połowu, Kacper Bartczak z pasją graniczącą z szaleństwem opowiadał historię fascynacji czyimś dziełem i wyzwalania się z niej. Marta Podgórnik sypała bon motami, w szczególności błyskając frazą, która może stać się moim mottem – o tym, że poezja jest najbliższą siostrą matematyki, a każde słowo i każdy przecinek ma z czegoś wynikać i mieć uzasadnienie.
Wobec tego przejdźmy do zestawu poetyckiego. Tłem dla Twoich wierszy wydaje się przede wszystkim miasto. Czytamy w cyklu o betonowych ogrodach, połaciach asfaltu, asfaltowych arteriach i wiaduktach, ciemnych salach, neonach tancud. Długo by wymieniać. W każdym razie to miasto jest dość nieoczywiste, zanurzone – wybacz – w pewnej barokowej mgiełce. Interesuje mnie, jak odnajdujesz się w swoim rejestrze, do kogo w swoich tekstach pijesz, z kogo być może robisz sobie żarty.
Miasto to moje hobby. Lubię się szwendać po mieście, po blokowiskach, po przemysłowych dzielnicach, czy to piechotą, czy rowerem. Bawi mnie gapienie się na instalacje fabryczne, budowy, a choćby i na układanie asfaltu. Mimo że znam pewnie niemal każdy kąt mojego Lublina, mogę łazikować po raz setny po miejscach, które znam na pamięć. Jestem swego rodzaju miejskim freakiem po prostu. Miasto jest czasem głównym bohaterem, a czasem tłem moich opowieści – staram się, żeby każdy wiersz, choćby najkrótszy, przedstawiał jakaś historię, był mini fabułą. A poprzez wspominane historie próbuję dotrzeć do źródła tych nieokreślonych, napadowych tęsknot, o których wspominam w jednym z prezentowanych tu wierszy.
Skoro Lublin, to muszę zapytać o tamtejsze środowisko literackie. Interesowałeś się wcześniej imprezami w stylu Miasto Poezji? A może występowałeś na slamach poetyckich w swoim mieście? Czy może omijałeś takie inicjatywy szerokim łukiem?
Z tym łukiem coś jest na rzeczy. Nie z powodu niechęci do takich inicjatyw, wręcz przeciwnie. Po prostu nie zdarzało się.
Co to znaczy – dalej w kontekście Twoich wierszy – „zagrzebać się w tłumie?” Chodzi ci o to, żeby w nim zniknąć? Albo – przeciwnie – odnaleźć się w nim jako czująca jednostka?
Na początek zaznaczę że ww. frazę użyłem jako roboczy tytuł, a autorem jej jest znakomity pisarz Adam Wiśniewski – Snerg. W zasadzie, trochę paradoksalnie, obie te odpowiedzi są prawdziwe. Z jednej strony podoba mi się anonimowość, jaką zapewnia miasto. Gdybym bytował w małej społeczności, gdzie wszyscy się znają, byłbym nieustannie wystawiony na obserwację, ocenę, krytykę, czasem wychodzące z dość absurdalnych pobudek. W mieście, w tłumie, wszyscy mają mnie gdzieś. Podoba mi się to. Z tym, że w tym tłumie czasem mogę spotkać (wygrzebać!) kogoś intrygującego, dla kogo warto wyrwać się z odrętwienia, z ukrycia i pokazać się jako – właśnie – czująca jednostka.
Często przydarzają Ci się takie – jak napisaliby Hardt i Negri – „produktywne” spotkania? Innymi słowy: miasto, Twoje miasto, częściej zbliża do siebie ludzi czy raczej odpycha ich od siebie? To pytanie trochę poza Twoim zestawem wierszy.
Moje miasto jest niezłym miejscem do życia. Może jest trochę prowincjonalne i ciut senne, ale jest też miastem na ludzką miarę, jak to się ładnie mówi. Lublin ma też w sobie coś magicznego, nadrealnego. Coś jest w tych wąwozach, trolejbusach i nawiedzających nas duchach Czechowicza i Łobodowskiego.
Produktywne spotkania rozumiem jako poznawanie osobowości niebanalnych, ludzi mądrych, pasjonatów rzeczy dziwnych, kobiet fascynujących. Trudno szacować częstotliwość takich spotkań, ale w nich zawiera się spora część tego co nazywamy sensem życia
Ostatnie pytanie jest pytaniem o Twoje wakacyjne lektury. Miałeś podczas tego lata jakieś niezapomniane przygody czytelnicze?
Parę było, owszem. Ponieważ od jakiegoś czasu mocno zafascynowałem się klimatami science fiction, sporą cześć wakacji spędziłem podróżując w kosmosie razem z trylogią Alastaira Reynoldsa – Przestrzeń objawienia. Poza tym Wada ukryta Pynchona – na swój użytek stwierdziłem, że to taki Chandler na narkotykach.
Teraz czytam Pod gołym niebem Marka Twaina. Wylewające się wprost z tej książki ironia, dystans autora do siebie i całej rzeczywistości są wyborne. Poza tym w ostatnim miesiącu zaliczyłem pewnie kilkudziesięciokrotną lekturę książeczki W remizie strażackiej, na przemian z Pali się Brzechwy. Usypianie czteroletniego fana straży pożarnej wymaga czasem czynów heroicznych.
A jakaś poezja?
Ostatnio przypominałem sobie Grochowiaka, a konkretnie wiersze z jego wcześniejszego turpistycznego okresu, kiedy tak pięknie pisał o brzydocie i przyziemności. Przy okazji występu Ryszarda Krynickiego na Stacji Literatura poczytałem sobie trochę jego twórczości z moim ulubionym „Jak napisać wiersz współczesny” na czele.
Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.
Urodzony w 1980 r. Mieszka w Lublinie. Z zawodu lekarz. Z zamiłowania poeta. Laureat Połowu 2016, finalista Pracowni Pierwszej Książki 2017. Pierwsza publikacja w almanachu Połów 2016.