wywiady / o pisaniu

Arterie i wiadukty

Krzysztof Sztafa

Robert Jóźwik

Rozmowa Krzysztofa Sztafy z Robertem Jóźwikiem. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Krzysz­tof Szta­fa: Pew­nie od jakie­goś już cza­su bawisz się w lite­ra­tu­rze, nie? Inny­mi sło­wy: what’s your sto­ry?

Robert Jóź­wik: Histo­ria jest bar­dzo pro­sta. Coś tam sobie piszę od lat nasto­let­nich, czy­li już ład­ny kawał cza­su, z tym, że dotych­czas pisa­łem chył­kiem, w kon­spi­ra­cji, do przy­sło­wio­wej szu­fla­dy.

Czym jest dla Cie­bie Połów i jaka jest jego staw­ka? To po pro­stu któ­ryś z kolei kon­kurs poetyc­ki, szan­sa na wej­ście do lite­rac­kie­go śro­do­wi­ska, jed­no­ra­zo­wa przy­go­da?

Połów to pierw­szy kon­kurs lite­rac­ki w jakim bio­rę udział i pierw­sza pró­ba jakie­go­kol­wiek upu­blicz­nie­nia mojej pisa­ni­ny.

Ocze­ki­wa­nia? Faj­nie, że moje wier­sze spodo­ba­ły się juro­rom, że uka­żą się dru­kiem w alma­na­chu – w sumie o tym wła­śnie skry­cie sobie roiłem, wysy­ła­jąc zestaw na kon­kurs. Miło będzie poka­zać kie­dyś syn­ko­wi alma­nach – patrz, twój sta­ry sztu­kę upra­wiał, poezją się parał. Wynik Poło­wu dodał mi  spo­ro wia­ry we wła­sne siły, to nie­wąt­pli­we. Czy będzie ciąg dal­szy? Chciał­bym, ale nie­zba­da­ne są wyro­ki poetyc­kie­go par­na­su.

Dobrze bawi­łeś się w Stro­niu? Czy udział w Pra­cow­ni Twór­czej był uda­ny? Któ­ry z pro­wa­dzą­cych zro­bił na Tobie naj­więk­sze wra­że­nie?

Warsz­ta­ty były czymś tak bar­dzo odmien­nym od mojej codzien­no­ści, że za każ­dym razem wycho­dzi­łem z nich w lek­kim szo­ku. Trud­no mi wska­zać fawo­ry­ta. Tade­usz Dąbrow­ski z sub­tel­ną iro­nią mity­go­wał nie­któ­rych nad­mier­nie upo­etycz­nio­nych uczest­ni­ków Poło­wu, Kac­per Bart­czak z pasją gra­ni­czą­cą z sza­leń­stwem opo­wia­dał histo­rię fascy­na­cji czy­imś dzie­łem i wyzwa­la­nia się z niej. Mar­ta Pod­gór­nik sypa­ła bon mota­mi, w szcze­gól­no­ści bły­ska­jąc fra­zą, któ­ra może stać się moim mot­tem – o tym, że poezja jest naj­bliż­szą sio­strą mate­ma­ty­ki, a każ­de sło­wo i każ­dy prze­ci­nek ma z cze­goś wyni­kać i mieć uza­sad­nie­nie.

Wobec tego przejdź­my do zesta­wu poetyc­kie­go. Tłem dla Two­ich wier­szy wyda­je się przede wszyst­kim mia­sto. Czy­ta­my w cyklu o beto­no­wych ogro­dach, poła­ciach asfal­tu, asfal­to­wych arte­riach i wia­duk­tach, ciem­nych salach, neo­nach tan­cud. Dłu­go by wymie­niać. W każ­dym razie to mia­sto jest dość nie­oczy­wi­ste, zanu­rzo­ne – wybacz – w pew­nej baro­ko­wej mgieł­ce. Inte­re­su­je mnie, jak odnaj­du­jesz się w swo­im reje­strze, do kogo w swo­ich tek­stach pijesz, z kogo być może robisz sobie żar­ty.

Mia­sto to moje hob­by. Lubię się szwen­dać po mie­ście, po blo­ko­wi­skach, po prze­my­sło­wych dziel­ni­cach, czy to pie­cho­tą, czy rowe­rem. Bawi mnie gapie­nie się na insta­la­cje fabrycz­ne, budo­wy, a choć­by i na ukła­da­nie asfal­tu. Mimo że znam pew­nie nie­mal każ­dy kąt moje­go Lubli­na, mogę łazi­ko­wać po raz set­ny po miej­scach, któ­re znam na pamięć. Jestem swe­go rodza­ju miej­skim fre­akiem po pro­stu. Mia­sto jest cza­sem głów­nym boha­te­rem, a cza­sem tłem moich opo­wie­ści – sta­ram się, żeby każ­dy wiersz, choć­by naj­krót­szy, przed­sta­wiał jakaś histo­rię, był mini fabu­łą. A poprzez wspo­mi­na­ne histo­rie pró­bu­ję dotrzeć do źró­dła tych nie­okre­ślo­nych, napa­do­wych tęsk­not, o któ­rych wspo­mi­nam w jed­nym z pre­zen­to­wa­nych tu wier­szy.

Sko­ro Lublin, to muszę zapy­tać o tam­tej­sze śro­do­wi­sko lite­rac­kie. Inte­re­so­wa­łeś się wcze­śniej impre­za­mi w sty­lu Mia­sto Poezji? A może wystę­po­wa­łeś na sla­mach poetyc­kich w swo­im mie­ście? Czy może omi­ja­łeś takie ini­cja­ty­wy sze­ro­kim łukiem?

Z tym łukiem coś jest na rze­czy. Nie z powo­du nie­chę­ci do takich ini­cja­tyw, wręcz prze­ciw­nie. Po pro­stu nie zda­rza­ło się.

Co to zna­czy – dalej w kon­tek­ście Two­ich wier­szy – „zagrze­bać się w tłu­mie?” Cho­dzi ci o to, żeby w nim znik­nąć? Albo – prze­ciw­nie – odna­leźć się w nim jako czu­ją­ca jed­nost­ka?

Na począ­tek zazna­czę że ww. fra­zę  uży­łem jako robo­czy tytuł, a auto­rem jej jest zna­ko­mi­ty pisarz  Adam Wiśniew­ski – Snerg. W zasa­dzie, tro­chę para­dok­sal­nie, obie te odpo­wie­dzi są praw­dzi­we. Z jed­nej stro­ny podo­ba mi się ano­ni­mo­wość, jaką zapew­nia mia­sto. Gdy­bym byto­wał w małej spo­łecz­no­ści, gdzie wszy­scy się zna­ją, był­bym nie­ustan­nie wysta­wio­ny na obser­wa­cję, oce­nę, kry­ty­kę, cza­sem wycho­dzą­ce z dość absur­dal­nych pobu­dek. W mie­ście, w tłu­mie, wszy­scy mają mnie gdzieś.  Podo­ba mi się to. Z tym, że w tym tłu­mie cza­sem mogę spo­tkać (wygrze­bać!) kogoś intry­gu­ją­ce­go, dla kogo war­to wyrwać się  z odrę­twie­nia, z ukry­cia i poka­zać się jako – wła­śnie – czu­ją­ca jed­nost­ka.

Czę­sto przy­da­rza­ją Ci się takie – jak napi­sa­li­by Hardt i Negri – „pro­duk­tyw­ne” spo­tka­nia? Inny­mi sło­wy: mia­sto, Two­je mia­sto, czę­ściej zbli­ża do sie­bie ludzi czy raczej odpy­cha ich od sie­bie? To pyta­nie tro­chę poza Two­im zesta­wem wier­szy.

Moje mia­sto jest nie­złym miej­scem do życia. Może jest tro­chę pro­win­cjo­nal­ne i ciut sen­ne, ale jest też mia­stem na ludz­ką mia­rę, jak to się ład­nie mówi. Lublin ma też w sobie coś magicz­ne­go, nad­re­al­ne­go. Coś jest w tych wąwo­zach, tro­lej­bu­sach i nawie­dza­ją­cych nas duchach Cze­cho­wi­cza i Łobo­dow­skie­go.

Pro­duk­tyw­ne spo­tka­nia rozu­miem jako pozna­wa­nie oso­bo­wo­ści nie­ba­nal­nych, ludzi mądrych, pasjo­na­tów rze­czy dziw­nych, kobiet fascy­nu­ją­cych. Trud­no sza­co­wać czę­sto­tli­wość takich spo­tkań, ale w nich zawie­ra się spo­ra część tego co nazy­wa­my sen­sem życia

Ostat­nie pyta­nie jest pyta­niem o Two­je waka­cyj­ne lek­tu­ry. Mia­łeś pod­czas tego lata jakieś nie­za­po­mnia­ne przy­go­dy czy­tel­ni­cze?

Parę było, owszem. Ponie­waż od jakie­goś cza­su moc­no zafa­scy­no­wa­łem się kli­ma­ta­mi scien­ce fic­tion, spo­rą cześć waka­cji spę­dzi­łem podró­żu­jąc w kosmo­sie razem z try­lo­gią Ala­sta­ira Rey­nold­sa  – Prze­strzeń obja­wie­nia.  Poza tym  Wada ukry­ta Pyn­cho­na – na swój uży­tek stwier­dzi­łem,  że to taki Chan­dler na nar­ko­ty­kach.

Teraz czy­tam Pod gołym nie­bem Mar­ka Twa­ina.  Wyle­wa­ją­ce się wprost z tej książ­ki iro­nia, dystans auto­ra do sie­bie i całej rze­czy­wi­sto­ści są wybor­ne. Poza tym w ostat­nim mie­sią­cu zali­czy­łem pew­nie kil­ku­dzie­się­cio­krot­ną lek­tu­rę ksią­żecz­ki W remi­zie stra­żac­kiej, na prze­mian z Pali się Brze­chwy. Usy­pia­nie czte­ro­let­nie­go fana stra­ży pożar­nej wyma­ga cza­sem czy­nów hero­icz­nych.

A jakaś poezja?

Ostat­nio przy­po­mi­na­łem sobie Gro­cho­wia­ka, a kon­kret­nie wier­sze z jego wcze­śniej­sze­go tur­pi­stycz­ne­go okre­su, kie­dy tak  pięk­nie pisał o brzy­do­cie i przy­ziem­no­ści. Przy oka­zji wystę­pu Ryszar­da Kry­nic­kie­go na Sta­cji Lite­ra­tu­ra poczy­ta­łem sobie tro­chę jego twór­czo­ści z moim ulu­bio­nym „Jak napi­sać wiersz współ­cze­sny” na cze­le.

O autorach i autorkach

Krzysztof Sztafa

Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.  

Robert Jóźwik

Urodzony w 1980 r. Mieszka w Lublinie. Z zawodu lekarz. Z zamiłowania poeta. Laureat Połowu 2016, finalista Pracowni Pierwszej Książki 2017. Pierwsza publikacja w almanachu Połów 2016.

Powiązania