Krzysztof Sztafa: Każdego z finalistów pytam na wstępniaku o to samo – opowiedz nam, proszę, trochę więcej o Twoich związkach z literaturą. Publikowałaś między innymi w „2Miesięczniku” Rafała Różewicza, „Wyspie”, „Cegle”. A co z konkursami literackimi? Podejrzewam, że Połów wcale nie jest Twoim debiutem.
Paula Gotszlich: Przed Połowem brałam udział w Dużym Formacie organizowanym przez wydawnictwo PoeciPolscy.pl, a w tym roku wysłałam też zgłoszenie na Konkurs im. Andrzeja Krzyckiego. Nie mam wielkiego doświadczenia w tego typu rzeczach. Częściej pojedynkuję się na slamach.
Jak wiemy – wyniki ogłoszono bodaj kilka dni temu od momentu, w którym piszę te słowa – że konkurs Krzyckiego wygrałaś. Jakie masz w związku z tym plany? Wydajesz się w Zeszytach?
Tak, nagrodą jest wydanie pierwszego tomiku.
Mówiłaś, że chodzisz na slamy. Co Cię w nich pociąga? Pytam z ciekawości: kiedyś, jako licealista, miałem okazje w kilku aktywnie uczestniczyć, ale odnoszę wrażenie, że już od lat z literaturą (czy tam konkretnie poezją) te imprezy mają coraz mniej wspólnego. To nie jest żaden zarzut. Wyszła kiedyś w Rozdzielczości Chleba taka książka o slamie poetyckim w Polsce, której tytuł dobrze oddaje jego istotę: „Najlepszy poeta nigdy nie wygrywa”. Ważniejsze są inne aspekty: przykładowo performatywny. Przykładowo w Krakowie slamy w „Kolanku” to raczej towarzyskie schadzki, podczas których ważniejsze od występów jest wspólne klepanie się po plecach.
Lubię ten żywy przekaz i czasem jeszcze przytrafia się usłyszeć na slamie poezję, która zostaje dobrze przyjęta przez publiczność. Nie przeszkadza mi jednak, że dla niektórych ważniejszy od treści staje się element performansu. Teatralność jest już w samej definicji slamu, który ma uderzać słowem albo ciałem, a najlepiej robić tak, aby słowo stało się ciałem.
Zestaw, który do nas wysłałaś, utrzymany jest w ciemnym – niemalże katastroficznym – ale też mocno ironicznym tonie. Wiersz stanowi dla Ciebie jakieś szczególnie uprzywilejowane miejsce, z którego możesz wypowiedzieć się o świecie czy może traktujesz go raczej pretekstowo? Ciekawi mnie jak sama odnajdujesz się w swojej dykcji.
Wiersz nie jest dla mnie jedynie pretekstem, nie mogę też powiedzieć, że stanowi tylko cel sam w sobie. To wszystko płynie gdzieś środkiem. Poezja jest mi niezwykle bliska, bo nie potrafię czymś innym wyrazić lepiej tego, co czuję. Bardzo możliwe, że po prostu nie umiem tego robić w sposób bezpośredni, a wiersze stwarzają dla mnie bezpieczną przestrzeń niejasności.
Można zatem powiedzieć, że miejsca pośrednie znajdują się w środku Twojej poetyckiej – wybacz – strategii, tak?
Niczego nie planowałam. To chyba jakaś podświadoma strategia.
Czym – w kontekście Twoich wierszy – jest bezdech? Niepokojem, groźbą? Stanem wyczekiwania? Jakimś zawieszeniem?
Nie ma na to wskazującej odpowiedzi, w kontekście każdego wiersza jest czymś innym, a to oznacza, że jest wszystkim.
Czyli niepokojem, groźbą, wyczekiwaniem, zawieszeniem i czymś jeszcze. No dobrze. W ramach zakończenia chciałbym zapytać o Twoje wakacyjne lektury. Jakie książki wpadły Ci ostatnio w ręce?
Moimi ostatnimi lekturami są tomiki Romana Honeta, Szczepana Kopyta, Jakobe Mansztajna. Ciekawi mnie rozmaitość poezji, jej wielość języków i głosów w sprawie świata.