wywiady / o książce

Byliśmy wreszcie we własnym domu

Artur Burszta

Dariusz Sośnicki

Rozmowa Artura Burszty z Dariuszem Sośnickim towarzysząca premierze książki Po domu, wydanej w Biurze Literackim 1 listopada 2021 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Artur Bursz­ta: Co dzie­je się z poetą, kie­dy mil­czy, nie wyda­je ksią­żek? Nie pytam o pra­cę, obo­wiąz­ki, któ­re go od pisa­nia odry­wa­ją. Pytam o głód publi­ko­wa­nia. O to, jak taki głód wpły­wa na poetę. Szcze­gól­nie takie­go, któ­ry wcze­śniej dość regu­lar­nie wyda­wał swo­je książ­ki – co trzy, czte­ry, mak­sy­mal­nie pięć lat.

Dariusz Sośnic­ki: Myślę, że po wyda­niu paru ksią­żek, jeśli mia­ły dobrą recep­cję, publi­ko­wa­nie nie jest dla poety spra­wą życia i śmier­ci. Co inne­go pisa­nie, a i to zale­ży od tem­pe­ra­men­tu oraz poglą­du na wiersz. Ja przez ten czas naj­pierw pisa­łem dużo, ale z coraz mniej­szym prze­ko­na­niem, że powsta­ją rze­czy dobre, a potem bar­dzo mało, przez parę lat, któ­re poświę­ci­łem na inten­syw­ną pra­cę zawo­do­wą. Zapro­po­no­wa­no mi tę pra­cę, jed­nak myślę, że tak napraw­dę cze­ka­łem na coś takie­go. Chy­ba nie chcia­łem stra­cić cza­su, któ­ry dla wier­szy był jało­wy. Głód, owszem, nara­stał. Z cza­sem nawet ner­wo­wość. Musia­ły się też dziać inne rze­czy, nie cał­kiem dla mnie jasne, ale pew­nie potrzeb­ne, bo po powro­cie do poezji mia­łem poczu­cie odzy­ska­nej powa­gi i sen­sow­no­ści tego zaję­cia.

Napraw­dę potrze­bu­jesz powa­gi i sen­sow­no­ści, by pisać?

Tak, co nie zna­czy, że wier­sze mają para­do­wać po książ­ce z zadar­tym nosem. Mam na myśli uczci­wość wobec sie­bie i mate­rii wier­sza. I grun­tow­ność w podej­ściu do niej. W mia­rę moż­li­wo­ści. Nie chcę powta­rzać bana­łów, ale powa­ga z auto­ma­tu, czy to w życiu, czy w wier­szu, łatwo sta­je się nie­po­waż­na i chęt­nie spa­ce­ru­je pod rękę z bez­myśl­no­ścią i kiczem. Poza tym i ją, to zna­czy powa­gę, moż­na sobie wyobra­zić w posta­ci szczel­ne­go, nie­wzru­szo­ne­go domo­stwa. Bez­pie­czeń­stwo, któ­re ofe­ru­je, budzi mój opór, myślę, że wróg wewnętrz­ny tyl­ko cze­ka, byśmy odcię­li się od świa­ta, żeby zafun­do­wać nam jesz­cze więk­szy kom­fort – zdzie­cin­nie­nie, a w koń­cu pospo­li­tą głu­po­tę.

W kolej­nych książ­kach zapra­sza­łeś nas do jakie­goś domu. Teraz też, ale tym razem nie ma drzwi, nic nie jest szczel­ne, loka­tor nie ma zamia­ru odci­nać się od świa­ta. Porów­nasz to aktu­al­ne domo­stwo z tymi z poprzed­nich ksią­żek? Jaka nastę­pu­je tutaj zmia­na?      

Ono nie jest szczel­ne, dobrze to ują­łeś. To jed­nak nie zna­czy, że wadli­we, wręcz prze­ciw­nie, dopie­ro teraz moż­na w nim oddy­chać, sły­szeć gło­sy innych, współ­od­czu­wać z nimi. To jest książ­ka oso­bi­sta, ale prze­cież nie tyl­ko, mówi tak­że o domach rozu­mia­nych sze­rzej. Tego się nie da unik­nąć. Uro­dzi­łem się w roku 1969, a to zna­czy, że w 1989 roku mia­łem dwa­dzie­ścia lat, wstę­po­wa­łem w doro­słość. W jakimś sen­sie jestem bene­fi­cjen­tem tej zmia­ny, któ­ra wów­czas nastą­pi­ła, nowa Pol­ska dała mi wykształ­ce­nie, zawód i pra­cę, nie musia­łem się bać radziec­kich czoł­gów, robić uni­ków przed cen­zu­rą, zapi­sy­wać się do nie­chcia­nych orga­ni­za­cji, nie bałem się, że ktoś w nocy zapu­ka do drzwi i powie, że mam wyjść ze swo­je­go domu i gdzieś z nim iść. Byłem bene­fi­cjen­tem, ale też w mia­rę moż­li­wo­ści przy­kła­da­łem rękę do wspól­nej budo­wy, choć wte­dy nigdy bym tak o niej nie powie­dział. Swo­ją dro­gą, może wła­śnie w tym tkwi przy­czy­na nie­szczę­ścia. „Jeste­śmy wresz­cie we wła­snym domu” – pamię­tasz to hasło, praw­da?

Dzię­ki za przy­po­mnie­nie. Nie­źle się ostat­nio naro­bi­ło. Jesz­cze nie­daw­no moż­na było powie­dzieć „cia­sny, ale wła­sny”. Dzi­siaj nawet z tym jest pro­blem.     

Kie­dy dziś widzę, czym się ten wspól­ny dom stał, ciar­ki prze­cho­dzą mi po ple­cach. Dusz­na warow­nia, w któ­rej miesz­kań­cy dosta­ją obłę­du od wza­jem­nej nie­chę­ci, podejrz­li­wo­ści i stra­chu przed tym, co na zewnątrz. Ale prze­cież nie jestem zasko­czo­ny, rozu­miem mecha­nizm, któ­ry zadzia­łał, prze­ro­bi­łem to na sobie. I doło­ży­łem swo­ją cegieł­kę.

Mówisz, że to prze­ro­bi­łeś na sobie, że to oso­bi­sta książ­ka. Zade­kla­ro­wa­łeś wotum nie­uf­no­ści wobec domo­stwa, fun­du­jąc głów­ne­mu loka­to­ro­wi oczysz­cza­ją­cą wypro­wadz­kę. 

Tak, ale z podob­ny­mi posta­no­wie­nia­mi w poezji trze­ba uwa­żać. Jeśli wiersz nie jest na coś przy­go­to­wa­ny, to popę­dza­nie go i wkła­da­nie mu w usta dekla­ra­cji nic nie da, dalej będzie robił swo­je. Powiedz­my, że nastą­pi­ło sil­ne prze­su­nię­cie akcen­tów, pew­ne wąt­ki od daw­na w tej poezji obec­ne wyszły na pierw­szy plan, wyraź­nie prze­ze mnie przy­na­glo­ne. Do książ­ki tra­fi­ło kil­ka wier­szy napi­sa­nych zaraz po Spóź­nio­nym owo­cu radio­fo­ni­za­cji, któ­re wte­dy, jak wspo­mnia­łem, wyda­ły mi się nie­do­bre. Pew­nie potrze­bo­wa­ły nowe­go kon­tek­stu.

Cze­go jesz­cze potrze­bo­wa­łeś, żeby wró­cić do pisa­nia? Do cią­gu dal­sze­go tej domo­wej histo­rii?

Oczy­wi­ście cza­su i bar­dzo wie­lu dobrych wier­szy napi­sa­nych po pol­sku, naj­le­piej nie­no­wych, powsta­łych przy­naj­mniej pół wie­ku temu. Prze­czy­ta­łem ich napraw­dę dużo, nie powiem jakich, żeby nie cier­pia­ły duchy naszych geniu­szy, jeśli ktoś będzie wyrze­kał na Po domu.

Mło­dzi poeci, szcze­gól­nie ci, któ­rzy pra­cu­ją w naszych pra­cow­niach nad pierw­szą albo dru­gą książ­ką, też coraz czę­ściej zaczy­na­ją od dekla­ra­cji. Zaczy­na­ją od pomy­słu na książ­kę, pre­cy­zyj­ne­go okre­śle­nia wąt­ków, a potem piszą kolej­ne wier­sze, jak pro­za­icy, któ­rzy od począt­ku pra­cy mają roz­pi­sa­ne całe histo­rie. A jak było z Po domu? Gdy już stwo­rzył się ten pierw­szy plan, nowy kon­tekst?        

Nie widzę w takiej meto­dzie nic złe­go, tak powsta­ło moje Pań­stwo P., choć od sło­wa „histo­rie” wolał­bym pew­nie „moty­wy”, a nawet – niech będzie – „tema­ty”, oczy­wi­ście wszyst­ko w cudzy­sło­wie, bo jed­nak zawsze zosta­wia­łem wier­szo­wi mnó­stwo miej­sca, o wie­lu rze­czach decy­do­wał sam. W każ­dym razie trzy­ma­łem się pla­nu i po zakoń­cze­niu pra­cy wystar­czy­ło usta­lić kolej­ność tek­stów, coś odrzu­cić, coś dopi­sać. Teraz pra­co­wa­łem bar­dziej zachłan­nie i intu­icyj­nie, choć cały czas z jed­ną myślą w tyle gło­wy, a potem wybie­ra­łem wier­sze z dużej i róż­no­rod­nej puli.

Podo­ba mi się takie pisa­nie ksią­żek z wier­sza­mi. Szcze­gól­nie wśród nowych poetek i poetów, któ­rzy przy­go­to­wu­jąc debiut, dokład­nie wie­dzą, co chcą osią­gnąć. Gdy myślę o nie­co star­szych – nie miej mi za złe, że Cie­bie wrzu­cę do tego same­go wor­ka – to niby mie­li oni pomysł na całość, ale i tak pisa­ły się im poje­dyn­cze wier­sze, z któ­rych potem pró­bo­wa­li skle­cić książ­kę. Z róż­nym efek­tem.

Myślę, że star­si poeci, jak to ład­nie ują­łeś, tak­że sta­ran­nie pla­nu­ją i kom­po­nu­ją swo­je książ­ki, choć zapew­ne od myśle­nia „pro­jek­ta­mi” chcie­li­by trzy­mać się jak naj­da­lej, bo sło­wo „pro­jekt” pach­nie im nowo­mo­wą, zresz­tą słusz­nie, to jest prze­cież sło­wo z języ­ka wnio­sku o grant. Ja go nie uży­wam pra­wie nigdy w tym zna­cze­niu, mówię raczej „przed­się­wzię­cie”, co oczy­wi­ście zdra­dza mój wcze­sno­ka­pi­ta­li­stycz­ny rodo­wód…

Nie mam pew­no­ści, czy sło­wo „pro­jekt” nadal robi taką karie­rę wśród mło­dych poetów. U Cie­bie myśle­nie książ­ką, a nie tyl­ko wier­sza­mi, zawsze bra­ło górę. Już daw­niej byłeś wzo­rem dla młod­szych, któ­rzy posta­no­wi­li taką for­mę pisa­nia roz­wi­jać. Pań­stwo P. to ide­al­ny przy­kład. O Po domu myślę podob­nie. Ta książ­ka tak­że może być dla debiu­tan­tów inspi­ra­cją, jak kon­stru­ować tom poetyc­ki.  

Nie obra­ził­bym się, gdy­by ktoś zoba­czył we mnie wzór – oczy­wi­ście tyl­ko kom­po­zy­cyj­ny – ale tego się ani nie prze­wi­dzi, ani nie zade­kre­tu­je. Dąże­nie do spój­nej kom­po­zy­cji jest dla każ­de­go arty­sty naj­na­tu­ral­niej­szą rze­czą na świe­cie. Choć nie wszy­scy się na nią zga­dza­ją, spój­ność może prze­cież koja­rzyć się z jakąś okrop­ną este­tycz­ną i poli­tycz­ną arier­gar­dą. Mecha­ni­zmy wyobraź­ni są przed nami zakry­te, ale daję Ci sło­wo, że wyobraź­nia, zwłasz­cza szko­lo­na w pra­cy arty­stycz­nej, zawsze chce, żeby książ­ka poetyc­ka jako całość była dobrze skom­po­no­wa­nym utwo­rem. Cze­mu czę­sto nie jest? I czy na pew­no nie jest, kie­dy nam się tak wyda­je? To już inna spra­wa, oczy­wi­ście bar­dzo cie­ka­wa, ale, jak to się mówi, prze­kra­cza­ją­ca ramy tej roz­mo­wy.

Wróć­my do domu i jego loka­to­ra. W jakiej jest kon­dy­cji po tej przy­mu­so­wej wypro­wadz­ce? 

Myślę, że – zwa­żyw­szy na oko­licz­no­ści – w nie­złej, choć na pew­no ma o czym myśleć. Dobrze by było, gdy­by nie zado­wo­lił się gesta­mi ani licze­niem strat i napraw­dę zro­zu­miał, co się sta­ło i co się jesz­cze musi wyda­rzyć. Wszyst­ko wokół jest nowe, a to zna­czy, że trze­ba nauczyć się z tym żyć, i niech­by to nie było życie cudzym kosz­tem. Wypa­da też mieć nadzie­ję, że nic nie zechce żyć na koszt jego.

Cały czas mnie kusi, żeby zapy­tać, ile tym razem Dar­ka Sośnic­kie­go jest w tym loka­to­rze. Sam powie­dzia­łeś, że to oso­bi­sta książ­ka. Teraz mówisz o „licze­niu strat”, „zro­zu­mie­niu tego, co się sta­ło”, wresz­cie: „że trze­ba nauczyć się z tym żyć”.  

Tak, książ­ka jest oso­bi­sta, ale prze­cież nie kon­fe­syj­na; prze­ży­cie oso­bi­ste jest waż­ne, o ile pogłę­bia i uwia­ry­gad­nia wizję poetyc­ką, któ­ra zawsze, bez wzglę­du na to, gdzie jest jej począ­tek, obej­mu­je wię­cej niż opis życio­wych przy­gód jed­nost­ki. W ogó­le mnie nie inte­re­su­je opo­wia­da­nie w wier­szu aneg­dot o sobie, we mnie poecie nie ma potocz­nie rozu­mia­nej bio­gra­fii, jest bio­gra­fia ducho­wa i poetyc­ka, a one się nie spraw­dza­ją jako temat plo­tek przy auto­ma­cie do kawy, a do rubry­ki towa­rzy­skiej nie weź­mie ich nawet naj­bar­dziej niszo­we pismo.

Myślę, że tro­chę ucie­kłeś mi z odpo­wie­dzią (uśmiech). Wróć­my do domu. Co dzie­je się w nim po tym, jak wyszedł z nie­go loka­tor?

Jed­ni zysku­ją, inni tra­cą na zna­cze­niu. Ci, któ­rzy uło­ży­li sobie życie z panu­ją­cym, czu­ją się teraz wysa­dze­ni z sio­dła, a nawet zagro­że­ni, o tym jest wiersz „Przy czło­wie­ku”. Pomysł na nie­go – a nawet tytuł – zawdzię­czam minie­se­jo­wi Urszu­li Zającz­kow­skiej Syn ánth­rōpos, czy­li przy czło­wie­ku ze świet­nej książ­ki Paty­ki, bady­le. Przy oka­zji dzię­ku­ję autor­ce za tę inspi­ra­cję.

Sko­ja­rze­nia z iko­nicz­ny­mi dla współ­cze­sno­ści obra­za­mi sił Zacho­du wyco­fu­ją­cych się z kra­jów, któ­re nie dały sobie przyjść z pomo­cą, też są w tym kon­tek­ście na miej­scu?

Tak, mamy prze­cież w wier­szu rośli­ny cze­pia­ją­ce się na dachu płóz odla­tu­ją­ce­go śmi­głow­ca. One oczy­wi­ście na ten dach nie weszły. Rosły tam, bo z zasa­dy żyją w śro­do­wi­sku moc­no zmie­nio­nym czy wytwo­rzo­nym przez czło­wie­ka: na pobo­czach dróg, przy torach kole­jo­wych, w szcze­li­nach chod­ni­ków, na wysy­pi­skach śmie­ci. Na dachach. Książ­ka ma tyl­ko 35 wier­szy, więc żeby lek­tu­ra nie skoń­czy­ła się za szyb­ko, one roz­gry­wa­ją się zwy­kle na kil­ku pla­nach.

Czy budow­ni­czy tego nie­trwa­łe­go domu ponie­sie karę?

Kary nie będzie. Nikt już za nic nie zosta­nie uka­ra­ny (uśmiech). Ten aku­rat wiersz, „Jeśli budow­ni­czy”, pierw­szy w książ­ce, jest tro­chę prze­wrot­ny i chy­ba bar­dziej od „twar­dych” zna­czeń, a tym bar­dziej prze­słań, inte­re­so­wa­ła mnie jego per­for­ma­tyw­ność, to, jak w swo­im prze­bie­gu spi­na róż­ne pla­ny, jak od jed­ne­go do dru­gie­go prze­cho­dzi czy prze­ska­ku­je, wyzna­cza­jąc prze­strzeń dla wszyst­kie­go, co przyj­dzie póź­niej.

Po nim „mowa jest mat­ką, nie słu­żą­cą myśli”. Jak Dyc­ki masz swo­ją fra­zę, któ­ra napę­dza dalej książ­kę.   

Raczej jak Iwasz­kie­wicz: „Ple­ja­dy to gwiaz­do­zbiór już paź­dzier­ni­ko­wy”. Co praw­da to trzynasto‑, a nie jede­na­sto­zgło­sko­wiec, więc przed śred­niów­ką jest tro­chę ina­czej, ale potem idzie już tak samo, chy­ba nawet sto­py ryt­micz­ne się zga­dza­ją. Eliot odra­dzał zapo­ży­cza­nie się u rówie­śni­ków albo u poetów tyl­ko tro­chę star­szych, kazał się­gać w prze­szłość. Dla mnie kil­ka­dzie­siąt lat to abso­lut­ne mini­mum. Nie jest to dystans Elio­tow­ski, bo autor Zie­mi jało­wej zale­cał dal­sze wypra­wy, ale spo­sób myśle­nia pozo­sta­je ten sam.

Już wcze­śniej mówi­łeś o czy­ta­niu „nie­no­wych wier­szy, powsta­łych przy­naj­mniej pół wie­ku temu”. Myślę teraz o tym, przy­po­mi­na­jąc sobie kolej­ne tek­sty z Po domu. I fak­tycz­nie nie­wie­le tutaj śla­dów ze współ­cze­sno­ści, a wię­cej zapo­ży­czeń. Tyl­ko nie takich bez­po­śred­nich. Nie będę nawet pró­bo­wał typo­wać jakich. Opo­wiesz tro­chę o tych lek­tu­rach sprzed pięć­dzie­się­ciu lat? Bo teraz napraw­dę jestem zain­try­go­wa­ny.      

Powie­dzia­łem o „zapo­ży­cza­niu się”, ale tu cho­dzi o to, żeby się zanu­rzyć w czy­imś języ­ku poetyc­kim. Czy nawet w pol­skim języ­ku poetyc­kim w ogó­le, w tej dziw­nej odmia­nie pol­sz­czy­zny, któ­ra ucho­dzi nie­kie­dy – a przy­naj­mniej ucho­dzi­ła – za jej naj­do­sko­nal­szą postać. Moż­na powie­dzieć, że poje­cha­łem do poetyc­kich wód, by się pod­le­czyć i pod­nieść na duchu po latach obco­wa­nia z języ­kiem służ­bo­wej doku­men­ta­cji i mową nie­na­wi­ści oraz bez­sil­no­ści dobie­ga­ją­cą z mediów. Ale Ty pytasz o kon­kret­ne nazwi­ska i tek­sty, praw­da? No więc prze­czy­ta­łem po raz kolej­ny Leśmia­na i Iwasz­kie­wi­cza. Od począt­ku do koń­ca. Mia­łem wię­cej cza­su niż zwy­kle, a wycho­dze­nie z domu zosta­ło zaka­za­ne. „Zostań­cie w domach” – powta­rza­no wszę­dzie. Swo­ją dro­gą, cie­ka­we, czy w tej fra­zie nie bije kolej­ne źró­dło nowej książ­ki? Oczy­wi­ście, jak już wspo­mnia­łem, moi pan­de­micz­ni towa­rzy­sze nie odpo­wia­da­ją za żad­ną sła­bość Po domu.

Na począt­ku roz­mo­wy powie­dzia­łeś, że ten nasz dom to „dusz­na warow­nia, w któ­rej miesz­kań­cy dosta­ją obłę­du od wza­jem­nej nie­chę­ci, podejrz­li­wo­ści i stra­chu przed tym, co na zewnątrz”. Two­ją odpo­wie­dzią jest wyj­ście, opusz­cze­nie domu, żeby nie dopu­ścić do kata­stro­fy. Na koniec pra­gnę zapy­tać, czy ta uciecz­ka daje nadzie­ję na unik­nię­cie kata­stro­fy?    

Myślę, że daje, ale pod jed­nym warun­kiem: że nie jest uciecz­ką, tyl­ko czymś dokład­nie prze­ciw­nym.

I z takim nie­do­po­wie­dze­niem pozo­staw­my naszych czy­tel­ni­ków.

O autorach i autorkach

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Dariusz Sośnicki

Urodzony w Kaliszu. Poeta. Absolwent filozofii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Laureat m.in. nagrody „Czasu Kultury” (1994) i Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych (2002), nominowany do Paszportu „Polityki” (2002) i Nagrody Literackiej „Gdynia” (2015). W latach 90. redagował pisma „Już Jest Jutro” i „Nowy Nurt”. W latach 2005–2013 prowadził dział polskiej prozy w Wydawnictwie W.A.B. Publikuje teksty o literaturze w „Dwutygodniku” i „Czasie Kultury”. Mieszka w Poznaniu.

Powiązania