wywiady / o pisaniu

Co język ma do roboty

Krzysztof Sztafa

Sebastian Brejnak

Rozmowa Krzysztofa Sztafy z Sebastianem Brejnakiem. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających almanach Połów. Poetyckie debiuty 2016, który ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Krzysz­tof Szta­fa: Dobrze bawi­łeś się na Sta­cji Lite­ra­tu­ra? War­to było przy­je­chać do Stro­nia?

Seba­stian Brej­nak: Oczy­wi­ście. Zwłasz­cza że zakwa­te­ro­wa­łem się w Klet­nie, więc, żeby dotrzeć na zaję­cia, musia­łem przejść parę kilo­me­trów. Dzię­ki temu uda­ło mi się poznać Czar­ną Górę od stro­ny Czar­nej Góry, nie apar­ta­men­tów o tej nazwie. Wyjazd na koniec świa­ta (jako że pocho­dzę z Mazow­sza) był zatem dla mnie nie tyl­ko przy­go­dą inte­lek­tu­al­no-arty­stycz­ną, ale rów­nież, by tak rzec, kra­jo­znaw­czo-spraw­no­ścio­wą.

Jak wspo­mi­nasz zaję­cia warsz­ta­to­we?

Z dużą satys­fak­cją, że na nie dotar­łem. A jak już dotar­łem, to mogłem uru­cho­mić o9.00 swo­je sza­re i kolo­ro­we komór­ki, co dla sów, do któ­rych się zali­czam, jest nie lada wyczy­nem. Widać gór­skie powie­trze dzia­ła­ło, jak nale­ży. Przy­naj­mniej na tyle, żeby móc napi­sać ero­tyk do śmier­ci. Rzecz nie­po­wta­rzal­na!

W ramach wpro­wa­dze­nia do dys­ku­sji o Two­ich wier­szach: jak sam odnaj­du­jesz się w swo­im reje­strze? Na czym Ci pisar­sko zale­ży?

Na języ­ku i gło­sie. Chciał­bym, nie­co w kontrze do obec­nie mod­nych nur­tów (bez-nur­tów) w poezji, przy­wró­cić języ­ko­wi jego pra­wo do nie­ustan­ne­go dzi­wie­nia się same­mu sobie samym sobą. Stąd moje umi­ło­wa­nie do wszel­kiej arty­stycz­nej lin­gwi­stycz­no­ści rozu­mia­nej jako pró­ba mie­rze­nia się z języ­ko­wą rze­czy­wi­sto­ścią poprzez wydo­by­wa­nie jej nie­oczy­wi­stych sen­sów, grze­ba­nie w seman­tycz­nej migo­tli­wo­ści języ­ka, jego mitycz­nie poj­mo­wa­nej ety­mo­lo­gii i sub­stan­cjal­no­ści. Jed­no­cze­śnie zale­ży mi na tym, by ten język miał swój głos i nie stał się mar­twą struk­tu­rą w rękach filo­lo­gów. Dla­te­go też uwa­żam, że nale­ży zna­leźć balans mię­dzy języ­kiem jako języ­kiem a tym, co ów język ma do robo­ty i co zaba­wa z nim może powie­dzieć o świe­cie. Toteż wymiar egzy­sten­cjal­ny, ale rów­nież poli­tycz­ny, raczej w Ary­sto­te­le­sow­skim zna­cze­niu poli­ty­ki, nie zaś ide­olo­gicz­nie upo­li­tycz­nio­ny, poetyc­kie­go sło­wa uzna­ję za rów­no­rzęd­ny z jego pozio­mem meta, reje­strem iro­nii –bez­u­stan­ne­go dekon­struk­cyj­ne­go auto­ko­men­to­wa­nia i pod­wa­ża­nia swo­je­go ist­nie­nia.

Masz jakichś ulu­bień­ców, jeśli cho­dzi o poetów? Do kogo jest Ci – jako czy­tel­ni­ko­wi – naj­bli­żej? I jed­no­cze­śnie: kogo – wciąż jako czy­tel­nik – omi­jasz sze­ro­kim łukiem?

Moją odwiecz­ną mistrzy­nią w spra­wach wyżej opi­sa­nych i wszyst­kich innych jest Wisła­wa Szym­bor­ska. Poza tym, jeśli cho­dzi o pol­skich poetów, wczy­tu­ję się naj­chęt­niej w poezję Her­ber­ta, Miło­sza, Har­twig, Róże­wi­cza, Lip­skiej, Barań­cza­ka. To w zasa­dzie sió­dem­ka (sied­mio­ro wspa­nia­łych?) nie do rusze­nia. Ale nie­kie­dy się­gam po twór­czość młod­szych: Kry­sty­ny Dąbrow­skiej czy Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go. Poza tym, a może przede wszyst­kim, naj­bli­żej mi do poezji Pau­la Cela­na, Phi­li­pa Lar­ki­na, Ber­tol­da Brech­ta, Alle­na Gins­ber­ga, bit­ni­ków. Sze­ro­kim łukiem nie mogę, jako stu­dent polo­ni­sty­ki, omi­jać raczej niko­go, ale przy­znam, że dale­ko mi od naj­młod­szych poetów – tych, któ­rych język ma w zało­że­niu być kal­ką rze­czy­wi­sto­ści albo pośred­ni­kiem, a raczej bez­po­śred­ni­kiem, uczuć, wła­sne­go doświad­cze­nia. Ich poezja sta­je się jed­nak, w moich oczach, naj­czę­ściej mier­ną kopią tego, co dzia­ło się w poezji ame­ry­kań­skiej za spra­wą O’Hary, Ashbery’ego czy Beat Gene­ra­tion, u nas: bru­lio­now­ców czy Wojacz­ka, daw­niej – genial­nych futu­ry­stów. Doce­niam ich głos jako wyraz nastro­jów współ­cze­sno­ści, w tym nie­chę­ci do jakie­go­kol­wiek este­ty­zo­wa­nia (w utar­tym zna­cze­niu este­ty­ki), ale nie jestem zwo­len­ni­kiem poezji bez kon­cep­tu, mono­ton­nie i gro­te­sko­wo, naj­czę­ściej wul­gar­nie, eks­hi­bi­cjo­ni­stycz­nej, taśmo­wej, czę­sto bez dobre­go rze­mio­sła, nie­idio­ma­tycz­nej, nasta­wio­nej na jed­no­ra­zo­wy per­for­man­ce i natych­mia­sto­we okla­ski.

Kogo tutaj ganisz? Napraw­dę lwia część mło­dej poezji pol­skiej kopiu­je takich jak Ash­be­ry, bit­ni­cy czy bru­lio­now­cy i tyle? Piszesz o ich języ­ku jako o kal­ce, pośred­ni­ku czy „bez­po­śred­ni­ku” rze­czy­wi­sto­ści i uczuć – pro­szę, roz­wiń, bo czu­ję w kościach, że to cie­ka­we, ale też nie do koń­ca wiem, czy dobrze rozu­miem.

Cho­dzi mi o prze­ko­na­nie, że wystar­czy użyć paru efek­tow­nych „słó­wek”, dodać do tego cier­pięt­ni­czą auto­bio­gra­fię, potem się jej w wywia­dzie wyprzeć (bo inten­cja, i tu słusz­nie, nie w modzie), pomru­czeć coś o poli­ty­ce, i wiersz sam się pisze, sta­jąc się, w mnie­ma­niu jego twór­cy, prze­zro­czy­sty, bo język to prze­cież tyl­ko doda­tek.  Wszyst­ko wia­do­mo od razu, nie trze­ba czy­tać dru­gi raz. Dzie­je się coś, trze­ba to coś zapi­sać. Lecz nie tak jak w tomi­ku Zapi­sa­ne Julii Har­twig, i nie tak jak w dzien­ni­ku pro­za­tor­skim, jak u Gom­bro­wi­cza. Bo inte­lekt i oso­bo­wość odpo­czy­wa­ją, więc i nie ma mowy o żad­nym Gom­bro­wi­czow­skim „ja, ja, ja”. Nawet aro­gan­cja wobec kultury/natury jest nija­ka. Zosta­je fabu­ła, opis, dzie­jo­pi­sar­stwo. Zupeł­ny archa­izm, nie nowa­tor­skość, splot para­dok­sów, któ­ra wywra­ca zamiar bycia ory­gi­nal­nym (nawet w post­mo­der­ni­stycz­nym poczu­ciu wyczer­pa­nia) na nice. Zupeł­na nuda. I wca­le tego nie ganię, mnie się to po pro­stu nie podo­ba. A raczej nie to, że taka poezja ist­nie­je, tyl­ko że taka poezja ist­nie­je pra­wie hege­mo­nicz­nie. Choć wolę już to niż poezję pseu­do­mę­dr­ców, roz­ga­da­ną, etycz­nie (naj­czę­ściej za płasz­czy­kiem ide­olo­gii) roz­bu­cha­ną, nie­cie­ka­wą for­mal­nie, popi­su­ją­cą się eru­dy­cją, trak­ta­to­wą. To dru­gi bie­gun archa­izmu. Ale tej jest mniej. Naj­mniej nie­ste­ty takiej, mają­cej pomysł na sie­bie, po Barań­cza­kow­sku nie­uf­nej wobec języ­ka i rze­czy­wi­sto­ści (jeśli to nie jed­no i to samo), wresz­cie wobec samej sie­bie, kon­sty­tu­owa­nej przez bunt, nawet bunt poprzez obo­jęt­ność. I lubią­cej dow­cip, nie­cier­pią­cej nudy. Poeci bez poczu­cia humo­ru, w ogó­le ludzie (poeta = czło­wiek?), są nie­bez­piecz­ni.

Zamy­ka­my cykl naszych roz­mów pyta­niem o naj­śwież­sze lek­tu­ry fina­li­stów. Zatem: co ostat­nio – w prze­cią­gu ostat­nich dwóch mie­się­cy – wpa­dło Ci w rękę? Jakieś szcze­gól­ne czy­tel­ni­cze wspo­mnie­nia?

Ostat­nio wpadł mi po raz kolej­ny w rękę Joy­ce z Epi­fa­nii i Por­tre­tu arty­sty w wie­ku mło­dzień­czym; wpa­dły też opo­wia­da­nia Lan­dol­fie­go i Tro­pi­zmy. To ponie­kąd zasłu­ga festi­wa­lu. Poza tym czy­ta­łem nie­daw­no m.in. Ozi­mi­nę Beren­ta, Kopi­stę Bartleby’ego Melville’a, Ter­mi­nal Bień­czy­ka, Sny i kamie­nie Tul­li, ese­je Cio­ra­na. I dużo słu­cham, jako że od cza­su do cza­su uda­ję muzy­ka. David Bowie – Black­star – pozy­cja obo­wiąz­ko­wa! Teraz zaczy­tu­ję się w Księ­dze nie­po­ko­ju, minia­tu­rach i opo­wia­da­niach Kaf­kow­skich, Schul­zu po raz kolej­ny oraz, uwa­ga, Don Kicho­cie i Montaigne’u . Czy­li, jak widać, nie samą poezją czło­wiek, nawet aspi­ru­ją­cy do mia­na, tzw. „poety”, żyje.

Bar­dzo kla­si­ko zestaw. A co z dźwię­ków, oprócz Bowie­go?

Kla­sycz­ny pew­nie ze wzglę­du na małą albo bar­dziej zaawan­so­wa­ną leci­wość. Bo są tą, moim zda­niem, nie­zwy­kle nowo­cze­sne utwo­ry, pre­kur­sor­skie, anty­cy­pu­ją­ce to, co dzie­je się w lite­ra­tu­rze dziś. Weź­my takie­go Sterne’a albo Dide­ro­ta – dla mnie są to pisa­rze zapo­wia­da­ją­cy post­mo­der­nizm. Albo sone­ty Shakespeare’a (jeden nawet zawłasz­czy­łem i śmiem śpie­wać) – ile miał­by tu do powie­dze­nia zwrot afek­tyw­ny! Jeśli zaś cho­dzi o dźwię­ki, to Beatle­si towa­rzy­szą mi non stop. Poza nimi i w ogó­le roc­ko­wą muzy­ką bry­tyj­ską lat 60. (The Kinks, The Who­itd.) – Bob Dylan (jakież to uczu­cie słu­chać nobli­sty!), Tom Waits, The Byrds. Ze współ­cze­snych nimi w jakiś spo­sób zain­spi­ro­wa­nych: Jake­Bugg, Tem­ples, Blos­soms, The Lumi­ne­ers, Kula Sha­ker, A. A. Bon­dy, Tom Rosen­thal, James Bla­ke… Za pio­sen­ką poetyc­ką więc, jak widać, nie prze­pa­dam.

O autorach i autorkach

Krzysztof Sztafa

Urodzony w 1991 roku. Pochodzi z gór, mieszka w Krakowie. Publikuje w prasie i Internecie. Po godzinach trochę prozaik.  

Sebastian Brejnak

ur. 23.03.1994 r. w Ostrowi Mazowieckiej, mieszka w Krakowie. Student antropologii kulturowej oraz filologii germańskiej i angielskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 2016 r. laureat XXI edycji konkursu Wydziału Polonistyki UJ na najlepsza pracę roczną oraz XI edycji „Połowu” (tomik Kodeina). Wyróżniony w XIII edycji konkursu im. Jacka Bierezina. Uczestnik „Pracowni pierwszej książki” w 2017 r. Autor muzyki i tekstów, wokalista (Bluebird, Apple Fields), chórzysta i solista (Krakowski Chór Akademicki, Camerata Jagellonica). Publikował artykuły naukowe w „Ruchu Literackim”, „Kontekstach Kultury”, „Mediach ‒ Kulturze ‒ Komunikacji Społecznej” oraz wiersze, m.in. w „Jednorożcu”, „Kontencie”, „biBLiotece”, „Grupie MULTImedia”.

Powiązania