
Hänsel und Gretel jako metoda
recenzje / IMPRESJE Aleksander TrojanowskiImpresja Aleksandra Trojanowskiego na temat poezji Moniki Bistuły, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte wierszem 2023”.
WięcejRozmowa Aleksandra Trojanowskiego i Jakuba Sęczyka z Konradem Górą, towarzysząca wydaniu książki Konrada Góry Wojna (pieśni lisów), która ukazała się w Biurze Literackim 29 października 2020 roku.
Konrad Góra: Dobrze, że ludzi dużo. Jakiś czas temu, za pierwszego PiSu, prosty chłop, schlapany wapnem, o dłoniach jak mapa Indii z zaznaczonymi spaleniami zwłok i wdów, spytał mnie pod sklepem w Chrząstawie Małej: „Dlaczego rząd nie dba o ludzi?” Byłem w głupawym nastroju i postanowiłem odpowiedzieć mu rzetelnie, emocjonalny debil: „Bo dba się o to, czego ma się mało. Ludzi mają dużo, pieniędzy mało…” Spodziewałem się wybuchu śmiechu paru ludzi, otrzymałem jednostkowy wybuch płaczu… Do dziś jeżdżę do tego faceta i bez słowa wieszam mu na płocie to grzyby, to jabłka, to gwoździe… Nie mam odwagi mijać się z nim wzrokiem. Teraz zajebano mi rower i Urszula Honek zorganizowała zrzutkę na kargobajka dla mnie, jutro go odbieram, więc będę woził więcej.
Aleksander Trojanowski: Dbają o ciebie.
Jakub Sęczyk: Mógłbym chwycić przynętę (jak zwykle) i drążyć o gwoździe. Jeżeli pozwolisz, wykorzystam okazję, że mówię po raz pierwszy, i zapytam o czas, którego jest coraz więcej. Przyzwyczaiłeś nas do anegdot, ale ostatnio, mam wrażenie, coraz chętniej dołączasz do nich wspomnienia, biograficzne okrawki. Przypomina mi się fragment z wiersza „Przez frontowe okno 2”: „[…] i idę do niego, a on/ jedzie do mnie i ustępuje mu drogi w wejściu na/ Mosty Warszawskie, wracam na ten nowszy, a / on wjeżdża na ten starszy, bo ja idę w sylwestra 2018/19,/ a on jedzie w sylwestra 2003/4, kiedy już drugiego mostu jeszcze/ nie było […]”. Tym wierszem zamykasz Wojnę (pieśni lisów).
K.G.: Dbają. Szczególnie te. I tamte. I tamta, tamta i tamta. A on nie dba, obaj nie dbamy o siebie, on do domu idzie, na skłot, ja z domu, ze skłotu do skłotu. Bo skłot na Kromera był ostatnim, o którym mówiłem na de, na następne mówiłem już na be. Byt; i nawet nie ma gdzie akcentu wsadzić, że to po czesku. Ale to mieszkanie, nie dom.
A, i nie ja zamykam. W Biurze Literackim zamyka Artur Burszta, jego kreator z kreatyny i muskułów, z gliny odmuchanej z popiołu. Jego Golem, a my tańczące Żydy z Žižkova, on nasze gospodarstwo, nasza wiara i omega.
On ułożył kolejność.
J.S.: Dwa rowery, dwa skłoty, dwie opowieści, które zataczają się i wpadają na siebie. Takie pytanie „przez siedemdziesiąt metrów/ huku, wrzasku, nonsensu”: tylko Artur układa kolejność, czy aktywnie w tym pomagasz? Myślę o polanie nad Widawą (51°10’31.2„N, 17°06’05.8„E) w pobliżu skłotu na Kromera, którą starasz się w sposób oficjalny nazwać Skwerem poezją. W jednym z ostatnich wywiadów (albo prywatnej rozmowie?) zdradziłeś, że miejsce to służyło wam w latach zerowych za kąpielisko. Wydanie wyboru wierszy, retoryczne klamry podsumowujące własne historie ‒ czy Konrad Góra przechodzi na pozycje klasyczne?
A.T.: Jest dużo [n]ich, coraz mniej państwa? Jak układają się twoje relacje z państwem, od kiedy przysłano cię coś mu/im unaocznić?
K.G.: No mi ułożył, ja bym je puścił podle książek. Jest taki żenujący szczegół w wyborach, że ciąży się ku nowszym tekstom, co w zasadzie nie ma sensu, ale miałem z tyłu czapki, że z wiosną chcę reprintować w papierwdole Requiem… i Pokój widzeń w jednym składaku (znowu rower). Klasykiem, tak, klasykiem rozchlapującym Widawę przy Dębie Bakłażanu.
Z państwem nie mam żadnych problemów, bo go nie mam. Jestem Ślązakiem; Ślązakiem w pierwszym pokoleniu, nawet nie Dolnoślązakiem, przeciwny jestem separatyzmom w mojej Ojczyźnie; ja jestem Ślązak od Budziszyna po Čadcę, przez Opolę i Opavę, przez czarne cegły Gliwic, przez Wujka, Halembę i Karvinę, zryty do cna Turoszów, zaćpany Wałbrzych, trzeszczący pustką Broumov; wiecie wy, co jest daniem narodowym Śląska?
Knedle z klipsem komorniczym (farsz zajęty).
J.S.: Może takich klasyków nam trzeba, wiesz, ci zawsze znajdują sobie jakąś lokalną strugę, w której się chlapią, czy to Wisłę, czy Issę. Mam coś, o czym jeszcze chyba nie rozmawialiśmy, ale najpierw przypomnę może teorię trzeciego pokolenia, którą klarowałeś w drodze do Wrocławia z Siennej. Po oszałamiającej historii dotyczącej świecenia opieniek stwierdziłeś, że pomiędzy powrotem spożycia brukwi (właściwie powrotem smaku na pastewne) i odradzaniem faszyzmów występuje silna zależność. A teraz ta nowość. Kiedy obserwuję prowadzoną przez ciebie rekonstrukcję wiedzy pozwalającej na samodzielne przetrwanie w terenie pozamiejskim, popularyzowanie korzystania z dzikiej roślinności, zauważam, że z natchnionego flâneura zamieniasz się w typ raczej postapokaliptycznego stalkera (takiego z filmu Tarkowskiego, przewodnika po Zonie).
K.G.: Którejś nocy w lesie przestałem go słyszeć, teraz niedawno spałem w gościnnym na nowym skłocie i obudził mnie sygnał mesendżera, nie od przechodnia, z mieszkania albo biura po drugiej stronie ulicy. Opieńki, postawmy tę tezę w szerszym o parę osób gronie ‒ w końcu w necie mogą być zajęte wszystkie krzesła ‒ świecą z tak dziwaczną precyzją w stosunku do wschodów i zachodów słońca, że stawia się domniemanie, iż jest to nieudana, pierwotna szarża na oznaczenie życia w skali planetarnej. I co teraz ta trójpokoleniowość pamięci; w Ameryce jest taki niezbyt dobry w sensie moralnym naukowiec, Brian Dias, i on w 2015 roku z zespołem przeprowadzili eksperyment nad gromadą myszy, które męczono prądem równolegle z zapodaniem im zapachu wiśni; potem te myszy, oczywiście, okazywały zaniepokojenie wobec tej woni, co jednak zdumiewające, robiły to też ich dzieci i wnuczęta (a w badaniu traumatyzowano tylko samce). W cholerę to wyjaśnia; w czwartym, nowym pokoleniu po wojnie wraca brukiew, topinambur, bataty przestają się kojarzyć z przemrożonymi ziemniakami i wracają zwierzęcy rasizm oraz antysemityzm, endecki faszyzm; wraca przecież kloaką pokolenia trzeciego, z rzadka drugiego, ale dopiero teraz ich brednie nie napotykają u całego, pierwszego pokolenia, oporu somatycznego. A ja wracam do lasu, jestem jeszcze trzecia generacja.
J.S.: Wydaje się, że w niedalekiej perspektywie niestety ten wyścig wygramy, konstruując na orbicie megalityczny świetlik Starlink. Kolejne oczko w skali Kardaszewa. Pokusiłbyś się o próbę wyjaśnienia takiej potrzeby kosmicznego afiszowania się życia? Zapach wiśni… Czytam teraz artykuł opublikowany przez Diasa, który jest podsumowaniem wspomnianych przez ciebie badań. Widzę, że w rzeczywistości chodziło o acetofenon, którego zapach przypomina woń wydzielaną przez kwiaty wiśni. W pierwszej chwili pomyślałem o rozgniecionych, dojrzałych, ale wciąż kwaśnych owocach. W dotychczasowych badaniach nad dziedziczeniem traumy i postpamięcią, zapoczątkowanych przez Marianne Hirsch, odkrywany przez drugie i trzecie pokolenie afekt, jeżeli dobrze pamiętam, zwracał się przeciwko nosicielowi. W czwartym pokoleniu faszyzm odrodzić mógłby się dzięki pogardzie międzygatunkowej? Zwrócenie się przeciwko podstawowej nosicielce, planecie, jako bezpośredni wynik stresu skumulowanego w gatunku po wielkiej wojnie? To załóżmy, wbrew tytułowi naszej rozmowy, że będzie jednak ileś dzieci naszych dzieci po tym, co zrobiliśmy zwierzętom. Stres naszych zwierząt rzeźnych wybuchnie w głowach naszych wnucząt w sposób podobny? Jeżeli tak, czym są w twoim wierszu zwierzęta. Przekraczającym życie transferem gniewu? Świecisz jak opieńki, Konradzie?
K.G.: Hirsch, wiśnie… Nie, faszyzm odradza się po transmisji jako cecha ofiar. I tak się narodził, u przegranych. A jestem najlepszym poetą polskiego piszącym o zwierzętach, bo są u mnie zwierzętami, nie metaforą obcości.
Nie świecę, zaciągam światło. Olek gdzie poszedł? Musimy przeturlać do drewutni pniaki, na których siedzimy, bo leje już, nie pada.
J.S.: Olek poszedł w las, bo nigdy nie widział żółciaka, ale skoro leje, to zaraz pewnie wróci. Ciemno się zrobiło, zapal światło w oknach, łatwiej będzie mu trafić.
K.G.: Wyjątkowo późno jest w tym roku drugi rzut żółciaka… I pierwszy raz zaliczyłem jesienią świeższego, bardziej soczystego niż w maju.
J.S.: Widziałem nagranie, byłeś bardzo podekscytowany tym cięciem.
K.G.: To był żółciak roku… 15 kg, a byliśmy tam drudzy.
A.T.: Panowie, ja idę do Żabki, bo tu nie pada, a zamkną.
K.G.: Rere kum kum. Weź mi perry miłosławskie i pusty karton.
A.T.: Chcesz pusty karton?
K.G.: Jo. Wgłębny.
A.T.: W mojej Żabce zainstalowali piszczące bramki i na każdą butelkę piwa zakłada się taki plastikowy dynks jak na ubrania w sklepie z ubraniami. A na co ci karton wgłębny?
K.G.: Do kań.
J.S.: Mogliby zainstalować też plastikowy dynks do kań, żebyś ich z lasu na niekorzyść państwa nie wynosił. Coś w necie szumi o zabezpieczeniu runa. Pospaliście się, panowie, jak widzę?
A.T.: Ja trochę tak, ponieważ nie jadę pociągiem. W kwestii regulacji, pozyskiwania i dynksowania, piękne jest to, że grzyby są zasadniczo pod ziemią. Dawno się na nas poznały.
J.S.: Nie możesz jechać pociągiem, skoro siedzimy pod domem Konrada, w Ligocie. Widzę, że sny są przestrzenne, ale to dobrze, zróbmy sobie miejsce chociaż w snach. No tak, dynksuje się to, co nad powierzchnią, widzialne, trzeba mieć za co uczepić.
A.T.: A grzyb się z nas śmieje.
J.S.: Burczy na nas. Z wewnątrz. Teraz Konrada zmorzylo. Biedny, mówił, że się przeziębił.
A.T.: Konrad jest poetą, który wybiera milczenie.
J.S.: To miłe być ze sobą w zgodzie tak aż do korzeni. Ciało wie, co postuluje głowa. Mam jeszcze pół butelki piwa i też pójdę w kimkę. Wiesz, co jest najśmieszniejsze, Olku? Że Artur każdemu z nas da „sto złoty” za tę rozmowę, a z uzbieranych pieniędzy będziemy mogli wydrukować książkę Ilony Witkowskiej, której tytułu jeszcze nie znam.
A.T.: Konrad staje w miejscu grzybni. Nie zrobił sobie wyboru i zniknął z rozmowy z jego autorem. Ale burczy.
Jeśli o mnie chodzi, jak na razie wygląda to trochę tak, że Artur płaci mi za milczenie.
J.S.: Konrad najpiękniejszy jest jako grzybnia. Kto wie, czy Jakub Skurtys nie zrobi z tego najlepszej ever metafory klasycznienia Góry. To milczenie z Szekspira, choć mogło być i z Szymborskiej. Wkrótce spadnie śnieg. Takie są na wsi rozrywki. Peryferia zaczynają się gdzie bądź.
A.T.: Konrad?
J.S.: Zaczekajmy. Co jemy na śniadanie?
A.T.: Znaleźne.
J.S.: Afirmuję. Niech śpi. Dokończymy o świcie. Śpijmy.
A.T.: Czuwamy.
A.T.: Dzień dobry. Zimno jest. Trzeba napalić.
K.G.: Palone, jak należy, z góry. Tortillę z godnością i sosem głogowo-kalinowym. Kwiat słonecznika szorstkiego faszerowany niecierpkiem himalajskim (w kwiecie kwiat). Kawa z przelewu przez nakłuty sosnowymi szpilkami muchomor czerwony.
Ilona też chyba tego tytułu nie zna.
A.T.: Trochę hipsteriada, tak to przynajmniej może zabrzmieć. Spacer po lesie, wiersze wybrane, dlaczego więc nie książka kucharska? Wszystko wydaje się zmierzać w tym kierunku. Jaka byłaby książka kulinarna dla twojego Śląska?
K.G.: To miałem pod ręką, kukurydzę zmilczmy. Od wiosny w papierwdole będą wychodzić broszury kuchenno-łazikowe, teksty moje, zdjęcia Kaśki Włodarczyk, trzy pierwsze mogę zapowiedzieć: Wzgardzona potęga (o podagryczniku), Grzyby wiosny i Żywe użytkowanie drewna. Potem Owoce ekstraktywne (róża, głóg, berberys, tarnina, pigwowiec) i diabli wiedzą, co jeszcze. Chciałbym wydawać nie mniej niż 6 rocznie.
ur. w 1990 r. we Wrocławiu. Publikował m.in. w „Odrze” i „2miesięczniku”. Laureat „Połowu” oraz projektu „Pierwsza książka” w ramach festiwalu Stacja Literatura.
Ur. 1993. Teksty poetyckie i krytyczne publikował m.in. w „Odrze”, „Kontencie”, „Stonerze Polskim”, „Nowym Napisie”, „Wizjach”, „Drobiazgach”, „Czasie Literatury”, „biBLiotece” i „Tlenie Literackim”. Debiutował w antologii Połów. Poetyckie debiuty 2019 (Biuro Literackie, 2020). Laureat Nagrody Specjalnej w XXVI Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina i IV Ogólnopolskiego Konkursu na Książkę Literacką „Nowy Dokument Tekstowy”. Wolny elektron w inicjatywnie wydawniczej papierwdole. W październiku ukaże się jego debiutancka książka poetycka Święta pracy.
ur. w 1978 r. Za tom Pokój widzeń(2011) nominowany do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Wydał również książki Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem(2008), Siła niższa (full hasiok) (2012), Nie (2016) i Kalendarz majów (2019), który przyniósł mu nominację do Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody Literackiej Nike. W 2020 r. ukaże się jego wybór wierszy Wojna (pieśń lisów). Autor wyboru wierszy Anny Świrszczyńskiej Kona ostatni człowiek. Mieszka w Ligocie Małej i lasach.