wywiady / o pisaniu

Czuję się zdecydowanie nieświadomy swojego pisania

Roman Honet

Tomasz Pułka

Rozmowa Romana Honeta z Tomaszem Pułką, towarzysząca premierze antologii Poeci na nowy wiek, wydanej w Biurze Literackim 8 kwietnia 2010 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roman Honet: Czy zgo­dził­byś się z tezą, że obec­nie spo­ty­ka się model poety powsta­ły z połą­cze­nia para­dyg­ma­tu Miło­szo­we­go z posta­wa­mi zaczerp­nię­ty­mi z kul­tu­ry maso­wej? Przez para­dyg­mat Miło­szo­wy rozu­miem moc­no wyeks­po­no­wa­ną świa­do­mość wła­sne­go ja w połą­cze­niu z rygo­ry­stycz­nym i prze­my­śla­nym posia­da­niem celu, któ­rym jest pisa­nie. Albo – któ­ry jest w pisa­niu. Przez posta­wy zaczerp­nię­te z kul­tu­ry maso­wej rozu­miem przede wszyst­kim samo dąże­nie do auto­ek­spo­zy­cji. W efek­cie powsta­je oso­bo­wość dys­po­nu­ją­ca świa­do­mo­ścią waż­no­ści wła­sne­go ja i roz­po­wszech­nia­ją­ca je inten­syw­nie, ale jej cel nie ozna­cza już pisa­nia, ani nie leży w pisa­niu, ponie­waż tkwi w samej oso­bie, w jej pozba­wio­nym reflek­sji i rygo­ru ego. Czy­li pomysł na pisa­nie ozna­cza pomysł na sie­bie. Czy to się zda­rza? Co myślisz?

Tomasz Puł­ka: Ele­ganc­ka dia­gno­za! Zda­rza się, jasne, oczy­wi­ście. Pisa­nie jest obec­nie przede wszyst­kim jed­ną z dróg do zdo­by­cia popu­lar­no­ści (nie wcho­dząc już w roz­wa­ża­nia nad pró­bą tej popu­lar­no­ści). Dosko­na­le wiem, skąd to pyta­nie poja­wi­ło się na począt­ku; jest bar­dzo prze­wrot­ne. Bo jeśli­by przy­jąć Two­ją – chy­ba trosz­ku napręd­ce wysto­so­wa­ną, acz sku­tecz­ną – dia­lek­ty­kę: nie czu­ję się kom­pe­tent­ny do udzie­le­nia odpo­wie­dzi, gdyż przez wzgląd na sto­sun­ko­wo wcze­sny debiut pisa­nie doku­ment­nie „zor­ga­ni­zo­wa­ło” mój „wize­ru­nek”, toteż jestem wje­ba­ny w ten samo­or­ga­ni­zu­ją­cy się sys­tem i jaka­kol­wiek kon­te­sta­cja zabrzmi cokol­wiek sztucz­nie. Ale masz rację: mało jest – we współ­cze­snej pol­skiej poezji – eks­plo­ra­cji, za dużo wago­ni­ków ze śmie­cia­mi, wspi­na­ją­cych się na hał­dę. Obser­wu­ję w kole­gach gorącz­ko­we poszu­ki­wa­nia „meto­dy na zaist­nie­nie”. Stąd te wszyst­kie Gawi­ny.

Potra­fisz odważ­nie wypo­wia­dać się o liry­ce współ­cze­snej, paro­krot­nie dałeś temu wyraz. Dla mnie odwa­ga w tego typu sytu­acjach zawsze ozna­cza oso­bi­stą, odmien­ną, na ogół nega­tyw­ną, oce­nę zja­wisk, któ­re powszech­nie są oce­nia­ne pozy­tyw­nie. Czy zdo­był­byś się na odwa­gę i powie­dział, co dla Cie­bie w liry­ce współ­cze­snej jest mydle­niem oczu, wci­ska­niem kitu, inte­lek­tu­al­nym oszu­stwem, co jest prze­re­kla­mo­wa­ne – i żeby to jakoś zrów­no­wa­żyć – gdzie zło­to leży na uli­cy, nie­do­strze­żo­ne, gdzie pano­wa­ła cisza, a powin­no być gło­śno. I jesz­cze jed­no pyta­nie, dla uza­sad­nie­nia – dla­cze­go?

Ostat­nim skur­wy­syń­stwem jest gene­ro­wa­nie przy­jem­nych czy­tel­ni­ko­wi tek­stów, „skro­jo­nych na mia­rę”, korzy­sta­ją­cych z mode­lu mają­ce­go się podo­bać „wier­sza nie­szu­fla­do­we­go”: rów­niut­ko z pra­wej, rów­niut­ko z lewej, jakaś „rdza”, jakieś „topią­ce się zwie­rzę­ta” albo „dzie­ci”. No i epi­go­nizm. A wszyst­ko to oczy­wi­ście wyłącz­nie jako pre­tekst do bycia „doce­nio­nym”. Zresz­tą już dość się poplu­łem przy oka­zji tek­stów publi­ko­wa­nych na niedoczytania.pl; nie będę teraz wpa­dał w mania­nę. Coraz bar­dziej nato­miast draż­nią mnie mecha­ni­zmy auto­pro­mo­cji, to osten­ta­cyj­ne „robie­nie sobie dobrze” w wyda­niu auto­rów star­tu­ją­cych z pozio­mu esty­my zdo­by­tej wśród zna­jom­ków na por­ta­lu poetyc­kim, kle­pa­nie się po tył­kach, utwier­dza­nie swo­jej rze­ko­mej war­to­ści. Coś, co nie­gdyś było jedy­nie dome­ną osie­dlo­wych grup poetyc­kich, zaczy­na tra­wić regu­lar­ny obieg wydaw­ni­czy. Jakub Winiar­ski piszą­cy odno­śnie hege­mo­nii Biu­ra Lite­rac­kie­go: „Resz­ta jest tłem. Bo musi być jakieś tło.” – ręce opa­da­ją. A zło­to? Zło­to nie leży na uli­cy, zło­to na szczę­ście się sza­nu­je i nie ule­ga pro­po­zy­cjom łatwe­go lan­su. Czu­ję spo­ry wyrzut sumie­nia z tytu­łu, że rewe­la­cyj­ny Grze­lec cią­gle zwle­ka z debiu­tanc­ką książ­ką przez wgląd na pry­wat­ny per­fek­cjo­nizm; że Rafał Waw­rzyń­czyk co rusz publi­ku­je w inter­ne­cie zestaw tek­stów zdol­ny wyru­chać każ­dy, pewien sie­bie, zadar­ty nosek jara­ją­cy się publi­ka­cją w „Wier­szu świą­tecz­nej”, że wszyst­ko, co nowa­tor­skie i nie­wy­god­ne post­bru­lio­now­skie­mu kano­no­wi, ska­za­ne jest na nie­uwa­gę. Dla­cze­go „powin­no być gło­śno”? Nie wyda­je mi się, żeby roz­głos był istot­ny. Rezo­nans owszem.

„mogę się pochy­lić i zebrać to co zosta­nie / z luster­ka roz­bi­te­go w kie­sze­ni przez ner­wo­we pal­ce” – pozwo­li­łem sobie na przy­wo­ła­nie aku­rat tego frag­men­tu Two­je­go wier­sza dla­te­go, że chcia­łem zapy­tać, czy Ty widzisz swo­je wier­sze, swój świat jako efekt, powiedz­my, nie­kon­tro­lo­wa­nej kre­acji czy gro­ma­dze­nia, żmud­ne­go zespa­la­nia ele­men­tów, kom­po­no­wa­nia, moż­na powie­dzieć – nie cho­dzi mi o war­to­ścio­wa­nie oby­dwu moż­li­wo­ści. Oczy­wi­ście uchy­lam się teraz od niu­an­sów mogą­cych prze­ni­kać przez oby­dwa porząd­ki, co nie ozna­cza, że nie powin­ny się zja­wić.

Czu­ję się zde­cy­do­wa­nie nie­świa­do­my swo­je­go pisa­nia.

Krót­kie pyta­nie. cichynabiau.blogspot.com. Po co Ci to?

A po co Ci to „po co ci to?”? „Cichy Nabiau” powstał wyłącz­nie dla jaj, dla bani. Żeby spraw­dzić, jak dale­ko się­ga recep­cja spa­mu i głu­po­ty. Sko­ro star­tu­jąc od jara­nia lol­ków i kle­je­nia pierw­sze­go zinu roz­grza­nym woskiem nagle jeste­śmy zapra­sza­ni pod ban­de­rą „Ciche­go Nabiau” na festi­wal Elec­tro­ni­ca Magi­stra Nostra to zna­czy, że osten­ta­cyj­nie się wygłu­pia­jąc moż­na wysto­so­wać paran­si­stow­ską pro­jek­cję. Poza tym udział w gru­pie „Per­fo­kar­ta”, któ­ra pod dowo­dze­niem Roma­na Brom­bosz­cza prze­dzie­ra szla­ki pol­skiej poezji cyber­ne­tycz­nej po pew­nym cza­sie doma­gał się ujścia. Wyda­je mi się, że dla­te­go Pod­gór­ni wysto­so­wał blo­ga. Ale serio: uwa­żam, że sen­sow­ność dzia­ła­nia „Ciche­go Nabiau” jest uza­sad­nio­na przede wszyst­kim przez kil­ka płyt jakie się tam uka­za­ły (m.in.: „grand cany­on” we współ­pra­cy ze Szcze­pa­nem Kopy­tem) oraz – co „dla nas” naj­waż­niej­sze – dwa pdf’o­we arku­sze: Ścia­na Insa­na Woj­cie­cha Stęp­nia oraz Pozdro­wie­nia z Hote­lu Lam­bert hra­bie­go Domi­ni­ka Nawroc­kie­go. Jestem zda­nia, że to kawał dosko­na­łej poezji wymy­ka­ją­cy się wszel­kim kate­go­ry­za­cjom.

Sko­ro zna­leź­li­śmy się przy sie­ci, poroz­ma­wiaj­my o kole­sio­stwie. Gdy zaczy­na­ły się poja­wiać stro­ny poświę­co­ne lite­ra­tu­rze, zakła­da­no, że lite­ra­tu­ra w sie­ci może być alter­na­ty­wą dla ukła­dów panu­ją­cych w redak­cjach tra­dy­cyj­nych pism. Że może je roz­bić, prze­ni­co­wać, unie­waż­nić. Tak się zło­ży­ło, że reda­go­wa­łem pismo tra­dy­cyj­ne, a teraz, gdy patrzę na sieć nie poprzez hipo­te­zy inter­ne­to­wych ide­ali­stów, ale poprzez fak­ty, widzę, że tra­dy­cyj­ne ukła­dy redak­cyj­ne do kole­sio­stwa inter­ne­to­we­go mają się tak jak bek­nię­cie w kre­to­wi­sku do wyzie­wów wul­ka­nu Kra­ka­tau. Może ja nie­do­brze patrzę. Może dla­te­go inte­re­su­je mnie, jak Ty to widzisz.

Jestem zdzi­wio­ny, że trak­tu­jesz mnie jako jakie­goś „sie­cio­we­go akty­wi­stę”, hehe. Ukła­dy? Kole­sio­stwo? Jasne, w porząd­ku, obec­ne i w medium papie­ro­wym i inter­ne­to­wym, ale zważ, że matry­ca wypo­wie­dzi przy oka­zji tego dru­gie­go jest znacz­nie bar­dziej „uczci­wa”; pozwa­la­ją­ca na natych­mia­sto­wą inter­wen­cję, nie­mo­de­ro­wa­ny dia­log. Nato­miast „bek­nię­cie w kre­to­wi­sku” – świet­ne.

Zaha­czy­li­śmy i o pisma, i sieć w spe­cy­ficz­ny spo­sób. Może pora na luź­niej­sze pyta­nie: czy masz ulu­bio­ne pisma lite­rac­kie i miej­sca w sie­ci, to zna­czy krót­ko: bywasz, zaglą­dasz, czy­tasz.

Ulu­bio­ne pisma, jeśli­bym już musiał wska­zać, to chy­ba „Opcje” i „Rita Baum” – inte­re­su­ją­ce, wymy­ka­ją­ce się nad­mier­ne­mu tema­ty­zo­wa­niu. Miej­sca w sie­ci? Oczy­wi­ście nie­oce­nio­ny „Cyc Gada” i „rodzin­ne” Nie­do­czy­ta­nia. A pro­pos ser­wi­su Janic­kie­go, Waw­rzyń­czy­ka i spół­ki – mam nadzie­ję, że bada­cze wyno­tu­ją kie­dyś „cycyzm” jako jed­ną z kry­tycz­no­li­te­rac­kich szkół.

Naj­waż­niej­sze tego­rocz­ne nagro­dy lite­rac­kie w Two­im odbio­rze. Co sądzisz o Gdy­ni i Nike dla Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, Nagro­dzie Fun­da­cji im. Kościel­skich dla Tade­usza Dąbrow­skie­go oraz – żeby się nie ogra­ni­czać – Lite­rac­kiej Nagro­dzie Nobla dla Her­ty Mül­ler?

Nic nie sądzę. Nato­miast bar­dzo podo­ba­ła mi się uwa­ga Jasia Kape­li o – jesz­cze nie­daw­no – maso­wo prze­ce­nia­nych książ­kach Mül­ler zale­ga­ją­cych w „Taniej książ­ce” i pro­ble­mie logi­stycz­nym, jaki wystą­pił po przy­zna­niu jej Nobla. O książ­ce Dyc­kie­go pisa­łem już przy oka­zji jej pre­mie­ry; nagro­dy wyda­ją mi się uza­sad­nio­ne, bo mimo że – bądź­my ze sobą szcze­rzy – Pio­sen­ka… nie jest naj­lep­szą książ­ką Dyc­kie­go, to jest to jeden z nie­licz­nych auto­rów, któ­rych moż­na „trak­to­wać” prze­kro­jo­wo. Dąbrow­skie­go nie czy­ta­łem.

„Każ­dy sprze­ciw jest na pokaz” – zapi­sa­łeś w ostat­nim tomie. A co nie jest? Co – według Cie­bie – jest w liry­ce cięż­kie do poka­za­nia, sła­bo wido­wi­sko­we, z tru­dem się eks­po­nu­je, cho­ciaż jest istot­ne? I pozwo­lę sobie od razu zapy­tać, cze­go Ty nigdy nie poka­zał­byś czy­tel­ni­ko­wi, o wier­sze pytam, to tak przez dokład­ność. Z róż­nych powo­dów – może to być, daj­my na to, nie­opła­cal­ność pew­ne­go gestu, może być wstyd czy nie­chęć, cokol­wiek.

Ostat­nio zaj­mu­je mnie wątek świa­do­mej sie­bie świa­do­mo­ści, więc trud­ny do poka­za­nia, odda­nia, jest dla mnie przede wszyst­kim sam akt decy­zji na arty­ku­la­cję: moment, kie­dy nie czu­je­my potrze­by wypo­wie­dze­nia, bo wypo­wiedź jawi się jako oczy­wi­stość. O tym trak­tu­je wiersz „Divi­ne” z ostat­nie­go tomu. Cze­go nie poka­zał­bym? Chciał­bym poka­zać, że nie potra­fię poka­zać przez regu­ły rzą­dzą­ce „poka­zy­wa­niem”. Napi­sa­li­śmy wspól­nie z Łuka­szem Pod­gór­nim (to zna­czy: Łukasz miał gorącz­kę i postu­lo­wał rze­czow­ni­ka­mi, ja zapi­sy­wa­łem mode­lu­jąc) mani­fest, znaj­du­je się tutaj: http://cycgada.art.pl/?p=1281; on odpo­wia­da z nawiąz­ką na to pyta­nie.

Mając na wzglę­dzie pro­jekt Poeci na Nowy Wiek, na zakoń­cze­nie zwy­kłem pytać moich roz­mów­ców o debiu­ty ostat­niej deka­dy, ale może war­to zro­bić wyją­tek. Chcia­łem Cię zapy­tać, na kogo spo­śród auto­rów, któ­rzy nie wyda­li jesz­cze tomu, war­to zwró­cić uwa­gę? Kogo widzisz? Kogo cenisz?

Jak już nie­raz pisa­łem: Adam Grze­lec i Rafał Waw­rzyń­czyk. Przede wszyst­kim. Koniecz­nie. Zaraz za nimi Joan­na Dzi­wak i wszy­scy, któ­rych wraz z Pod­gór­nim uwzględ­ni­li­śmy w swo­im cyklu felie­to­ni­ków: http://niedoczytania.pl/?cat=425.

O autorach i autorkach

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Tomasz Pułka

Poeta, prozaik. Pochodził z Rudnika k. Myślenic, mieszkał w Krakowie, gdzie studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Członek grupy „Perfokarta” zajmującej się tworzeniem i promocją poezji cybernetycznej. Współredagował art-blog „Cichy Nabiau”. Laureat Nagrody Literackiej Dżonka (2007). Zmarł 9 lipca 2012 roku we Wrocławiu.

Powiązania