wywiady / o książce

Dalszy ciąg

Dawid Mateusz

Jakub Skurtys

Rozmowa Jakuba Skurtysa z Dawidem Mateuszem, towarzysząca wydaniu almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2018, który ukazał się nakładem Biura Literackiego 3 czerwca 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jakub Skur­tys: Dawi­dzie, załóż­my opty­mi­stycz­nie, że zała­twi­my tu trzy spra­wy na raz: zro­bi­my tro­chę szu­mu wokół sze­ścior­ga począt­ku­ją­cych auto­rów, pod­bi­je­my polu­bie­nia dla Biu­ra Lite­rac­kie­go, a przy oka­zji poroz­ma­wia­my o mło­dej poezji i o tym, co wyda­je się w niej obec­nie domi­no­wać. Ale pierw­sza spra­wa jest taka: dla­cze­go tyl­ko Ty poła­wia­łeś w tym roku? Przy­wy­kli­śmy do grub­szej anto­lo­gii, któ­ra jest wyni­kiem współ­pra­cy przy­naj­mniej dwóch poetów-kry­ty­ków-redak­to­rów, i to ich „dzi­wacz­ne wybo­ry” two­rzy­ły póź­niej inte­re­su­ją­cy dwu­głos. Teraz są tyl­ko Two­je „dzi­wacz­ne wybo­ry”. Cię­cia kosz­tów? Zmia­na zało­żeń Poło­wu jako anto­lo­gii?

Dawid Mate­usz: Z tym solo­wym poła­wia­niem to nie do koń­ca praw­da. Wybie­ra­li­śmy we trój­kę ‒ z Joan­ną Muel­ler i Artu­rem Bursz­tą. Pech (lub szczę­ście) chciał, że byli­śmy w tym wybo­rze zgod­ni. Nie sądzę, że mniej­sza licz­ba auto­rów w tego­rocz­nej anto­lo­gii mia­ła jakiś gigan­tycz­ny wpływ na koszt całe­go przed­się­wzię­cia. Wybra­li­śmy tych, któ­rych uzna­li­śmy za goto­wych na tyle, by cho­ciaż w nie­wiel­kiej prób­ce poka­zać ich świa­tu (gdy­by tyl­ko cały świat się nami inte­re­so­wał).

A twój udział w tym pro­jek­cie? Do tej pory byli tam na ogół sami poeci z dużym dorob­kiem, star­si od nas o co naj­mniej jed­no poko­le­nie…

Pro­po­zy­cja moje­go współ­udzia­łu w wybo­rze wyszła od same­go Artu­ra. Po prze­my­śle­niu spra­wy, uzna­łem to za dobry pomysł. Jako autor debiu­tu­ją­cy nie­daw­no i obser­wa­tor przede wszyst­kim tego naj­śwież­sze­go obie­gu mło­do­po­etyc­kie­go (debiu­tan­tów i pre­de­biu­tan­tów), nie jestem być może naj­gor­szym wybo­rem. Tego­rocz­ny Połów jest w moim rozu­mie­niu nie­ja­ko prze­dłu­że­niem pra­cy, któ­rą wyko­nu­ję wraz z eki­pą Kra­kow­skiej Szko­ły Poezji czy zaini­cjo­wa­nej prze­ze mnie sześć lat temu nagro­dy „Bro­war za debiut”. Mam 33 lata, kil­ka lat jesz­cze chciał­bym to pocią­gnąć, nato­miast potem musi to prze­jąć ktoś następ­ny. Nie chciał­bym takiej sytu­acji, jak w nagro­dach lite­rac­kich, gdzie mamy skan­da­licz­ne beto­no­wa­nie skła­dów juror­skich na całe deka­dy, ewen­tu­al­ne wąt­pli­we etycz­nie migra­cje człon­ków i człon­kiń jury z jed­nej kapi­tu­ły do dru­giej. Podob­nie zresz­tą ma się spra­wa z kura­te­lą nad festi­wa­la­mi lite­rac­ki­mi. Ale to temat na inną roz­mo­wę.

A jak się czu­jesz jako lau­da­tor, a wła­ści­wie kry­tyk lite­rac­ki (to tro­chę krót­sza for­ma niż posło­wie do Roz­łą­ki Kami­la Kwi­dziń­skie­go, któ­re napi­sa­łeś, ale w sumie też wyma­ga­ją­ca prze­sta­wie­nia się na jakieś kry­tycz­no­li­te­rac­kie try­by)?

Oj, nie ‒ co to to nie ‒ wypra­szam sobie. Nigdy nie byłem i nie będę kry­ty­kiem lite­rac­kim. Nie mam ku temu zdol­no­ści m.in. tem­pe­ra­men­tal­nych. Trak­tu­ję to bar­dziej na zasa­dzie wyzwa­nia, bo dosko­na­le zda­ję sobie spra­wę z tego, że to nie jest natu­ral­ny dla mnie tryb posłu­gi­wa­nia się pol­sz­czy­zną.

Wspo­mnia­na przez Cie­bie KSP opar­ta jest ‒ jak to rozu­miem ‒ na pew­nej wizji kra­kow­skiej wspól­no­ty poetyc­kiej, jest oddol­nym towa­rzy­stwem, w któ­rym powo­li obra­bia­ją się kolej­ne gło­sy – tro­chę pod Two­im patro­na­tem, tro­chę Rober­ta Rybyc­kie­go, a tro­chę Miło­sza Bie­drzyc­kie­go. Ale w samym Poło­wie nie ma chy­ba niko­go z Kra­ko­wa, niko­go z eki­py, któ­ra jakoś to KSP two­rzy (pamię­tam, że do poprzed­nie­go Poło­wu mia­łem odwrot­ny zarzut: że wie­le osób było wła­śnie z Kra­ko­wa i wyda­wa­ły mi się bez­po­śred­nio zwią­za­ne wła­śnie z Two­im śro­do­wi­skiem twór­czym). Skąd teraz to nie­do­ma­ga­nie mało­pol­skiej sto­li­cy?

Człon­ki­nią KSP jest rów­nież m.in. Bar­ba­ra Klic­ka, budu­je­my oddzia­ły zamiej­sco­we. Nie kracz o tym nie­do­ma­ga­niu, bo wśród auto­rów wybra­nych do fina­łu kolej­nej odsło­ny Poło­wu jest sześć lub sie­dem osób z Kra­ko­wa. Może funk­cjo­nu­je­my w takim dwu­let­nim try­bie, nie wiem. Ale my tu o anto­lo­gii mie­li­śmy…

E tam (pozdra­wia­my Basię), oddzia­ły zamiej­sco­we nie muszą prak­ty­ko­wać na Open Mic’ach w Bazie i nie muszą usto­sun­ko­wy­wać się do mimo wszyst­ko under­gro­un­do­we­go życia lite­rac­kie­go w Kra­ko­wie. Może ten tryb dwu­let­ni to jakaś odpo­wiedź, a może nie chcie­li zaczy­nać jako wybra­ni przez Dawi­da Mate­usza?

Tak, sły­sza­łem już o „licen­cji na pisa­nie im. Dawi­da Mate­usza”. Cóż mogę powie­dzieć. Kie­dy podej­mo­wa­łem swo­je pierw­sze pró­by zaist­nie­nia w śro­do­wi­sku lite­rac­kim, podob­nie jak więk­szość kole­gów i kole­ża­nek, spo­ty­ka­łem się z ser­decz­nym i szcze­rym podej­ściem star­sze­go poko­le­nia. Podej­ście to moż­na by stre­ścić w zda­niu „spier­da­laj­cie, gów­nia­rze”. Były oczy­wi­ście chlub­ne wyjąt­ki, ale chy­ba wte­dy zro­dził się ‒ nie tyl­ko w mojej gło­wie ‒ pomysł na pró­bę posze­rze­nia tego wen­ty­lu dla naj­młod­szych, pomo­cy w pierw­szych kro­kach, cho­ciaż­by ta pomoc pole­ga­ła na „hej, pokaż co piszesz, wca­le nie mamy cię gdzieś”. Inna rzecz, że ten moment pierw­sze­go wej­ścia, pierw­szych spo­tkań i pierw­szych wyda­wa­nych ksią­żek jest dla więk­szej licz­by auto­rów naj­waż­niej­szy. Pyta­łem o to wspo­mnia­ne­go Miło­sza Bie­drzyc­kie­go ‒ on ten moment u sie­bie podob­nie wspo­mi­na. Ja zresz­tą też. Póź­niej, jak to śpie­wał Lou Reed, „it’s all down­hill after the first kiss”.

 Zno­wu uciek­nę od narze­ka­nia na pode­biu­tanc­kie roz­cza­ro­wa­nia i wra­cam w takim razie do poprzed­nie­go wąt­ku. Mie­li­śmy o anto­lo­gii. Jak opo­wia­da­łeś ostat­nio w refe­ra­cie pod­czas kon­fe­ren­cji na Pozna­niu Poetów ‒ jak żeście z Tad­kiem zakła­da­li „Zwrot­ni­cę”, to wciąż waż­ny był Staff, a jak z MLB „bru­lion”, to jed­nak bar­dziej Miłosz. Teraz żeście z Artu­rem i Joan­ną zro­bi­li Połówi zasta­na­wiam się, czy chcesz powie­dzieć nim coś kon­kret­ne­go o mło­dej poezji, czy mamy go po pro­stu prze­czy­tać jako anto­lo­gię, któ­ra mogła­by się rów­nie dobrze uka­zać w sze­ściu osob­nych arku­si­kach (jak to drze­wiej bywa­ło)? 

Arku­si­ki były pomy­słem raczej chy­bio­nym ‒ raczej, bo w cza­sach arku­szy nie mia­łem z BL jesz­cze nic wspól­ne­go. Wizje się zmie­nia­ją, to oczy­wi­ste. Wie­le zale­ży tak napraw­dę od kon­tek­stu. Kie­dy z Tade­uszem zakła­da­li­śmy „Zwrot­ni­cę”, a z Cze­sła­wem „Żaga­ry”, kon­tekst był nie­co inny. Teraz ten kon­tekst wymu­sza ‒ w naszym (tu mogę powo­łać się na kole­gów MLB i Rybic­kie­go) prze­ko­na­niu ‒ coś jesz­cze inne­go. Dużo bar­dziej od domi­nu­ją­ce­go w histo­rii naszej lite­ra­tu­ry mode­lu „wymia­ny poko­le­nio­wej” („zdy­chaj­cie, maśla­ki” vs. „trze­ba dorżnąć naszych ojców”) jest potrzeb­ny dia­log, wspól­ne dys­ku­sje i wymia­na myśli. Oczy­wi­ście nie cho­dzi o odtwa­rza­nie obce­go dla nas sys­te­mu, jak np. ame­ry­kań­ski, gdzie poeci funk­cjo­nu­ją nie­mal zawsze przy uczel­niach i są przed­sta­wi­cie­la­mi takiej a takiej szko­ły, ani o naśla­do­wa­nie swo­ich spo­so­bów pisa­nia. Może my po pro­stu odro­bi­nę bar­dziej wie­rzy­my we wspól­no­tę niż poko­le­nie uro­dzo­ne w latach 60. czy 70.

To waż­na kwe­stia, jesz­cze do niej wró­ci­my. A te arku­sze, jasne, ale jed­nak mówi­ły one o kon­kret­nym poecie, a potem zaczę­ły się anto­lo­gie, któ­re były czy­ta­ne jako pro­jekt dane­go poła­wia­cza, np. kry­ty­ko­wa­ne za hone­tyzm, doce­nia­ne za awan­gar­do­we poszu­ki­wa­nia Asi Muel­ler. Co nam mówi Połów 2018 jako całość? Czy coś w ogó­le mówi?

Może np. wska­zy­wać na repre­zen­tan­tów naj­cie­kaw­szych ten­den­cji i zja­wisk w naj­now­szej lite­ra­tu­rze. Mamy tutaj sze­ścio­ro poetów i poetek, naj­mniej w histo­rii, a jed­nak spek­trum pre­zen­to­wa­nych tutaj dyk­cji i poetyk, wyda­je mi się dotych­czas naj­szer­sze.

Zga­dzam się, wła­ści­wie nie­wie­le jest punk­tów wspól­nych mię­dzy tymi auto­ra­mi, ucie­kłeś więc od pierw­sze­go ryzy­ka takie­go wybo­ru: dobie­ra­nia ludzi, któ­rych poety­ki brzmią podob­nie do Two­jej. Ale sko­ro mówisz o „repre­zen­tan­tach naj­cie­kaw­szych ten­den­cji”, a nie „naj­cie­kaw­szych repre­zen­tan­tach ten­den­cji”, to zapy­tam Cię od razu, o te naj­cie­kaw­sze ten­den­cje i zja­wi­ska, któ­re mie­li­by repre­zen­to­wać poszcze­gól­ni auto­rzy. Bo wiesz, tro­chę tu sosnowsz­czy­zny (Pod­la­ski, Pierz­chliń­ski), tro­chę poezji soma­tycz­no-chto­nicz­nej (Hal­ber, Szau­liń­ska, może nawet Tosiek przez ten wiej­ski kon­tekst i podo­bień­stwa do Leb­dy), no i tro­chę Tro­ja­now­skie­go, jak sam wska­zu­jesz w komen­ta­rzu – uczą­ce­go się od Bar­giel­skiej i jadą­ce­go na tym samym rowe­rze z Kon­ra­dem Górą w prze­ciw­ne stro­ny. Napraw­dę tak wyglą­da­ją te naj­cie­kaw­sze ten­den­cje, czy może po pro­stu źle na to patrzę?

Pod­pusz­czasz mnie. Oczy­wi­ście, że dia­gno­za jest słusz­na (moim zda­niem), bo to od lat naj­moc­niej­sze ten­den­cje w naszej liry­ce. Coś się zmie­nia, nastę­pu­ją pew­ne prze­su­nię­cia, jed­nak­że te trzy nur­ty wyda­ją mi się obec­nie naj­sil­niej­sze. Jed­nak ‒ tutaj chciał­bym zazna­czyć ‒ taki, a nie inny wybór auto­rów podyk­to­wa­ny był prze­ko­na­niem, że z ponad set­ki zgło­szo­nych, to wła­śnie oni są naj­bar­dziej goto­wi i ‒ co dla mnie szcze­gól­nie waż­ne ‒ naj­bar­dziej samo­świa­do­mi. Mamy tutaj do czy­nie­nia z sze­ścior­giem auto­rów, któ­rzy wie­dzą, jaką dro­gą chcą podą­żać, wie­dzą, gdzie są ich źró­dła, i mniej wie­cej mają poję­cie, w któ­rą stro­nę będą tę podróż kon­ty­nu­ować. Krew mnie zale­wa, kie­dy sły­szę krą­żą­cych tu i ówdzie auto­rów, pod­wa­ża­ją­cych inten­cjo­nal­ność twór­cy – „ot, nie wiem, samo skądś przy­szło”. Nie mogę tego słu­chać. Tego­rocz­ni lau­re­aci tacy nie są, stąd ‒ mię­dzy inny­mi ‒ ten kre­dyt zaufa­nia.

No dobrze, wie­dzą, cze­go chcą, a Ty im dajesz pewien kre­dyt zaufa­nia. Tym­cza­sem ja, jako czy­tel­nik anto­lo­gii, też bym chciał coś wie­dzieć, żeby potem nie skoń­czyć jak Jon Snow.

Roz­le­ni­wiasz się, Jaku­bie, nie dość, że napi­sa­łem sześć lau­da­cji na ten temat, nie dość, że auto­rzy sami byli z tego odpy­ty­wa­ni w roz­mo­wach w „biblio­te­ce”, to jesz­cze chcesz, żebym odwa­lał robo­tę kry­ty­ki lite­rac­kiej. No dobrze, spró­buj­my. Eks­pe­ry­ment Pod­la­skie­go z języ­kiem schi­zo­fre­ni­ków wyda­je się naj­bar­dziej kar­ko­łom­ny, a jed­no­cze­śnie naj­bar­dziej rady­kal­ny. Nie wiem, gdzie go to dopro­wa­dzi i jak będzie się pre­zen­to­wał w cało­ści jego pro­jekt książ­ko­wy. Zafa­scy­no­wa­ło mnie nato­miast to, że bar­dzo czę­sto mło­dy autor zaczy­na od dyk­cji dużo bar­dziej przy­swa­jal­nych, łatwiej­szych i przy­stęp­nych dla czy­tel­ni­ka. Tutaj nato­miast mamy na dzień dobry wbi­te­go kli­na, z któ­rym musi­my kom­bi­no­wać.

To nie moje leni­stwo, to umiar­ko­wa­na wia­ra w czy­tel­ni­ków i ich moce prze­ro­bo­we, w moż­li­wość śle­dze­nia tych wszyst­kich roz­mów i lau­da­cji, któ­re w sumie są prze­cież po pro­stu bli­ską lek­tu­rą tych mło­dych pro­po­zy­cji. A Tosiek?

W przy­pad­ku Anto­ni­ny Tosiek mamy do czy­nie­nia z autor­ką, któ­ra od same­go począt­ku wie, w jakim kie­run­ku chce podą­żać, gdzie leży jej temat i jakie rejo­ny chce eks­plo­ro­wać. Nie powta­rzam się tutaj, wbrew pozo­rom. To autor­ka, któ­ra dzia­ła na nie­co innych polach ‒ z wykształ­ce­nia jest aktor­ką i jej sce­nicz­ne podej­ście do pisa­nia tek­stu lite­rac­kie­go też jest w tym zesta­wie widocz­ne.

To tro­chę takie wier­sze-opo­wie­ści, gawę­dy nawet. Zresz­tą, jak kie­dyś roz­ma­wia­li­śmy o jej poezji, to mia­łem taką uwa­gę, że to w sumie nie są wier­sze, że bra­ku­je mi w nich jakiejś lirycz­nej kon­den­sa­cji, bo ryt­micz­ne opo­wie­dze­nie histo­rii to za mało. Ale chy­ba Anto­ni­na jest już krok dalej, więc może Two­ja man­tra o „roz­wo­ju” tych auto­rów jest tu rze­czy­wi­ście naj­bar­dziej tra­fio­na. Przy oka­zji Marii Hal­ber wska­zu­jesz z kolei na goto­wość tej dyk­cji, na to, że ta poezja dłu­go cze­ka­ła na swo­je miej­sce.

Hal­ber stoi tro­chę tam, gdzie sta­ła Jabłoń­ska, praw­da? Z nią to cie­ka­wy przy­pa­dek jest. Wyzna­ła mi, że zbie­ra­ła się z wysła­niem na Połów od 2008 roku. To może wyja­śniać pew­ne wąt­pli­wo­ści doty­czą­ce dyk­cji, któ­re niniej­szym wyprze­dzam. Nato­miast z pew­no­ścią jest to pro­jekt zro­bio­ny. Sam jestem cie­kaw, jakie będą jego efek­ty za rok, dwa, kie­dy spo­dzie­wam się wyda­nia jej książ­ki. Podob­nie ma się sytu­acja z Tro­ja­now­skim.

Co masz na myśli?

Wyda­je mi się, że są to rze­czy w pewien spo­sób domknię­te i być może to po nich spo­dzie­wał­bym się naj­ry­chlej­sze­go debiu­tu. Być może nawet w tym roku, być może w przy­szłym. Ja jed­nak jestem ze szko­ły Boh­da­na Zadu­ry ‒ zade­biu­to­wać nale­ży, kie­dy zna się dal­szy ciąg. Tutaj ten dal­szy ciąg widzę. Zresz­tą, oczy­wi­ście nie tyl­ko w tych zesta­wach. Intu­icyj­nie wyda­je mi się jed­nak, że tutaj jest naj­bli­żej. A Ty co wyczy­ta­łeś z zesta­wów Pierz­chliń­skie­go albo Szau­liń­skiej?

Powie­dział­bym też, iż Twój tytuł lau­da­cji do zesta­wu Pierz­chliń­skie­go – Nouvel­les impres­sions de Bia­ło­gard– mimo że jest tro­chę żar­tem, pasu­je ide­al­nie. Poka­zu­je i bla­ski, i cie­nie tego pisa­nia na eta­pie, na któ­rym chy­ba teraz jest: echa poema­tów pro­zą Sosnow­skie­go, podob­ne ope­ro­wa­nie języ­kiem, wzo­ro­wa­nie się na meta­fo­ry­ce mary­ni­stycz­nej i świetl­nej, te apo­stro­fy…

No, to jest cie­ka­wa kwe­stia, bo widzia­łem rów­nież zde­cy­do­wa­nie inne wier­sze Pierz­chliń­skie­go, wier­sze, w któ­rych w nie­co odmien­ny spo­sób eks­pe­ry­men­to­wał z seman­ty­ką, i bar­dzo jestem cie­kaw, co by się sta­ło, gdy­by te dwie meto­dy w jakiś spo­sób połą­czył. A jeże­li cho­dzi o Szau­liń­ską – nie jestem tego tro­pu pewien – moczy kost­ki w tej samej wodzie, co Roman Honet? Cho­ciaż nie, nie wodzie – rze­ce. Rze­ka to może jest ta sama, ale prze­cież woda już nie.

Bar­dzo mi się podo­ba jej wiersz „late blo­omers”, jakiś taki wyobraź­nio­wo-afir­ma­tyw­ny tryb jej pisa­nia, któ­ry spo­ty­kam tro­chę u Fie­dor­czuk, tro­chę u Klic­kiej, a tro­chę u Janic­kie­go. Też bym chęt­nie zoba­czył u tej dwój­ki te połą­cze­nia, o któ­rym wspo­mi­nasz, ale na razie widzę wzor­ce, jakieś mode­le, ale nie wiem, cze­go od tych mode­li ocze­ki­wać. Dużo w tej anto­lo­gii – co odno­to­wu­jesz zresz­tą w komen­ta­rzach – poszu­ki­wań, któ­re mają dokądś zapro­wa­dzić, w któ­rych czuć prze­by­tą dro­gę, tyl­ko nie widać jesz­cze celu.

Ale widzisz, gdy­by­śmy się spo­dzie­wa­li jakie­goś koń­ca tych dróg, to powin­ni­śmy roz­ma­wiać o debiu­tanc­kich książ­kach. Nato­miast o zeszło­rocz­nej anto­lo­gii Poło­wu sam pisa­łeś, że wyprze­dza o 2, 3 lata real­ny ruch w lite­rac­kim świe­cie.

No, bo wyprze­dza­ła, pisa­łem szcze­rze, zresz­tą, zaraz będzie­my z niej mie­li ileś tam debiu­tów. Co do tej nie mam na razie takie­go prze­ko­na­nia. A co powiesz o tym, że wszy­scy auto­rzy tym razem rze­czy­wi­ście nale­żą do jed­ne­go poko­le­nia – prze­ło­mu lat 80. i 90., Anto­ni­na Tosiek jest naj­młod­sza (’96), ale w tym przy­pad­ku nie czuć róż­ni­cy wzglę­dem resz­ty pro­po­zy­cji. Pytam o to, bo poprzed­ni Połów to były wła­ści­wie wcze­sne rocz­ni­ki 80., jeśli dobrze pamię­tam?

To zde­cy­do­wa­nie, mimo róż­ni­cy nie­mal deka­dy mię­dzy naj­star­szy­mi i naj­młod­szy­mi lau­re­ata­mi, wyda­je się, że pre­zen­tu­ją oni jed­nak pew­ną spój­ność świa­to­po­glą­do­wą i lite­rac­ką. Ale wyda­je mi się też, że cho­dzi o bar­dzo podob­ny moment wej­ścia w lite­ra­tu­rę, któ­ry (powta­rzam to jak zacię­ta pły­ta, wiem), jest moim zda­niem dużo waż­niej­szy niż rocz­nik uro­dze­nia. Jeże­li już musie­li­by­śmy posłu­gi­wać się tym rocz­ni­kiem, to klu­czem rze­czy­wi­ście jest rok 1990. Ta anto­lo­gia jest zbio­rem poetów, w któ­rych uwy­dat­nia­ją się naj­waż­niej­sze ten­den­cje w poezji pol­skiej auto­rów dru­giej poło­wy lat 80. i pierw­szej lat 90.

„Świa­do­mość wspól­no­ty”, „tro­ska o budo­wa­nie wspól­ne­go świa­ta” (to z mate­ria­łu na zakład­kę) ‒ to chy­ba naj­moc­niej­sze tezy, jakie sfor­mu­ło­wa­łeś wzglę­dem tych mło­dych auto­rów jako gru­py. Tezy wyni­ka­ją­ce z jakie­goś prze­świad­cze­nia, obser­wa­cji, czy raczej napi­sa­ne w try­bie życze­nio­wym: tacy macie być, to macie zmie­nić wzglę­dem poezji począt­ku wie­ku i wcze­śniej­szej?

Mam wiel­ką nadzie­ję, że to nie jest tryb życze­nio­wy. Mia­łem oka­zję wszyst­kich lau­re­atów mniej lub bar­dziej poznać, zna­ny jest mi ich sto­su­nek do poję­cia wspól­no­to­wo­ści i ‒ co może nawet waż­niej­sze ‒ sto­su­nek do nich samych jako gru­py. Pomi­mo tego, że na róż­nych pozy­cjach, z róż­ny­mi atu­ta­mi, wszy­scy wyda­ją się grać do tej samej bram­ki. Mamy moc­ną ław­kę rezer­wo­wych i jeste­śmy goto­wi na dogryw­kę, a nawet rzu­ty kar­ne.

Czy­li – jak pisał Krzy­siek Sze­re­me­ta w „Pró­bie ewan­ge­lii”, kie­dyś też prze­cież debiu­tant z arku­sza w BL i kra­kus – „Panie, daj bram­ko­wy remis na wyjeź­dzie”.  Dzię­ki za roz­mo­wę.

Auto­rom i autor­kom podzię­kuj­my, ja tu tyl­ko sprzą­tam.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

 

belka_1

O autorach i autorkach

Dawid Mateusz

Urodzony w 1986 roku. Publikował w licznych pismach zwartych i ulotnych. Podejmował wiele, mniej lub bardziej udanych inicjatyw kulturalnych. Jest autorem debiutanckiej Stacji wieży ciśnień (2016), która ukazała się nakładem Biura Literackiego. Mieszka w Krakowie.

Jakub Skurtys

Ur. 1989, krytyk i historyk literatury; doktor literaturoznawstwa; pracuje na Wydziale Filologicznym UWr; autor książek o poezji najnowszej Wspólny mianownik (2020) oraz Wiersz… i cała reszta (2021).

Powiązania