wywiady / o książce

Dzieci szybciej zrozumieją

Joanna Mueller

Maria Liczner

Rozmowa Marii Liczner z Joanną Mueller, towarzysząca premierze książki Piraci dobrej roboty, wydanej nakładem Biura Literackiego 23 października 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Maria Licz­ner: Skąd pomysł na książ­kę tak ści­śle zwią­za­ną z morzem?

Joan­na Muel­ler: Chy­ba stąd, że lubię pły­wać i zawsze mam naj­wię­cej pomy­słów na wier­sze, kie­dy jestem pod wodą: w morzu, jezio­rze czy na base­nie. Cza­sem też przy myciu naczyń. Jakoś zawsze z wodą są zwią­za­ne te moje pomy­sły. Jestem pew­na, że w któ­rymś wcie­le­niu – prze­szłym lub przy­szłym – byłam albo będę manat­ką (śmiech). I rów­nież ta książ­ka jest mor­ska. Nawet w wier­szach, któ­re nie mówią o morzu, meta­fo­ry mor­skie i tak się poja­wia­ją.

Pra­wie wszyst­kie wier­sze są bar­dzo rodzin­ne. Dla­cze­go?

Myślę, że w ogó­le nie ma sen­su pisać cze­go­kol­wiek (czy dla dzie­ci, czy dla doro­słych), jeże­li nie korzy­sta się w pisa­niu z życia. A moje życie jest rodzin­ne – bo jestem mamą. Mimo to kie­dyś wca­le nie sądzi­łam, że napi­szę książ­kę dla dzie­ci. Do tej pory pew­ne rze­czy, któ­re w życiu trud­no jest wyja­śnić sobie lub innym (rów­nież wła­snej rodzi­nie), pró­bo­wa­łam „roz­k­mi­niać” w tak zwa­nych doro­słych wier­szach i ese­jach. Aż tu nagle – po czte­rech tomach chud­szych i dwóch gru­ba­śnych – książ­ka dla dzie­ci. Oka­za­ło się, że codzien­ne pro­ble­my, smut­ki czy weso­ło­ści wła­sne­go życia moż­na prze­kła­dać na życie wymy­ślo­nych zwie­rzą­tek, takich jak mar­kot­na hie­na Ire­na albo wyśmie­wa­ny przez wszyst­kich Wie­lo­ryb-Nie­do­ryb, a z nud­nych i banal­nych czyn­no­ści powta­rza­nych każ­de­go dnia moż­na zro­bić nie­po­wta­rzal­ne, nie­co­dzien­ne przy­go­dy, na przy­kład te, któ­re spo­ty­ka­ją „pira­tów dobrej robo­ty”. A jak w two­rze­niu tego świa­ta poma­ga rodzi­na – no to już w ogó­le jest świet­na zaba­wa! Full wypas, all inc­lu­si­ve, nie?

A gdzie i kie­dy naj­le­piej Ci się pisa­ło?

Takie pierw­sze, nie­śmia­łe pomy­sły na wier­sze, zary­sy posta­ci – przy­cho­dzi­ły w róż­nych sytu­acjach, a ja to sobie noto­wa­łam, ale bez pew­no­ści, czy do cze­goś te szki­ce w ogó­le się przy­da­dzą. A póź­niej, kie­dy już na serio zaczę­łam pisać Pira­tów dobrej robo­ty, to sama wiesz, Mary­siu, cór­ko moja, jak to było. Dokład­nie rok temu w tym samym miej­scu, czy­li w Dar­ło­wie, kie­dy tyl­ko obie wska­ki­wa­ły­śmy do morza, przy­cho­dzi­ły mi do gło­wy pod wodą róż­ne wer­sy (czę­sto takie w rytm pły­wa­nia kry­tą żab­ką wymy­śla­ne, żeby ich nie zapo­mnieć), i od razu po wynu­rze­niu Ci je w tym morzu powta­rza­łam. I jak już była na przy­kład goto­wa jed­na zwrot­ka, to szyb­ciut­ko wyska­ki­wa­ły­śmy na brzeg, żeby ją zapi­sać, a że mam sła­bą pamięć, to Ty zapa­mię­ty­wa­łaś, co wymy­śli­łam, i mi potem na pla­ży poma­ga­łaś to noto­wać. A cza­sem dorzu­ca­łaś coś swo­je­go do moje­go. I w ten spo­sób tytu­ło­wy „poemat na spółę” w więk­szo­ści powstał w morzu i na pla­ży.

A inne wier­sze to już róż­nie. Dużo rze­czy wymy­śli­łam, gdy wie­sza­łam ciu­chy na stry­chu, a że w naszej rodzi­nie pra­nia jest spo­ro, to i pomy­słów tro­chę nala­zło. A potem to już samot­nie, zwy­kle kie­dy byli­ście w szko­le, przed­szko­lu i żłob­ku, doszli­fo­wy­wa­łam te zapi­ski, rymy, ryt­my i tak dalej.

Mia­łaś taki zamiar, żeby książ­ka była też dla doro­słych, star­szych osób? Bo chy­ba małe dzie­ci nie zro­zu­mie­ją takich pojęć jak Pysk­bo­ok czy Hien­ter…

Eee tam, jestem pew­na, że aku­rat dzie­ci szyb­ciej zro­zu­mie­ją poję­cia zwią­za­ne z inter­ne­tem, z kom­pu­te­rem, niż nie­któ­rzy doro­śli. Z cze­go zresz­tą robię sobie żar­ty w wier­szu o „lew­ku łażą­cym po leve­lach”. W ogó­le uwa­żam, że dzie­ci rozu­mie­ją wię­cej niż doro­śli. Bo doro­śli skrzęt­nie oducza­ją się rozu­mie­nia, uda­ją, że nie kuma­ją, lub po pro­stu zatra­ca­ją tę zdol­ność.

Czy chcia­łam, żeby ta książ­ka była tak­że dla „dużych czy­tel­ni­ków”? Oczy­wi­ście, że tak! Kie­dy myślę o moich „doro­słych” książ­kach (czy­li tych pisa­nych dla star­szych odbior­ców), cza­sem oce­niam je jako mniej doj­rza­łe, mniej poważ­ne niż Pira­ci, któ­rzy teo­re­tycz­nie są prze­zna­cze­ni dla mło­dych czy­tel­ni­ków. Doro­śli, kie­dy czy­ta­ją dzie­ciom, naj­chęt­niej wybie­ra­ją te książ­ki, któ­re mówią coś waż­ne­go o nich samych. Ja rów­nież lubię takie książ­ki, któ­re mówią mi coś waż­ne­go o mnie doro­słej. Uwiel­biam na przy­kład wier­sze Danu­ty Wawi­łow, bo one w prze­raź­li­wie pięk­ny spo­sób poka­zu­ją, jak to jest być mamą piszą­cą dla dzie­ci (mamą, któ­ra nie­kie­dy nie ma dla swo­ich pociech cza­su, mamą zmę­czo­ną, smut­ną, zdo­ło­wa­ną, wystra­szo­ną, taką praw­dzi­wą mamą po pro­stu). Chcia­łam, żeby moja książ­ka z wier­szy­ka­mi też była o byciu mamą – i marzy mi się, żeby inne mamy czy tatu­sio­wie, podob­nie jak ich dzie­cia­ki, zna­leź­li w niej coś dla sie­bie.

Moż­na zauwa­żyć, jeże­li lepiej się Cie­bie zna, że wie­le wier­szy jest tro­chę z życia wzię­te. Czy wszyst­kie swo­je tek­sty (rów­nież dla doro­słych) tak piszesz?

Na pew­no jakiś korzo­nek jest w życiu zanu­rzo­ny. Zawsze coś się bie­rze z oso­bi­ste­go prze­ży­cia. Ale już co inne­go wca­le nie musi być oso­bi­ste. Cza­sem zaob­ser­wu­ję coś cie­ka­we­go. Albo pod­słu­cham. Nie­kie­dy wiersz bie­rze się z przy­pad­ko­we­go zda­nia, któ­re usły­szę. Na przy­kład poemat „Pira­ci dobrej robo­ty” naro­dził się ze zda­nia, któ­re znie­nac­ka wykrzyk­nął Janek: „Zna­la­złem takie sło­wa w mojej gło­wie: ‘Ahoj wszyst­kie­mu, co dobre!’”. To zawo­ła­nie, któ­re potem sta­ło się refre­nem w poema­cie, od razu zabrzmia­ło mi „pirac­ko”, i dopie­ro do tego zdan­ka dole­pia­ły się pomy­sły na przy­go­dy „dobrej zało­gi”.

W samym poema­cie są takie ele­men­ty, któ­re wzię­łam nie tyle z moje­go pry­wat­ne­go życia, ile z tego, co się dzie­je w świe­cie wokół mnie. Na przy­kład jest taki moment, gdy pira­ci udzie­la­ją pomo­cy ludziom, któ­rzy „już nie mają kra­ju”, „któ­rych w czas Wiel­kiej Ucieczki/ żaden sta­tek nie pomie­ścił”. Dzie­ci mogą nie zro­zu­mieć, o jaką „Wiel­ką Uciecz­kę” cho­dzi, ale dla doro­słych będzie raczej jasne, że poru­szam tu pro­blem uchodź­ców, któ­rych woj­ny wygna­ły z ich wła­snych kra­jów, i nie mają gdzie zna­leźć schro­nie­nia.

Poza tym w samej książ­ce jest mnó­stwo rodzin­nych smacz­ków, takich domo­wych insi­de joke’ów, że tyl­ko my – Ty, ja, tata, dzie­cia­ki – zała­pie­my, że to jest dokład­nie o nas…

Tak!

…ale jestem pew­na, że podob­ne histo­rie zda­rza­ją się też w innych rodzi­nach i że to, co może wyda­wać się moje pry­wat­ne czy nasze pry­wat­ne, oka­że się jed­no­cze­śnie czy­jeś. Bli­skie komuś. Innej rodzi­nie. Albo wca­le nie­ko­niecz­nie rodzi­nie.

A w któ­rych wier­szach naj­bar­dziej poma­ga­ły Ci dzie­ci?

To wła­ści­wie trud­no oce­nić, wymie­rzyć. Cza­sem bra­łam coś sło­wo w sło­wo od kogoś z Was. Bywa, że Wy tych swo­ich powie­dzo­nek nie pamię­ta­cie, a nawet chcie­li­by­ście się ich wyprzeć, ale ja mam kon­kret­nie zapi­sa­ne w kapow­ni­ku (z data­mi i sytu­acja­mi), że to powie­dzia­ła Mary­sia, Agniesz­ka albo Janek. Józio jesz­cze nie za bar­dzo, ale on też powo­lut­ku zaczy­na paplać, więc nie­ja­ko awan­sem został wpi­sa­ny jako współ­au­tor książ­ki. To są te zda­nia, sło­wa, prze­ję­zy­cze­nia, któ­re mnie zachwy­ca­ją, i potem sobie z tego coś robię.

Ale nie zawsze Wasz wkład autor­ski pole­gał na kon­kret­nej fra­zie czy słów­ku. Nie­kie­dy jakaś postać, jakieś zwie­rząt­ko są podob­ne do któ­re­goś dziec­ka. Cho­ciaż­by wiersz o hie­nie Ire­nie. Samą hie­nę wymy­śli­ła Agniesz­ka, któ­ra zaży­czy­ła sobie, żebym napi­sa­ła wiersz o jedy­nej na świe­cie hie­nie, któ­ra się nie śmie­je. Zamó­wio­ne – napi­sa­ne! Ale tak napraw­dę to myślę, że inne dzie­ci z tej rodzi­ny mogły­by się z tą hie­ną bar­dziej utoż­sa­mić (Mary­sia pod­no­si rękę do góry). Ja rów­nież zresz­tą mar­kot­ną Ire­nę bar­dzo lubię. Też się z nią utoż­sa­miam i chcia­łam, żeby opo­wieść o niej (gatu­nek lite­rac­ki, któ­ry nazwa­łam „smu­tecz­kiem”) zamy­ka­ła tę książ­kę.

Albo na przy­kład manat­ka…

Manat­ka to wia­do­mo!

Wła­śnie! (śmiech) Histo­ria o manat­ce, jak sama powie­dzia­łaś, to histo­ria o mnie. Tyl­ko że na odwrót. Bo manat­ka z książ­ki chce odwie­dzić fokę miesz­ka­ją­cą nad Bał­ty­kiem, ale przez dłu­gie lata jej się to nie uda­je. A ja marzę o tym, żeby popły­nąć z Pol­ski do Zato­ki Mana­tów na Flo­ry­dzie, gdzie miesz­ka moja przy­ja­ciół­ka Agniesz­ka. Ale to przede wszyst­kim baj­ka o byciu mamą – o tym, co się tra­ci, a co się zysku­je, gdy zamiast „wyru­sza­nia za morze” wybie­ra się pozo­sta­nie w domu.

Dla­cze­go dwa wier­sze (o boja­kach i Wie­lo­ry­bie-Nie­do­ry­bie) wzię­łaś z innej książ­ki?

„Baj­ka o boja­kach” i tekst o Wie­lo­ry­bie, a tak­że jesz­cze jeden, „Zaję­czan­ka o zaję­ciach, co pro­wa­dzą do znik­nię­cia” – to pierw­sze wier­sze dla dzie­ci, jakie w życiu napi­sa­łam. One sobie dość dłu­go leża­ły w szu­fla­dzie, a wła­ści­wie na twar­dym dys­ku kom­pu­te­ra, do cza­su, gdy Artur Bursz­ta (wydaw­ca anto­lo­gii Spo­so­by na zaśnię­cie, a teraz tak­że Pira­tów) szu­kał wśród auto­rów i auto­rek „doro­słych wier­szy” takich, któ­rzy piszą też coś dla dzie­ci. Zapy­tał, czy mam takie tek­sty, no i mia­łam. Wysła­łam mu je – i tak tra­fi­ły do Spo­so­bów na zaśnię­cie. A potem, gdy się tro­chę ośmie­li­łam i zaczę­ły powsta­wać nowe „dzie­cię­ce” wier­sze, któ­re w dodat­ku powo­li ukła­da­ły się w książ­kę, pomy­śla­łam, że chcia­ła­bym, aby boja­ki i Nie­do­ryb też w niej zamiesz­ka­li. „Baj­ka o boja­kach” jest dla mnie waż­nym tek­stem. O baniu się i o gro­że­niu innym ludziom, co jest wywo­ły­wa­ne stra­cha­mi, któ­re mamy w sobie. Z kolei Wie­lo­ryb, któ­ry stał się Nie­do­ry­bem, pasu­je do tej mor­skiej, pirac­kiej książ­ki, a poza tym chy­ba mógł­by zaprzy­jaź­nić się z taką na przy­kład hie­ną Ire­ną. A w dodat­ku aku­rat ten tekst w Spo­so­bach na zaśnię­cie zilu­stro­wa­ła Marian­na Szty­ma, któ­ra póź­niej zosta­ła naj­lep­szą ilu­stra­tor­ką Pira­tów, jaką tyl­ko mogłam sobie wyma­rzyć.

Dla­cze­go w samych „Pira­tach dobrej robo­ty” jest tak dużo przy­pi­sów?

Z nimi były też pew­ne przy­go­dy, bo kie­dy prze­sy­ła­łam plik Marian­nie Szty­mie, autor­ce ilu­stra­cji, któ­ra robi­ła też skład książ­ki, to te przy­pi­sy gdzieś się zagu­bi­ły – ale osta­tecz­nie się odna­la­zły (w pirac­kim Biu­rze Rze­czy Wyło­wio­nych).

A cze­mu w ogó­le są w książ­ce? Przede wszyst­kim wyda­wa­ło mi się, że nie­któ­re sło­wa rze­czy­wi­ście mogą być dla dzie­ci trud­ne. Posta­no­wi­łam zro­bić wyja­śnie­nia, ale w efek­cie mogą one jesz­cze bar­dziej „pod­krę­cać” całą zaba­wę, bo to są przy­pi­sy żar­to­bli­we, rymo­wa­ne. Myślę, że one są zro­zu­mia­łe raczej dla doro­słych albo dla star­szych dzie­ci (takich jak ty) niż dla malu­chów, któ­rym takie „obja­śnie­nia na opak” mogą tro­chę namie­szać w gło­wie.

Ja w ogó­le mam takie „scho­rze­nie”, taki „odpał”, że czę­sto wrzu­cam w tek­sty (tak­że doro­słe) wyja­śnie­nia w for­mie nawia­sów. Ale pomy­śla­łam, że jak poroz­m­na­żam te nawia­sy w wier­szach dla dzie­ci (tak zresz­tą jest w baj­ce o Wie­lo­ry­bie), to ta dygre­syj­ność będzie roz­bi­jać nar­ra­cję i dzie­ci poczu­ją się w tym tro­chę zagu­bio­ne. Choć z dru­giej stro­ny wiem, że dzie­ci (zwłasz­cza te współ­cze­sne) same uwiel­bia­ją się wtrą­cać w zda­nie, prze­ry­wać histo­rię pyta­nia­mi, ska­kać jak w inter­ne­cie po kolej­nych lin­kach i okien­kach – więc może te nawia­sy wca­le nie były­by aż tak pro­ble­ma­tycz­ne?

Tak czy owak – przy­pi­sów nie trze­ba czy­tać, ale moż­na, jak kto woli. Moż­na je trak­to­wać jak ram­ki w pod­ręcz­ni­kach albo jak lin­ki w arty­ku­łach inter­ne­to­wych. Przy­po­mi­nam sobie zresz­tą, że jako dziec­ko sama czy­ta­łam takie książ­ki ze śmiesz­ny­mi przy­pi­sa­mi i je uwiel­bia­łam. Chcia­ła­bym, żeby czy­tel­ni­cy moich Pira­tów też mie­li tro­chę takiej „przy­pi­so­wej” rado­chy.

Czy bałaś się, że dzie­ciom ta książ­ka się nie spodo­ba?

Cały czas się boję! Tak, tak, naj­bar­dziej tego, że może nie spodo­bać się Wam, współ­au­to­rom. Zwłasz­cza że część inspi­ra­cji była bra­na od Was. Pew­ne rze­czy oczy­wi­ście oma­wia­li­śmy razem, ale wia­do­mo, że nawet kie­dy coś się pisze cał­kiem w poje­dyn­kę, to zawsze wycho­dzi ina­czej, niż się pla­no­wa­ło (choć wca­le nie­ko­niecz­nie gorzej). A jak robi się coś w koope­ra­cji, „na spółę”, w dodat­ku z dzieć­mi, to trud­no tej swo­jej zało­dze wytłu­ma­czyć, że coś wycho­dzi ina­czej, niż wyjść mia­ło, albo nie wycho­dzi, albo wycho­dzi póź­niej. I się zaczy­na zaba­wa w boja­ki. Więc tak, strach jest. A o cudzych dzie­ciach, któ­rym się książ­ka nie spodo­ba, to nawet wolę nie myśleć…

Łatwiej pisze Ci się wier­sze dla dzie­ci czy dla doro­słych?

Z wier­sza­mi dla dzie­ci dopie­ro zaczy­nam, nie wiem, jak zosta­nie ode­bra­na ta książ­ka – i czy w ogó­le. Mówi się, że dzi­siej­sze dzie­ci nie czy­ta­ją wier­szy, że ich nie lubią, bo się nimi stra­szy w szko­le, a poza tym kon­so­la cie­kaw­sza, i tablet, i serial na Car­to­on Network też. A tu w dodat­ku jakieś dziw­ne te wier­sze, raczej smut­ne, sza­ro-bure, i sło­wa w nich pokrę­co­ne, i przy­pi­sy, i stwo­ry, o któ­rych piszą tyl­ko w pod­ręcz­ni­kach od przy­ro­dy albo poka­zu­ją w Natio­nal Geo­gra­phic. Ale ja jed­nak ufam dzie­cia­kom, że są odważ­niej­sze od doro­słych i nawet trud­ne­go wier­sza się nie prze­stra­szą.

Z poezją dla doro­słych jest w moim przy­pad­ku podob­nie – tam też mno­żą się róż­ne słow­ne stwo­ry, języ­ko­we trud­no­ści, nie­wy­god­ne tema­ty. I ani jed­nych, ani dru­gich nie pisze się łatwo – ani się ich łatwo nie czy­ta. Ale tak sobie myślę, że w dzi­siej­szym świe­cie tej łatwo­ści jest zbyt wie­le, więc dla­cze­go dla odmia­ny nie spró­bo­wać zro­bić cze­goś trud­niej? Może to będzie mia­ło jakąś dodat­ko­wą war­tość, tak jak w przy­pad­ku hie­ny Ire­ny war­to­ścio­we było to, że odmó­wi­ła udzia­łu w łatwym zbio­ro­wym śmie­chu?

A poza trud­no­ścią jest jed­nak duża fraj­da w pisa­niu dla dzie­ci – bo to, cze­go nie uda­ło mi się nigdy napi­sać w doro­słych wier­szach, a co może tyl­ko na mar­gi­ne­sie opi­sa­łam w ese­jach o macie­rzyń­stwie (w książ­ce Powle­kać rosną­ce), to uda­ło mi się zawrzeć w tek­stach dzie­cię­cych.

Napi­szesz jesz­cze jakąś książ­kę dla dzie­ci?

Nooo! (śmiech) Książ­ka o pira­tach i tak wyszła gru­ba, jak na publi­ka­cję dla dzie­ci, bo ma sto stron, a pomy­słów tak napraw­dę mia­łam jesz­cze raz tyle, zresz­tą cią­gle docho­dzą nowe, więc na pew­no to się kie­dyś uzbie­ra w kolej­ną książ­kę. Ale może naj­pierw coś dla doro­słych…

A czy ta dru­ga dzie­cię­ca też będzie zwią­za­na z morzem, oce­anem?

Może być zwią­za­na z morzem o tyle, że ja jestem mor­skim stwo­rem i że woda to mój żywioł, któ­ry sprzy­ja pisa­niu. Ale w związ­ku z tym, że do Pira­tów dobrej robo­ty nie wszedł duży poemat, na któ­ry mam pomysł i dużo nota­tek, czy­li „Baja­nie o Alde­ba­ra­nie”, to będzie w niej na pew­no bar­dziej poza­ziem­sko, kosmicz­nie. Będzie to też książ­ka „zwie­rząt­ko­wa”, bo w poezji bra­ku­je tyle cud­nych, nie­od­kry­tych stwo­rów, że aż żal, żeby nadal ich tam nie było.

Czy­ta­łaś jakieś książ­ki dla dzie­ci, żeby zaczerp­nąć pomy­sły albo styl pisa­nia do swo­jej?

Na pew­no mam w gło­wie nie­ustan­nie pew­ne książ­ki dla dzie­ci, od któ­rych nie chcę i nie mogę się uwol­nić. Takim wzo­rem są dla mnie wier­sze Danu­ty Wawi­łow, więc jeśli ktoś mi powie, że jest w Pira­tach coś z ducha Wawi­łow, to się dzi­ko ucie­szę. Ale to są rze­czy kla­sycz­ne, któ­re znam od dzie­ciń­stwa, i może cza­sem nawet nie wiem, że na mnie wpły­nę­ły.

Nato­miast kie­dy pisa­łam Pira­tów, mia­łam obse­sję, że ktoś wpad­nie jed­no­cze­śnie na te same pomy­sły, co ja. I gdy już poemat był pra­wie skoń­czo­ny, przy­pad­kiem zna­la­złam w inter­ne­cie recen­zję książ­ki Kata­rzy­ny Ziem­nic­kiej Wiel­ka wypra­wa pira­ta Nata, więc wpa­dłam w pani­kę, bo doczy­ta­łam się, że jest to utwór o „dobrym pira­cie” wła­śnie. Natych­miast sobie tę książ­kę kupi­łam, ale oka­za­ło się, że na szczę­ście – choć w duchu „dobro­pi­rac­kim” są pew­nie sobie bli­skie – to jed­nak wie­le rze­czy je róż­ni: tam­ta jest pro­za­tor­ska, moja poetyc­ka, przy­go­dy pira­ta Nata są zupeł­nie inne niż mojej zało­gi. Moż­na było ode­tchnąć, bo nie popeł­ni­łam mimo­wol­ne­go pla­gia­tu. Tak więc widzisz, że bar­dziej bałam się, żeby nie wpaść na coś, co już ktoś napi­sał (doro­śli teo­re­ty­cy lite­ra­tu­ry nazy­wa­ją to „lękiem przed wpły­wem”), niż się na kimś wzo­ro­wa­łam. Cho­ciaż oczy­wi­ście świa­do­mych alu­zji, mru­gnięć okiem do Brze­chwy, Tuwi­ma, ale też choć­by do Róże­wi­cza i wie­lu innych auto­rów jest tam spo­ro.

W książ­ce umie­ści­łaś jako współ­au­to­rów swo­je dzie­ci. Czy naj­młod­szy z nich, czy­li Józio, też Ci jakoś w pisa­niu poma­gał?

Heh, Józio na pew­no nie pod­rzu­cał – jak resz­ta z Was – bły­sko­tli­wych ripost, bo w cza­sie, gdy ta książ­ka powsta­wa­ła, jego naj­bar­dziej roz­bu­do­wa­ne zda­nia brzmia­ły: „Monio dzie?”, „Bubu­sia cie” albo „Mamo­ooo, jesteś!”. Dla­te­go w książ­ce nie ma od nie­go słow­nych „wiel­ko­lu­dów myśl­nych”, któ­re poprzy­cho­dzi­ły od Cie­bie, Jan­ka i Agniesz­ki. Ale za to Józef stał się nie­chcą­cy pier­wo­wzo­rem pew­nej posta­ci. To Janek wymy­ślił, że jed­na z przy­gód pira­tów musi być taka, że tra­fią na wyspę „żar­łocz­ne­go trol­la”, a że było to w cza­sie, gdy nazy­wa­li­śmy tak wła­śnie Józia, bo nie robił nic inne­go, tyl­ko coś sza­mał, więc Janek chciał mu nawet nadać imię swo­je­go bra­ta. Ale to oczy­wi­ście bar­dzo, bar­dzo odle­gła inspi­ra­cja!

Nato­miast myślę jesz­cze o innym wpły­wie Was, dzie­ci, na tę książ­kę. Jak się jest zapra­co­wa­ną mamą – bo się reda­gu­je cudze tek­sty, a do tego pisze wła­sne – to nie­uchron­nie ma się dla dzie­ci mniej cza­su, co doty­czy tak Józia, jak i każdego/każdej z Was. I ta świa­do­mość „mami­ne­go nie­do­cza­su”, wyczy­ta­na na Waszych cza­sem smut­nych buziach, jest w tej książ­ce zapi­sa­na, na przy­kład w baj­ce o „zaję­czan­kach”. To taki tro­chę poda­ru­nek dla Was ode mnie, rekom­pen­sa­ta za te chwi­le, kie­dy było mnie dla Was tro­chę jak­by mniej.

I na koniec: czy podo­bał Ci się ten wywiad?

Pew­nie! Cho­ciaż był bar­dzo stre­su­ją­cy! Mniej­sze­go pie­tra bym mia­ła, jak­by przy­szła mnie prze­py­ty­wać Kolen­da-Zale­ska, niż jak to robi­ła rodzo­na cór­ka. I pew­nie tro­chę vice ver­sa, co?

Tak!

I to już?

(z wes­tchnie­niem ulgi) Już…

Dzię­ku­ję!

Dar­ło­wo, lipiec 2017 – War­sza­wa, wrze­sień 2017.

O autorach i autorkach

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.

Maria  Liczner

Urodzona w 2006 roku. Uczy się w szóstej klasie szkoły podstawowej na warszawskim Grochowie. Lubi piec i szyć.

Powiązania