Daria Bura: Jak uświadomiłeś sobie, że chcesz zostać pisarzem?
Andrij Lubka: Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jestem pisarzem. Jednak pierwszy raz poczułem to jeszcze w szkole, kiedy kazali nam napisać wypracowanie o zagranicznej literaturze i napisałem trzy strony, rymowanym wierszem. Nauczycielka bardzo mnie chwaliła. To była pierwsza pisarska sława, wszyscy mi klaskali, dostałem celujący i potem nauczycielka traktowała mnie w specjalny sposób. To mnie bardzo natchnęło. Kontynuowałem pisanie. A już na uniwersytecie, kiedy zacząłem czytać dużo dobrej światowej literatury, zrozumiałem, że wszystko już dawno zostało napisane i w związku z tym, żeby pisać dobrze, trzeba pisać inaczej. Szukać własnego głosu. Lubię, kiedy ludzie grają na fortepianie. Sam się nie nauczyłem, ale w pewnej chwili zrozumiałem, że kiedy stukam w klawiaturę, ten moment mnie podnieca i już nie wiem, co piszę, to płynie i jest tak, jakbym grał na fortepianie. Literatura to dla mnie sposób uzyskiwania osobistej satysfakcji.
Przy takim zapisywaniu myśli często wyprzedzają „uderzenia w klawisze”, jak ci się udaje wszystko zapisać?
Bywają takie przypływy, ale to częściej zdarza się przy wierszach. Z prozą jest inaczej. Jeśli przy wierszach wszystko dla mnie jest zrozumiałe, to znaczy one wychodzą gotowe, to przy prozie ciekawi mnie rozwijanie akcji. Kiedy piszę opowiadanie, nie wiem, kto będzie jego bohaterem, mam tylko jeden obraz, jedno zdanie, i nimi się bawię. Mam taki utwór o samotnej dziewczynie, która przyjechała do wielkiego miasta, i kiedy tylko ma wolny dzień, na przykład sobotę, wybiera sobie „ofiarę” i ją śledzi. Chodzi za nią jak szpieg, usiłuje sobie wyobrazić ustalony porządek tej osoby, jej życie, przyzwyczajenia. Opowiadanie miało się kończyć tym, że ten człowiek uświadamia sobie, że za nim chodzą, i zacząłem się zastanawiać nad dalszym ciągiem. Mogli się poznać i z tego mogłaby się rozwinąć jakaś miłosna historia albo on mógłby pomyśleć, że to jakaś nawiedzona, z którą on kiedyś coś nawyrabiał, mógł ją pobić i uciec, albo po prostu mogli się rozejść… I zastygłem w tej satysfakcji określania losu dla swego bohatera. Ten wyobrażony bohater jest jakby ucieleśniony i bardzo ciekawe jest myśleć, co mu ofiarować, jaki koniec. W jednej chwili. Kiedy myślałem o losie tej dziewczyny, siadł mi laptop ? nie dokończyłem tego utworu. Satysfakcja została przerwana, wtedy pisałem na emocjach, a teraz włącza się mózg. I robi się nudnie.
Piszesz więc od czasów szkolnych, a czy nie miałeś ochoty zajęcia się czymś poważniejszym, zaś pisanie zachować jako hobby?
Zawsze chciałem być wojskowym. Chodziłem do wojskowej szkoły, skończyłem ją, Ale to nie było to wojsko. Wyobrażałem to sobie romantycznie: walczymy, strzelamy. A tu cały czas musieliśmy obierać kartofle, zamiatać plac, uczyć się maszerować. I poszedłem na filologię, bo to lubię. Ale z rozkoszą byłbym rybakiem. Wędkarstwo to jedna z największych radości w moim życiu. Gdyby to było możliwe, łowiłbym ryby i pisał wiersze, i tak bym nawet sobie żył.
Masz dwadzieścia cztery lata. Czy twoja sława w twoim wieku ci nie przeszkadza, przecież jesteś dość znany nawet za granicą?
Nie. Ona oszałamiała na uniwersytecie, kiedy wykładowczyni czytała wiersz, a potem mówiła: O, to pan, panie Andriju!”. Wszyscy zwracali uwagę. Koledzy z roku… 3 chłopaków i 90 dziewcząt (śmiech). A teraz dochodzi jeszcze jakaś odpowiedzialność. Prócz tego wiem, że im bardziej jesteś znany, tym większa jest krytyka. Pojawia się jakaś szeptanka, jakieś konflikty z przyjaciółmi, rozmowy za plecami…
Popularność szkodzi przyjaźni?
Uważam, że dość mocno ją niszczy. Ktoś myśli, że ty żywisz jakieś urazy, ty myślisz, że przyjaciele ci zazdroszczą i dlatego oddalają się od ciebie.
Czy łatwiej pisać wiersze czy prozę?
Wiersze. Proza wymaga koncentracji. Idealnie jest, kiedy tekst pisze się na jednym oddechu – tak się pisze wiersze. Powiedzmy, że opowiadanie można napisać w ciągu dwóch trzech dni, a taka powieść czy nowela to długie formy, w dodatku życie bohatera całkowicie zależy od twojego nastroju. Jednego dnia zabierasz się do pisania w dobrym humorze – bohater jest wesoły i radosny, a potem coś ci się przytrafia i trudno kontynuować tę wesołość bohatera.
Marzy ci się napisanie powieści?
Już napisałem, ale jej nie wydaję, bo uważam ją za słabą, Być może wyślę ją na konkurs „Koronacja słowa” pod innym nazwiskiem,. Ciekawe, jaki będzie jej los.
Od wydania drugiego twojego zbioru wierszy do trzeciego upłynęły cztery lata. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że przez ten czas napisałeś mało wierszy. Ilość dla ciebie jest ważna?
Chciałoby się pisać więcej. Jeśli się tym zajmujesz, chciałbyś, żeby były książki, a wychodzi na to, że piszesz, piszesz dwa lata, a na tomik nie wystarcza. Ta przerwa między dwoma książkami wyszła na dobre.
Na ile ważny jest dla ciebie proces twórczego doskonalenia się?
Nie do końca w ten proces wierzę. Jeśli wchodzisz w poezję, to nie pusty, a ze swoimi myślami, Po prostu z czasem się zmieniasz, stajesz się inny. Gdyby wszystko się rozwijało, to teraz poeci byliby idealnymi. Zachodzi nie ewolucja, a po prostu zmiany w człowieku.
Niemal w każdej rozmowie z tobą pada pytanie o dziewczęta, o twoje bohaterki, czy to nie nudne?
Nudne, bo tak naprawdę utwór to bardzo osobista sprawa. Tylko ty i jeszcze ktoś wie o tym. I odsłonięcie tej zasłony oznacza utratę czegoś intymnego, co jest tylko między wami. Nie lubię o tym mówić, ale naprawdę już od długiego czasu piszę wiersze tylko dla jednej kobiety.
Jak układają ci się stosunki ze starszymi kolegami?
Bardzo dobrze. Przebywanie z nimi jest dla mnie dużo ciekawsze niż przebywanie z rówieśnikami. Wynnyczuk, Andruchowycz, Prochaśko, Bojczenko – bardzo lubię z nimi się spotykać. Przyjaźnimy się.
Co sądzisz o wtrącaniu się polityki w sferę kultury?
Niekulturalni ludzie nie mogą kierować kulturą. A coś takiego się dzieje, Mamy problemy nie tylko z kulturą, Jeśli system jest zgniły, to zgniły jest wszędzie. Jeśli to okupacyjne władze, tym bardziej „sowki”, to do współczesności, tym bardziej ukraińskiej podchodzą z lekceważeniem i otwartą niechęcią. To wrogowie.
Twoje książki wychodzą zagranicą, a czy nie czułeś ochoty, żeby pojechać tam, pracować i mieszkać?
Od czasu do czasu wyjeżdżam za granicę, pracuję, ale mieszkać tam bym nie chciał. Tam, mimo wszystko, jesteś obcym, jesteś gościem. Dlatego dobrze mi na Ukrainie. Być może dlatego, że mam możliwość oddychać tamtą wolnością, normalnym życiem, wracam do domu i nie narzekam.
Wywiad opublikowany w: „RIA-Lviv”, nr 33 (132) styczeń-luty 2013. Dziękujemy za wyrażenie zgody na przedruk.