
Tramwaj
dzwieki / WYDARZENIA Ewa Lipska Ryszard Krynicki Urszula KoziołZapis całego spotkania autorskiego z udziałem Urszuli Kozioł, Ewy Lipskiej i Ryszarda Krynickiego podczas Portu Wrocław 2007.
WięcejRozmowa Marcina Barana i Adama Wiedemanna z Ryszardem Krynickim, towarzysząca premierze jego książki Gdybym wiedział wydanej nakładem Biura Literackiego.
Marcin Baran i Adam Wiedemann: Słyszeliśmy, że w czasach studenckich koledzy nazywali Pana „Arcybiskupem”. Czy uważa Pan, że zawarty w tym określeniu obraz hieratycznego obrońcy ściśle określonych zasad etycznych trafnie charakteryzuje Pańską osobę – w tamtych latach lub w ogóle?
Ryszard Krynicki: Pierwszy raz o tym słyszę, nie mogę więc komentować. W czasach studenckich miałem za mało kolegów, żeby mogły o mnie powstawać anegdoty, więc może i ta dotyczy kogoś zupełnie innego. Tak w ogóle, to zdarzało mi się, że brano mnie za duchownego różnych wyznań, ale to zupełnie inna historia.
Czy Pańska metoda poprawiania tekstów wierszy nie jest sposobem na retuszowanie przeszłości? Czy zgodziłby się Pan na wydanie swoich wczesnych wierszy, gdyby niemożliwe było wprowadzanie do nich zmian? A czy nie myślał Pan o publikowaniu wiersza we wszystkich jego wersjach (tak jak Tadeusz Różewicz)?
Stawiacie mnie Panowie w trudnej sytuacji, bo przeciwstawiacie mi jako przykład pozytywny Tadeusza Różewicza, a ja nie lubię bronić się cudzym kosztem. To, że poprawiam swoje teksty nie służy retuszowaniu przeszłości, bo każdy, komu to jest do czegoś potrzebne, może porównać wcześniejsze wersje moich wierszy z późniejszymi. Mówię oczywiście o tekstach drukowanych, nie o swoich rękopisach, ale tych zachowało się niewiele. Był czas, kiedy przyjąłem za zasadę pokazywanie wiersza in statu nascendi, w jego nieustającej zmienności, oddającej płynność otaczającego nas świata. Naszego świata, bo innych nie znamy. Problem pojawił się wtedy, kiedy zacząłem mieć kłopoty z cenzurą i moje wiersze zaczęły ukazywać się w druku okaleczone, albo też nie ukazywały się wcale. Mam też jakieś dziwne szczęście do błędów drukarskich, o czym już gdzieś mówiłem i pisałem. Zdaję sobie sprawę z tego, że czytelnikowi może być trudno odróżnić miejsca, gdzie ja tylko poprawiam wiersze zniekształcone przez cenzurę lub błędy druku, od miejsc, gdzie wprowadzam wersje alternatywne, albo poprawiam swoje błędy w sztuce, jak ci malarze, którzy zakradają się do muzeów, żeby przemalować swoje stare obrazy. Ja nie przedrukowuję wielu swoich wczesnych (ale też i późniejszych) wierszy z tego prostego powodu, iż mam wrażenie, że i tak napisałem za dużo, co mnie teraz powstrzymuje przed publikowaniem nowych. Czytelnicy moich wierszy (wierzę, że są tacy) wiedzą z kim mają do czynienia. Krótko mówiąc: po co przedrukowywać gorsze wiersze, skoro można wybrać lepsze? Nie przypominam też sobie, żeby wspomniany przez Panów Tadeusz Różewicz publikował swoje wiersze „we wszystkich ich wersjach”, chyba że mają Panowie na myśli paralelne wersje rękopiśmienne w Płaskorzeźbie, na coś takiego może sobie jednak pozwolić tylko klasyk. W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych opublikował Różewicz co prawda trzy różne wydania tomiku Twarz, polegało to jednak na tym, że do kolejnych wydań dodawał nowe (lub inne) wiersze, podobnie jak teraz w zawsze fragment. recycling.
Nowa Fala była polskim odpowiednikiem zachodnioeuropejskiej neoawangardy. Pańska „Biała plama” jest rodzajem wariacji na temat utworu Johna Cagea 4’33. Czy czuje Pan jakikolwiek związek z tym prądem?
Dedykowana pamięci Brunona Jasieńskiego „Biała plama” jest aluzją literacką do jego wiersza „Nic”, który po raz pierwszy przeczytałem, a raczej zobaczyłem, w roku chyba 1964, kiedy to bardzo intensywnie studiowałem awangardę dwudziestolecia międzywojennego. Ponieważ świadomie unikam komentowania swoich wierszy poprzestańmy na tym, że „Biała plama” z Johnem Cage’em akurat nie ma nic wspólnego. Czytałem go, oczywiście, ale trochę później, począwszy od bardzo inspirującego „Odczytu o niczym” w pierwszym, zdaje się, numerze świetnego pisma Res Facta, jednak z poczuciem, że chodzi tu o inne nic, niż to, które mnie dręczy.
„Niepodlegli nicości” byli odbierani jako książka polityczna. Czy po roku 1989 nicość przestała być groźna, czy tylko zmieniła swą formę, a jeśli tak – to na jaką?
W „Niepodległych nicości” jest trochę wierszy, o których można powiedzieć, że są polityczne, jeśli jednak cała książka jest odczytywana tylko jako polityczna, to mnie to oczywiście bardzo martwi. Cóż mogę więcej powiedzieć na swoją obronę? Cytować teologów?
„Przechodząc obok” – czy napisanie tego wiersza nie kłóci się z sentencją z innego wiersza: „ukrywam swą nędzę, żeby nikogo nie zranić”?
Mam nadzieję, że nie – i dziękuję za skojarzenie tych dwóch wierszy.
Swoje dawne wiersze, chyba najlepiej znane, pisał Pan z pozycji „człowieka udręczonego, cierpiącego” (tę interpretację utrwalił w swoim szkicu Marian Stala), przy czym powody owych cierpień umiejscowione były na zewnątrz, w świecie. Czy wobec zmian, jakim świat ostatnio uległ, przestał Pan być człowiekiem cierpiącym, czy te zmiany wpłynęły na zmianę Pańskiej perspektywy pisarskiej?
Może niewystarczająco wyraźnie, ale prawie od samego początku, starałem się oddzielić siebie od tego, co z braku lepszego określenia skłonni jesteśmy nazywać podmiotem lirycznym. Inaczej nie odważyłbym się pisać wierszy. Ma on (ona, ono) coś wspólnego ze mną, lecz nie jest ze mną tożsamy. Żyje w świecie, który jest również cierpieniem, ale w odróżnieniu od buddystów, boi się „innego” świata. Rozumiem, że mówiąc o zmianach, jakim świat ostatnio uległ, mają Panowie na myśli zmiany polityczne w naszej, szczęśliwszej cząstce tego świata, wolnej od głodu i wojny.
Jakie relacje łączą to, co znajduje się w wierszu z tym, co istnieje w świecie?
Nie wiem, myślę, że wiersz, kiedy już powstaje, jest jedną z tych przemijających rzeczy, jaką jest w stanie stworzyć człowiek.
Czym powinien charakteryzować się tekst poetycki, aby mógł mieć znaczenie w sytuacji, w której słowa są traktowane coraz mniej serio?
Gdybym ja to wiedział!
Czy tzw. życie literackie jest komukolwiek do czegokolwiek przydatne?
Zorganizowane życie literackie? Zapewne jednym mniej, innym bardziej, a jeszcze innym wcale. Ja sam w nim od dawna nie uczestniczę, ale zdaję sobie sprawę, że powinno istnieć stowarzyszenie, które broni praw pisarzy. Choć muszę przyznać, że kiedy miałem powody, żeby sądzić, iż poznański UOP kontroluje moje listy, to nie miałem poczucia, że stowarzyszenie mogłoby mi pomóc.
Jak wyglądałoby pismo poświęcone literaturze, które sygnowałby Pan swoim nazwiskiem jako redaktor naczelny?
Nigdy nie marzyłem o tym, żeby być redaktorem naczelnym jakiegokolwiek pisma, zresztą nie bardzo bym się do tego nadawał. Długo jednak kusiła mnie możliwość współtworzenia prawdziwego pisma literackiego, stąd mój udział w gronie współzałożycieli niedoszłej Młodej Kultury, czy później mój udział w pracach zespołu redakcyjnego Zapisu. Przez krótki czas łudziłem się, że może uda się stworzyć żywe pismo poetyckie przy Wydawnictwie a5, rozmawialiśmy kiedyś o tym, Panie Marcinie. Ponieważ mi się nie udało, nie będę próbował powiedzieć, jakie miałoby być.
Na ile tłumaczeni przez Pana poeci niemieckojęzyczni zadomowili się, Pańskim zdaniem, w świadomości polskiego czytelnika?
Naturalnie zależałoby mi na tym, żeby bliscy mi poeci stali się bliscy innym czytelnikom poezji, nie mogę jednak oceniać, czy to się już stało, i ile w tym mojej zasługi. Mogę tylko przypomnieć, że pokazałem polskiemu czytelnikowi innego Brechta (mój przekład „Rozwiązania” był przez pewien czas tak popularny, że aż stał się anonimowy), innego Reinera Kunze (przygotowujemy teraz z Jakubem Ekierem nowy wybór wierszy tego poety). Wreszcie, że starałem się pokazać innego Celana, że po Zbigniewie Herbercie już chyba jako jedyny tłumaczę zapominaną Nelly Sachs, żeby przypomnieć tu poetów dla mnie szczególnie ważnych.
Czy milczenia można się nauczyć?
Jeśli chodzi o mnie, to uważam, że warto uczyć się milczenia w sztuce, próbuję więc nauczyć się go w poezji. Myślę że wiersze skupione lepiej potrafią wsłuchać się w innych ludzi. Bo poza tym – chciałbym nauczyć się mówić, ponieważ rozmowa z innym człowiekiem jest jednym z największych darów, jakie możemy otrzymać na tej ziemi.
Poeta, prozaik, eseista, tłumacz. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Odrze”, „Kresach”, „Nowym Wieku”, „Czasie Kultury”. Był stałym felietonistą w „Res Publice Nowej” i „Przekroju”. W 2008 r. otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia. Laureat Nagrody im. Kościelskich (1999), trzykrotnie nominowany do nagrody Nike. Mieszka w Warszawie.
Urodzony w roku 1963 w Krakowie. Poeta, eseista, dziennikarz. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. W latach 80. i 90. związany z „bruLionem”, w latach 2000-2003 z tygodnikiem „Przekrój”, ostatnio z „Dziennikiem Polskim”. Pracował w Instytucie Książki oraz TVP Kultura. Laureat Poetyckiej Nagrody Silesius (2013). Mieszka w Krakowie.
Urodzony 28 czerwca 1943 roku w Sankt Valentin (Austria). Poeta, tłumacz. Zaliczany do poetów Nowej Fali. Współzałożyciel krakowskiego Wydawnictwa a5, które prowadzi wraz z żoną od 1991 roku. Laureat m.in. niezależnej Nagrody Poetów (1975), Fundacji im. Kościelskich (1976), Fundacji im. Jurzykowskiego (1989), niemieckiej Nagrody Gundolfa (2000) oraz Ministra Kultury (2006). Ostatnio wydał tom Przekreślony początek (2013). Większość życia spędził w Poznaniu, obecnie mieszka w Krakowie.