wywiady / o książce

Kobieta, muzyka, liryka i pies

Artur Burszta

Roman Honet

Rozmowa Artura Burszty z Romanem Honetem, towarzysząca premierze książki rozmowa trwa dalej, wydanej w Biurze Literackiem 8 marca 2016 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Artur Bursz­ta: Dotąd to Ty wybie­ra­łeś i kom­pi­lo­wa­łeś innym auto­rom prze­kro­jo­we zesta­wy. Teraz przy­szło Ci same­mu doko­nać wybo­ru swo­ich 22 wier­szy. Jakie pierw­sze wra­że­nia?

Roman Honet: Czu­ję zmę­cze­nie. Albo nawet ina­czej – nic nie czu­ję. Nie w sen­sie nihi­li­stycz­ne­go nasta­wie­nia egzy­sten­cjal­ne­go czy spo­łecz­ne­go, ale po pro­stu – nie czu­ję nic szcze­gól­ne­go. Wszyst­kie napi­sa­ne prze­ze mnie wier­sze znam, to oczy­wi­ste, więc kie­dy przy­szedł czas powro­tu do zna­ne­go, zda­wał mi się w więk­szym stop­niu utra­pie­niem niż moż­li­wo­ścią przed­sta­wie­nia odmien­ne­go ukła­du wspo­mnia­nych wier­szy, a pró­ba stwo­rze­nia przez ów wybór jakich­kol­wiek nowych „jako­ści” nawet nie przy­szła mi na myśl. Mia­ły być dwa­dzie­ścia dwa wier­sze, więc są. Pew­nie mógł­bym przy­szyć do wybo­ru okre­ślo­ne zapa­try­wa­nia, choć­by dla­te­go, że wiem, gdzie znaj­du­ją się skle­py z ide­olo­gicz­ną pasman­te­rią tego rodza­ju: w spoj­rze­niach w bio­gra­fię, nie­kie­dy nad­mier­nie ckli­wych, w patrze­niu na tak zwa­ne życie współ­cze­sne czy w koń­cu w opi­sie lecze­nia angi­ny lub schi­zo­fre­nii, kie­dy to wier­sze wybra­ne za dia­gno­zę nale­ży uznać. Ale to było­by zbyt łatwe. Nie­uczci­we.

Nie ma tu zbyt wie­lu wier­szy z pierw­szych dwóch ksią­żek, podob­nie z ostat­niej.

Przy­ją­łem, że pod­sta­wą wybo­ru sta­ną się dwa tomi­ki: baw się i pią­te kró­le­stwo. Wybór pozo­sta­łych wier­szy, a tak­że utwo­rów zawar­tych w oby­dwu przy­wo­ła­nych tomach, oka­zał się przede wszyst­kim intu­icyj­ny. Wyda­łem dru­kiem ponad dwie­ście trzy­dzie­ści wier­szy, więc kie­dy przy­szło do wybo­ru, mogłem go doko­nać, ale jego uza­sad­nie­nie nie wyda­je mi się moż­li­we ani potrzeb­ne bez kła­ma­nia sobie i ewen­tu­al­nym czy­tel­ni­kom, i to bez wzglę­du na przy­pusz­cze­nie, czy nad­miar słów wyni­kał­by z żero­wa­nia na nadziei, wie­dzy czy nawet téch­ne. Zresz­tą: czy to jest koniecz­ne?

Myślę, że masz wie­dzę, talent i umie­jęt­no­ści, by móc doko­ny­wać takich wybo­rów na wie­le moż­li­wych spo­so­bów. Ten kon­kret­ny wybór potrak­to­wa­łeś „zada­nio­wo”?

Dzię­ku­ję Ci za myśl. Ale spo­sób jest jeden. Jeśli przez wybór wier­szy do tomu nale­ży rozu­mieć zre­ali­zo­wa­nie okre­ślo­ne­go zada­nia w zależ­no­ści od śro­do­wi­ska, cza­su i sytu­acji, owszem. Powstał wybór. Nie­mniej nie przy­po­mi­nam sobie, bym mówił, jak zre­ali­zo­wa­łem wspo­mnia­ne zada­nie, tyle że nie prze­ze mnie wspo­mnia­ne, wcze­śniej nawet bowiem nie uży­łem wyra­że­nia „zada­nie”.

Powie­dzia­łeś: „Mia­ły być dwa­dzie­ścia dwa wier­sze, więc są”.

Uczu­cie zmę­cze­nia po napi­sa­niu, a wła­ści­wie uło­że­niu książ­ki, to zwy­czaj­ny dowód na to, że w pew­nych warun­kach nie­któ­rzy poeci mogą nie­do­brze zno­sić poezję, tak jak część tak­sów­ka­rzy kiep­sko zno­si jeż­dże­nie tak­sów­ką. Część matek – macie­rzyń­stwo, a mimo to są odda­ny­mi mat­ka­mi: w ten spo­sób moż­na dość spo­ro dopo­wie­dzieć. Moż­na na przy­kład zmie­rzać do stwier­dze­nia, że liry­ka ma walor tera­peu­tycz­ny, co nie zna­czy, że trze­ba epa­to­wać nazwa­mi przyj­mo­wa­nych medy­ka­men­tów i wyko­ny­wa­nych ćwi­czeń. Miej­sca­mi zamiesz­ka­nia. Jeśli tak się zda­rzy, cza­sa­mi śro­dek cięż­ko­ści jej odbio­ru cał­ko­wi­cie prze­no­si się przy­kła­do­wo na moral­ny wymiar poezji, co może ozna­czać ero­zję tak jej samej, jak degra­da­cję ludz­kiej wyobraź­ni.

Mówisz o ogól­nych regu­łach. Nie­wie­le o sobie.

Nie szu­kam pomy­słu na opi­sa­nie wybo­ru wier­szy, w czym nie widzę bez­rad­no­ści ani bez­wol­no­ści. Skąd­inąd: gdy­bym nawet je dostrze­gał, wolę się w nich nie­uchron­nie pogrą­żyć niż słu­chać albo czy­tać wypo­wie­dzi auto­rów, któ­rzy zawsze potra­fią uza­sad­nić każ­dy, ale to każ­dy doko­na­ny wybór. To jest wła­śnie zada­nio­we podej­ście: pisa­nie rapor­tu z wyko­na­ne­go zada­nia. Owszem, w zależ­no­ści od pomy­słów, wie­dzy, doświad­cze­nia, ale tak­że: dystan­su do rze­czy­wi­sto­ści, do ludzi i same­go sie­bie, lek­tu­ra „rapor­tu­ją­ce­go” cza­sem bywa zaj­mu­ją­ca, cza­sem nud­na. Jak w życiu, tak w piśmie (śmiech).

Pro­wo­ku­ję byś powie­dział nam coś wię­cej o swo­im warsz­ta­cie, o Hone­cie.

Jeśli więc cho­dzi o moje głęb­sze podej­ście do liry­ki, zde­cy­do­wa­nie zaprze­czam wszel­kiej „zada­nio­wo­ści”. Wolę wni­kać w to, co i jak łączy ludzi wobec reli­gii, miło­ści czy śmier­ci. Wobec cywi­li­za­cji. Dzię­ki cze­mu sta­bi­li­zu­ją swo­je ist­nie­nie, swo­je emo­cje i rozum, a co spra­wia, że je wypa­cza­ją? Od cze­go ucie­ka­ją? Ku cze­mu lub komu się skła­nia­ją? Wte­dy roz­mo­wa trwa dalej. Wte­dy doty­czy nas, ludzi, i toczy się mię­dzy nami. Zresz­tą wska­zy­wa­łem na intu­icjo­nizm, na sub­tel­no­ści nie­sio­ne przez pew­ne rze­czy, „o któ­rych nikt z nas nie wie, czy od nas zale­żą”.

Czy wyni­ka dla Cie­bie coś cie­ka­we­go ze związ­ków, jakie osta­tecz­nie na nowo wytwo­rzy­łeś pomię­dzy tymi wier­sza­mi?  

Wolał­bym mówić, że wier­sze są jak nuty, tom jak par­ty­tu­ra, tak więc naj­waż­niej­szą rolę peł­ni tu czy­tel­nik: odgry­wa zarów­no poszcze­gól­ne nuty, rów­no­cze­śnie widzi czy wyobra­ża sobie całą par­ty­tu­rę, a tak­że słu­cha uzy­ska­nej muzy­ki i sam decy­du­je, czy to sym­fo­nia, czy kako­fo­nia. A może zwy­czaj­nie cho­dzi o pewien rodzaj melo­dii? Nie wiem. O wyni­ko­wo­ści wolał­bym nie wspo­mi­nać, koja­rzy mi się z celo­wo­ścią, a to jest nega­tyw­na cecha współ­cze­sne­go czło­wie­ka Zacho­du: prze­ko­na­nie, że każ­de dzia­ła­nie musi zmie­rzać do okre­ślo­ne­go celu, żad­ne­go wysił­ku nie nale­ży mar­no­wać. Dość wypa­czo­na for­ma uty­li­ta­ry­zmu, któ­ra usi­łu­je sku­pić całą ludz­ką aktyw­ność w obrę­bie jed­ne­go obsza­ru. W kor­po­ra­cji to się spraw­dza, w liry­ce – nie sądzę.

Co zatem spraw­dza się w liry­ce?

Mnó­stwo wido­ków, wie­lość i głę­bia uczuć, pięk­no i nie­po­wta­rzal­ność zda­rzeń. Ale może w liry­ce spraw­dza się zwłasz­cza to, o czym napi­sał Marek Baczew­ski w świet­nym wier­szu: Dzie­sięć dowo­dów na ist­nie­nie miło­ści:

świat jest pierw­szym dowo­dem, jego opa­da­ją­ce
i kwit­ną­ce magno­lie i lipy, prze­sy­pu­ją­ce się
po ich liściach ziar­na mró­wek, czy­ta­ją­ce
w ich cie­niu sta­re pan­ny

śpiew jest dru­giem dowo­dem, Archan­giel­ski głas
Bor­tiań­skie­go, w nowo­grodz­kiej cer­kwi Iwa­na
na Opo­kach (w latach 1922–40 maga­zyn
zbo­ża i drew­na)

Ty jesteś dowo­dem

i ból jest dowo­dem: wier­tło prze­cha­dza się
po kory­ta­rzach mia­zgi, baty­sto­wa chu­s­tecz­ka
wyry­wa się z odcię­tych przez czas dło­ni

gorą­cy, spiesz­ny oddech po gwał­tow­nej
wspi­nacz­ce do raju, jest dowo­dem, spo­tka­nie
kogoś nie­god­ne­go z kimś, kto nie zasłu­żył

szó­stym dowo­dem jest uciecz­ka świa­ta
od jego począt­ku: butel­ka „orę­ża­dy”
z kor­kiem na sprę­żyn­ce, na sto­le
pacz­ka Spor­tów, „Paty­kiem Pisa­ne”

Bro­nek Pichlak jest siód­mym dowo­dem, kościel­ny,
któ­ry śpie­wa „Poooomóż­my Chry­stu­so­ooowi” w chwi­lach
prze­rwy mię­dzy dwo­ma sko­ka­mi na wód­kę

ósmy dowód jest tym, co widzisz: słom­ką
krą­żą­cą w mgle zie­lo­ne­go pły­nu,
przez któ­ry świa­tło ma tak dłu­gą dro­gę,
że chcesz za nim wysłać listy goń­cze

dzie­wią­tym dowo­dem jest to, że wra­ca wszyst­ko
dzie­sią­tym, że nic nie wra­ca

Pamię­taj,
oszczę­dzaj swo­je szczę­ście, tyl­ko
cier­pie­niu moż­na oddać się bez resz­ty

A Ty zaczy­nasz książ­kę rów­nie pięk­ną fra­zą „czas nie zna żad­nych okrucieństw,/ oprócz ciszy po nas” a koń­czysz wier­szem „roz­mo­wa trwa dalej” i sło­wa­mi „co zosta­ło prze­rwa­ne, to zale­d­wie życie”. Po lek­tu­rze tego wybo­ru mam już pew­ność: nie da się zro­zu­mieć Two­jej poezji bez tego fina­ło­we­go wier­sza i tej począt­ko­wej fra­zy. I to jest to, co spraw­dza się tak pięk­nie w Two­jej liry­ce.

Dzię­ku­ję za przy­chyl­ne sło­wo. Nie mnie oce­niać, na ile moja liry­ka jest zro­zu­mia­ła: odbiór wier­sza wyma­ga tak­że otwar­cia sfe­ry emo­cjo­nal­nej i wyobraź­nio­wej. W zależ­no­ści od czy­tel­ni­ka oby­dwie mają róż­ną głę­bo­kość. Sam inte­lekt to zbyt mało. Przy­kła­do­wo nawet nie usi­łu­ję ogar­nąć rozu­mem archi­tek­tu­ry Gau­die­go, mimo że ją podzi­wiam.

Wysia­dasz z metra i nagle wyra­sta przed tobą Sagra­da Família. Prze­cho­dzisz przez ruchli­we skrzy­żo­wa­nie i tra­fiasz na Casa Milà.

Może żyje­my w oso­bli­wym cza­sie? Ner­wo­wym nie­co. Daw­niej ludzie nie wysia­da­li z metra. Chy­ba nie­co odmien­nie rozu­mie­li rów­nież sło­wo „nagle”. Jeśli jecha­li albo – wła­śnie! – szli, aby obej­rzeć kon­struk­cje Gau­die­go, wie­dzie­li, że nasta­nie odpo­wied­ni moment – wte­dy je zoba­czą. Nie­mniej rozu­miem i wyobra­żam sobie ludz­kie zdu­mie­nie na widok czy brzmie­nie tego, co jest dzie­łem umy­słów wspa­nia­łych, choć same mogą wymy­kać się poj­mo­wa­niu. Wła­śnie na tym pole­ga geniusz.

Swo­je wier­sze czę­sto osa­dzasz w kon­kret­nym kra­jo­bra­zie i zda­rze­niu: „kobie­ta wycho­dzą­ca na wzgó­rze”, „nad zamar­z­nię­tą wodą przy torach”, „krze­wy przy sta­cji uzdat­nia­nia wody”, „zamar­z­nię­te jezio­ro i ryba leżą­ca w śnie­gu jak nóż”. Zda­rza Ci się pisać, gdy cho­dzisz? Zaczy­nać wiersz od wła­śnie zoba­czo­ne­go obra­zu? Czy też wymy­ślasz wszyst­ko w domu sie­dząc przed kom­pu­te­rem lub kart­ką.

Niech tu fak­ty mówią same za sie­bie. Mój warsz­tat jest pro­sty, jest natchnie­niem: to kobie­ta, muzy­ka, liry­ka i pies. Tak, przy­tra­fia­ją mi się zapi­sy: z życia cudze­go, ponie­waż je widzia­łem, czy­li z obser­wa­cji na żywo. Przy­kła­do­wo widzę face­ta, któ­ry wkur­wio­ny wyrzu­ca kupon lot­to do kosza, a potem pod­cho­dzi kolej­ny i wycią­ga ten papie­rek w myśl: nic nie wygrał, bo zawsze był dup­kiem, ale mnie się uda z jego nume­ra­mi. Widzę kobie­tę, któ­ra kupi­ła czer­wo­ną kapu­stę, więc ofe­ru­ję pomoc w nosze­niu, ta korzy­sta, potem się oka­zu­je, że miesz­ka dale­ko, nio­sę już led­wie, na miej­scu meli­na – to znam z życia – więc nie cze­ka­li na tor­bę kapu­sty, ale na to, co mia­ła przy sobie i dla­te­go nie mogła tyle dźwi­gać (śmiech). Jeśli zauwa­żam rze­czy dla mnie waż­ne, na ogół pozo­sta­ją bez zmian: notu­ję je w myślach, cho­dzę, wra­cam do domu i piszę, jak było. Ale nie­kie­dy zmie­niam. Cza­sem to naj­wyż­sze okru­cień­stwo: nadać kształt życiu nie moje­mu. Owszem, prze­waż­nie sia­dam przed kom­pu­te­rem. Wymy­ślam. Nie bez wspo­mnień. Tak wła­śnie dzia­ła wyobraź­nia. Zresz­tą po to się ją ma, żeby, jak zapi­sał Buł­ha­kow w Mistrzu i Mał­go­rza­cie, nie sie­dzieć w jed­nych kale­so­nach w sute­re­nie i uża­lać się nad sobą, ale by żyć.

Cza­sa­mi myślę: jaka była­by Two­ja poezja, gdy­by nie nagła i przed­wcze­sna śmierć bli­skiej Ci oso­by, któ­ra jest adre­sa­tem wie­lu Two­ich wier­szy.

Gdy­by nie moja zmar­ła, cał­kiem praw­do­po­dob­ne, że ta liry­ka wca­le by nie powsta­ła. Ale nie mam pew­no­ści. Czas mija. Nie była to moja pierw­sza miłość ani nie ostat­nia. Było jed­no ist­nie­nie, nie moje, z któ­rym nie­mniej – patrząc po latach – łatwiej było się roz­stać, niż o nim zapo­mnieć. To naj­trud­niej­sza sztu­ka: zapo­mnieć o jed­nym życiu, zosta­wić je za sobą.

Wybór o któ­rym tutaj roz­ma­wia­my, to roz­mo­wa z samym sobą, roz­mo­wa z Two­ją zmar­łą czy też roz­mo­wa z czy­tel­ni­kiem? A może wszyst­kie trzy roz­mo­wy jed­no­cze­śnie?

Czy mogła­by być: z każ­dym, kto nie pogar­dzi sło­wem? Zapew­niam Cię, że moja zmar­ła nie odmó­wi­ła­by Ci roz­mo­wy na sam Twój widok, kie­dy żyła (śmiech). Żywi zawsze mają rację prze­ciw­ko umar­łym. Mały unik, może się kto zorien­tu­je. Może nie. Nie­waż­ne. Sam rów­nież nie odmó­wi­łem. Ale: może czy­tel­nik nie chce? Prze­cież może nie chcieć… To wła­śnie naj­waż­niej­sze. Może zasta­na­wia. Mnie. Cie­bie nie? roz­mo­wa trwa dalej – tak to szło. Kon­tra­punkt brzmi: jak dłu­go moż­na gadać? Po co? Na przy­kład: cisza, jed­no życie już skoń­czo­ne, śmierć, koniec. A może jest już inna pora roku? Rok jest inny.

Mia­ły być jesz­cze inne pyta­nia, Rom­ku, ale to jest dobra puen­ta. Postaw­my tu krop­kę. Do innych wąt­ków wró­ci­my następ­nym razem.

O autorach i autorkach

Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania