wywiady / o książce

Koryto dzikiej rzeki

Jakub Pszoniak

Przemysław Suchanecki

Rozmowa Przemysława Suchaneckiego z Kubą Pszoniakiem, towarzysząca premierze książki Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc, wydanej w Biurze Literackim 4 kwietnia 2022.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Prze­my­sław Sucha­nec­ki: Tę roz­mo­wę chciał­bym zacząć od oso­bi­ste­go wspo­mnie­nia. Pamię­tam, jak mniej wię­cej 10 lat temu, gdy jesz­cze byłem stu­den­tem pra­wa, ukrad­kiem czy­ty­wa­łem poezję, a wycho­dząc z psem mię­dzy blo­ki, kitra­łem za pazu­chą kie­szon­ko­wy, bar­dzo maciu­peń­ki wybór wier­szy Bia­ło­szew­skie­go (seria Poeci Pol­scy, Czy­tel­nik 1977) i tak, spa­ce­ru­jąc, poczy­ty­wa­łem zamiesz­czo­ne tam wier­sze z debiu­tanc­kich Obro­tów rze­czy. Bar­dzo mnie wte­dy zachwy­cał Miron melo­dyj­ny, śpiew­ny, ryt­micz­ny, czy – jak mawia­ła Maria Janion – rap­so­dycz­ny. Teraz mamy rok 2022, 30 czerw­ca Miron naro­dzi się po raz set­ny. Biu­ro Lite­rac­kie wzna­wia po kil­ku latach serię 44. Poezja Pol­ska od Nowa, gdzie wycho­dzi­ły swe­go cza­su wspa­nia­łe wybo­ry, na przy­kład tek­stów Ada­ma Waży­ka, Zuzan­ny Gin­czan­ki czy Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza. Z tej oka­zji uka­zu­je się doko­na­ny przez Cie­bie miro­no­wy­bór pod tytu­łem Z dnia robię noc. Ale zanim o samej książ­ce: powiedz, Kubo, jakie było Two­je pierw­sze zetknię­cie z Miro­no­pi­sa­niem? Co ono w Tobie wywo­ła­ło? Co pamię­tasz?

Kuba Pszo­niak: Bia­ło­szew­skie­go „czy­ta­łem”, zanim samo­dziel­nie nauczy­łem się czy­tać, choć była to lek­tu­ra bar­dzo wybiór­cza. Zyg­munt Koniecz­ny wraz z Ewą Demar­czyk nagra­li pod­ręcz­nik pol­skiej poezji w for­mie audio­bo­oka – czę­sto leciał u mnie w domu. Baczyń­ski, Tuwim. No i Bia­ło­szew­ski.  Wyda­nie, o któ­rym mówisz, kupi­łem na pchlim tar­gu, będąc w liceum. Wytło­czo­ne lite­ry poprzed­ni wła­ści­ciel popra­wił dłu­go­pi­sem, tro­chę tak, jak cza­sem nie­któ­rzy popra­wia­ją far­bą sta­re, zatar­te napi­sy na pły­tach nagrob­nych. Uczy­tel­nić Bia­ło­szew­skie­go dłu­go­pi­sem – co gest, to gest! Czy Bia­ło­szew­ski był w kano­nie szkol­nym? Nie pamię­tam, chy­ba nie. Ale w moim wła­snym był. Te wier­sze były obja­wie­niem –wywró­ce­niem języ­ka na lewą stro­nę, a jed­no­cze­śnie: przy­kle­je­niem go do tego, co nama­cal­ne, codzien­ne. Do tego on i w rapie był, i u Bąkow­skie­go, i u Świe­tlic­kie­go, któ­re­go wów­czas odkry­łem. No i u, odkry­tych już nie­co póź­niej, neo­lin­gwi­stów, z Joan­ną Muel­ler na cze­le. Fascy­nu­ją­ca lite­ra­tu­ra. A wier­szy, któ­re śpie­wa­ła Ewa Demar­czyk, do dziś nie potra­fię prze­czy­tać ina­czej, niż melo­dią Koniecz­ne­go. Umiesz prze­czy­tać „Karu­ze­lę z madon­na­mi” nie fra­zu­jąc po Demar­czy­ko­we­mu?

Jeśli mam być abso-abso­lut­nie szcze­ry, to nie wiem, czy kie­dy­kol­wiek sły­sza­łem tę wer­sję, może kie­dyś, a na pew­no jej żywo nie pamię­tam, więc w odczy­ta­niu tego wier­sza, pamię­ta­niu go, pole­gam raczej na wła­snym gło­sie wewnętrz­nym i na tym, jak on – za Miro­nem – obi­ja się echem po ścia­nach czasz­ki.

U mnie ten wewnętrz­ny głos zrósł się z ryt­mem i melo­dią pio­sen­ki Koniecz­ne­go – nie jestem w sta­nie tego oddzie­lić. Tak jak „Toma­szo­wa”, „Wier­szy wojen­nych” czy, śpie­wa­nych przez kogo inne­go, „Bema pamię­ci żałob­ne­go rap­so­du” i „Noc­ne­go gościa”. Ponoć Bia­ło­szew­skie­mu pio­sen­ko­wa wer­sja się podo­ba­ła. Cie­ka­we, czy był zasko­czo­ny tym, jak jego wiersz – prze­cież bar­dzo wyraź­nie ryt­micz­nie podzie­lo­ny – wybrzmiał z melo­dią. Zapis u Bia­ło­szew­skie­go zda­je się pró­bą wska­za­nia spo­so­bu czy­ta­nia. Świa­tło, roz­bi­cie, prze­rzut­nie, wiel­kie lite­ry, wie­lo­krop­ki, linie mię­dzy stro­fa­mi – są tro­chę jak dida­ska­lia. To jest kory­to tej dzi­kiej rze­ki. Nie przez przy­pa­dek pew­nie mówisz wła­śnie o echu, czy­li zja­wi­sku aku­stycz­nym. W wie­lu wier­szach Bia­ło­szew­skie­go wyra­zy rwą się i odbi­ja­ją jed­ne od dru­gich, w ten spo­sób wytrą­ca­jąc z sie­bie nawza­jem zna­cze­nie i sta­jąc się na powrót dźwię­kiem. Ten na pozór nie­upo­rząd­ko­wa­ny zapis, któ­ry sto­so­wał, wspa­nia­le pozwa­lał wier­szom wybrzmieć.

Mówisz o nie­upo­rząd­ko­wa­niu zapi­su. A to dia­lek­tycz­nym sko­ja­rze­niem pro­wa­dzi mnie do upo­rząd­ko­wa­nia ele­men­tów tej lirycz­nej pano­ra­my w zgrab­ny wybór. Zasta­na­wia mnie, czy przy­świe­cał Ci jakiś klucz, zamysł przy dobie­ra­niu tek­stów inny niż zwy­kła sym­pa­tia? Są tu wszak­że wier­sze od juwe­ni­liów z okre­su wojen­ne­go – bar­dzo cie­ka­wych, tro­chę przy­po­mi­na­ją­cych na przy­kład nie­któ­re wier­sze Élu­ar­da, a tro­chę już zapo­wia­da­ją­cych to poszar­pa­nie wyra­zów, z któ­re­go Miron sta­nie się naj­bar­dziej zna­ny – aż do wier­szy z lat 70. i począt­ku lat 80., bar­dzo życio­wo aktyw­ne­go okre­su, gdy Miron wie­le podró­żo­wał (na przy­kład śla­da­mi Sło­wac­kie­go do Egip­tu albo do Nowe­go Jor­ku) i gdy – jak wspo­mi­na Tade­usz Sobo­lew­ski w szki­cu przy­ta­cza­nym przez Cie­bie w posło­wiu – otwo­rzył się na ludzi. Jak się robi taką książ­kę? Jak paku­je się tak róż­no­rod­ne „życio­pi­sa­nie” do takiej waliz­ki? Dru­gie pyta­nie, powią­za­ne z tym pierw­szym, było­by o cha­rak­te­ry­sty­kę pra­cy w serii „44”. Tym razem BL sta­wia na współ­pra­cę z debiu­tan­ta­mi przy two­rze­niu wybo­rów. Jak czu­łeś się – jako autor jed­nej książ­ki – pra­cu­jąc nad całym dorob­kiem Bia­ło­szew­skie­go?

Mówię o pozor­nym nie­upo­rząd­ko­wa­niu. Cho­ciaż róż­nią­cy się od sie­bie w zależ­no­ści od książ­ki spo­sób zapi­su tytu­łów i poszcze­gól­nych fraz bywał przy pra­cy nad książ­ką pro­ble­ma­tycz­ny. Zasta­na­wia­łem się, czy je uspój­niać, czy pozo­sta­wić je w for­mie zapi­sa­nej przez auto­ra. Do tego nie­któ­re wier­sze moż­na zna­leźć w róż­nych wer­sjach. Osta­tecz­nie zosta­łem przy ory­gi­nal­nym zapi­sie utwo­rów. Zale­ża­ło mi na tym, żeby Z dnia robię noc było nie tyl­ko zbio­rem wier­szy, ale książ­ką, któ­rą moż­na czy­tać jako osob­ną całość. Nie skła­dan­ka czy play­li­sta, a mik­stejp. Jestem cie­kaw, co powie­dział­by sam Miron na pomysł for­mal­ne­go uspój­nie­nia cało­ści. Pyta­łem, ale miał widocz­nie lep­sze rze­czy do robo­ty, bo nie odpo­wie­dział.

Cie­szę się, że mogłem pra­co­wać nad tym wybo­rem. Cho­ciaż pro­po­zy­cją byłem nie tyl­ko onie­śmie­lo­ny, ale i zasko­czo­ny, to nie zasta­na­wia­łem się nawet przez moment! Książ­ki, któ­re dotych­czas uka­zy­wa­ły się w serii, opra­co­wy­wa­ne były przez poet­ki i poetów ze znacz­nie więk­szym dorob­kiem. Do tego w dużej mie­rze kształ­to­wa­li oni, na rów­ni z boha­te­rem naszej roz­mo­wy, moje myśle­nie o poezji. Wspa­nia­łe było dołą­czyć do tej gru­py. Pra­ca nad wła­sną książ­ką nauczy­ła mnie, że that­che­ry­ści się mylą – tom powi­nien być czymś wię­cej niż tyl­ko zbio­rem wier­szy! Tak też pod­sze­dłem do twór­czo­ści Bia­ło­szew­skie­go.

Od począt­ku zało­ży­łem, że, przy­go­to­wu­jąc wybór, wyrwę wier­sze z kon­tek­stu ksią­żek, cyklów, chro­no­lo­gii. Chcia­łem je potrak­to­wać jak ele­men­ty spój­nej opo­wie­ści, w któ­rej Bia­ło­szew­ski zapra­sza nas do sie­bie, z któ­rym jedzie­my win­dą, spa­ce­ru­je­my po War­sza­wie, spo­ty­ka­my Lu. i Le. Któ­ry z cza­sem się przed nami otwie­ra i przed­sta­wia tych, z któ­ry­mi dzie­li życie. Na wpół­sen­na, fan­ta­sma­go­rycz­na, na wpół­praw­dzi­wa jak lina z win­dy opo­wieść o samym sobie, ale też o języ­ku. Choć to w jakiejś mie­rze to samo, bo prze­cież Miron był języ­kiem.

Kie­dy zaczy­na­łem pra­co­wać nad książ­ką, świat był zupeł­nie inny, cho­ciaż taki sam. Od 3 tygo­dni nie­któ­rych wier­szy nie potra­fię czy­tać w ode­rwa­niu od kon­tek­stu woj­ny i uchodź­stwa. To są już inne wier­sze, cho­ciaż prze­cież te same. Wiersz z podróż­ni­cze­go cyklu, o któ­rym wspo­mnia­łeś, dziś jest dla mnie wier­szem o Ukra­in­kach, któ­re pozna­łem. O języ­ku spra­wia­ją­cym, że jest się obcym. Dzień przed odda­niem książ­ki do skła­du tra­fi­łem na „Bal­la­dę nie­przedaw­nio­ną” – wiersz, któ­ry na nowo usta­wił część książ­ki i spra­wił, że inne, wybra­ne wcze­śniej wier­sze zaczę­ły mówić coś wię­cej, niż to, co mówi­ły jesz­cze przed chwi­lą. Musia­łem je tyl­ko ze sobą zde­rzyć. Zasta­na­wia­łem się, czy nie jest to for­ma pew­nej uzur­pa­cji. Ale wyda­je mi się, że wiel­kość poezji pole­ga rów­nież na wykra­cza­niu ponad samą sie­bie.  Wybór wier­szy – szcze­gól­nie, jeśli ma obej­mo­wać kon­kret­ną ilość utwo­rów – jest jed­nak rów­nież wybo­rem wier­szy, któ­re do zbio­ru nie wej­dą. Wstęp­nie zary­so­wa­ne ramy nie pozwo­li­ły mi na umiesz­cze­nie na przy­kład wier­szy z cyklu spo­tka­nie z nożem, cho­ciaż to wybit­ny, a mało popu­lar­ny zestaw. Jest on jed­nak tak osob­ny i kon­kret­ny, że nie spo­sób było wykro­ić z nie­go poje­dyn­czych utwo­rów. Mówię o tym, żeby zapro­sić rów­nież do jego prze­czy­ta­nia.

Wspo­mnia­łeś o kwe­stii cza­sów obec­nych, o woj­nie, bru­tal­no­ści, z któ­ry­mi się sty­ka­my poprzez opo­wie­ści uchodź­ców i donie­sie­nia ludzi, któ­rzy w Ukra­inie zosta­li. Oko­licz­no­ści każą ponie­kąd czy­tać wier­sze tego deli­kat­ne­go i moc­no prze­ora­ne­go przez woj­nę czło­wie­ka w wojen­nym kon­tek­ście. Histo­ria tego wybo­ru zaczę­ła się jed­nak wcze­śniej i myśla­łem o tym, jakie miej­sce może zaj­mo­wać pisar­stwo Miro­na w dzi­siej­szym lite­rac­kim i czy­tel­ni­czym kosmo­sie, cze­go Miron może nas jesz­cze nauczyć? Mówi­łeś, że Miron obec­ny był i w rapie, i u Świe­tlic­kie­go – cho­dzi­ło ci o posta­wę życio­wą? Posta­wę, w któ­rej zabie­ra­my się za komu­ni­ka­cję ze świa­tem za pośred­nic­twem lite­ra­tu­ry? Myślę o tym, w jaki spo­sób ten wybór będą czy­tać obec­ni dwudziesto‑, czy nawet nasto­lat­ko­wie, któ­rzy mogą nie­wie­le rozu­mieć z sze­ro­kie­go świa­ta, nie­wie­le są w sta­nie nazwać, ale wie­le poczuć. Jak Miron, któ­re­go kró­le­stwem była sub­tel­ność, dys­tynk­cje, sma­ko­wa­nie echa słów, potocz­ność języ­ka i jego w niej poty­ka­nie się, jak może on nam pomóc czy­tać świat wokół nas i co ewen­tu­al­nie może zmie­nić w tym odczy­ta­niu?

Myślę, że naj­bar­dziej fascy­nu­ją­ce w tej poezji jest to, jak ten nie­zwy­kle sub­tel­ny język pozor­nie jest spon­ta­nicz­ny i nie­dba­ły, a jed­no­cze­śnie jak bar­dzo wybi­ja­ją­cy się na pierw­szy plan, nie­mal auto­no­micz­ny, a zara­zem: skle­jo­ny z rze­czy­wi­sto­ścią. To są też ele­men­ty rapu, któ­re mnie zawsze naj­bar­dziej fascy­no­wa­ły pozor­na non­sza­lan­cja, któ­ra kry­je nie­zwy­kle fine­zyj­ne kon­struk­cje i przy­wią­za­nie do tego, co nama­cal­ne, jed­nost­ko­we, doty­kal­ne. Myślę, że to wciąż może być pocią­ga­ją­ce dla osób w wie­ku, w któ­rym i ja odkry­łem Bia­ło­szew­skie­go.

Jest taki pro­gram, w któ­rym rape­rzy oce­nia­ją wer­sy innych rape­rów i mają jed­no­cze­śnie zgad­nąć, czyj frag­ment tek­stu czy­ta­ją. Myślę, że gdy­by zapy­tać o „sza­rą noc, to spo­ro osób mogło­by posta­wić na Świe­tlic­kie­go. Skrzy­pią­ca sza­fa jako wej­ście do pie­kła? To jest to samo pie­kło, któ­re­go nerw wysta­je z asfal­tu u Świe­tlic­kie­go! Bar­dzo podob­ny spo­sób obra­zo­wa­nia, zamy­ka­nia wier­sza w poje­dyn­czym kadrze. Obaj też z cza­sem zaczę­li iść w stro­nę lapi­dar­no­ści. Jest w tych na pierw­szy rzut oka bar­dzo róż­nych poety­kach coś wyraź­nie wspól­ne­go.

Jest jesz­cze jed­na rzecz, któ­ra mnie zawsze u Bia­ło­szew­skie­go pocią­ga­ła humor! Jakiś pod­szy­ty melan­cho­lią żart, któ­ry mówi coś waż­ne­go. Nie ma nic śmiesz­niej­sze­go od śmier­tel­nej powa­gi. Śmier­tel­nie poważ­ny jest Licheń, śmier­tel­nie poważ­ny jest Ste­ven Seagal jedzą­cy mar­chew wyrwa­ną z bia­ło­ru­skie­go pola. Śmier­tel­nie poważ­ny jest dwu­dzie­sto­me­tro­wy stół kon­fe­ren­cyj­ny i nagi tors pre­zy­den­ta na koniu. Śmier­tel­nie poważ­ny był socre­alizm. Kie­dy śmier­tel­na powa­ga jest żało­śnie śmiesz­na, żart bywa w swo­jej isto­cie praw­dzi­wie poważ­ny, bo doty­ka­ją­cy rze­czy­wi­sto­ści. To też sta­ra­łem się w książ­ce zazna­czyć – wybór otwie­ra­ją­ce­go wier­sza nie jest przy­pad­ko­wy. Poza tym te wier­sze są halu­cy­no­gen­ne!

Oj tak, to są zde­cy­do­wa­nie mind alte­ring wier­sze! A pro­pos „zmia­ny rozu­mu”, chciał­bym się odnieść, czy jakoś wró­cić do stwier­dze­nia, wygło­szo­ne­go przez Sobo­lew­skie­go, że Miron w latach 70. otwo­rzył się na ludzi, prze­stał być mitycz­nym pustel­ni­kiem, a otwo­rzył swój okres „towa­rzy­ski”. Zasta­na­wia mnie, jak i czy w ogó­le taka życio­wa, bio­gra­ficz­na zmia­na mogła warun­ko­wać jakieś zmia­ny w spo­so­bie pisa­nia. Mówisz o postę­pu­ją­cej z cza­sem lapi­dar­no­ści Bia­ło­szew­skie­go – czy bada­jąc jego doro­bek lirycz­ny, wczy­tu­jąc się w nie­go, zna­la­złeś jakieś cie­ka­we punk­ty zwrot­ne? Cho­dzi mi o taki moment, gdy piszą­ce­go męczy już jego wła­sny, usta­lo­ny przez upar­tą prak­ty­kę spo­sób pisa­nia, i poprzez jakąś nagłą wol­tę, czy po pro­stu dyna­micz­ną ewo­lu­cję, nada­je swo­je­mu autor­skie­mu imie­niu nową defi­ni­cję.

U Bia­ło­szew­skie­go nie spo­sób nie przy­kła­dać bio­gra­fii do kolej­nych wier­szy, bo on pisał w dużej mie­rze same­go sie­bie. Pew­nie taki­mi punk­ta­mi były­by kolej­ne prze­pro­wadz­ki, kolej­ne podró­że, pobyt w szpi­ta­lu. Ale tu bar­dziej wyczu­wal­na jest zmia­na deko­rum, może otwar­cie się na kolej­ne tema­ty. Ale co to za inne tema­ty, sko­ro są nimi: sam Miron i to, co dooko­ła, a więc w samym Miro­nie? Bo to jest w jakiś spo­sób taka solip­sy­stycz­na poezja. To, co opi­sy­wa­ne, jest wła­ści­wie tym, czym jest opi­su­ją­cy. Myślę, że to otwar­cie towa­rzy­skie, o któ­rym wspo­mi­na Sobo­lew­ski, prze­kła­da­ło się na tek­sty kaba­re­to­we kaba­ret Kici Koci to koń­ców­ka lat 70. Ale aku­rat za tym cyklem nie prze­pa­dam.

Zupeł­nie nie potra­fię wyła­pać momen­tów, w któ­rym Bia­ło­szew­ski zaczy­na mówić ina­czej, niż mówił dotych­czas. A prze­cież język Obro­tów rzeczy jest innym języ­kiem od języ­ka Oho. Cho­ciaż sły­chać, że to język tego same­go poety. Na ile przez 40 lat jeste­śmy tymi samy­mi ludź­mi, tymi samy­mi poeta­mi? Na ile przez 40 lat opi­sy­wa­ny przez nas świat jest tym samym świa­tem? W Z dnia robię noc sta­ra­łem się to cel­ne pyta­nie omi­nąć i nie dawać wska­zó­wek, któ­ry Bia­ło­szew­ski jest któ­rym. Cho­ciaż jest jeden wyją­tek przy bar­dzo wcze­snym, lirycz­nym, cho­ciaż po Miro­no­we­mu napi­sa­nym, wier­szu posta­no­wi­łem zosta­wić datę. Uzna­li­śmy, że jej usu­nię­cie było­by zbyt­nią inter­wen­cją w ory­gi­nal­ny zapis. Swo­ją dro­gą, ten wiersz, choć pod nie­co zmie­nio­nym tytu­łem, wszedł do reper­tu­aru Maana­mu. Tej pio­sen­ki jestem, deli­kat­nie mówiąc, znacz­nie mniej­szym entu­zja­stą, niż utwo­rów, o któ­rych wcze­śniej roz­ma­wia­li­śmy.

Mówisz o tek­stach kaba­re­to­wych, a to koja­rzy mi się z fak­tem, że w koń­cu Bia­ło­szew­ski, poza mie­rze­niem się z róż­ny­mi for­ma­mi lite­rac­ki­mi, był tak­że tym poetą, któ­ry bar­dzo lubił kon­fron­to­wać swój głos i swo­ją postać z róż­ny­mi media­mi, brał udział w per­for­ma­tyw­nych sesjach foto­gra­ficz­nych albo na przy­kład nagry­wał z upodo­ba­niem swój czy­ta­ją­cy, roz­mo­du­lo­wa­ny głos na taśmę magne­to­fo­no­wą. To ostat­nie z kolei przy­wo­dzi mi na myśl Kur­ta Schwit­ter­sa i jego dada­istycz­ne eks­pe­ry­men­ty z nagra­nia­mi audio. Koja­rzy­my Miro­na jako „out­si­de­ra”, poetę „suwe­ren­ne­go”, „wsob­ne­go”, ale, tak czy owak, to pisa­nie wyni­ka­ło z jakie­goś inne­go pisa­nia i było wypo­wia­da­ne gdzieś dalej, do kogoś: z ilu wpły­wów i z ilu „linii ujścia” zło­żo­ne jest dzie­ło Bia­ło­szew­skie­go? Mówi­my o Miro­nie głów­nie jako o poecie, ale być może da się go czy­tać rów­nież poprzez jego eks­pe­ry­men­ty? Uwa­żasz, że za tą poli­fo­nią Miro­na sta­ło coś wię­cej, czy była to tyl­ko zaba­wa?

Kaba­ret począt­ko­wo miał być tyl­ko towa­rzy­ską zaba­wą, któ­ra, wbrew pier­wot­nym zamy­słom, poszła w świat. Ale prze­cież Bia­ło­szew­ski to też teatr, pro­za, któ­ra weszła do kano­nu. To są nie­zwy­kle waż­ne rze­czy. Bia­ło­szew­ski, dzię­ki Pamięt­ni­ko­wi z powsta­nia war­szaw­skie­go, orga­ni­zu­je razem z Baczyń­skim, Gaj­cym i Świrsz­czyń­ską naszą zbio­ro­wą pamięć. A to też prze­cież tekst eks­pe­ry­men­tal­ny. Ale myślę, że eks­pe­ry­men­ty z inny­mi media­mi nagra­nia­mi gło­su, reje­stro­wa­niem obra­zu mógł Bia­ło­szew­ski trak­to­wać jako rodzaj inte­re­su­ją­cej zaba­wy.

Oczy­wi­ście sztu­ka to szta­fe­ta poko­leń: lite­ra­tu­ra jest rodza­jem ewo­lu­cji, prze­po­czwa­rza­nia się. U Bia­ło­szew­skie­go szcze­gól­nie wcze­sne­go czuć fascy­na­cję awan­gar­dą, futu­ry­sta­mi. Ale jed­no­cze­śnie od począt­ku pisał on na wła­snych warun­kach, roz­wi­jał wcze­śniej­sze pomy­sły w zupeł­nie nowy spo­sób. To być może też kwe­stia poko­le­nio­wa awan­gar­da rodzi­ła się przed doświad­cze­niem, któ­re zmie­ni­ło wszyst­ko przed dru­gą woj­ną. Bia­ło­szew­ski zaczy­nał nie­dłu­go po jej zakoń­cze­niu. Poza tym doświad­cze­niem i lite­rac­ki­mi, pozy­tyw­ny­mi wzor­ca­mi, miał też odnie­sie­nie nega­tyw­ne: socre­alizm. Tę poety­kę, jak gło­si histo­ria literatury,pogrzebał wła­śnie Bia­ło­szew­ski, w towa­rzy­stwie czte­rech innych poetów. Myślę, że nega­tyw­ne punk­ty odnie­sie­nia wpły­wa­ją na twór­cę rów­nie moc­no, co te pozy­tyw­ne. Czę­sto się o tym zapo­mi­na.

W tema­cie punk­tów odnie­sie­nia: jaki wpływ wywar­ło na Cie­bie, jako poetę, pisa­nie Bia­ło­szew­skie­go? Mam wra­że­nie, że spo­ro czer­piesz nie tyl­ko z Miro­na zawar­te­go w jego wła­snych tek­stach, ale tak­że z Miro­na roz­sia­ne­go po poezji, któ­ra nastą­pi­ła po nim. Mógł­byś odsło­nić rąb­ka tajem­ni­cy w tej kwe­stii?

To trud­na, bo nie do koń­ca uświa­do­mio­na kwe­stia. Wpi­sa­nie się w ten nurt nie było wybo­rem albo obra­niem jakiejś lite­rac­kiej stra­te­gii. Wyni­ka­ło raczej z rodza­ju tem­pe­ra­men­tu, wraż­li­wo­ści, poczu­cia humo­ru i psy­chicz­nych przy­pa­dło­ści. Dzi­wi­ło mnie na począt­ku, jak bar­dzo iden­ty­fi­ko­wa­ny jestem z tą tra­dy­cją przez czy­tel­ni­ków i kry­ty­kę, tak natu­ral­ny był dla mnie ten rejestr. Byłem tro­chę takim lin­gwi­stycz­nym panem Jour­da­inem. Nie sta­ram się przez to powie­dzieć, że to odnie­sie­nie mi cią­ży prze­ciw­nie. Jeśli mam być wpi­sy­wa­ny w jakąś tra­dy­cję, niech to będzie wła­śnie ta!

Od lin­gwi­stów nauczy­łem się odwa­gi. Nauczy­łem się, że dźwięk może wyprze­dzić sło­wo, że z prze­kłu­te­go wyra­zu może wypły­nąć inny wyraz, z umie­jęt­nie pocie­ra­nych słów moż­na zaś wykrze­sać ogień.

Na koniec chciał­bym Cię dopy­tać o przy­szłość serii 44. Poezja pol­ska od nowa, któ­rą masz oka­zję tym wybo­rem współ­two­rzyć: jak widzisz jej przy­szłość? Jakie poetki/poetów widział­byś w niej w przy­szło­ści? Ja oso­bi­ście życzył­bym sobie nazwisk poetów mniej roz­po­zna­wal­nych, czy wręcz zapo­mnia­nych jak Swen Cza­cho­row­ski, Kazi­mierz Bicu­le­wicz, czy Sta­ni­sław Czycz.

Dobry trop, cho­ciaż nie porzu­cał­bym do koń­ca kla­sy­ków. Posze­rze­nie pola. Otwar­cie serii na młod­szych, reda­gu­ją­cych kolej­ne tomy poetów pozwa­la na nowo odkryć twór­czość pisa­rzy przez star­sze poko­le­nie odrzu­co­nych, a dziś zaska­ku­ją­co świe­żych. Być może dzię­ki temu uda się uzu­peł­nić kanon. Ale prze­pla­tał­bym mniej zna­nych poetów kla­sy­ka­mi w nie­oczy­wi­stych wybo­rach, Dzię­ki temu mogą być odczy­ta­ni w nowy spo­sób. Dał­bym też wybór Sucha­nec­kie­go. Tyl­ko kto mógł­by takie­go wybo­ru doko­nać. Może Kar­po­wicz? Wywo­ły­wa­łeś w koń­cu oneg­daj jego ducha.

Kuba, bar­dzo Ci dzię­ku­ję za solid­ną roz­mo­wę! Z tego wszyst­kie­go w trak­cie zamó­wi­łem sobie na Alle­gro sta­ry egzem­plarz Obro­tów rze­czy, he he. Trzy­maj się, widzi­my się wkrót­ce „w tłu­mach, pękach, spra­so­wa­niach”.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry – pań­stwo­we­go fun­du­szu celo­we­go

 

O autorach i autorkach

Jakub Pszoniak

Urodzony w 1983 r. w Bytomiu. Poeta i grafik, autor książek poetyckich Chyba na pewno (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem ipsum (Biuro Literackie 2022) oraz Karnister (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), Oddychaj Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz Tryb Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc (Biuro Literackie 2022).

Przemysław Suchanecki

Ur. w 1992 r. w Szczecinie. Poeta. Publikował m.in. w „Odrze”, „Opcjach” i „2miesięczniku”. Laureat „Połowu” oraz projektu „Pierwsza książka” w ramach festiwalu Stacja Literatura. Mieszka w Krakowie

Powiązania