zawód: poeta
Ty chcesz, żebym się przyznał, żebym powiedział, że jestem poetą, co? Chcesz, żebym wymówił to słowo. Dobra, jestem poetą, między innymi, ale sam bym chciał wiedzieć, jak do tego doszło. Kiedyś chciałem być malarzem, zamierzałem przy najbliższej okazji przeprowadzić się do Paryża, a jak to się stało, że w czasie przygotowań do Paryża zacząłem pisać wiersze, tego już sobie nie przypominam.
W środowisku, w którym się wychowywałem, słowo „poeta” było synonimem słowa „kłamca”. Po słowie „poeta” wymierzano z reguły policzek. A ja dość kłamałem jako dziecko.
o słowie i pisaniu
Płaszcz jest mądrzejszy niż krawiec, a bułka mądrzejsza niż piekarz. Taki już jest świat. Brama węszy pod psem. Wszędzie same zdrady. Mowa mówi za ciebie. Można nawet powiedzieć, że to nie ty mówisz, ale że mówi twoja mowa. I mówi coś, czego nie chciałeś.
Czy słowa mnie słuchają, tego nie wiem. Powiedziałbym, że raczej nie. Nie, nie słuchają. Jakoś na skróty doszliśmy do kwestii wiary, a ja przyznałem, że jej nie mam. Powiem jeszcze więcej: nie wierzę nikomu i niczemu. Nawet słowom nie wierzę. One przecież wciąż robią, co chcą.
Chcesz ze mnie wyciągnąć jakiś plan, tropisz moje zamiary, myślisz sobie, że kieruję się skądś dokądś, ale tak nie jest. Nic takiego. Piszę tylko wtedy, kiedy to do mnie przyjdzie. Nie robię szkiców, nie mam przed sobą zarysu. I nigdy nie zmuszam się do pisania. Jeszcze nigdy nie usiadłem przy stole z zamiarem, że wysiedzę wiersz. Jak już kiedyś mówiłem: nie chcę mieć nic napisanego, chcę pisać. Książki i poszczególne wiersze nie są dla mnie ważne, mnie interesuje pisanie. Nie umiem nie pisać.
Przyciągają mnie tematy uznawane za tabu. Poezję można pisać o wszystkim. Nigdy nie pisałbym wierszy zaangażowanych, polityzujących lub politycznych, ale wiem, że i to można robić rzetelnie, popatrzmy choćby na Bertolda Brechta czy niektórych poetów amerykańskich. Dla mnie to jest jednak granica, której bym nie przekroczył. Dlatego nigdy nie byłem w stanie pisać na zamówienie, jakie by ono nie było. A przecież to właściwie dość przyjemne, że do mnie ktoś przyjdzie z prośbą, żebym napisał życzenia imieninowe dla jego starej, chorej i niezwykle dobrej cioci. Często mi się to zdarza. Chętnie spełniłbym taką prośbę, nie jestem temu z zasady przeciwny, tyle tylko, że nie jestem do tego zdolny.
Jak tylko coś napiszę, zaczynam to przepisywać. A natychmiast po przepisaniu widzę, co w tym przepisanym dałoby się zmienić, więc od razu zaczynam z kolejnym przepisywaniem itd. itp., choć od dawna wiem, że nigdy nie napiszę wiersza, z którego byłbym już zawsze zadowolony.
o ulubionych książkach
Podivuhodné příběhy z čínských tržišť a bazarů (Przedziwne historie z chińskich targowisk i bazarów) Jaroslava Průšeka, Sklepy cynamonowe Brunona Schulza, Francouzská poezie (Poezja francuska) Čapka , Velký kouzelník Kočkorád (Wielki czarodziej Kočkorád) Slawitschka, Antologia Spoon River Edgara Lee Mastersa w tłumaczeniu Frynty, Urbánka i Kolářa, Melancholie (Melancholia), czyli tom poetycki Holana składający się z parafraz wierszy dynastii Sung… Książek, do których regularnie wracam, jest więcej, jest ich wiele, na pewno nie byłbym w stanie przypomnieć sobie teraz ich wszystkich.
o radości pisania (i innych emocjach)
Powiedziałbym, że doświadczam raczej radości niż rozrywek. Doświadczam też niepewności, wątpliwości i rozczarowań.
Przez chwilę widzę przed sobą białe mury w świetle słonecznym, tajemnicze Timbuktu, serce zabije mi mocniej… Ale czy widziałem to naprawdę? Czy idę w odpowiednim kierunku? Moje kroki się zatrzymują, nagle jestem w miejscach, które poznaję: już tu byłem!
Wracam na początek i zbliżam się do końca. Za każdym razem z podobną niepewnością: czy znajdę początek na końcu?
To, co teraz tutaj zagrałem, łączenie końca z początkiem, jest tak powszechną sztuczką stylistyczną, że już się jej niemal nie używa. A porównanie do drogi jest zbyt proste. Ktoś mógłby się domyślać, że chodzi mi o Drogę.
Właściwie czemu nie? Wyobraźmy sobie nie Starego Mistrza, ale poświętnika czczonego, skarabeusza, błyszczącego żuka, który podąża Drogą Gówno.
Takie porównanie byłoby dość adekwatne. Tyle tylko, że moja kulka się zmniejsza. Im dłużej się z nią guzdram, tym jest mniejsza.
o krytyce literackiej i recenzjach
Nie jestem pogodzony, nie wycinam, nie wkładam, ranią. Jasne, że ranią. Wszystkich krytyków i recenzentów mam naprawdę dość. Biłbym na oślep. „Popędzałeś mnie, to masz. A tu masz jeszcze, za to, jak mnie chwaliłeś, nieudaczniku!”. Ach, gdzie się podziały te czasy, kiedy recenzenci czytali książki przez rozbite binokle, a poeci chodzili uzbrojeni w laski!
o miejscu w literaturze
Wystarczyłoby, gdyby któryś z moich wierszy pojawił się w antologii zapomnianych autorów. Wybór powinien być zgodny z moim gustem. Szkoda, że nie będę mógł pomóc temu hipotetycznemu przyszłemu redaktorowi przy wyborze.
Może coś z książki, którą teraz piszę. Tyle tylko że ja, jak sam wiesz, zawsze najbardziej lubię to, co w danym momencie robię. Nie mówię, że uważam to za najlepsze, ale żyję tym. A jak wybrać to najlepsze? Umiałbym to rozpoznać? To bym się przecież musiał nad sobą zastanowić, a nie bardzo mi się chce…
o układanych przez siebie antologiach zapomnianych autorów
Nie mówię, że nie wymyśliłem sobie żadnego zapomnianego autora, że nigdy nie napisałem żadnego jakby almanachowego wiersza, ale wierz mi, w żadnej z tych antologii nic takiego się nie znalazło. Bo i dlaczego. Zapomnianych pisarzy jest nieskończona liczba.
Wierszy wciąż pisze się więcej niż potrzeba. Tak było, jest i będzie. Nawet jeśli nie będzie się drukować książek, będzie się pisać, internet ścierpi wszystko, to przecież piękne śmietnisko. Literacka archeologia nadal będzie uprawiana, podobnie jak literatura. A od czasu do czasu znajdzie się ktoś, kto wpadnie na to, co ja. Materiału wygrzebie dość.
o mistyfikacjach
To proste. Korzystałem z pożyczonych nazwisk, takich jak na przykład Johann Wolfgang von Goethe czy Josef Házr Písecký, ale nie kradłem wierszy. Jeśli ze spuścizny Goethego czy Házra coś się zagubiło, nie mam tego, wierzcie mi, możecie mnie przeszukać.
Ja rozdawałem wiersze. Mówiąc dokładniej, podsuwałem je. Swoje przedstawiałem jako cudze, nie cudze jako swoje.
Wiesz, że za każdym razem, kiedy umieściłem w jednym z tomów moich wierszy jakiś przekład, wiersz na wzór innego czy też parafrazę (przekrad), podawałem nazwisko oryginalnego autora. Czasami też dopisywałem do tytułu wieloznaczne słowo „według”.
A więc raz jeszcze: możliwe, że dopuszczałem się drobnych przewinień, ale do oskarżenia o kradzież się nie przyznaję!
Źródła:
Umanutý kominík řeči Ivan Wernisch, rozmowa Karla Hvížďaly z Ivanem Wernischem
Nekomentuj to, prosím tě, fragmenty wybrane z wywiadu rzeki Karla Hvížďaly Jak myslet umění (Mladá fronta, 2013), „HOST” 2019, nr 7, s. 38‒39.
Když polykám slzy, dere se ze mě chechtot, rozmowa Petra Adamka z Ivanem Wernischem, „HOST” 2013, nr 9, s. 53‒55.
Básní se porad píše víc než je třeba, rozmowa Martina Reinera z Ivanem Wernischem
„Ó nešťastný pupkozřec!“, wywiad Wandy Heinrichovej z Ivanem Wernischem, „Souvislosti” 2019, nr 2.