wywiady / o książce

Logika snu wymusza wiekszą precyzję

Bohdan Zadura

Malwina Mus

Z Bohdanem Zadurą o książce Zmartwychwstanie ptaszka rozmawia Malwina Mus.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Mal­wi­na Mus: Pana naj­now­szy tom poetyc­ki – jak gło­si pod­ty­tuł – jest zapi­sem wier­szy i snów. Szcze­gól­nie intry­gu­ją­cy jest dru­gi kom­po­nent zbio­ru. Pro­szę zdra­dzić, na ile inspi­ru­ją­ce były dla Pana noc­ne maja­ki, a na ile opis snów w Zmar­twych­wsta­niu ptasz­ka jest kre­acją?

Boh­dan Zadu­ra: Być może, lubię uda­wać, że się roz­wi­jam, a roz­wój zakła­da w jakiejś mie­rze kon­ty­nu­ację. Te sny w pod­ty­tu­le nawią­zu­ją do poprzed­nie­go tomu – Noc­ne­go życia, a jego tytu­ło­wy poemat nie­wąt­pli­wie inspi­ro­wa­ny był przez sny, by nie powie­dzieć, że był zapi­sem snów z kil­ku dni „z począt­ku kwiet­nia”. Tu posze­dłem o krok dalej, nazy­wa­jąc rzecz po imie­niu. Jeśli ta pro­sto­ta jest dla Pani intry­gu­ją­ca, to zna­czy, że nie był to naj­głup­szy pomysł. Pod­ty­tu­łu mogło­by w ogó­le nie być, a jeśli miał­by odda­wać swe­go rodza­ju dwu­dziel­ność tej książ­ki, mógł­by też brzmieć na przy­kład „wier­sze i pro­zy poetyc­kie”.

Zale­ży Panu na efek­cie wia­ry­god­no­ści – opi­sy snów opa­trzo­ne są data­mi. W okre­sie od 7 wrze­śnia do 24 listo­pa­da 2010 roku wystę­pu­ją jed­nak luki. Pro­wo­ku­ją one pyta­nie o to, co się przy­śni­ło, a nie zosta­ło opi­sa­ne. Z cze­go wyni­ka­ją i na co wska­zu­ją prze­mil­cze­nia?

To łatwe pyta­nie, choć wyma­ga dłu­giej odpo­wie­dzi. Naj­pierw być może powin­ni­śmy zatrzy­mać się nad kwe­stią, czy rze­czy­wi­ście opi­sy, czy jed­nak zapi­sy. To skom­pli­ko­wa­na mate­ria, ja bym się raczej upie­rał przy tym dru­gim sło­wie. To, co Pani nazy­wa prze­mil­cze­nia­mi, nie wska­zu­je moim zda­niem na nic. Nato­miast te „luki” wyni­ka­ją z paru, nie­kie­dy banal­nych, powo­dów. Po pierw­sze, to, co się nam śni, ma róż­ną atrak­cyj­ność i nie każ­dy sen doma­ga się zapi­su. Po dru­gie, nie wszyst­kie sny pod­da­ją się wer­ba­li­za­cji. Po trze­cie, nie wszyst­kie pamię­ta­my, a jeśli nawet pamię­ta­my, jest to pamięć krót­ka. Są do naszej dys­po­zy­cji przez kwa­drans po obu­dze­niu, godzi­nę; następ­ne­go dnia na ogół nie mamy już do nich w ogó­le dostę­pu. Jeśli więc chce się sen zapi­sać, trze­ba się spie­szyć i para­dok­sal­nie mieć na to dużo cza­su. Godzi­nę, dwie co rano. Cza­sa­mi bywa­ją tak roz­bu­do­wa­ne, rów­nież fabu­lar­nie, że na ich zapi­sa­nie trze­ba by poświę­cić cały dzień, a życie na jawie prze­cież też ma swo­je nie­ubła­ga­ne pra­wa i narzu­ca nam jakieś mor­der­cze obo­wiąz­ki.

Od dłuż­sze­go cza­su Pań­ska poezja zaczy­na „cią­żyć ku pro­zie” – coraz więk­sze roz­prę­że­nie for­mal­ne, uprzy­wi­le­jo­wa­nie nie­skrę­po­wa­ne­go stru­mie­nia słów i aneg­do­ty… Zapis snów wyda­je się pój­ściem o kolej­ny krok dalej. Skąd takie ten­den­cje u poety, któ­ry w chwi­li debiu­tu hoł­do­wał kla­sycz­nej, zdy­scy­pli­no­wa­nej for­mie wier­sza i pre­cy­zji wypo­wie­dzi? Co będzie następ­nym eta­pem?

Widzi Pani, ja sny zapi­sy­wa­łem już jakieś dwa­dzie­ścia lat temu, to był – miał być taki total­ny pro­jekt, zapi­sy­wa­nia wszyst­kich bez wyjąt­ku, dziw­nych i nud­nych, atrak­cyj­nych i kom­pro­mi­tu­ją­cych – tu nic nie trze­ba kom­bi­no­wać, kon­stru­ować, wymy­ślać, wszyst­ko się dosta­je goto­we. Nawet to, co zawsze było moją pię­tą Achil­le­so­wą – brak wyobraź­ni, tu chy­ba nie rzu­ca się w oczy. W ogó­le jed­no z pierw­szych opo­wia­dań, jakie napi­sa­łem jako kil­ku­na­sto­la­tek, było opi­sem snu – wła­śnie opi­sem, nie zapi­sem. Sny jako sny publi­ko­wa­łem parę razy, naj­czę­ściej jako Noc­ne kart­ki, pew­nie zło­ży­ła­by się z tego śred­niej wiel­ko­ści książ­ka. To było tro­chę zamiast – zamiast pro­zy, do któ­rej nie mia­łem już od któ­re­goś momen­tu cier­pli­wo­ści. Tutaj to nie jest zamiast – po pro­stu, szko­da by mi było, żeby cie­ka­we sny się zmar­no­wa­ły. Rewo­lu­cja pole­ga na tym, że oprócz dat pod nimi, te zapi­sy dosta­ły tytu­ły, co zmie­nia ich gatun­ko­wy cha­rak­ter i jest być może ele­men­tem kre­acji, o któ­rą pyta­ła Pani na począt­ku. Co do pre­cy­zji wypo­wie­dzi to mam na nią tro­chę inny pogląd, upie­rał­bym się, że spe­cy­ficz­na logi­ka snu para­dok­sal­nie wymu­sza więk­szą pre­cy­zję niż sztyw­ne skąd­inąd ramy sone­tu na przy­kład, w któ­rych pre­cy­zja jest ponie­kąd sko­dy­fi­ko­wa­na. Pyta­nie o następ­ny etap, dobrze świad­czy o Pani odwa­dze, sko­ro jest kie­ro­wa­ne do kogoś, kto już osią­gnął wiek eme­ry­tal­ny i to ten zapi­sa­ny w nowej usta­wie. Teraz przy­cho­dzi mi do gło­wy, że sny w Zmar­twych­wsta­niu ptasz­ka są być może pró­bą reali­za­cji wezwa­nia zawar­te­go w ostat­nim wier­szu Noc­ne­go życia:

Puść się!

w nie­pa­mięć

Brzmi to enig­ma­tycz­nie? Już tłu­ma­czę! Otóż zauwa­ży­łem, że zapi­sy snów mają taką samą wła­ści­wość jak same sny. Jak sny po prze­bu­dze­niu, tak one po prze­czy­ta­niu bar­dzo szyb­ko zni­ka­ją z pamię­ci. Prze­te­sto­wa­łem to na wła­snych i prze­te­sto­wa­łem na cudzych, na Oni­ria­dzie Hen­ry­ka Bere­zy, na snach Ada­ma Wie­de­man­na, na snach pisa­rzy ukra­iń­skich (tro­chę ich tłu­ma­czy­łem z anto­lo­gii Marze­nia sen­ne. Sny 80 ukra­iń­skich pisa­rzy, więc to była jak­by lek­tu­ra do kwa­dra­tu). Wyda­je mi się, że ta szyb­kość ulat­nia­nia się z pamię­ci sta­no­wi dobre kry­te­rium odróż­nie­nia praw­dzi­we­go snu od snu wykre­owa­ne­go. Anga­żu­ję Cię, dro­gi Czy­tel­ni­ku, ale tyl­ko na chwi­lę, na moment lek­tu­ry, zaraz będziesz miał mnie z gło­wy. Z dru­giej stro­ny jed­nak taką Oni­ria­dę Bere­zy sam zabrał­bym na bez­lud­ną wyspę, bo za każ­dym razem czy­ta się ją tak, jak­by to była pierw­sza lek­tu­ra.

Waż­nym wąt­kiem Pań­skiej twór­czo­ści jest dla mnie – by tak rzec – zdu­mie­nie feno­me­nem cza­su, dia­lek­ty­ka teraź­niej­szo­ści, prze­szło­ści i przy­szło­ści. Sytu­acja snu – z płyn­ną cza­so­prze­strze­nią – jest spo­so­bem na oswo­je­nie tak dłu­go towa­rzy­szą­ce­mu Pań­skiej twór­czo­ści nie­po­ko­ju?

Czy cie­ka­wość, chęć zro­zu­mie­nia cze­goś to nie­po­kój? Jeśli tak nie­po­kój rozu­mie­my, to zgo­da. W rze­czy samej sny, choć jest w nich jakieś następ­stwo zda­rzeń czy sekwen­cji, roz­gry­wa­ją się w jakiejś bez­cza­so­wo­ści czy poza­cza­so­wo­ści. Zmar­li są w nich żywi, żywi mogą być zmar­li, to doty­czy rów­nież uczuć. Jed­nak okre­śle­nia „oswa­ja­nie” użył­bym raczej do cze­goś inne­go: zapi­sy­wa­nie snów pozwa­la oswo­ić się z sen­ny­mi kosz­ma­ra­mi, bo cza­sem śnią się też prze­cież rze­czy strasz­ne. Z punk­tu widze­nia zapi­su coś, co spra­wi­ło, że obu­dzi­łeś się z krzy­kiem, zla­ny potem, poza ulgą, że się obu­dzi­łeś i że to tyl­ko sen, budzi coś w rodza­ju rado­ści: ale mi się naśni­ło, nigdy bym cze­goś takie­go nie wymy­ślił, jak to pre­cy­zyj­nie zapi­sać?

Puen­ta utwo­ru tytu­ło­we­go („mój jest tyl­ko tytuł/ opo­wieść jest Two­ja”) każe czy­tel­ni­ko­wi być podejrz­li­wym wobec auto­ra wier­szy zamiesz­czo­nych w Zmar­twych­wsta­niu ptasz­ka. Do kogo nale­ży głos mówią­cy w tomi­ku: do auto­ra, jego pod­świa­do­mo­ści, do popkul­tu­ry, mediów maso­wych?

Nie mam nic prze­ciw­ko – jak to Pani uję­ła – podejrz­li­wo­ści wobec auto­ra. Gorzej było­by gdy­by same wier­sze wyda­wa­ły się podej­rza­ne. Tytu­ło­we Zmar­twych­wsta­nie ptasz­ka to bodaj jedy­ny wiersz w pierw­szej czę­ści tomu, pod któ­rym, tak jak pod sna­mi, stoi data, i jeden z nie­wie­lu w życiu, któ­re napi­sa­łem na coś w rodza­ju zamó­wie­nia. Tę histo­rię z ptasz­kiem opo­wie­dział mi Hen­ryk Bere­za, mówiąc o niej jako o meta­fi­zycz­nym wyda­rze­niu, w któ­re pew­nie nie uwie­rzę, bo zresz­tą wie, że nie potra­fi go dobrze opo­wie­dzieć i że może ja potra­fił­bym je opi­sać. Spró­bo­wa­łem. Uda­ło mi się to skoń­czyć w wigi­lię uro­dzin Hen­ry­ka, któ­re są 28 paź­dzier­ni­ka. To jego opo­wieść, ale myślę, że w tym poema­cie sły­chać nie tyl­ko jego, bo oprócz tytu­łu moje są w nim tak­że kaszel i kicha­nie. Myślę więc, że głos auto­ra jest w tym tomi­ku obec­ny na rów­nych pra­wach z inny­mi gło­sa­mi, któ­re cza­sem go zagłu­sza­ją. Tych gło­sów jest wie­le; jak­by ktoś się uparł, mógł­by prócz tych, któ­re Pani wymie­ni­ła w pyta­niu, dosłu­chać się nawet gło­su jakiejś współ­cze­snej miesz­kan­ki meta­fo­rycz­nie rozu­mia­nej wyspy Les­bos.

Mar­cin Świe­tlic­ki powie­dział: „wier­sze zebra­ne to wyrok śmier­ci”. Iro­ni­sta, zawarł te sło­wa we wstę­pie do zbior­cze­go wyda­nia wła­snej poezji. Czy wyda­nie dzieł zebra­nych mia­ło dla Pana jakiś sym­bo­licz­ny wymiar, wyzna­czy­ło pew­ne „przed” i „po” w Pań­skiej poezji? W takim kon­tek­ście tytuł Zmar­twych­wsta­nie ptasz­ka mógł­by nabrać zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­ne­go zna­cze­nia…

Och, to był raczej kon­kret­ny cię­żar opa­słych tomów niż sym­bo­licz­ny wymiar. Z tym sym­bo­licz­nym wymia­rem pora­dzi­łem sobie, prze­kor­nie dając pierw­sze­mu po dzie­łach zebra­nych „zwy­czaj­ne­mu” tomi­ko­wi tytuł Wszyst­ko. Więc tego kon­tek­stu już, nie­ste­ty, nie ma, ale myślę, że i tak Zmar­twych­wsta­nie ptasz­ka to nie naj­gor­szy tytuł.

O autorach i autorkach

Bohdan Zadura

Ur. w 1945 r. Poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. W latach 2004-2020 redaktor naczelny „Twórczości”, od lat pozostaje związany z „Akcentem” i „Literaturą na Świecie”. Laureat licznych polskich i zagranicznych nagród, w tym: Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2011), Międzynarodowej Nagrody Literackiej im. H. Skoworody (2014) oraz Nagrody im. C.K. Norwida (2015). W Biurze Literackim w latach 2005–2007 ukazały się jego dzieła zebrane, a w kolejnych latach publikował w oficynie następne premierowe książki, w tym w 2020 roku wybór wierszy Sekcja zabójstw. W 2018 r. został uhonorowany Silesiusem za całokształt twórczości.

Malwina Mus

Urodzona w 1987 roku. Krytyk zorientowany na literaturę i jej związki z popkulturą. Doktorantka w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Stale współpracuje z portalem POPmoderna. Publikowała m.in. w „Wielogłosie”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”, „Pograniczach”. Mieszka w Krakowie.

Powiązania