Miłosz Waligórski: Na Słowacji Ucieczka wyszła w 2016 roku i spotkała się z życzliwym przyjęciem. Wiem, że uczestniczyłeś w wielu spotkaniach z czytelnikami. Interesuje mnie, jakie były reakcje dzieci, a jakie dorosłych? I jeszcze, czy pamiętasz jakieś zaskakujące reakcje, pytania czy komentarze, których jako autor się nie spodziewałeś?
Marek Vadas: Spotkałem się z dziećmi w różnym wieku, wachlarz ich reakcji był bardzo szeroki. Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak dobrze ten skomplikowany temat rozumiały najmłodsze klasy. Mali czytelnicy w większości pozytywnie odebrali zakończenie książki, mieli jednak świadomość, że jest to alegoria, opowieść o ludzkich cechach i postawach wobec bliskich i obcych. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie ma tematu nieodpowiedniego dla dziecięcego czytelnika. Chodzi tylko o formę podania. Dodam, że jedna z moich ulubionych książek dla dzieci, Chłopcy z Placu Broni Ferenca Molnára, dotyczy przede wszystkim śmierci.
Z kolei reakcje dorosłych były dokładnie takie, jakich się spodziewałem. Książka ukazała się w czasie wojny w Syrii i związanego z nią kryzysu uchodźczego. W rozmowach słyszałem oskarżenia o wyrachowanie, rzekomo byłem też opłacany przez tajne lobby, które chciało zniszczyć Europę, sprowadzając do niej ciemnoskórych. Rzeczywiście, przez cały czas trwania kryzysu najwięksi nacjonaliści krzyczeli, że uchodźcy stanowią zagrożenie dla naszych wartości chrześcijańskich. Nie zastanawiano się nad tym, że jedną z najważniejszych wartości chrześcijańskich jest pomoc bliźniemu w potrzebie.
W Polsce wygląda to tak samo. Na jednej granicy, z Białorusią, mamy płot Orbanowskiego typu, a przez drugą od końca lutego przedostały się do Polski prawie trzy miliony osób. Jednak zanim zadam pytanie o obecny kontekst, chciałbym wrócić do literatury dziecięcej. Kiedy przeczytałem Ucieczkę mojej córce i zapytałem o jej ulubionego bohatera, odpowiedziała: Alan. Pies jest z pewnością ważną postacią w opowiadaniu i ma pewne znaczenie terapeutyczne. Lubisz psy?
Przed dziesięć lat z udziałem mojego czarnego labradora prowadziłem terapię dla osób z autyzmem. Pies zdechł dwa lata temu, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Kiedy urodził mi się syn, dałem mu na imię Alan.
Alan jako pomocnik głównego bohatera, chłopca bez imienia, siostra, którą odnajdują w obozie dla uchodźców, oraz ogólna struktura opowieści kojarzy mi się z pierwszą słowacką powieścią René mláďenca príhodi a skušenosťi– jej odpowiednikiem w polskim kontekście są Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki. Jest to powieść przygodowa z elementami edukacyjnymi. Czy to sensowne skojarzenie? Czy Twoim zamiarem było nadanie książce struktury powieści oświeceniowej?
A to zaskoczenie. W ogóle nie miałem na myśli Renégo, pisząc Ucieczkę. Wszelkie podobieństwo jest czysto przypadkowe. Historię oparłem na wędrówce chłopca przez tajemnicze miasta, które są alegoriami cech ludzkich. Nie chciałem zakotwiczać jej geograficznie, ponieważ podobne ucieczki mogą mieć miejsce w każdym miejscu na świecie, co tragicznie pokazuje obecna sytuacja. Mieszkańcy miast są uosobieniem cech, których dominacja prowadzi do uprzedzeń, do odrzucania wszystkiego, co obce, i do wygodnego usprawiedliwiania braku zainteresowania losem drugiego człowieka. Pomocy można udzielić lub odmówić, a mnie chodziło przede wszystkim o zobrazowanie tych dwóch możliwości. Wiąże się z tym otwarte zakończenie, o które czasem pytały mnie dzieci. Odpowiadałem im: jeśli pomożecie bohaterowi, na pewno będzie szczęśliwy.
Dotykasz tu dwóch rzeczy. Pierwszą jest dzień dzisiejszy, drugą – kwestia pomocy. Chłopiec z Twojej opowieści ucieka z Afryki na północ. W kontekście wojny w Ukrainie nasuwa się pytanie, czy na świecie są w ogóle bezpieczne miejsca? Dokąd powinien dziś uciekać Twój bohater? I jak mu pomóc? Czytając fragmenty książki o obozie dla uchodźców, odniosłem wrażenie, że chociaż chłopiec wraca tam do zdrowia, to nie może tam dłużej zostać. Obóz jest tylko doraźnym rozwiązaniem. Co zrobić, aby chłopiec naprawdę znalazł swojego tatę i dom?
Ucieczka powstała podczas wojny w Syrii, ale kiedy ją pisałem, przed oczami miałem północny Kamerun, który odwiedzam regularnie od dwudziestu lat. W tym czasie ponad trzy miliony cywilów musiało uciekać ze swoich domów w okolicach jeziora Czad z powodu islamskich terrorystów z Boko Haram, a wiele z miejsc, w których spędziłem ważne chwile swojego życia, już nie istnieje. Takich punktów na mapie świata jest wiele. Jednak nigdzie w książce nie dowiadujemy się, z jakiej części świata i dokąd podróżuje bohater. Po prostu porusza się wśród ludzi, a szczęśliwe zakończenie osiąga tylko wtedy, gdy czytelnik chce mu pomóc.
Dziś w naszym mieszkaniu w Bratysławie mieszka młoda Ukrainka z dzieckiem; pochodzą z małego miasteczka niedaleko Mariupola, które zostało już zrównane z ziemią. Jeśli moja książka jest o charakterze człowieka, to dziś uświadomiłem sobie dziwną rzecz. W czymś w rodzaju ankiety zapytano mnie o powód, dla którego pomagam. Przyszło mi na myśl niezbyt pozytywne słowo: egoizm. Tak, myślę przede wszystkim o sobie. Przynajmniej na jakiś czas redukuję w ten sposób poczucie bezradności i frustracji. Oglądamy na żywo ludobójstwo u naszych sąsiadów, oglądamy filmy z Azowstalu z dziećmi, których już pewnie nikt nie zobaczy żywych, i nic się nie dzieje. Nie interweniujemy, co więcej, robimy interesy z mordercami, zastanawiamy się nad absurdalnym pytaniem, kto bardziej straci na odłączeniu gazu i ropy, porównujemy liczby z życiem ludzkim. Uważam, że świat jest źle urządzony, nie udał się nam, dlatego żeby żyć dalej i nie tracić poczucia sensu, robię cokolwiek – muszę zrobić.
Reakcje ludzi są bardzo zróżnicowane. Jedni mówią, że nie tak powinni wyglądać uchodźcy, bo wielu z nich przyjeżdża dobrymi samochodami, inni, że żaden pacyfista nie może popierać dozbrajania Ukrainy, jeszcze inni pomagają, przyjmując ludzi do swoich mieszkań… Chcę powiedzieć: skoro Twoja postawa jest egoistyczna, to jest to bardzo altruistyczny egoizm. Wiesz, mieszkam w Serbii, tutaj nastroje są ślepo antynatowskie, a więc siłą rzeczy prorosyjskie. Wczoraj na ulicy podszedł do mnie chłopiec, mniej więcej w wieku Twojego bohatera. Usłyszał, że rozmawiam z córką po polsku, myślał, że to rosyjski. „Wy, Rosjanie – powiedział – jesteście super, bo miażdżycie tych złych Ukraińców…” Zaniemówiłem. W pierwszej chwili chciałem udusić tego szczeniaka, potem zrozumiałem, że powtarza to, co mówią rodzice. Czy masz jakiś pomysł na walkę z dezinformacją?
Dezinformacja płynąca z rosyjskich stron www i portali pełnych teorii spiskowych jest częścią wojny, która toczy się w naszym kraju co najmniej od dekady. To wojna hybrydowa, ale pamiętajmy, że słowa mogą zabijać. W naszym kraju najpierw zaczęły powstawać strony z rewelacjami medycznymi, takimi jak leczenie raka za pomocą detergentów, i przyciągnęły one naiwnych i niewykształconych czytelników, którzy są w stanie uwierzyć we wszystko. Grupa ta, karmiona bzdurami i nienawiścią, stale się rozrasta, a nasze państwo jak dotąd w żaden sposób nie zareagowało na tę sytuację. Wobec niektórych witryn podjęto działania dopiero po wybuchu wojny w Ukrainie. Drugim problemem jest edukacja, która na Słowacji znajduje się w katastrofalnym stanie. Nie była ona reformowana przez cały okres istnienia Republiki Słowackiej, a umiejętność czytania ze zrozumieniem znajduje się na granicy epoki kamienia łupanego. Jeśli chcemy walczyć z dezinformacją w szkołach, powinniśmy się rozejrzeć, zobaczyć, jak to się robi gdzie indziej, na przykład w Finlandii. Trzeba od nich się uczyć.
Wspomniałeś o Finlandii i już chciałbym zapytać o rozszerzenie NATO, bo trudno uciekać dzisiaj od tych problemów, ale wróćmy jednak do książki. Mam jeszcze dwa pytania. Pierwsze z nich dotyczy języków, na które przetłumaczono Ucieczkę. Czy jest jakiś język, w którym według Ciebie książka powinna się ukazać? Może jakiś szczególny zakątek świata, gdzie chciałbyś, aby ludzie ją czytali?
Spośród tak zwanych języków światowych brakuje tylko francuskiego i niemieckiego. Ucieczka została wydana też w Chinach i Korei Południowej, a wkrótce po polskim tłumaczeniu ukaże się w Norwegii. Myślę, że nie ma takiej części świata, której ta książka by nie dotyczyła, ale nie mam żadnych szczególnych ambicji ani oczekiwań. Moim marzeniem jest, aby w końcu tak książka przestała być aktualna.
Drugie pytanie dotyczy ilustracji. W jaki sposób współpracowałeś z ilustratorką? Czy ilustracje były tworzone równolegle z tekstem? Czy konsultowaliście pomysły, przejścia między częścią wizualną i tekstową?
Najpierw powstał tekst, a potem ilustracje. Podczas pracy nad nimi dostałam od Danieli zaledwie jeden czy dwa projekty i wpadłem w zachwyt. Ale nawet bez wglądu w te szkice ufałem jej bezgranicznie, bo znałem jej wcześniejsze prace. Potrafi wzmocnić historię, rozjaśnić ją i urozmaicić, nadać jej dodatkową wartość. Bez jej ilustracji książka byłaby cieniem samej siebie.