wywiady / o pisaniu

Mówię do wszystkich

Julia Szychowiak

Roman Honet

Z Julią Szychowiak rozmawia Roman Honet

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Roman Honet: W wywia­dzie udzie­lo­nym Kami­lo­wi Zają­co­wi powie­dzia­łaś, że war­to spi­sy­wać sie­bie. Nie­wąt­pli­wie. Potem doda­łaś, że piszesz w poszu­ki­wa­niu poro­zu­mie­nia. O to chcia­łem zapy­tać. Poro­zu­mie­nia ze sobą? Z zewnętrz­ną obec­no­ścią, czy­li mówiąc wprost – cho­dzi o czy­tel­ni­ka? Czy – uwzględ­nia­jąc spe­cy­fi­kę Two­je­go pisa­nia – z obec­no­ścią, odmien­ną, któ­rą stwier­dzasz w sobie? Czy bie­rzesz pod uwa­gę, że jeśli mia­ło­by to być poro­zu­mie­nie ze sobą, pro­ces jego poszu­ki­wa­nia może postę­po­wać w ten spo­sób, że umoż­li­wi Ci roz­po­zna­nie wła­snej świa­do­mo­ści kosz­tem czy­tel­ni­ka? Mam na myśli sytu­ację, że Ty zro­zu­miesz – w pew­nym, zapew­ne nie cało­ścio­wym wymia­rze – sie­bie, ale wte­dy nikt kom­plet­nie nie zro­zu­mie Cie­bie.

Julia Szy­cho­wiak: Tak, cho­dzi o czy­tel­ni­ka, o pogłę­bia­nie innych i sie­bie, czy­li też rela­cji wza­jem­nych umoż­li­wia­ją­cych komu­ni­ka­cję na róż­nych obsza­rach.

„pod szy­ciem skó­ry jest miąższ słod­ki / i krew, krew cała ze szkła” – zapi­sa­łaś. Z Two­ich wier­szy moż­na wysnuć zało­że­nie, że język natych­miast się kry­sta­li­zu­je, nie trwa w mag­mie, ale od razu two­rzy figu­ry, zna­cze­nia, na ile i czy w ogó­le zdol­ne do wyra­ża­nia okre­ślo­nych myśli to osob­ne pyta­nie. Czy to nie jest tak, że wsku­tek tego pro­ce­su język zawsze jest zbyt goto­wy, że to jego nie­ustan­na zdol­ność do resu­bli­ma­cji ogra­ni­cza moż­li­wość prze­ka­zu? Nawia­sem mówiąc, w Two­ich utwo­rach podob­nie dzie­je się z cia­łem, dla­te­go pozwo­li­łem sobie na przy­wo­ła­nie powyż­sze­go cyta­tu.

Trud­ne pyta­nie. Nigdy się nad tym nie zasta­na­wia­łam. Gdy­bym sta­wia­ła na pre­cy­zyj­ny, jasny prze­kaz, ogra­ni­cza­ła­bym wte­dy moż­li­wość wyra­zu.

Do kogo mówisz wier­szach? Do wszyst­kich? Do wybra­nych?

Mówię do wszyst­kich, dopie­ro potem oka­zu­je się, kto to usły­szy.

Pisa­nie może być czyn­no­ścią, powiedz­my, odświęt­ną, nie mam tu na myśli jej wywyż­sza­ją­ce­go cha­rak­te­ru, ale odręb­ność. Na zasa­dzie, że poeta ma jakieś tam swo­je życie, a w tym życiu swo­je zwy­cza­je, tyle że jed­ne­mu z nich poświę­ca się w szcze­gól­ny spo­sób. Ale moż­na też rozu­mieć i prak­ty­ko­wać pisa­nie jako przy­zwy­cza­je­nie, jed­no z wie­lu, obok, daj­my na to, sadze­nia mar­chew­ki albo słu­cha­nia muzy­ki, nie­któ­rzy auto­rzy tak mają, tak im się robi, zwłasz­cza z cza­sem. Jak to wyglą­da w Two­im przy­pad­ku?

To jest nie­za­leż­ne ode mnie. Przy­cho­dzi czas, kie­dy chcę pisać, i nie­kie­dy piszę przez mie­siąc, innym razem koń­czy się na jed­nym tek­ście i nie piszę przez następ­nych parę mie­się­cy. Pisa­nie zależ­ne jest od odczu­wa­nia, a ja czę­sto nic nie odczu­wam. Nie panu­ję nad samym pro­ce­sem two­rze­nia. Zwłasz­cza w tej dzie­dzi­nie wolę się wyzbyć woli – let it be – pozwa­lam dziać się.

„Ode­szłam na moment i pusto mi po sobie”, „dłu­biąc pal­cem w ścia­nie, zna­czę kon­tur przy­ćmio­nej posta­ci”, „Czerń wypchnie kształt, nawet cień poru­szy”, „Jestem widocz­na […] dopó­ki cień wspar­ty jest cia­łem”, „Czło­wiek zza szy­by to nie ten, z któ­rym / sie­bie mylisz”. „Pra­gnę wydo­stać się, odzwy­cza­ić / od pokre­wieństw” – garść cyta­tów z two­je­go debiu­tanc­kie­go tomu. Zasta­na­wiam się, czy ta nie­cał­ko­wi­tość posta­ci, te prze­miesz­cze­nia, nie­obec­ność w sobie to wyraz tęsk­no­ty za tym, żeby posia­dać kon­tur, jakieś fizy­kal­ne opar­cie, czy też dąże­nie do osta­tecz­ne­go pozby­cia się śla­dów po sobie. Czy ta postać w Two­ich wier­szach zmie­rza do inte­gra­cji, czy do dez­in­te­gra­cji, do być do czy nie być?

Spu­ści­zna kul­tu­ro­wa namy­słu nad tym pyta­niem spra­wia, że czu­ję się bez­rad­na, „jestem tym zja­da­na”.

Chciał­bym zapy­tać, sko­ro piszesz wier­sze, z któ­rych moż­na wyczy­tać pew­ną dys­funk­cjo­nal­ność języ­ka, gdzie albo kie­dy język prze­sta­je Ci słu­żyć. Bo słu­ży Ci, sko­ro piszesz. Zatem, gdzie, kie­dy albo do cze­go szcze­gól­nie nie słu­ży?

Bywa­ją takie oko­li­ce w świe­cie pro­jek­to­wa­nym w gło­wie, któ­rych za nic nie da się opi­sać, język jest wte­dy kale­ki, ułom­ny, nie ma szans, żeby dotknąć. Język jest dużo bar­dziej ogra­ni­czo­ny, niż nam się wyda­je.

W kil­ku roz­mo­wach wspo­mi­na­łaś o Kry­sty­nie Miło­będz­kiej, mot­to w Two­im pierw­szym tomie to sło­wa Miło­będz­kiej. Wiem, że to gdy­ba­nie, ale może potrak­tuj­my je z przy­mru­że­niem oka. Kim była­by Julia Szy­cho­wiak, gdy­by nie Kry­sty­na Miło­będz­ka? Była­by?

Nie wiem. Może, wła­śnie, by nie było, albo była­bym bar­dzo pogu­bio­na na tym poetyc­kim szla­ku. Gdy­by nie było Kry­sty­ny Miło­będz­kiej raczej była­bym dalej od sie­bie i nie umia­ła­bym patrzeć na sie­bie tak­że z jutra. Dru­ga rzecz: jak wiesz, nie da się czło­wie­ka wyrwać z jego cza­su, każ­dy ma poprzed­ni­ków i odnaj­du­je sobie tego, któ­ry jest bli­sko jego myśle­nia. Na całe szczę­ście Kry­sty­na Miło­będz­ka jest.

Poeci „bru­lio­nu” byli prze­ciw­ni związ­kom lite­ra­tu­ry z poli­ty­ką, wiersz jako komen­tarz do zja­wisk spo­łecz­nych też był im obcy, chy­ba że w iro­nicz­nym wyda­niu. Ta posta­wa zasad­ni­czo przy­ję­ła się i funk­cjo­nu­je do dzi­siaj, ale poja­wia­ją się gło­sy dia­me­tral­nie odmien­ne. Zaan­ga­żo­wa­ne. Zwłasz­cza gło­sy auto­rów mło­dych, dla któ­rych rok 1989 to histo­ria. Są to gło­sy czę­sto gniew­ne, nie bez pod­staw wymie­rzo­ne prze­ciw porząd­ko­wi, któ­ry dla poprzed­niej for­ma­cji był w pew­nym sen­sie celem dążeń. Zauwa­żasz jakieś nowe ten­den­cje we współ­cze­snej liry­ce, zwłasz­cza tej two­rzo­nej przez poetów debiu­tu­ją­cych w podob­nym cza­sie, co Ty?

No, owszem. Myślę, że przede wszyst­kim brak dys­cy­pli­ny, abso­lut­na dowol­ność. „wol­ność to będzie ten bal­kon roz­cię­ty wino­ro­ślą”, wła­śnie tak to widzę, nie­skrom­nie cytu­jąc sie­bie.

A gdy­bym zapy­tał: poezja – co Cię do niej przy­wio­dło? I jesz­cze: jak to było? Dru­gi tom, debiut, arkusz, to wia­do­mo, a przed­tem? Co było przed­tem?

Bło­to i beton. Lek­cje dystan­su do sie­bie i świa­ta, z któ­rych nie­jed­no­krot­nie przy­szło mi zwiać. Nie będę mówić o dosko­na­le­niu warsz­ta­tu etc., bo mi na rze­mio­śle nigdy nie zale­ża­ło, nie o spraw­ną rękę cho­dzi mi w poezji. Na pew­no dąży­łam do odna­le­zie­nia wła­sne­go języ­ka, następ­nie do odna­le­zie­nia się w tym języ­ku. O tym, co było w cza­sie pomię­dzy moż­na prze­czy­tać. Co będzie potem? Strach żyć, ale nikt nie mówił, że ma być idyl­licz­nie.

Na zakoń­cze­nie nie poda­ru­ję Ci dyżur­ne­go pyta­nia: debiu­ty mija­ją­cej deka­dy w Two­jej lek­tu­rze: świet­ne, kiep­skie, nie­do­ce­nio­ne, prze­re­kla­mo­wa­ne? Może być w dowol­nej kon­fi­gu­ra­cji, daj­my na to, nie­do­ce­nio­ne, ale bli­skie, albo zna­ko­mi­te, ale odle­głe?

Napi­szę tyl­ko o tych debiu­tach, któ­re uwa­żam za świet­ne: Szcze­pan Kopyt, Robert Król, Sła­wek Elsner, Piotr Janic­ki, Kon­rad Góra, Adam Plusz­ka, Domi­nik Bie­lic­ki. Przed debiu­tem: Prze­mek Łoś­ko.

Dzię­ku­ję za roz­mo­wę.

Dzię­ku­ję.

O autorach i autorkach

Julia Szychowiak

Urodzona we Wrocławiu. Poetka. Za debiutancką książkę Po sobie (2007) otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius (2008), nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (2008) oraz nagrodę "Gazety Wyborczej" wARTo (2009). Mieszka w Księżycach.

Roman Honet

Urodził się w 1974 roku. Poeta, wydał tomy: alicja (1996), Pójdziesz synu do piekła (1998), „serce” (2002), baw się (2008), moja (wiersze wybrane, 2008), piąte królestwo (2011), świat był mój (2014), ciche psy (2017), redaktor antologii Poeci na nowy wiek (2010), Połów. Poetyckie debiuty, współredaktor Antologii nowej poezji polskiej 1990 –2000 (2004). Laureat Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2015 za tom świat był mój. Tłumaczony na wiele języków obcych, ostatnio ukazał się wybór jego poezji w języku rosyjskim Месса Лядзинского (Msza Ladzińskiego, przeł. Siergiej Moreino, Moskwa 2017), tom w języku ukraińskim Світ належав мені (przeł. Iurii Zavadskyi, Tarnopol 2019) i serbskim Svet je bio mój (przeł. Biserka Rajčić, Belgrad 2021).

Powiązania