wywiady / o pisaniu

I nic, i nic dzieje się dalej

Kamila Janiak

Maja Staśko

Rozmowa Mai Staśko z Kamilą Janiak. Prezentacja w ramach cyklu tekstów zapowiadających antologię Zebrało się śliny. Nowe głosy z Polski, która ukaże się w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Maja Staś­ko: „kosmos potrze­bu­je moje­go wkur­wie­nia” – poja­wia się w jed­nym z wier­szy Two­je­go nowe­go tomu, Zwę­glo­na Jan­tar. Na co się wkur­wiasz?

Kami­la Janiak: W zasa­dzie na wszyst­ko. To taka koń­co­wa faza fru­stra­cji. Na głu­po­tę, krot­kow­zrocz­ność, na poczu­cie wyż­szo­ści ludzi nad zwie­rzę­ta­mi, świa­tem i inny­mi ludź­mi. Gene­ral­nie „nie­na­wi­dzę ludzi”, a oni nie­na­wi­dzą mnie. Tro­chę to prze­ry­so­wa­ne, ale w fazie koń­co­wej fru­stra­cji wszyst­ko jest komik­sem. A kosmos się tym kar­mi.

I posta­no­wi­łaś wydać tom wier­szy. Dla­cze­go aku­rat tom wier­szy?

Wier­sze to dla mnie natu­ral­ny śro­dek wyra­zu. A czy posta­no­wi­łam? Tak wyszło.

Śro­dek wyra­zu – jasne, to waż­ne przy pisa­niu. Ale gdy wyda­jesz książ­kę, waż­ne są też jej środ­ki dzia­ła­nia: środ­ki wyra­zu jako środ­ki dzia­ła­nia. Chcia­łaś coś zro­bić tą książ­ką?

Szcze­rze mówiąc, książ­ki są dla mnie zamknię­ciem pew­nych eta­pów. Jakimś for­mal­nym oczysz­cza­niem. Zwę­glo­na Jan­tar to – i teraz będzie patos – wia­der­ko z cier­pie­niem, bólem, fru­stra­cją i sza­leń­stwem, któ­re wyle­wam. Jaki cel? Może ktoś ma podob­ne wia­der­ko i Zwę­glo­na Jan­tar pomo­że szyb­ciej je wylać. Jedy­ny zamie­rzo­ny cel, jaki mia­łam przy tej książ­ce, to umie­ścić w niej gra­fi­ki Grze­go­rza Szy­my. Zna­my się od wie­lu lat i wie­dzia­łam, że bar­dzo dobrze zobra­zu­je moje tek­sty.

Jesteś wegan­ką?

Wege­ta­rian­ką.

Pytam nie bez powo­du – to zresz­tą nigdy nie jest pyta­nie bez powo­du – w Zwę­glo­nej Jan­tar czło­wiek to taki rodzaj mię­sa, ludzi­na, któ­ry moż­na zwę­glić, usma­żyć, spa­lić, któ­re­go tłusz­czem moż­na sobie pobru­dzić ręce i wytrzeć w cia­ło, a to cia­ło musi jeść tak samo, jak każ­de inne mię­so, żeby żyć; bar­dzo to moc­na per­spek­ty­wa, bar­dzo kon­kret­na. Wyobra­żasz sobie, że ktoś lub kto­sia po prze­czy­ta­niu Two­je­go tomu prze­sta­nie jeść mię­so?

Nawet o takim roz­wią­za­niu nie pomy­śla­łam. Do nie­je­dze­nia mię­sa nie da się czło­wie­ka namó­wić. Trze­ba mu pokazać/sam obej­rzy, jak wyglą­da to i owo, doj­dzie do wnio­sku, że nie jeste­śmy wca­le tacy lep­si, też jeste­śmy mię­sem, w dodat­ku takim, któ­re świet­nie daje sobie radę bez jego jedze­nia. Tak że nie, nie wyobra­żam sobie, żeby ktoś po prze­czy­ta­niu Zwę­glo­nej Jan­tar prze­stał jeść mię­so. Chy­ba że była­by to jed­na ze stu skła­do­wych takiej decy­zji.

„każ­dy gryz przy­po­mi­na o gro­bie” – to bar­dzo suge­styw­ne zda­nie, a cały tom to wła­ści­wie ujaw­nia­nie rów­no­ści, mię­snej rów­no­ści, z inny­mi zwie­rzę­ta­mi: w ramach uświa­da­mia­nia, poka­zy­wa­nia innej per­spek­ty­wy i kon­se­kwen­cji tej panu­ją­cej Two­je wier­sze jak naj­bar­dziej dzia­ła­ją.

Mię­sna rów­ność – ide­al­ne! No tak to jest w mojej gło­wie. Trud­no mi obiek­tyw­nie spoj­rzeć na te tek­sty. Z dystan­su. Jak poka­zu­jesz mi frag­ment, tak jak teraz, to fak­tycz­nie widzę, że jest to prze­kaz kon­kret­ny. Ale wypły­wa to tak natu­ral­nie ze mnie, że nawet już uwa­gi nie zwra­cam. Ale owszem, rów­ność mię­sna jest dla mnie oczy­wi­sto­ścią. Tyl­ko czy to się komuś sko­ja­rzy z wege­ta­ria­ni­zmem – może z psy­chol­stwem. Ale jak­by w efek­cie ktoś prze­stał jeść zwie­rzę­ta, sta­wiam mu bro­war.

Psy­chol­stwo to jedze­nie zwie­rząt, to sza­leń­stwo, o któ­rym tyle w Two­im tomie – mam nadzie­ję, że tych bro­wa­rów będzie dużo. Tyl­ko że to tak­że kwe­stia obie­gu, dys­try­bu­cji – poezja docie­ra do czy­tel­ni­ków oraz czy­tel­ni­czek poezji i rzad­ko dalej, więc dzia­ła­nie ma swo­je kon­kret­ne gra­ni­ce. Nie wola­ła­byś tra­fiać w jesz­cze inne miej­sca z tak moc­ny­mi komu­ni­ka­ta­mi?

Hm. Piszę też pio­sen­ki i je śpie­wam, cho­ciaż z muzy­ką jest tak, że nie­wie­le osób słu­cha tek­stów; chy­ba że się wezmę za pol­skie rap­sy. W tej książ­ce celo­wo jest ze mną Grze­gorz, żeby była dodat­ko­wa war­tość gra­ficz­na. Poma­ga też to, że gram w paru kape­lach. Ludzie inte­re­su­ją się, co tam robię, mimo że nie czy­ta­ją poezji. Kupu­ją tomik i gdzieś to jedzie, ktoś to czy­ta. A jak poezję sze­rzę? Chy­ba muszę się wziąć za pro­zę. Zwę­glo­ne histo­rie.

To wyko­rzy­sty­wa­nie wie­lu mediów – więc i wie­lu obie­gów – jest u Cie­bie rze­czy­wi­ście bar­dzo widocz­ne i pozwa­la choć mini­mal­nie wyjść poza jeden obieg z kon­kret­ny­mi odbior­czy­nia­mi oraz odbior­ca­mi, otwo­rzyć się na róż­ne pola z róż­ny­mi regu­ła­mi i dys­kur­sa­mi. A myśla­łaś o wyj­ściu poza obieg sztu­ki? Ja widzę Two­ją lita­nię do kró­lo­wej pol­ski na demon­stra­cjach pra­cow­ni­czych, tek­sty macie­rzyń­skie na mani­fe­sta­cjach prze­ciw­ko cał­ko­wi­te­mu zaka­zo­wi abor­cji, wier­sze mię­sne w dzia­ła­niach na rzecz praw zwie­rząt poza­ludz­kich, wresz­cie wier­sze o glo­bal­nej eks­plo­ata­cji zaso­bów i zbli­ża­ją­cej się kata­stro­fie w ruchach na rzecz ochro­ny Zie­mi – to bar­dzo kon­kret­ne, moc­ne komu­ni­ka­ty, pod­su­wa­ją­ce języ­ki mówie­nia o tych pro­ble­mach w celu budo­wa­nia wspól­no­to­wej świa­do­mo­ści.

Mam świa­do­mość, że nie jestem czło­wie­kiem, któ­ry pory­wa tłu­my: nie mam tego cze­goś, bo nie lubię ludzi – jako ludz­ko­ści i indy­wi­du­al­nie nie­na­wi­dzę głu­po­ty. I co jest oczy­wi­ste, żeby oddać spra­wie­dli­wość, czę­sto nie lubię sie­bie. Mogę, jak się oczy­wi­ście doga­da­my, oddać tek­sty, pomóc pisać, ale ja oso­bą skan­du­ją­cą nie jestem. Chy­ba że gdzieś z głę­bo­kie­go offu, albo gdy­bym zosta­ła na świe­cie ja i garst­ka pię­ciu osób. Ale jeże­li ktoś ma chęć wyko­rzy­stać, po usta­le­niach, co i jak, bar­dzo pro­szę. Ja dzia­łam mega lokal­nie. I tak będę wycho­wy­wać dzie­ci. W sza­cun­ku do życia.

Lokal­nie – tak, ale to lokal­nie w isto­cie wcho­dzi w kwe­stie mak­sy­mal­nie glo­bal­ne, któ­rych każ­dy posi­łek (mięsny/bezmięsny), każ­da codzien­na decy­zja jest czę­ścią. Piszesz o koń­cu, sza­leń­stwie, poja­wia­ją się w Two­ich wier­szach momen­ty apo­ka­lip­tycz­ne. „przyj­dzie tęcza i was zje” – tak otwie­rasz tom, potem ta fra­za poja­wia się jesz­cze kil­ka razy. Skąd to?

To reak­cja na homo­fo­bicz­ne para­no­je. Na imbe­cy­lizm. Debi­lizm. Głu­po­tę. Tekst pierw­szy jest kur­sy­wą, żeby w baj­kę i wyli­czan­kę ubrać tęczę jako potwo­ra, że przyj­dzie on i spa­li wio­ski, porwie kobie­ty, dzie­ci, wypa­li zie­mię etc. etc. Pa-ra-no-ja. Dru­gi tekst z tęczą miał być w duchu „kie­dy przy­ja­dą pod­pa­lić Twój dom”, ale nie do koń­ca w oczy­wi­sty spo­sób, też wykrę­ce­nie para­noi. Wkur­wie­nie, stra­ci­łam cier­pli­wość. Komen­tarz.

Wie­rzysz w zmia­nę? W to, że nasze dzia­ła­nia mogą to zmie­nić?

Nie. Nie teraz, musi się stać jakaś glo­bal­na kata­stro­fa, żeby zorien­to­wa­li się/żebyśmy jako ludz­kość zorien­to­wa­li się chy­ba, że nie ma się co mię­dzy sobą żreć. Że nasze pro­ble­mi­ki są głu­pie. No idio­tycz­ne mamy te pro­ble­my, ktoś zaka­zu­je cze­goś, co go gów­no powin­no obcho­dzić, jakaś woj­na o haj­sy i wma­wia­nie, że o boga, ogól­ny cha­os i dez­in­for­ma­cja, a ludzie cier­pią. Jak chce­my prze­trwać w tej prze­strze­ni kosmicz­nej, to powin­ni­śmy zauwa­żyć, że jedy­nie współ­pra­ca może pomóc tej nad­szarp­nię­tej pla­net­ce, współ­ist­nie­nie, a nie ska­ka­nie sobie do gar­deł. Bo, nie­ste­ty, dopó­ki naj­bo­gat­si, decy­den­ci i inni inte­re­sow­ni gra­cze będą jako tako mie­li się dobrze, to będą się szar­pać. Powin­ni poczuć, że napraw­dę tra­cą grunt pod noga­mi. Może być wte­dy za póź­no. Ale nie widzę nagłe­go jaśnie oświe­ce­nia. Może dla­te­go przy­zy­wam tak apo­ka­lip­tycz­ne wizje. Może jako zasłu­żo­na kara? Bo zasłu­gu­je­my.

Zasłu­gu­je­my. W tym sen­sie Two­je dzia­ła­nia wokół tomu – i tak też są zapla­no­wa­ne, tak to widzę, tak­że w tej roz­mo­wie – to nie tyle inter­wen­cja, co komen­tarz: moc­ny, wkur­wio­ny, zaan­ga­żo­wa­ny i anga­żu­ją­cy, ale nie­wie­rzą­cy w sys­te­mo­wą zmia­nę doko­na­ną od środ­ka, więc w isto­cie ocie­ra­ją­cy się o sza­leń­stwo; ocze­ku­ją­cy na zmia­nę, któ­ra zmio­tła­by z zie­mi ten sys­tem. Może też zmieść wraz z nim ludzi.

Tak, choć mnie inte­re­su­je czło­wiek, a nie sys­tem. Każ­dy sys­tem jest two­rzo­ny przez czło­wie­ka. Jeże­li czło­wiek się nie zmie­ni, żaden sys­tem nie da rady. Nawet jego brak.

Zależ­ność jest dwu­kie­run­ko­wa: każ­dy czło­wiek jest two­rzo­ny przez sys­tem. Jeże­li sys­tem się nie zmie­ni, żaden czło­wiek nie da rady, bo w grę wcho­dzi edu­ka­cja, język, słow­nik, media, kul­tu­ra – ogrom­ny dys­kur­syw­ny prze­mysł.

Może­my zmie­niać sie­bie i swo­je oto­cze­nie, wycho­wy­wać dzie­ci według war­to­ści, w któ­re wie­rzy­my. Może za parę poko­leń będzie lepiej. Tyl­ko czy zdą­ży­my? Powąt­pie­wam. Poza tym głu­po­ta też się roz­mna­ża.

„i nic, i nic dzie­je się // dalej”. Dzię­ki za roz­mo­wę.

O autorach i autorkach

Kamila Janiak

W 2007 wydała książkę poetycką frajerom śmierć i inne historie w Staromiejskim Domu Kultury, a w 2009 kto zabił bambi? dzięki fundacji MAMMAL. W 2016 planuje wydać trzecią książkę, pt. zwęglona jantar. Publikowała wiersze w „Odrze”, „Akcencie”, „FA-arcie”, „ArtPapierze”, „Opcjach”, „Ricie Baum”, „Wakacie”, „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku”, w „83 Ściana Wschodnia Zine” i innych, których nie pamięta. Jej teksty pojawiły się w antologii Solistki i paru innych zbiorowych wydawnictwach, których też niestety nie pamięta. Pisze też teksty i śpiewa :w grungowym We Hate Roses, hc punkowym Posing Dirt, w electro-industrialnym Das Moon, w heavy folkowym Delira & Kompany, a także z Kamilem Strzyżewskim w lirycznym projekcie Tak Zwani Mordercy.

Maja Staśko

Krytyczka literacka, doktorantka interdyscyplinarnych studiów w Instytucie Filologii Polskiej UAM. Współpracuje m.in. z „Ha!artem”, „Wakatem”, „Przerzutnią” i „EleWatorem”. Zajmuje się najnowszą poezją.

Powiązania